sobota, 31 grudnia 2016

Od Ashton'a CD Seleny

Spojrzałem na nią.
- Jadę gdzieś... - odparłem.
- Aha - powiedziała lekko zrezygnowana.
- Ty masz już plany - powiedziałem pewnie.
- Jak to? - spojrzała na mnie.
- Jedziesz ze mną - uśmiechnąłem się.
Zauważyłem, że Selenie ulżyło, nie wiem kto chciałby spędzać sylwestra samotnie.
- O 21 przyjdę do ciebie - oznajmiłem.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Wyszliśmy ze stołówki, postanowiłem odwiedzić jeszcze Raven. Wszedłem do stajni i od razu podszedłem do boksu klaczy. Zastałem tylko niezjedzone siano. Przeszukałem całą stajnię. Nigdzie nie znalazłem Queen. Wybiegłem ze stajni i poszedłem zobaczyć karuzele na zewnątrz. Faktycznie urządzenie było włączone, lecz nie było tam Rav. Zobaczyłem także na karuzele pod zadaszeniem. Wyłączyłem urządzenie i wyprowadziłem klacz. Nie wiem kto ją tam zostawił, ale jak go spotkam to pożałuje. Odprowadziłem klacz do boksu i poszedłem do pokoju.
~~Kilka Nudnych Godzin Później~~
Po obejrzeniu filmu, wyłączyłem laptop. Demon wskoczył na łóżko i położył się obok. Wstałem z łóżka i wyszedłem na balkon. Wyciągnąłem papierosa, włożyłem go do ust i podpaliłam. Zaciągnąłem się dymem i po chwili wypuściłem. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Zgasiłem papierosa i otworzyłem drzwi. Nikogo tam nie zastałem.
- Głupie żarty - powiedziałem na głos.
Zamknąłem drzwi i postanowiłem się ubrać. Założyłem na siebie czarne jeansy i szarą bluzę. Przed wyjściem musiałem podać jeszcze tabletki Demonowi, aby nie zdemolował całego pokoju. Bardzo bał się sztucznych ogni. Wziąłem kluczyki od auta oraz kurtkę i zamknąłem pokój. Bez pukania wszedłem do pokoju Seleny. Dziewczyna leżała na łóżko i słuchała muzyki. Wstała z łóżka i podeszła bliżej, a ja przytuliłem ją.
- Gotowa? - zapytałem.
- Prawie - uśmiechnęła się.
Poszła do łazienki, wzięła kurtkę i stanęła przede mną.
- Teraz tak - ruszyła w stronę drzwi.
Wyszliśmy z akademiku i poszliśmy na parking. Otwarłem drzwi Sel, obszedłem auto i wsiadłem za kierownicę. Odpaliłem silnik i wyjechałem na drogę. Wyprawa trwała około  dwóch godziny. Podjechałem pod górkę i zatrzymałem się dopiero na samym szczycie. Był stąd widok na całe miasto. Wysiedliśmy z auta.
- Kiedyś przyjechałem tu z kolegami - uśmiechnąłem się.
- Pięknie tu - przytuliła mnie.
- Muszę ci coś powiedzieć.... - spojrzałem jej w oczy - Wiesz, bardzo mi się podobasz, od kąd cię zobaczyłem wiedziałem, że musisz być moja. Jesteś inna niż wszystkie, poszedłbym za tobą na koniec świata - uśmiechnąłem się.
Dziewczyna lekko się zarumieniła.
- Proszę, zostań moją dziewczyną - spojrzałem na nią.
Dziewczyna pocałowała mnie namiętnie, a ja odwzajemniłem ten pocałunek. Nagle niebo zabłysło i usłyszeliśmy huk petard, była północ. Oboje siedliśmy na masce samochodu i patrzyliśmy na fajerwerki.
- To jak będzie? - zapytałem.
Selena? <3

Od Maxa CD Samanthy

Przerwa świąteczna. Było mi cholernie żal, gdy opuszałem tereny Morgan, a jeszcze bardziej kiedy żegnałem się z Sammy na lotnisku. Zanim się rozdzieliliśmy obiecaliśmy sobie, że będziemy do siebie pisać. Wziąłem to na serio i codziennie pisałem SMS-sy, wysyłając ich przynajmniej kilka na dzień. Nie uszło to oczywiście uwadze moich domowników. Tata uśmiechał się ilekroć widział mnie z nosem w telefonie, a Sams starał się usilnie podejrzeć z kim tak gorączkowo SMS-uję. Kiedy w pierwszy dzień świąt wreszcie mu się to udało, jechaliśmy właśnie do babci, która mieszkała na Long Island.
- Kim jest Sammy? – brat spojrzał na mnie, obserwując moje reakcje spod przymrużonych powiek
Odwróciłem się w jego stronę, napotykając podejrzliwe spojrzenie Sama i uśmiechnąłem się lekko.
- Znajoma z Morgan… - odwróciłem wzrok, skupiając uwagę na widokach migających za oknem jadącego samochodu. Nie chciałem żeby Sammy dostrzegł rumieniec palący mnie w policzki
- Tylko znajoma? – chłopak wyszczerzył zęby w znaczącym uśmiechu i podniósł brwi. Nie zamierzał odpuścić.
- No dobra, bliższa znajoma – zakryłem twarz dłońmi, zastanawiając się jak bardzo jest czerwona
Sammy uśmiechnął się triumfalnie i wrócił do czytania książki. Usłyszałem ciche „wiedziałem” wypowiedziane przez brata. Klepnąłem go w ramię, zwracając z powrotem jego uwagę na mnie.
- Ale ani słowa tacie i reszcie – szepnąłem przez zęby, by ojciec, który siedział na przednim siedzeniu tego nie usłyszał
- Ja już dawno się domyśliłem – zaśmiał się, poprawiając lusterko. W jego odbiciu dostrzegłem ten sam uśmieszek, co u Sama
- No nie – znów ukryłem twarz w dłoniach i oparłem głowę o zagłówek. Zdołałem jeszcze wydusić – Skąd ty to wiesz?
- Rodzice mają swoje sposoby – tata uśmiechnął się jeszcze szerzej, a potem skupił uwagę na drodze
- Uuu… Maksiu się zakoochał! – zaszczebiotał wysokim tonem Sam
- Shut up! – krzyknąłem ze śmiechem i uderzyłem go jaśkiem, który leżał na siedzeniu pomiędzy nami

~*~*~*~
Święta, święta i po świętach. To zdanie musi paść co najmniej raz podczas rodzinnych zgromadzeń. I będąc u babci usłyszałem je już kilka razy. No, ale muszę przyznać, że te wyrażenie jest prawdziwe. Święta się skończyły, a ja właśnie wracałem taksówką do Morgan University. Dostrzegając znajome kształty centrum handlowego w mieścinie przy uniwerku, wyciągnąłem telefon z kieszeni i wystukałem szybko kolejną wiadomość do Sam.
Zaraz będę. Mam nadzieję, że już tam jesteś, bo nie zniosę kolejnych kilku godzin bez Ciebie. :*
Zablokowałem komórkę i wyjrzałem przez okno londyńskiej taksówki. Ośnieżone bilboardy i szare niebo stawały się coraz rzadsze, ustępując miejscu naturze. Drzewa w zimowym przebraniu stały nieruchomo, wyciągając obklejone białym puchem gałęzie ku niebu. Samuel siedział obok mnie i znudzonym wzrokiem obserwował przelatujące za oknem obrazy. Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącego SMS-a i szybko odblokowałem telefon.
Pospiesz się, bo Newton za Tobą tęskni.

PS Ja też ;*
Uśmiechnąłem się do ekranu i poczułem jeszcze większą ekscytację związaną z powrotem do Morgan. Przyznam się, że jeszcze nigdy tak się nie cieszyłem z powrotu do jakiejkolwiek szkoły.
- Co się tak cieszysz? Czyżby twoja Sammy do ciebie napisała? – Sam jakby ożywił się na dźwięk SMS-a i znów się ze mną droczył. Coś czuję, że prędko nie da mi spokoju.
Pokazałem mu język i znów odwróciłem się do okna. Kierowca dodał gazu i podjechał pod wzgórze. Na horyzoncie dostrzegłem budynki stajni oraz szkoły, a ekscytacja sięgnęła zenitu. Wierciłem się na siedzeniu, nie mogąc doczekać się spotkania z dziewczyną. Nie uszło to uwadze Sammy’ego, który zerkał co chwilę w moją stronę uśmiechając się pod nosem.
Kiedy w końcu samochód zatrzymał się na parkingu zapłaciłem szybko kierowcy. Potem niemal błyskawicznie wyskoczyłem z wnętrza pojazdu i otworzyłem bagażnik zabierając na raz swoje bagaże. Nie powiem, były ciężkie, ale chciałem jak najszybciej znaleźć się w stajni przy Newtonie i Sammy. W akademiku porwałem szybko swój kluczyk z portierni i podreptałem do swojego pokoju. Przechodzący uczniowie musieli mieć ze mnie niezły ubaw, bo podejrzewam, że wyglądałem dość komicznie. Będąc już w pokoju zrzuciłem wszystkie bagaże na jego środek. Przewertowałem w myślach listę swoich rzeczy, upewniając się, że zabrałem wszystko z taksówki. Wait, o czymś zapomniałem. O Sammym. Chociaż, chłopak jest już dorosły, nie? Poradzi sobie.
Wybiegając z pokoju i schodząc pośpiesznie ze schodów, dostrzegłem jak braciszek męczy się z torbami.
- Sams, musisz sobie dać radę. Ja lecę się z kimś spotkać. – rzuciłem w biegu
- Ta, leć do tej twojej Sammy – westchnął i pokonał kolejne schodki w górę.
Wypadłem przed akademik i nieco zdyszany zwolniłem do szybkiego marszu. Przeczesałem ręką włosy i chwilę potem podążałem stajennym korytarzem. Rozbieganym spojrzeniem szukałem znajomej twarzyczki Sam. Już po kilku sekundach dostrzegłem ją, machającą mi na powitanie. Uśmiechnąłem się promiennie i przyspieszyłem kroku. Powstrzymywałem się by nie podbiec do niej i nie przytulić z całych sił. Jej widok wyzwolił we mnie nowe pokłady energii i radości. Kurczę, jeszcze chyba nigdy w życiu nie cieszyłem się tak na czyiś widok. Czy to normalne?
- Cześć! – Sam przytuliła się mocno do mnie, a ja objąłem ją ramionami i ucałowałem w czubek głowy – Stęskniłam się za tobą.
- Ja też, Sammy. Ja też – staliśmy tak chwilę, obejmując się
Stęskniłem się za jej zapachem, za jej promiennym uśmiechem, za tym jak słodko marszy nos i za jej głębokim spojrzeniem. Stęskniłem się za nią całą.
Chwilę potem usłyszeliśmy przenikliwe rżenie Newtona, który trącał mnie w ramię. Wydawało mi się, czy był zazdrosny? Odsunęliśmy się od siebie, śmiejąc się z gniadosza. Ten potrząsnął łbem zadowolony, że zwróciłem w końcu na niego uwagę. Z uśmiechem na twarzy wślizgnąłem się do jego boksu i rzuciłem się mu na szyję.
- O stary, nie masz pojęcia jak za tobą tęskniłem. – wymruczałem, głaszcząc Newta po szyi
Sammy stała i przyglądała się nam z uśmiechem. Kiedy uznałem, że wystarczy ogierowi pieszczot odwróciłem się z powrotem do dziewczyny. Posłałem jej uśmiech i zrobiłem kilka kroków w jej kierunku.

Sammy? <3 Wybacz, chyba zepsułam końcówkę xd

Od Pain cd. Luke'a

Uniosłam wzrok, wpatrując się w chłopaka. W przeciwieństwie do niego nie chciałabym, by poznał moją matkę, Jace'a już poznał, a ojciec nie żył od 4 lat. Tak czy siak to długa historia.
- a twoi rodzice? - zapytał. Nie. Nie. Nie. 
Tego pytania obawiałam się najbardziej.
Przygryzłam wargę, mój wzrok zaczął błądzić po całym pomieszczeniu. Chyba wypatrywałam koła ratunkowego.
Ogarnij się Pain. Kiedyś i tak będziesz musiała mu powiedzieć.
- Ojciec nie żyje od 4 lat... - przerwałam. - Jace'a już poznałeś, a matka... wylądowała w psychiatryku po tym, jak rok temu próbowała wysadzić nas w powietrze. Krzyczała, że życie bez ojca nie ma sensu, że nie będziemy już cierpieć... - w moich oczach stanęły łzy. 
Chłopak nic nie powiedział, jedynie podszedł do mnie i mocno przytulił.
Nagle oślepił mnie blask fleszy.
Zamknęłam oczy starając się nie myśleć o tym, że przez cały czas jesteśmy obserwowani.
A fanki Luke'a już zapewne planowały na mnie zamach terrorystyczny.

Luke? No musiałam napisać o tym zamachu XDD.

Od Luke'a cd. Pain

- W takim razie.. możemy skończyć coś zjeść na miasto. Co ty na to? - Uśmiechnąłem się całując ją w czoło.
- Jasne. - Odwzajemniła uśmiech.
Założyliśmy buty oraz kurtki i wyszliśmy z akademika. Poszliśmy na parking i wsiedliśmy do mojego samochodu.
- Myślisz, że będą paparazzi? - spytała marszcząc brwi.
- Możliwe, chociaż mogliby zrobić sobie chociaż dziś wolne - westchnąłem.
Zaparkowałem pod galerią handlową i szybko wysiadłem, żeby otworzyć Pain drzwi. Gdy wysiadła od razu złapaliśmy się za ręce i weszliśmy do środka.
- Selena napisała, że nie leci - przeczytałem SMS-a od siostry.
- Dlaczego? - zmarszczyła brwi.
- Nie mam pojęcia, później z nią pogadam, ale skoro tak postanowiła to i pewnie już nie zmieni zdania.
Zatrzymaliśmy się obok jednej z restauracji i zajęliśmy wolny stolik.
- Czy ktoś jeszcze tam będzie? - spytała po chwili Pain.
- Rodzice, Ben i Jack. Mama nie wspominała, żeby ktoś jeszcze miał przyjść. Chociaż możliwe, że bracia przyjdą ze swoimi dziewczynami.
Pain kiwnęła głową, a ja złapałem ją za rękę.
- Ej.. nie stresuj się - zaśmiałem się cicho.

Pain? ;3

Szalonego Sylwestra!

No to kończymy ten 2016 - jakże cudny rok. Dokładnie 36 dni temu powstał ten blog - Morgan University. Większość, pff prawie wszystkich (za wyjątkiem 4 osób xdd) poznałam dopiero tutaj. Mamy już 50 członków i prawie 700 postów! Czyli wychodzi na to, że dziennie zostało publikowane po około 19 postów.

No dobra, a teraz idźcie się bawić, nie wypijcie za dużo i wróćcie mi kiedyś po tym nowym roku i kacu, bo będzie mi bez Was tutaj smutno i nie będę miała z kim pisać.
Szczęśliwego Nowego Roku, dużo weny na 2017 rok i zajefajnych pomysłów, aby nigdy nie było tu nudno! ♥

Coleł & Mareł
Podobny obraz

Od Samanthy CD Maxa

- Sam.
- Hm? - mruknęłam, słysząc swoje imię.
- Muszę ci coś powiedzieć. Przygotuj się na monolog. - podniosłam wzrok, wpatrując się w Watsona z niepokojem. - Kiedy się poznaliśmy, zamieniliśmy pierwsze słowo, zdałem sobie sprawę z tego, że będziemy się świetnie dogadywać. Tak też się stało. Jesteś pierwszą osobą, której tak szybko zdołałem zaufać... Jesteś pierwszą, o której myślę przez cały dzień i pierwszą, z którą chcę ten dzień przeżywać. Sam... Nie chcę, żebyś przeżywała ten dzień, nie wiedząc o tym, co do ciebie czuję. Nie mogę powiedzieć ci, że cię kocham, bo to nieprawda. Przynajmniej na razie. A zarazem nie mogę powiedzieć, że tylko cię lubię. Bo to coś więcej. O wiele więcej. Przez ostatnie tygodnie usiłowałem nazwać to uczucie, ustalić, dlaczego nie mogę znaleźć słowa, które by do niego pasowało. Chcę ci powiedzieć, co do ciebie czuję ale w całym cholernym słowniku nie ma takiego słowa, które opisywałoby ten stan. A muszę znaleźć to słowo. Muszę je znaleźć, bo chcę, żebyś je ode mnie usłyszała.
W połowie piosenki znieruchomieliśmy. Zamyśliłam się głęboko, powoli analizując jego słowa. Nie wiedziałam co powiedzieć, ani jak mogłabym zareagować. Max ujął swoje uczucia w absolutnie uroczy sposób, nieśmiało wypowiadając swoje myśli. Urzekło mnie to, ale również zawstydziło. Co innego domyślać się, a co innego wiedzieć.
- Proszę, powiedz coś. - szepnął cicho, gdy przez długi czas się nie odzywałam.
- Zakochiwać się - odparłam, znając doskonale odpowiedź na jego pytanie. Na powrót oparłam głowę na jego piersi, wdychając zapach jego wody kolońskiej. Chłopak uśmiechnął się zmieszany, opierając brodę na mojej głowie. - Ja od kilku dni jestem pewna faktu, że jestem w tobie zakochana. Co chwilę zerkam na telefon, żeby sprawdzić czy nie dostałam od ciebie wiadomości. Wciąż o tobie myślę. Nie jestem w stanie tego powstrzymać - skrzywiłam się lekko, słysząc jak to idiotycznie brzmi. - I myślę, że podczas przerwy świątecznej powinniśmy się zastanowić, czy jesteśmy gotowi spróbować to rozwinąć.
Zapadło między nami milczenie.
- Okej - odpowiedział szatyn po dłuższej chwili, jakby właśnie odpowiedział na najprostszą zagadkę świata.
~~*~~
Westchnęłam z ulgą, gdy w oddali dostrzegłam zabudowania stadniny. Podróż autem z lotniska mimo, że była krótka to dość męcząca. Stadninę i Londyn dzieliło kilkadziesiąt kilometrów, ale sam wyjazd z miasta zajął mi dwie godziny. Ludzi wracali do domów po świętach, spędzonych u krewnych, dlatego stolica Anglii była strasznie zakorkowana. 
Cieszyłam się z powrotu do Morgan. Stęskniłam się za tamtejszymi terenami, ludźmi, a także Ventim, który niestety musiał zostać w akademickiej stajni. 
Zaparkowałam swój samochód i od razu poszłam rozpakować swoje walizki. Jakież było moje zdziwienie, gdy w środku znalazłam dwie paczki babcinych pierników i kilka porcji słodyczy. Nona, jak zwykle musiała coś przemycić. Na jednej z paczek znalazłam karteczkę.
Podziel się z tym swoim Maxem ;)
Starszej kobiecie nie umknie żaden szczegół. Podczas pobytu we Włoszech pisałam z szatynem, a babcia pewnego dnia dorwała się do mojego telefonu. Później do końca świąt zdążyła rozpowiedzieć o Maxie całej rodzinie i połowie gości restauracji, których traktowała jak serdecznych przyjaciół.
Pokręciłam głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Zdecydowałam się pójść do stajni, przywitać się z karoszem, za którym okropnie się stęskniłam. 
Wałach powitał mnie radosnym rżeniem, a gdy tylko znalazłam się w zasięgu jego pyska, zaczął przeszukiwać moje kieszenie, licząc na jakieś przysmaki.
- Nic nie mam, skarbie - cmoknęłam jego chrapy. Następnie pogłaskałam Newtona, stojącego obok i przyglądającego nam się z ciekawością. W pewnej chwili ogier odwrócił głowę w kierunku wejścia. Spojrzałam w tamtą stronę, a widząc Watsona z trudem powstrzymałam chęć podbiegnięcia do niego i rzucenia mu się w ramiona.
- Cześć! - pomachałam w jego stronę, a gdy podszedł, dopiero wtedy przytuliłam się do niego. - Stęskniłam się za tobą.

Max? <3

Od Pain cd. Luke'a

Zamyśliłam się głęboko. Strasznie stresowałam się spotkaniem z matką Luke'a, a znając życie jego rodzeństwo i ojciec też będzie...
Ale i tak kiedyś musiałabym ich poznać.A Luke na pewno rzadko ich widywał, skoro on mieszkał w Londynie, a oni w Sydney.
Bałam się, ale nie należałam do tchórzy.
- Nie. Możemy jechać, nie mam nic przeciwko. Poza tym, nigdy nie byłam w Sydney. - uśmiechnęłam się ciepło. - wiesz już kiedy mamy samolot?
- jeszcze nie, właśnie miałem sprawdzić. Leć się przygotować. - powiedział całując mnie. Było widać, że bardzo się ucieszył moją odpowiedzią. 
Wstałam i w koszulce chłopaka poczłapałm do swojego pokoju.
Spakowałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, ubrałam się, następnie wróciłam do pokoju chłopaka i razem zesziśmy na śniadanie. 
- kupiłem już bilety, o 19 musimy być na lotnisku. -- oznajmił. - nawet nie wiesz jak się cieszę, że chcesz polecieć ze mną. - uśmiechnął się szeroko. 
Zatrzymałam się i wtuliłam w niego.
- dla Ciebie wszystko - mruknęłam stając na palcach, i tym samym opierając się o Luke'a. No tak... był przecież ode mnie o wiele wyższy.

Luke?

Odpiski

Hola!

No więc... W komentarzach proszę o linki do opowiadań C.D. Mary lub C.D. Diego. Bo muszę przyznać że większość postów z grudnia mi zniknęła, a nie mam ochoty przegrzebywać całego Bloggera w poszukiwaniu tych opowiadań, na które muszę wam odpisać.

Mara która już wróciła z obozu a wczoraj i dzisiaj ma i miała imprezy ;-) 

Ps: Czy ktoś z was musiał jeździć slalom przez cztery dni na tym samym stoku w Kluszkowcach? To mocno daje w kość. Nie polecam.

Od Samuela Do Jasmine


Dziś trzydziesty grudnia. Dwa dni przed rozpoczęciem nowego roku. Co mnie wzięło, żeby zmieniać coś akurat teraz. Mogłem sobie poczekać do pierwszego stycznia i pochwalić się wszystkim na FB: Nowy rok, nowy ja! i wkleić zdjęcie Morgan University. Nie, to nie w moim stylu. Kogo w ogóle obchodzi moja osoba? Dostałbym może ze dwa lajki. Od ciotki i Maxa. Ech… Na tę myśl poczucie beznadziejności jeszcze bardziej zaćmiło mój umysł. Wyjrzałem przez okno srebrnego Forda, którym aktualnie kierował ojciec. Uparł się, że sam odwiezie mnie cały ten kawał drogi i przy okazji spotka się ze swoim drugim synem. Dlaczego w ogóle zgodziłem się na Morgan? Na świecie znajduje się w trzy dupy takich uniwerków. Teraz będę musiał widzieć Maxa codziennie. W sumie, może to i dobrze? Może się trochę stęskniłem za dogryzaniem mu? Tak podsumowując, jakoś nie czułem się z tym tragicznie źle, jedyne co mnie dobijało to to, że będę tak daleko od domu i starych znajomych. Trochę ciężko było mi to wszystko zostawić. Co jeśli mnie tam nie polubią i będą gnębić do końca wszystkich dni? Teraz do mnie dotarło, że wolałbym mieć tam kogoś, do kogo będę miał otworzyć gębę. Znając siebie nie ośmieliłbym się nawet zapytać kogoś o drogę na stołówkę, nie walcząc przy tym z nieśmiałością. Może to jednak dobrze, że Max tam będzie. Ciekawiło mnie jedynie, jak zareaguje na mój przyjazd. W końcu nic mu jeszcze nie powiedziałem.
Otworzyłem szybko oczy czując pulsujący ból w czaszce. Musiałem zasnąć i uderzyć głową na tej wyboistej ścieżce. Spojrzałem na tatę.
- Już prawie jesteś my na miejscu, Sam. Właśnie miałem cię budzić. – uśmiechnął się, a ja dostrzegłem zmęczenie na jego twarzy
- Dlaczego nie chciałeś się zmienić? Przecież mam już prawko. – posłałem ojcu karcące spojrzenie
- Oh, Sammy. W Anglii panują inne zasady ruchu i nie chciałem…
- To nie jest żadne wytłumaczenie. Potrafię się przestawić. – przerwałem mu, a po chwili znów się odezwałem – Obiecaj mi tylko, że nie ruszysz w drogę powrotną zanim się porządnie nie wyśpisz w jakimś hotelu.
Tata pokiwał głową i uśmiechnął się szerzej. Przerzucił gałkę na większy bieg i dodał nieco gazu, podjeżdżając pod górkę. Naszym oczom ukazała się ośnieżona brama i ogromne drzewa, których gałęzie oblepiał śnieg. Miałem wrażenie, że wjeżdżamy w jakąś magiczną krainę.
- Mówisz zupełnie jak Victoria – uśmiechnął się smutno, postukując palcem w kierownicę w rytmie piosenki
Zerknąłem przez tylną szybę, upewniając się, czy przyczepa wciąż za nami podążała. Ręce zaczęły mi się pocić, a w brzuchu szykowało się małe powstanie. Cz-czy ja się denerwowałem? Tak, znaczy może trochę. Kiedy tata zaparkował samochód na parkingu, wyciągnął kluczyki ze stacyjki i odpiął pas, poczułem jak moje kości robią się nagle strasznie ciężkie. Tata położył rękę na moim kolanie spojrzał mi w oczy.
- Będzie dobrze, zobaczysz. – powiedział jakby wiedział czym się teraz przejmuję, dodając mi tym samym nieco otuchy.
Kiwnąłem głową, biorąc głęboki oddech i wyszedłem z samochodu. Śnieg przyjemnie zachrzęścił pod moimi stopami, a mroźne powietrze zaszczypało w nos i policzki. Zatrzasnąłem drzwiczki i rozejrzałem się dookoła. Szczerze, myślałem, że to wszystko będzie trochę mniejsze i… No w sumie sam nie wiem czego oczekiwałem. Nie zawiodłem się jednak, tylko nabrałem obaw. Wszystko wyglądało tutaj tak ekskluzywnie i elegancko, że miałem wrażenie, iż nie dopasuję się tutaj. Nie pozostało mi teraz nic innego jak poszukać Maxa i swojego nowego pokoju.
- Jak myślisz, gdzie on teraz może być? – usłyszałem za plecami pytanie ojca
- Nie mam poję… - zacząłem i w tym momencie zobaczyłem tę idiotyczną czapkę z bąblem, którą rozpoznałbym wszędzie – Tam jest.
Wskazałem tacie kierunek ruchem głowy, a następnie skierowałem tam swoje kroki. Dostrzegłem, że siedzi sam na ławce plecami do nas i grzebie coś w telefonie. Uśmiechnąłem się złośliwie pod nosem i podbiegłem do niego, zbierając po drodze śnieg. Zlepiłem z niego prowizoryczną śnieżkę i wtarłem ją Maksowi prosto w twarz. Braciszek podskoczył przestraszony i zerwał się na równe nogi.
- Hahah, orientuj się, głupku! – krzyknąłem, zwijąjąc się ze śmiechu, faktycznie brakowało mi wkurzania brata
Podniosłem wzrok i zobaczyłem zdezorientowaną i zaskoczoną minę Maxa, co wywołało kolejny atak śmiechu. Max zmarszczył brwi, sięgnął w dół po porcję śniegu i uformował z niej śnieżkę. W następnej sekundzie zamachnął się i rzucił ją we mnie. Ja zdążyłem się uchylić i pocisk trafił w brzuch naszego ojca. Obaj wybuchliśmy śmiechem, widząc zaskoczoną minę taty.
- No dzięki, naprawdę ciepłe powitanie – zaśmiał się, otrzepując czarny płaszcz ze śniegu
- Co wy tu robicie? – zapytał Max, łapiąc oddech w przerwie od śmiechu
- Jak to co, wprowadzam się. – wyszczerzyłem zęby w szatańskim uśmiechu
Max pokiwał głową i podszedł do nas. Spojrzał najpierw na tatę, a potem na mnie. W jego spojrzeniu dostrzegłem zwyczajne iskierki radości. Nic a nic się nie zmienił.
- Którego konia ukradłeś ciotce? Hope? – skrzyżował ramiona na piersi
- Może – odparłem wymijająco, odwróciłem się napięcie i ruszyłem w stronę samochodu
Pomyślałem, że po tylu godzinach jazdy Hopeful musiała być równie zmęczona co ja. Najlepiej by było, gdyby znalazła się już w swoim nowym boksie. Usłyszałem za sobą kroki Maxa i taty, który wypytywał o wszystko brata. Wiecie, zadawał takie standardowe pytania z podręcznego zestawu każdego rodzica: Czy nic ci się nie stało? Dlaczego tak rzadko do mnie dzwonisz? I tak dalej. Przewróciłem tylko oczami, domyślając się, że następnym razem mnie również nie ominie ta lawina pytań. Kiedy doszliśmy już na miejsce otworzyłem przyczepę, kładąc rampę na śniegu.
- Pomóc ci? – usłyszałem pytanie Maxa
- Przecież dam radę. – warknąłem, ech… On dalej uważa mnie za małego braciszka, którego ciągle trzeba mieć na oku. Coś czułem, że tak będzie wyglądał każdy dzień spędzony tutaj razem z Maksem.
- Okey, mam nadzieję, że dacie sobie radę, chłopcy. Idę pogadać z właścicielem i potem was znajdę, ok? – poinformował nas tata i nawet nie czekając na potwierdzenie odszedł w stronę któregoś z budynków
Wszedłem powoli na rampę i położyłem rękę na siwym zadzie klaczy. Hope nawet nie drgnęła i dalej stała spokojnie, więc przesunąłem się bliżej pyska.
- Dzielna dziewczynka. Chodźmy zobaczyć twój nowy dom. – szepnąłem do niej gładząc ją po szyi
Odwiązałem klacz i powoli wyprowadziłem na zewnątrz. W jej oczach nie było nawet cienia strachu czy choćby niepokoju. Hopeful z ciekawością rozglądała się na wszystkie strony świata i strzygła co chwilę uszami. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki kartkę z podstawowymi informacjami i odszukałem wzrokiem numer boksu klaczy. Czarno na białym widniał numer 13. Nie czekając na Maxa poprowadziłem Hope w stronę pierwszych lepszych drzwi dużego budynku naprzeciw, mając nadzieję, że to stajnia. Nie chciałem robić wrażenia, że kompletnie nie mam pojęcia gdzie idę, więc zadarłem brodę wyżej i szedłem pewnym krokiem.
- Ej, Sammy, to nie w tą stronę. – zaśmiał się Max, a ja poczułem jak z irytacji palą mnie policzki
Miałem ochotę pacnąć się w czoło i jęknąć z frustracją, ale zamiast tego odwróciłem się sztywno i ściskając mocno uwiąz klaczy podążyłem za Maksem. Brat przytrzymał nam drzwi stajni. Mijałem go z lekko naburmuszoną miną, na co szatyn uśmiechnął się. Dlaczego on zawsze musiał się uśmiechać? Biorąc głęboki oddech i zaciągając się zapachem koni, skierowałem się w stronę boksu numer 13. Zerkałem po tabliczkach wywieszonych na drzwiach boksów szukając odpowiedniej. Jest!
Widząc swoje nazwisko jak najszybciej podszedłem do boksu. Chwyciłem za zasuwę i otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazał się smukły pysk gniadosza Maxa o imieniu Newton. Cholera. Kiedy ogier dostrzegł Hope zarżał i naparł na drzwi próbując wyjść.
- Sams, co robisz? – usłyszałem głos Maxa, który sekundę później chwycił za kraty w drzwiach boksu i pomógł mi je zamknąć
Ponownie zakląłem w myślach, przeklinając własną głupotę. Wbiłem wzrok w kamienną podłogę. Hopeful trącała mnie w ramię, czułem jej ciepły oddech na karku.
- Hej, co jest grane, Sammy? – wyczułem nutkę troski i zaniepokojenia w głosie brata
- Nic. – odparłem krótko, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę
- Gadaj. Widzę, że coś cię gryzie. – Max chwycił za uwiąz Hope i spróbował wyjąć mi go z ręki, ale ja zacisnąłem mocniej palce. Widząc to, odpuścił wkładając ponownie rękę do kieszeni kurtki.
- Pokaż mi tylko gdzie jest ta cholerna trzynastka. – powiedziałem spokojnie i spojrzałem w czekoladowe oczy brata
Max kiwnął głową, mrużąc odrobinę oczy i minął mnie bez słowa. Zatrzymał się cztery boksy dalej, otworzył zasuwę i gestem wskazał, że mogę wprowadzić już klacz. Hopeful weszła do niego, czując się niemal jak u siebie w domu. Max spojrzał na zegarek, a następnie zasunął drzwi.
- Ja muszę szykować się na trening. Dasz sobie radę? – widząc moją wymowną minę zmarszczył brwi i ciągnął dalej – Jaki masz numer pokoju?
Ponownie wyciągnąłem papierek z kieszeni. Drugi widniejący na nim numer musiał zapewne być numerem pokoju.
- 51. Jak strefa 51. – posłałem mu blady uśmiech – To na piętrze, tak?
- Mhm. – kiwnął głową i uśmiechnął się – Zajrzę do ciebie po treningu, ok? Na razie.
Odprowadziłem brata wzrokiem aż zniknął z pola mojego widzenia, a następnie zająłem się klaczą. Zdjąłem z niej ochraniacze, które odłożyłem w kąt boksu. Usiadłem na słomie, oparłem się plecami o drewnianą ścianę i głęboko westchnąłem. Poobserwowałem chwilę jak Hope bada wszystko uważnie i strzyże uszami. Po chwili jednak zdecydowałem się zacząć rozpakowywać rzeczy. Podniosłem się z ziemi i chwyciłem ochraniacze siwki. Następnie wyślizgnąłem się z boksu, zamykając go. Nagle poczułem jak coś dotyka mojej prawej nogi. Spojrzałem na to coś szybko i uśmiechnąłem się pod nosem. To był pies. Uważnie mnie obwąchiwał i merdał przy tym puchatym białym ogonem. Wahałem się przez chwilę czy go nie pogłaskać.
- Snowy, do nogi – ciszę, panującą w stajni przerwał melodyjny głos dziewczyny, stojącej tuż obok

Jas? C:

piątek, 30 grudnia 2016

Od Seleny cd. Ashton'a

Dziś sylwester, a ja jak zwykle nie mam żadnych planów. Miałam lecieć razem z Luke'iem do Sydney, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałam. Obawiałam się strasznie lotu samolotem, bo przy moich ostatnio dość częstych atakach paniki mogłoby się to źle skończyć. Nie mam tu za wielu bliskich znajomych, więc.. też nie miałabym co tu z kim robić.
Podobno w mieście jest jakiś koncert, więc być może będzie on moim celem na dzisiejszy wieczór. Chyba, że jednak zdecyduję się na oglądnie nowego sezonu Teen Wolf, co również jest całkiem dobrym pomysłem.
Trzydziesty pierwszy grudnia zawsze był dla mnie zwykłym dniem, tak samo jak pierwszy stycznia. A noc pomiędzy nimi to po prostu najzwyczajniejsza w świecie noc. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Ashton, który właśnie usiadł przy moim stoliku.
- Cześć - uśmiechnął się.
- Hej, jak tam sylwestrowy nastrój! - spytałam
- Okey, a tam? - spojrzał na mnie.
- Ujdzie. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
Spuściłam wzrok na talerz,

bo przecież ta bułka z serem jest tak interesująca.

- Jak tam plany na wieczór? - spytał unosząc brwi.
- Em.. ciągle zastanawiam się czy obejrzeć nowy sezon serialu, czy zobaczyć co za koncert grają w mieście - zaśmiałam się cicho - A ty?

Ashton?

Od Luke'a cd. Pain

*tak wiem, że wczoraj był poniedziałek, a dziś jest piątek, ale Luke bardzo chciał już pisać o Sylwestrze XD*

- Czy dzisiaj jest piątek? - spytałem zaspany.
- Tak.
- A jutro jest Sylwester?
- Mhm.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że moja mama nas zaprosiła. - Uśmiechnąłem się - Chciałabyś pojechać?
- Um.. chyba.. ale ja się boję twojej mamy - powiedziała poważnie po czym zaczęła się śmiać.
- Nie masz powodów, żeby się bać. Na pewno cię polubi.
- Gdzie mieszkasz?
- W Londynie, z chłopakami.
- Luke? A gdzie mieszka twoja mama? - spytała marszcząc brwi
- W Sydney. - Uśmiechnąłem się.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy przez chwilę dokładnie się nad tym zastanawiając. Musielibyśmy wylecieć dziś wieczorem. Selena uznała, że jak ja polecę to ona też, a jak nie to zostanie. Moi starsi bracia też tam będą.
- Jeżeli chcesz, możemy zostać tutaj. - Odgarnąłem kosmyk włosów z jej twarzy - Nie ma problemu. - Uśmiechnąłem się.

Pain?

Od Maxa CD Cole


Dziś nie musiał mnie budzić okropny dźwięk budzika, bo wstałem kilka minut przed ustawioną pobudką. Zdziwiło mnie to, bo wiem, że wczesne wstawanie w moim wydaniu jest niesamowitym wyczynem. Walka z ciepłą kołderką i mięciusią podusią zwykle kończyła się przegraną i dodatkową kilkuminutową drzemką. Dziś jednak obudziłem się z nadmiarem energii, która aż paliła mnie od środka. Zaraz po otworzeniu powiek wyskoczyłem z łóżka. Porwałem rzeczy do ubrania przygotowane na dziś dzień i przecierając oczy ruszyłem w stronę łazienki. Ciuchy położyłem na wiklinowym koszu na pranie i spojrzałem w lustro. Przyjrzałem się swojemu odbiciu, ale po chwili odkręciłem kurek pozwalając płynąć strumieniowi zimnej wody. Nachyliłem się i obmyłem twarz bardziej się rozbudzając. Chwyciłem szczoteczkę do zębów, pastę i wyszorowałem dokładnie zęby. Następnie wskoczyłem w ubrania i wyszedłem z łazienki. Zmierzałem w stronę drzwi, kiedy na sekundę mój wzrok przykuł jeden z moich ostatnich szkiców. Narysowana Sammy spoglądała na mnie z płaskiej kartki. Uśmiechnąłem się lekko i pomyślałem, że gdy wrócę tu z powrotem po porannej przejażdżce z Newtem to będę musiał schować rysunek do teczki. Nie chciałem by się pobrudził bądź zniszczył. Będąc już przy drzwiach chwyciłem narciarską kurtkę i założyłem ją na siebie. Następnie wciągnąłem zimowe jeździeckie buciki na obie stopy i zdjąłem z półeczki nad moją głową czapkę oraz rękawiczki. Bez tych rzeczy nie ma mowy bym ruszył w teren w zimę. Chwyciłem za klamkę i otworzyłem szybkim ruchem drzwi. Wyszedłem na korytarz, cicho je zatrzaskując i przekręciłem w nich kluczyk, który następnie schowałem do kieszeni kurtki. Na korytarzu nie dostrzegłem żywej duszy. Nie żebym spodziewał się kogoś o tej porze. Była 6:42 w sobotę, więc każdy na pewno chciał odespać cały tydzień. Normalnie też bym tak zrobił, ale mój organizm miał jednak inne plany i nie zamierzałem mu się sprzeciwiać. W sumie i tak nie zmrużyłbym już oka. Skierowałem się w stronę szerokich marmurowych schodów i szybkim krokiem wyszedłem na zewnątrz. W oczy od razu rzuciła mi się oślepiająca biel śniegu, która kontrastowała z jeszcze ciemnym niebem. Kiedy podążałem szybkim krokiem w stronę stajni dostrzegłem kilka ciemnych kształtów. Czyli jednak nie tylko ja byłem dziś rannym ptaszkiem. Otworzyłem drzwi stajni i moją twarz owiało ciepłe powietrze i swojski koński zapach. Od razu potruchtałem cicho do boksu Newtona. Widząc jak gniadosz wystawia łeb przez kraty i rży na powitanie uśmiechnąłem się szeroko.
- Cześć, stary – szepnąłem, drapiąc go czule po czole i delikatnie gilgocząc pod gardłem – Gotowy na cotygodniową sobotnią przejażdżkę?
Ogier jakby odpowiadając na moje pytanie prychnął i potrząsnął łbem. Wydawało mi się, że chciał powiedzieć: No i czego tu jeszcze stoisz? Zasuwaj po siodło! Poklepałem go po szyi i szybkim krokiem podążyłem do siodlarni. Zabrałem stamtąd wszystkie potrzebne graty i ponownie znalazłem się przy boksie rumaka. Z lekkim trudem odsunąłem zasuwę i wślizgnąłem się do środka. Cały sprzęt położyłem w rogu i zbliżyłem się do gniadosza. Ten jakby czytając mi w myślach prychnął, zbliżając pysk do mojej prawej kieszeni.
- Chcesz coś dobrego? – zapytałem cicho i nie czekając na odpowiedź wyciągnąłem kostkę cukru – No masz.
Ogier pochłonął przysmak, oblizując dokładnie każdy centymetr mojej dłoni. Zaśmiałem się cicho wycierając oślinioną rękę o bryczesy. Następnie zabrałem się za czyszczenie gniadosza z warstwy kurzu i siodłanie. Po kilkunastu minutach Newt był już gotowy, więc wyprowadziłem go przed budynek stajni. Założyłem na głowę toczek i rękawiczki na ręce, a potem jednym susem wskoczyłem na grzbiet mojego wierzchowca, który nieustannie dreptał w miejscu. Oho, jego też rozpiera dzisiaj energia. Postanowiłem najpierw rozgrzać Newtona na ujeżdżalni, by choć trochę go utemperować zanim wyruszymy w teren. Dałem sygnał aby gniadosz ruszył stępem. Nie trzeba było go długo prosić, bo zaraz ochoczo ruszył do przodu. Kiedy byliśmy na miejscu okazało się, że ktoś już tam ćwiczył. O ile zdołałem przyjrzeć się w panującej szarości zimowego poranka twarzy jeźdźca, rozpoznałem w nim Cole’a. Trudno było go nie znać skoro jest synem właścicieli akademii. W sensie, z widzenia to chyba każdy uczeń go kojarzy, ale przyznam się, że nie miałem okazji się z nim bliżej zapoznać. Zatrzymałem Newtona przy płocie.
- Można? – zawołałem, skracając wodze. Uznałem, że lepiej będzie się zapytać
Chłopak zatrzymał na chwilę swojego kasztana i odkrzyknął, lekko się uśmiechając.
- Jasne.
Usatysfakcjonowany zezwoleniem ze strony Cole’a zeskoczyłem z grzbietu Newta i otworzyłem szeroko bramkę, by gniadosz mógł przez nią przejść. Kątem oka dostrzegłem, że chłopak przeniósł się na drugą połowę ujeżdżalni i trenował z Avengerem ósemki. Zdawało mi się, że tak jego ogier miał na imię. Domknąłem ogrodzenie i po chwili znów znalazłem się w siodle. Postanowiłem zacząć od czegoś najprostszego. Kilka kółek stepu, a potem w kłusie, powoli wprowadzając wolty, slalom i ósemki. Hah, byłoby zbyt pięknie, gdyby Newton zechciał wszystko grzecznie wykonać. Musiał się oczywiście wyrywać do przodu, co skończyło się przejściem w galop.
- Newt, ogarnij się. To ma być rozgrzewka. – zwróciłem się do nabuzowanego ogiera
Ten parsknął tylko i zarzucił łbem, stąpając w miejscu. Westchnąłem, przewracając oczami i ponownie skierowałem konia na ścianę. Skróciłem wodze, czując jak gniadosz próbuje przejść do kłusu. O nie, tak się nie bawimy – powiedziałem do siebie w myślach – chcesz galopu? To masz.
Dodałem łydek, a gniadosz ochoczo ruszył szybkim galopem. Biegł, nie mając najmniejszego zamiaru się zatrzymywać. Przegalopowaliśmy kilka kółek i zrobiliśmy jakieś trzy wolty. Newton czując napięte wodze wygiął szyję w idealny wręcz łuk i skierował jedno ucho do wewnątrz, a jedno na zewewnątrz gotów wykonywać moje polecenia. O to właśnie chodziło. Zadowolony zwolniłem wierzchowca, przechodząc w rytmiczny i sprężysty kłus. Następnie wykonaliśmy kilka ósemek, slalomów, wolt i półwolt zmieniając tym samym kierunek. Po kilkunastu minutach uznałem, że wystarczy rozgrzewki. Poklepałem Newtona po szyi, a ten wypuścił powietrze z płuc, które w starciu z zimnem zamieniło się w parę wodną. Zauważyłem, że Cole również postanowił kończyć i właśnie wyprowadzał swojego ogiera z ujeżdżalni. Pomyślałem, że może miałby ochotę wybrać się z nami na przejażdżkę.
- Cole? Chciałbyś jechać z nami na przejażdżkę? - uśmiechnąłem się przyjaźnie i podjechałem bliżej
Chłopak odwrócił się w moją stronę i zamyślił się na sekundę. 
- Czemu nie. - Cole wzruszył ramionami i odwzajemnił uśmiech.

Cole? Alesz oczyfiście, sze zostane tfoim nofym pszyjacielem :3

Od Ashton'a CD Seleny

Zamknąłem drzwi i poszedłem do swojego pokoju. Od razu rzuciłem się na łóżko. Po chwili dołączył do mnie Demon. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, dochodziła dwudziesta druga. Wstałem i skierowałem się do łazienki. Wziąłem ciepły prysznic i umyłem zęby. Ponownie położyłem się na łóżku. Siedziałem chwilę na laptopie, lecz prędko mi się to znudziło. Ułożyłem wygodnie głowę na poduszce. Nie mogłem zasnąć po głowie wciąż krążyło mi pełno myśli. Zastanawiałem się nad tym co wydarzyło się dzisiaj. Lekko się uśmiechnąłem. Włączyłem muzykę i założyłem słuchawki, to zawsze mi pomagało. Po dłuższej chwili oczy zaczęły mi się kleić, w końcu zasnąłem.
~~Rano~~
Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno. Przeciągnąłem się, a Demon wskoczył na łóżko i domagał się pieszczot. Wstałem i poszedłem wziąć krotki prysznic. Ubrałem luźne jeansy i czarną koszulkę z krótkim rękawem, na to założyłem szarą bluzę. Lekko ospały zszedłem do stołówki na śniadanie. Wziąłem jedzenie i od razu zająłem wolne miejsce obok Sel.
- Cześć - uśmiechnąłem się.
- Hej, jak tam sylwestrowy nastrój! - zapytała.
- Okey, a tam? - spojrzałem na nią.
Sel? Postaraj się odpisać jak najszybciej ^ω^

Od Pain cd. Luke'a


Luke wtulił się we mnie, tymczasem ja zaczęłam powoli zasypiać.
- tylko moja - usłyszałam jedynie i poczułam, jak jego usta muskają moje ramię.

* * *

Blask promieni słonecznych musnął moje powieki, przez co się obudziłam. Ręka Luke'a spoczywała na moim biodrze, on sam natomiast nie odsunął się ode mnie ani o centymetr podczas snu.
Chwyciłam leżący na stoliku telefon i spojrzałam na godzinę.
Ch0lera.
- Luke... - szepnęłam, szturchając to lekko. Tak leniwie, tak słodko wyglądał... Ale nie mogłam pozwolić byśmy spóźnili się na zajęcia.
- Słucham księżniczko...? - mruknął przesuwając się bliżej i muskając Wargami skórę na mojej szyi.
- musimy wstać, bo się spóźnimy - powiedziałam cicho, jednak nie ruszyłam się z miejsca. 
Najchętniej leżałabym tutaj cały dzień, wtulona w jego ciepłe ciało, i wdychała jego zapach, i całowała jego usta.
Jednak musieliśmy iść na zajęcia. I na treningi.

Luke?

Od Malii Cd. Jackson'a

- Straciłeś okazję. -powiedziałam zakładając bluzkę
W tym momencie Jackson wstał i złapał mnie w talii...
- Coś czuję że jeszcze będzie okazja, - powiedział i kiwnął lekko głową unosząc brew
W jego objęciach czułam się cudownie, ale czy to w ogóle możliwe... Czy to możliwe, że po dniu spędzonym tutaj znalazłam kogoś kogo mogłabym pokochać? Nie.. Jestem po prostu zmęczona, a mój mózg płata mi figle. Złapałam chłopaka za nadgarstki i uwolniłam się z objęcia.
- Ubierz się. -powiedziałam krótko
Chłopak zrobił to jak na rozkaz. Nie minęła chwila i oboje staliśmy naprzeciwko siebie jakby nic takiego się nie wydarzyło. Odprowadziłam chłopaka do drzwi..
- Do jutra. -powiedział wychodząc
- Pa.. -odpowiedziałam po czym westchnęłam i podrapałam się po karku
Poszłam pod prysznic. Umyłam się szybko i osuszyłam, następnie przebrałam się w piżamę. Przeszłam do pokoju i usiadłam po turecku na łóżku. Złapałam telefon, a on w tym momencie zawibrował. Przyszło mi zaproszenie na facebook'u od Jackson'a Whittemor'a, które niemal natychmiast zaakceptowałam. Już po chwili czekała mnie wiadomość na messengerze...
@Jackson; Czuję się samotny :c
@Malia; Co ja Ci na to poradzę? xD
@Jackson; ..no nie wiem ;p
@Malia; Myślę, że wiesz ;3
@Jackson; ...pisze...

<Jackson?>

Od Luke'a cd. Pain

- Ale twój. - Uśmiechnąłem się szeroko odwzajemniając jej pocałunek.
- Mój - powiedziała całując mnie w policzek - Mój - powtórzyła składając kolejny pocałunek tym razem na mojej szyi.
Powtarzała to co chwila za każdym razem składając pocałunki na mojej szyi i policzkach.
- Tylko mój. - Uśmiechnęła się szeroko całując mnie w usta.
- Tylko twój - spojrzałem jej w oczy - A ty jesteś tylko moja - szepnąłem.
Pain obdarzyła mnie jednym z jej najpiękniejszych uśmiechów i pochyliła się składając na moich ustach delikatny i zarazem bardzo namiętny pocałunek.
Dziewczyna oparła się o ścianę, a ja pochyliłem się nad nią.

- Kocham cię Pain - szepnąłem patrząc jej w oczy.
- Kocham cię Luke. - Uśmiechnęła się uroczo.
Złożyłem jeszcze jeden pocałunek na jej ustach, po czym położyliśmy się spać. Pain odwróciła się tyłem, a ja przytuliłem się do jej pleców.
- Tylko moja - mruknąłem całując jej ramię


Pain? ;*

Od Jackson'a cd. Malii

- Ja nigdy nie wymiękam - wyszczerzyłem się - Ale wątpię, że ty chcesz grać dalej?
- Czemu nie? - spytała pewnie sięgając do zapięcia stanika.
- Wiesz jak to by się mogło skończyć, prawda?
Dziewczyna wywróciła oczami.
- Czyli to przerywasz, przegrałeś. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Czy chcesz uprawiać ze mną seks? - spytałem prosto z mostu.
- Hm.. raczej nie. - Zmarszczyła brwi.
- W takim razie musimy przerwać naszą zabawę dokładnie w tym momencie - zaśmiałem się.
- I tak ty przegrałeś - mruknęła.
Podniosła swoje ubrania z podłogi i zaczęła się ubierać.
- Jeżeli chcesz możemy kontynuować - zaśmiałem się.
- Wymiękłeś. - Wystawiła język w moją stronę.
- Nie chciałem przesadzić. - Wywróciłem oczami.

Malia?

Od Pain cd. Luke'a

Wzięłam koszulkę i ponownie poszłam się przebrać. Tym razem koszulka była dość długa, za to opadała mi na ramię i była strasznie szeroka.
- Luke, nie masz czegoś normalnego? - zapytałam wychodząc z łazienki, rozbawiona całą tą sytuacją.
- nie jest tak źle - głupio się wyszczerzył.
Westchnęłam. No, niech mu już będzie.
- No dobra. - Przewróciłam oczami siadając na łóżku.
Musiałam zabawnie wyglądać w o wiele za dużej koszulce, ale bynajmniej nie było mi widać tyłka.
Luke podszedł do mnie siadając obok i obejmując mnie w talii. Oparłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam cicho.
- lepiejsię przyznaj, że specjalnie dałeś mi taką krótką koszulkę - zaśmiałam się uważnie patrząc mu w oczy.
- nie, no skąd...
- nie dość, że łobuz, to jeszcze kłamca - usiadłam naprzeciwko chłopaka, pochyliłam się i namiętnie go pocałowałam.

Luke? ;*

Od Luke'a cd. Pain

- Zły Luke - zaśmiałem się.
Dziewczyna składała pocałunki na mojej szyi, a ja posadziłem ją na komodzie stojącej przy drzwiach.
- Nie mam zamiaru cię stąd wypuścić - mruknąłem, gdy przeniosła swoje pocałunki na moje usta.
- Ale nawet nie mam ze sobą piżamy!
- Dam ci koszulkę - uśmiechnąłem się.
- Nie mam szczotki do włosów.
- Mam grzebień. - wyszczerzyłem się.
- Niech ci będzie. - Wywróciła oczami i uśmiechnęła się szeroko.
Pocałowałem ją i podniosłem, a ona owinęła nogi wokół mojego pasa.
- Nawet nie wiesz jak ucieszyła mnie twoja odpowiedź - mruknąłem robiąc jej kolejną malinkę na szyi.
Dziewczyna zaśmiała się uroczo i po chwili opadliśmy na łóżko.
- Idę wziąć prysznic. - Uśmiechnąłem się i całując ją w policzek udałem się do łazienki.
~~
- Luke! Ta koszulka będzie za krótka! - Wywróciła oczami.
- Ojj przestań - zaśmiałem się.
- Ledwo zakryje mi tyłek!
Zaśmiałem się i wyjąłem z szafy inną koszulkę.

Wcale nie wziąłem specjalnie najpierw tej krótszej. Wcale.

Pain? xD <3

Od Seleny cd. Ashton'a

Co tu się właśnie wydarzyło?

Czy on właśnie.. nie.. chyba mi się wydawało. Nie no, bez przesady, aż tak źle ze mną nie jest. Czy on właśnie mnie pocałował? Um.. tak. Dlaczego? W sumie znamy się stosunkowo krótko, ale.. em.. nie chodzi o to, że mi się nie podobało czy coś.

Ugh. Selena ogarnij się, bo pewnie wyglądasz jak idiotka.

Co mam powiedzieć? Co mam zrobić? Cholera. Całkowicie się zmieszałam. Powinnam mu podziękować, ze mnie przytulił? Ale to może wtedy głupio wyjść, że to na nim wymusiłam czy coś. Czemu to światło musiało zapalić się w takim momencie?! Dobra. Powiedz coś, bo ta cisza jest cholernie niezręczna.
- Dziękuję, że.. um.. że mi pomogłeś i zgo-zgodziłeś się mnie przytulić - wydukałam spuszczając nieśmiało wzrok.

Błagam, nie oblewaj się rumieńcem!

- Nie ma za co. - Uśmiechnął się delikatnie - Chyba powinienem już iść - potarł kark dłonią - Dobranoc.
Ashton udał się w stronę drzwi i w tym momencie pomyślałam

Jak to się mówi YOLO, raz się żyje.

- Zaczekaj - powiedziałam cicho.
Chłopak zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił w moją stronę. Podeszłam do niego i ujęłam jego twarz w obie dłonie. Zbliżyłam nasze twarze do siebie i musnęłam wargami jego usta, delikatnie je całując.
- Dobranoc. - Uśmiechnęłam się lekko.

Ashton?

Od Pain cd. Luke'a


- zostań ze mną dzisiaj na noc, Nie chcę spać sam. - wymruczał wpatrując się we mnie.
Zsunęłam się niżej, tak, że moja głowa spoczywała teraz na poduszkach.
- Ojej, Luluś boi się ciemności? - zapytałam ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Chłopak pochylił się nade mną wpatrując się rozbawiony w moje oczy. 
- nie, ale i tak Cię nie puszczę. - wymruczał.
- No to zobaczymy - wyturlałam się spod chłopaka i miałam zamiar wybiec z pokoju, drzwi były jednak zamknięte. Zaczęłam się śmiać, gdy chłopak przywarł do mnie tak, że nie mogłam mu się wyrwać. Posłał mi łobuzerski uśmieszek i podniósł mnie.
- ej! Oszukujesz! - krzyknęłam nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, gdy Luke trzymał mnie na rękach. W końcu on też zaczął się śmiać. 
- jesteś niemożliwy... - mruknęłam całując delikatnie jego szyję. - łobuz jeden. Zamyka swoją dziewczynę w pokoju i nie chce jej wypuścić. 

Luke? ;**

Od Pain kwalifikacje na poziom zaawansowany cz. 2

Drrrrrrń, drrrrrrń...
- zamknij się - wymruczałam próbując wyłączyć budzik w telefonie. Niesety nie udało mi się to i musiałam się podnieść. Ugh.
Bezwładnie opadłam na łóżko, chowając twarz w podszuszkach.
Chwila.
Dzisiaj zdaję kwalifikacje na stopień zaawansowany.
O ch0lera.
Wyskoczyłam z łóżka i jak poparzona pomknęłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i owinięta ręcznikiem wróciłam do sypialni. Nagle zadzwonił mój telefon.
- dzień dobry księżniczko, jak przygotowania? - usłyszałam ciepły głos Luke'a.
- przygotowania na pełnej parze. Chyba trochę zaspałam. - ziewnęłam przeciągle zapinając stanik i przytrzymując telefon ramieniem.
W słuchawce usłyszałam lekki śmiech.
- to nie przeszkadzam. Będę czekał w stajni, pomogę ci z Another Chance.
- dziękuję, jesteś kochany!
Rozłączyłam się. Wciągnęłam na siebie czarne bryczesy i wpuściłam w nie białą koszulę. Na ramiona zarzuciłam czarny frak konkursowy, który zakupiłam tydzień temu. Na nogi wsunęłam lśniące, skórzane oficerki.
Oczywiście nie chciałam zostać opluta i pobrudzona przez klacz, więc na strój założyłam dres.
Rozpuściłam włosy, a te falą opadły na moje plecy i ramiona. Dokładnie je rozczesałam, następnie zrobiłam z nich starannego koka. Założyłam na niego specjalną siateczkę, by upewnić się, że żadne pasmo nie wysunie się i wyląduje na moich oczach, zasłaniając mi widok.
Wybiegłam z akademika wpadając do stajni. Luke właśnie wychodził z siodlarni razem ze sprzętem Another.
- nie wiem, jak ci dziękować. - podeszłam do niego i pocałowałam go.
Ten jedynie uśmiechnął się szeroko.
Wspólnie zaczęliśmy czyścić klacz w korytarzu. Z racji, że Luke był ode mnie wyższy, zajął się robieniem koreczków na grzywie, ja natomiast zaplatałam ogon.
Podczas siodłania klacz jak zwykle pokazywała swoje humorki. Gdy byłyśmy już gotowe, poszłyśmy na rozgrzewkę, a Luke gdzieś niknął.

Weszłam na ujeżdżalnię i dosiadłam Another Chance. Osoby oglądające mój test powoli schodziły się na trybunach, w tym jury, które zadecyduje, czy mogę przejść do stopnia zaawansowanego.
Na luźnych wodzach ruszyłam z klaczą przez ujeżdżalnię, działając aktywizująco łydką. Kobyła musiała się obudzić przed testem, a ja skupić.
Popędziłam zwierzę do kłusa. Zrobiłam tak dwa kółka, po czym zwolniłam do stępa i podciągnęłam popręg. Another zaczęła kręcić się wokół, a ja niemal straciłam równowgę.
Jury zajęło swoje miejsca i poinformowało mnie, że pierwszą dyscypliną będzie ujeżdżenie.
Wycofałam się z ujeżdżalni i porządnie zebrałam Another. Ruszyłam stępem, zatrzymując się idealnie na X.
W tym momencie na trybunach dostrzegłam Luke'a.
Przejechałam cały program niemal bezbłędnie, poszło rewelacyjnie jak na nas. Przed kolejną dyscypliną, którą będą skoki, jury ogłosiło przerwę, by stajenni ułożyli przeszkody i bym mogła ochłonąć.

CDN

Od Angie cd

Jadąc za Laylą już piętnaście minut później byłam na miejscu. Zaparkowałam najbliżej jak się dało i wyskoczyłam z garbusa.
- Zgaduję, że nie przyjechałaś tu na spacer - zagadnęła Layla zerkając znacząco na moją przyczepę.
- Słuszne spostrzeżenie. Ja do akademii - kiwnęłam głową.
- W takim razie będziemy się często widywać, ponoeważ uczę tutaj opieki stajennej. - Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie po czym dodała - A przy okazji...ciekawe...ubranie.
Spojrzałam na swoje odbicie w szybie samochodu. Byłam ubrana zupełnie normalnie. Czarne zimowe buty z których wystawały grube skarpety były związane czerwoną i niebieską sznurówką. Pasiaste rajstopy, ledwo widoczne spod jasnobrązowego płaszcza, pięknie komponowały się z równie pasiastym dłgim szalikiem. Do tego czerwona czapka z pomponem na moich różowych włosach i tego samego koloru rękawiczki bez palców.
Wzruszyłam ramionami.
- Powiesz mi gdzie jest mój pokój, czy będziemy tu sterczej jak kołki na tym mrozie?

Dowiedziałam się, że nauczycielka właśnie spieszyła się na swoją lekcję, ale dobrodusznie postanowiła, że poświeci mi chwilkę swego cennego czasu. Po drodze wskazała mi stajnię, w której powinnam znaleźć przygotowany dla mojego konia boks, a parę minut później stanęłyśmy przed budynkiem, w którym miałam zamieszkać. W tym momencie zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy wszystkie internaty wybudowane w Anglii po roku 1997 wyglądają jak Hogwart.
- Masz klucz - Layla wcisnęła mi do ręki kluczyk do pokoju numer 36 - rozgość się, rozpakuj, wyprowadź konia. Przepraszam, że tak to wszystko szybko załatwiamy, ale już jestem spóźniona na lekcję.
- Myślę, że uczniowie nie będą nażekać - powiedziałam tylko gdy już odchodziła.

Mountain Dew był dosyć podenerwowany, gdy wreszcie wyprowadziłam go z przyczepy. Do tego gdy wychodził poślizgnął się na lodzie. Drobił w miejscu i rozglądał się z przerażeniem, jednocześnie wąchając nowe zapachy. Kręcił głową w jedną i w drugą nie wiedząc gdzie jest i czemu jest tu tak zimno. Specjalnie nie strzygłam go w tym sezonie, wiedząc, że inaczej zamarznie w tej Wielkiej (I Dalekiej Od Równika) Brytani. Do tego miał na sobie derkę, która niestety rozpięła mu się gdy tak się szarpał.
- Weź się na chwilę zatrzymaj - mówiłam do niego, bezskutecznie próbując złapać powiewający przy każdym ruchu materiał, który dodatkowo pogarszał sprawę. - Stój ,ośle jeden!
Wreszcie udało mi się zapiąć derkę, ale koń wcale się nie uspokoił.
- No dobra, jak chcesz - westchnęłam i zdjęłam szalik.
Zawiązałam go tak, żeby zakrywał oczy konia i dopiero w tym stanie mogłam spokojnie doprowadzić Dew do stajni. Nie wiedząc gdzie zostawić osprzęt, ułożyłam wszystko pod boksem. Stwierdziłam, że jak znajdę siodlarnię, to wszystko przeniosę. Tym czasem poszła do pokoju się rozpakować...a na miejscu zastałam pewną niespodziankę.

C.D.N.
obiecuję, że następnym razem już nie będę taka egoistyczna i dam komuś do dokończenia ;*

Od Pain cd. Luke'a

Uśmiechnęłam się lekko czując, jak się rumienię. Luke składał delikatne pocałunki na mojej szyi, a ja czułam się tak wspaniale, gdy byłam tak blisko niego.
- Luluś... będę musiała później zrobić trening Another... - powiedziałam cicho.
- a co, jak Cię nie puszczę? - zapytał.
- No to nie będę miała wyjścia - Zaśmiałam się.
Chłopak położył swoją dłoń na mojej talii, nie przerywając niewinnych pocałunków na mojej szyi.

Ch0lera. Jak tak dalej pójdzie serce mi wysiądzie.

Luke podważył materiał mojej bluzki i musnął palcami moją skórę. Przez moje ciało przepłynął przyjemny dreszcz.
Wtuliłam się w tors chłopaka, opuszczając powieki.
Jak ja go kocham.
- zamknąłeś drzwi? Dziennikarze są wszędzie - zapytałam spoglądając na Luke'a.

Luke? <3

Od Luke'a cd. Pain

- Oczywiście, że tak - wywróciłem oczami i uśmiechnąłem się szeroko - A nawet jeśli nie, to i tak tu nie przyjdą - mruknąłem muskając ustami jej szyję.
Postanowiliśmy obejrzeć jeszcze jakiś film, więc wziąłem laptopa i zacząłem szukać. Pain namówiła mnie na "Szkołę uczuć".
Nie potrafiłem nawet skupić się na filmie, gdy trzymałem Pain w swoich ramionach. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do tego, że.. ona jest moja.
Pain leżała z głową opartą na moim torsie, a ja rysowałem palcami kształty na jej plecach. Czułem się tak.. niesamowicie mając ją przy sobie. W tak stosunkowo krótkim czasie zdążyłem całkiem stracić dla niej głowę.
~~~~
Gdy film się skończył po policzkach Pain spłynęło kilka łez wzruszenia. Od razu starłem je i delikatnie pocałowałem ją w usta. Gdy przejechałem dłonią wzdłuż jej talii, na co aż podskoczyła i zaczęła się śmiać.
- Przestań, to łaskocze - zaśmiała się.
Uniosłem brwi i uśmiechnąłem się szeroko zaczynając ją łaskotać
- Luke! Proszę! Przestań! - śmiała się próbując przybrać gniewny ton głosu.
Jej śmiech był taki uroczy. Tak samo jak jej uśmiech.
Gdy już postanowiłem jej odpuścić pocałowałem dziewczynę w czoło na co się uśmiechnęła.
- Zostań ze mną - pochyliłem się nad nią.
- Przecież nigdzie się nie wybieram.
- Zostań ze mną dzisiaj na noc. Nie chcę spać sam - mruknąłem odgarniając włosy z jej twarzy.

Pain? ;3

Od Thomas'a Cd. Harry'ego

- Harry, coś się stało? -spytałem wybałuszając oczy na przelękniętego chłopaka
- N-ni-nic.. -wybełkotał pod nosem
- Stary, wiem że coś się dzieje. Mnie nie oszukasz.. ale jak nie chcesz mówić to nawet lepiej.. -uśmiechnąłem się lekko.
Nie należę do ludzi, którzy lubią pomagać rozwiązywać innym ich problemy..
- Chcesz bucha? Odstresujesz się trochę... -powiedziałem
- J-ja ni-nigdy n-ni-nie pa-a-liłem.. -odpowiedział
- Zawsze musi być ten pierwszy raz -wyszczerzyłem się podając chłopakowi papierosa
Ręce mu drżały, ale złapał fajkę i już po chwili przytknął ją do ust. Pociągnął, ale się nie zaciągnął tylko od razu wydmuchnął dym.. Zaśmiałem się.
- C-co? Ooo o co cho-chodzi? -spytał wbijając we mnie swój wzrok
- Nie umiesz - uśmiechnąłem się - musisz się zaciągnąć -wytłumaczyłem
- Ni-nie wiem j-jak.. - w jego głosie było słychać wstyd
- Nie ma się czego wstydzić -uśmiechnąłem się
Wziąłem od Harry'ego papierosa, wziąłem dużego bucha, głęboko w płuca..
Delikatnie złapałem chłopaka za brodę i zbliżyłem go do swojej twarzy. Wypuściłem mu dym do ust po czym się odsunąłem. Zaciągnął się i zakasłał..
- I jak? -spytałem z szerokim uśmiechem

<Harry? to twój pierwszy raz xd>

Samuel Watson i Hopeful

[buźki użyczył Jeremy Shada]
Motto: "Śmiejecie się ze mnie, bo jestem inny. Ja śmieję się z was, bo jesteście tacy sami."
Imię: Samuel [Sam, Sams, brat nazywa go Sammy, wołany również po nazwisku]
Nazwisko: Watson
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 11.06.1997 [20 lat]
Pochodzenie: USA; Nowy York
Pojazd: Nie ma. Woli kraść autko od Maxa.
Pokój: 32
Grupa: I
Poziom: Średnio zaawansowany
Koń: Hopeful
Głos: Mike Posner
Rodzina:
• Maximilian Watson – starszy brat, mimo drobnych sprzeczek i wzajemnym dogryzaniu, dobrze się dogadują
• Scott Watson – ojciec
• Victoria Watson – matka [od kilku lat nie żyje]
• Harriet Daoviell – ciotka [posiada stadninę]
Relacje:
* młodszy brat Maximiliana
* przyjaciel Victorii (ale ma nadzieję na coś więcej xd)
Aparycja: Samuel to przeciętnego wzrostu (176 cm) chłopak o czekoladowych włosach i nieco jaśniejszych oczach. Na jego smukłej twarzy znajdują się ciemne brwi, zadarty ku górze nos oraz pełne usta, które niemal bez przerwy wyginają się w lekkim uśmiechu. Sylwetka chłopaka jest umięśniona, ale nie przesadnie. Podobnie jak jego brat, Sams preferuje wygodny i luźny styl.
Charakter: Chcesz poznać Sama zanim zamienisz z nim pierwsze słowo? Od razu uprzedzę, nie oceniaj książki po okładce. Chłopak nie jest do końca taki na jakiego wygląda. Jeżeli myślisz, że znasz Maxa i Sam będzie równie miły i pomocny co jego brat, to jesteś w ogromnym błędzie. Samuel nienawidzi być porównywany do Maximiliana i będzie robił wszystko, by przypadkiem nikt nie powiedział: „Jesteś zupełnie jak Maksiu”. Drażnią go wszelkie: „Ale wy jesteście podobni”, „Bierz przykład ze starszego brata” lub „Jak Max był w twoim wieku…”. Lepiej dla ciebie będzie, gdy w jego obecności nie użyjesz żadnego z tych zwrotów, bo chłopak potrafi błyskawicznie stracić panowanie nad sobą. To w sumie jedna z niewielu rzeczy, które potrafią go wyprowadzić z równowagi. Na co dzień Samuel chodzi uśmiechnięty i nikomu nie przeszkadza. Stara się być miły i wyrozumiały, jednak nie zawsze mu to wychodzi. Chłopak jest typem introwertyka i woli odgrywać rolę obserwatora niż grać pierwsze skrzypce. Na początku znajomości trzyma dystans i nie jest zbytnio otwarty. Sams w przeciwieństwie do Maxa nie jest zbyt gadatliwy, ale kiedy znajdzie dobrego rozmówcę, potrafi się roztrajkotać. Jego wypowiedzi zwykle są krótkie, zwięzłe i na temat. Samuel nie ma w zwyczaju wygłaszać nie wiadomo jak długich monologów. Lubi operować słowami przesiąkniętymi sarkazmem i żartami. Nie potrafi się długo gniewać i nie lubi uprzykrzać życia innym. Opanowany, cholernie ambitny i inteligentny. Co jak co, ale te cechy są typowe dla obu Watsonów. Ciężko zdobyć zaufanie Sama i minie sporo czasu nim dostaniesz zaszczyt posiadania miana jego przyjaciela. Chłopak jest wrażliwy. Może po nim tego nie widać, ale w głębi serduszka czai się opiekuńczość i sentymentalność. Wszelkie uczucia stara się tłumić w sobie, lecz i one kiedyś znajdują ujście.
Zainteresowania: Miłość do koni była pielęgnowana w nim od niemowlaka, więc trudno, by ich nie kochał. Poza tym Samuel interesuje się sztukami walki. W przeciwieństwie do swojego brata nie przerwał po siedmiu latach treningów i nadal ćwiczy. W wolnym czasie chłopak lubi poczytać dobrą książkę, zagrać w jakąś gierkę na konsoli lub PC-cie, bądź obejrzeć ciekawy film. Sams lubi też pstrykać fotki. Posiada aparat z wyższej półki, którym potrafi zrobić naprawdę świetne zdjęcia.
Inne: 1 | 2
• Tak jak Max, Sam posiada umiejętność grania na skrzypcach i gitarze [mieli jednego nauczyciela]
• Na lewej kostce posiada małe bezkształtne znamię.
• Sam pisze opowiadania. Trzyma to wprawdzie w tajemnicy, ale ma malutkie marzenie, by kiedyś napisać i wydać własna książkę.
• W wieku trzech lat był poważnie ranny w wyniku wypadku samochodowego i mało brakowało, by jeździł nie na koniu, ale na wózku inwalidzkim.
• Nie lubi marcepanu, za to uwielbia pić herbatę. Mógłby ja pić hektolitrami. Najlepiej czarną.
Kontakt: weronika2288

Imię: Hopeful
Płeć: Klacz
Rasa: SP
Data urodzenia: 16.06.2011 [6 lat]
Charakter: Na pierwszy rzut oka niczym szczególnym się nie wyróżnia, jednak kiedy przyjrzysz się dłużej tym pięknym oczętom, Hope od razu zawładnie twoim serduszkiem. Ma szczególny dar przekonywania i jest bardzo ufna. Jej imię, Hopeful, wręcz idealnie ją opisuje. Klacz jest niezwykle spokojna i delikatna. Nie jest tym typem konia który pragnie za wszelką cenę dominować nad wszystkimi. Siwka jest bardzo inteligentna i w mgnieniu oka potrafi nauczyć się czegoś nowego (Nie zawsze czegoś dobrego. Za źrebaka zamek w jej boksie musiał być wymieniany co najmniej raz na dwa tygodnie na coraz to bardziej skomplikowane egzemplarze.). Jest kochana, wierna i posłuszna swojemu właścicielowi. Właściwie to z charakteru obydwoje są dość podobni. Może dlatego tak świetnie się dogadują? Hope nie znosi długiej rozłąki z Samym. Staje się nerwowa i lekko nieprzewidywalna, jednak kiedy chłopak jest przy niej jest potulna jak baranek. Hope uwielbia pieszczoty, tarzać się (no bo który koń tego nie lubi? xd) oraz długie przejażdżki na otwartych przestrzeniach. Hope lubi przebywać w towarzystwie innych koni bądź znanych jej ludzi, jednak najpewniej czuje się tylko w obecności Samsa.
Specjalizacja: Wszechstronna, przoduje w ujeżdżeniu i skokach. W crossie też nie jest najgorsza. Western to zdecydowanie nie jej bajka.
Umiejętności: Hopeful posiada bardzo uniwersalną budowę. Ma smukłą sylwetkę, długą szyję, umięśnione nogi… Pod względem anatomicznym nadaje się praktycznie do wszystkiego. Najlepiej wychodzą jej jednak skoki oraz ujeżdżenie. Jej niewymuszona gracja, chęć współpracy, ufność i swoboda pod siodłem dają jej ogromne możliwości, a w połączeniu z dobrym treningiem ma szansę na miano mistrza świata. Jednak do tego jeszcze bardzo daleko, choć Sam jak i Hopeful mają ogromne ambicje i na treningach dają z siebie 100 %. Cross… Skoki i bieg, coś co Hope lubi najbardziej. Nie jest w nim co prawda najlepsza, ale daje jej to wiele radości. Przy okazji może się również czegoś nauczyć. Co do westernu… Ta dyscyplina zdecydowanie nie jest jej żywiołem.
Właściciel: Samuel Watson

Marie Saint i Pyrrus

Motto: 'Cause I'm in love with these Tumblr girls, with skinny waists and drug habits. Pretty faces love status, she acts as if she's the baddest'
Imię: Marie
Nazwisko: Saint
Płeć: Kobieta
Wiek: 25.01.1998 (19 lat)
Pochodzenie: Sydney / Australia
Pojazd: Range Rover
Pokój: 47
Grupa: II
Poziom: Mistrzowski
Koń: Pyrrus i Gosh Copenhagen
Głos: Madison Beer
Rodzina: Jason Saint - ojciec dziewczyny, jest on znanym i polecanym weterynarzem w całej Australii. To po nim z pewnością dziewczyna odziedziczyła odwagę, pewność siebie, charyzmę i miłość do zwierząt, a szczególnie do koni. Jest on amatorem jazdy konnej.
Alessia Saint - matka Marie, w przeciwieństwie do swojego męża i córki nie pawa miłością do zwierząt, a do kupna psa i konia została zmuszona, a w dodatku była szantażowana. Mimo to o dziwo zaprzyjaźniła się z Chester'em - domowym mopsem,a także z podziwem patrzy na postępy Marie i Pyrrusa.
Relacje: * DZIEWCZYNA Jamesa
* znajoma Zaina, Brooke, Hailey
Aparycja: Mierząca niecałe 168cm Saint ma świetną, wysportowaną figurę. Jej uda i łydki są umięśnione, brzuch płaski, widnieje na nim lekki czteropak. Co więcej mówić - ludzie uważają jej ciało za idealne. Nie można zarzucić jej braku kobiecych autów, szczególnie tyłka, który przyciąga uwagę wielu mężczyzn. Jej naturalnie proste włosy w kolorze brązu są bardzo długie. Twarz szczupła - jakby wyrysowana. Widniejące kości policzkowe i duże usta a'la Jennerka. Zwykle nie pokazuje się bez swojego starannego makijażu, chociaż i bez niego jest równie ładna.
Charakter: Zacznijmy od tego, że dziewczyna rodem z antypodów nie boi się niczego. Życie w Australii pod względem zwierząt, tych wszystkich gadów i owadów jednak do czegoś przyzwyczaja. Jest odważna, pyskata, czasem za bardzo co irytuje większość osób. Wiele uważa ją za zwykłą sukę, niedojebaną narkomankę lub dziwkę, a tak naprawdę ma po trochu z charakteru każdej z nich.Zawsze chciała być znana i popularna, pozostawić coś po sobie. Chce osiągać sukcesy bez zaangażowania. Uwielbia się popisywać i imponować innym. Irytują ją niektóre ludzkie zachowania, szczególnie jeżeli ktoś powtarza jakąś rzecz kilka razy, lub po prostu nie kojarzy faktów. Kiedy ma wybór dokona takiej decyzji by coś na tym zyskać.Uwielbia być podziwiana, jednak sama rzadko prawi komplementy, tak samo jak rzadko przeprasza, i dziękuje. Niezwykle uparta i stanowcza - usilnie trzyma się podjętych przez siebie decyzji, mimo iż czasami nie są one prawidłowe. Bywa impulsywna, spontaniczna. Najczęściej decyzje podejmuje z chwili na chwilę, bez głębszego przemyślenia ewentualnych konsekwencji.Ona żywi się adrenaliną. Jest bardzo specyficzna.
Zainteresowania: Marie jest miłośniczką surfingu, niestety w Anglii nie ma okazji by ponieść się wodnemu szaleństwu, co innego gdy dziewczyna zawita do domu, wtedy zamienia się w prawdziwą "syrenkę". Poza tym bardzo lubi grać w siatkówkę plażową i jeździć na rowerze. W wolnych chwilach podśpiewuje. Interesuje się makijażem, ogląda dużo tutoriali na youtube. Niegdyś sama chciała mieć kanał.
Inne:
- Serialomaniaczka (ogląda 13 Reasons Why, Riverdale, Scream, Gra o Tron i Mr. Robot)
- Kocha modę i wszystko co z nią związane.
- Jej niespełnionym marzeniem jest zostanie cheerladerką.
- Lubi jeździć na kucykach
Kontakt: Demonaa

Imię: Pyrrus
Płeć: Wałach
Rasa: Koń Oldenburski
Data urodzenia: 08.04.2008 (9 lat)
Charakter: Ten misiek to wielka przylepa, a do tego prawdziwy leń. Jest on spokojny, nie ma zwyczaju kopać, gryźć ani okazywać jakiejkolwiek agresji. Jest bardzo odważny, ochoczo nawiązuje nowe znajomości z końmi jak i ludźmi. Gdy Marie znajduje się w pobliżu nie odstępuje jej na krok - taki trochę pies. Przekupny, za smakołyki zrobi wszystko. Uwielbia jeść, jak zresztą każdy koń, dlatego trudno go ściągnąć z pastwiska czy boksu z pełnym żłobem. Kocha być czyszczony i czesany na milion sposobów, piękniś. Pomimo tego jest niezwykle mądry i sprytny.
Specjalizacja: Skoki
Umiejętności: Po matce odziedziczył misiowaty charakter, a po ojcu niezwykłe umiejętności. Pomimo lenistwa, mocno idzie na przeszkodę i pokonuje ją z niezwykłą gracją. Jego chód jest płynny i harmonijny. Chodzi parkury +/- 140cm. Nie jest problemowy podczas jazdy, wyjątkiem jest to, kiedy ma za dużo energii, wtedy zdarza mu się bryknąć lub leciutko ponieść, lecz nigdy nie zachowuje się jak narwany. Jest w stanie znieść każdy poziom umiejętności jeźdźca, jednak najlepiej chodzi na miękką rękę.
Właściciel: Marie Saint

Od Pain - kwalifikacje na poziom zaawansowany cz. 1

Gdy tylko poczułam na policzkach ciepło, uchyliłam powieki. Oczywiście od razu je zamknęłam, bo oślepił mnie blask promieni słonecznych. Tak to jest, gdy zapomni się opuścić rolet...
Powoli usiadłam, rozglądając się wokół. Już jutro miał być mój wielki dzień, miałam zdawać kwalifikacje na poziom zaawansowany.
Ciężka praca mnie i Another wreszcie została nagrodzona, i opłaciła się. Bynajmniej taką miałam nadzieję.
Ubrałam ciemno brązowe bryczesy w kratę i wciągnęłam na siebie fioletową bluzę z nadrukami. Na nogi wciągnęłam sztyblety i sztylpy, chwyciłam kask i palcat. Na włosach zaplotłam niesfornego warkocza, po czym opuściłam pokój.
Weszłam na stołówkę jedynie po to, by przemycić kilka jabłek do stajni. Na miejscu nie spotkałam Luke'a, musiał jeszcze spać.
A ja wredna nie poszłam go obudzić.
Na myśl o chłopaku uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że jutro przyjdzie mnie obejrzeć.
Wyszłam na podwórze, a zimny powiew wiatru przeszył moje ciało. Brr. Chcę już lato.
Pchnęłam ciężkie drzwi, wchodząc do stajni. Przywitał mnie zapach świeżej słomy i radosne rżenie koni.
Na początku wzięłam z siodlarni cały osprzęt i przewiesiłam go przez drzwi boksu Another. Następnie wyprowadziłam ją i przywiązałam w przejściu.
Rozpoczęłam czyszczenie. Na początek przejechałam sierść klaczy plastikową szczotką, by usunąć z niej zashnięty, przyklejony do sierści brud. Następnie miękka szczotka i kopyta. Dałam klaczy dwa jabłka, pozostałe dwa zostawiłam dla siebie.
Osiodłałam kacz i wyprowadziłam ją na zewnątrz. Zwinnie wślizgnęłam się na jej grzbiet, wydłużyłam strzemiona tak, by było mi wygodniej podczas treningu ujeżdżenia. Ściągnęłam wodze i pozwoliłam klaczy na swobodny stęp w stronę ujeżdżalni.
Postanowiłam przećwiczyć cały program. Wjechałam z Another na środek, starając się, by moje uda znajdowały się w linii prostej razem z dwiema literami po moich obu stronach.
Ruszyłam stępem na ścianę. Po drugiej stronie przeszłam do kłusa roboczego, klacz miała problemy z równowagą i opierała się na wędzidle. Zwolniłam, popraeiłam dosiad, robiłam wszystko, by ułatwić zadanie tej jakże niezdarnej kobyle.
Ćwiczenie nad figurami zajęło nam dobrą godzinę. Przeszłam do stępa, dając zwierzęciu luźną wodzę, sama natomiast zaczęłam jeść jabłko.
Następnie przeszliśmy do treningu skoków. Jak to ze skokami, poszły nam rewelacyjnie przeszkody nawet ponad półtorametrowe.

Odtawiłam klacz do boksu i wróciłam do swojego pokoju, by przygotować sobie ubrania.

C.D.N.

Od Harry'ego CD Thomasa

- Pa... - powiedziałem do chłopaka i wszedłem do mego pokoju.
Zamknąłem za sobą dni. Odwróciłem się w stronę wnętrza pomieszczenia. No nie. Oczywiście. Było tam moje rodzeństwo. No przecież. Mogłem się tego spodziewać. Oni tak szybko nie odpuszczali. Szczególnie jeżeli chodziło o mnie.
- N-nie możecie z-zostawić mnie w-w końcu w spokoju - westchnąłem patrząc na nich błagalnie.
- Nie. Jesteś naszym małym braciszkiem i musimy się tobą opiekować - powiedziała moja siostra i uśmiechnęła się "słodko".
- J-jestem p-pełnoletni. M-man prawo r-robić co chcę. P-przestańcie mnie w-wiecznie pilnować - powiedziałem i założyłem ręce na piersi.
- Nie ma nawet takiej mowy. Dopóki mamy tylko taką możliwość będziemy się tobą zawsze opiekować - powiedziała poważnie Quinn.
- Z-zostawcie m-mnie. T-to, że się j-jąkam i m-mam zaburzenia l-lękowe n-nie oznacza, że m-macie m-mnie t-traktować jak j-jakiegoś n-niepełnosprawnego - powiedziałem zdenerwowany, a w moich oczach stanęły łzy.
- Ale Hazza. My cię tak nie traktuj - zaczęła mówić dziewczyna.
Jednak przerwałem jej szybko.
- N-nie kłam! O-od z-zawsze traktowaliście m-mnie jak ko-kogoś g-gorszego! J-jak kogoś k-kto nie p-potrafi s-sam n-nic zrobić! J-jestem t-taki sam j-jak wszyscy! N-nie róbcie z-ze m-mnie kaleki! - wykrzyczałem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Ale Harry... - odezwał się w końcu Tiago.
- C-co Harry?! C-co Harry?! O-odczepcie s-się w k-końcu ode m-mnie! - krzyknąłem i szybko odwróciłem się na pięcie.
Wybiegłem z pokoju. Po moich policzkach nadal leciały łzy. Wybiegłem z budynku. W tym momencie przestałem już zwracać uwagę na to gdzie biegnę. Nagle poczułam, że się z kimś zderzam. A raczej z kimś? Szybko uniosłem głową. Thomas. Od razu spuściłem wzrok, zagryzłem dolną wargę i zacząłem nerwowo bawić się palcami.

Thomas?

czwartek, 29 grudnia 2016

Od Thomas'a Cd. Harry'ego

- Ja tam chciałbym mieć rodzeństwo.. -westchnąłem
- N-nie ta-takie jak o-o-oni.. -wymamrotał załamanym głosem
- Nie ważne jakie. Byle by było.. -powiedziałem i zabrałem się za jedzenie

~*~

Gdy skończyliśmy jeść powiedziałem do Harry'ego
- Chodź odprowadzę Cię do pokoju.
Chłopak z lekkim zawahaniem się zgodził. Gdy mijaliśmy jego siostrę, zrobił się niemalże purpurowy.
- O co chodzi? -spytałem
- Emm... yy... o n-nic... -wydukał i podrapał się po głowie
- Dobra jaki masz numer pokoju? -spytałem, na co chłopak szybko odpowiedział, że 44
Odprowadziłem go pod same drzwi.
- Nara. -rzuciłem krótko, na co chłopak odpowiedział...
- Pa... - ...i zniknął w swoim pokoju
Nim poszedłem do mojego pokoju, wyszedłem zapalić. Stanąłem pod drzewem i wyciągnąłem paczkę. Odpaliłem papierosa i wziąłem dwa głębokie buchy, po chwili kogoś za sobą usłyszałem i natychmiastowo odwróciłem się na pięcie..

<Ktoś jakiś? A może nawet Harry? >

Od Malii Cd. Jackson'a (być może trochę "+18" XD)

Spojrzałam przenikliwie na Jacksona, uśmiech nie znikał mu z twarzy.
- To.. od czego zaczynamy? -spytałam
- Pocałuj mnie - uśmiech jego był szyderczy
Zbliżyłam twarz do jego i pocałowałam go namiętnie, po chwili przeniosłam się na niego. Usiadłam mu na kolanach i zdjęłam z siebie koszulkę, zostając tym samym w spodniach i staniku.
- Ja nigdy nie wymiękam. -powiedziałam nachylając się chłopakowi do ucha po czym lekko je przygryzłam, co w sumie tylko bardziej nakręciło chłopaka
Wstał ze mną i przeniósł mnie na łóżko. Zdjął z siebie koszulkę i zaczął mnie całować.
- Też nie wymiękam - uśmiechnął się niewinnie
Oplotłam się nogami w okół jego bioder i przyciągnęłam do siebie.
- Wyskakuj z ciuchów. -uśmiechnęłam się
Chłopak bez krępacji zdjął spodnie i został w samych bokserkach, po czym wrócił do licznych pocałunków. Zjechał trochę niżej i pomógł mi zdjąć spodnie. Zostaliśmy w samej bieliźnie.
Chłopak usiadł na łóżku.
- Wymiękasz? -spytałam

<Jackson? wiem, że nie wykorzystasz biednej, małej, kruchej dziewczynki XD >

Od Harry'ego CD Thomasa

Thomas złapał swój telefon i wstał od stolika. Pokiwał głową i poszedł po jedzenie. No i właśnie w tym momencie się zaczęło.
- Kim on jest? Jak długo się znacie? To twój znajomy przyjaciel czy może ktoś więcej? Poznałeś go tutaj czy może już wcześniej? Nie powinieneś plątać się w związki w tym wieku. Czy to na pewno odpowiednie towarzystwo dla ciebie? Kim są jego rodzice? - na zmianę wypytywali mnie Quinlan i Tiago.
- S-stop. P-p-przestańcie - powiedziałem z poważną miną, nie odpowiadając na żadne z zadanych mi pytań.
- Odpowiedz. My się tylko o ciebie troszczymy Hazza - odpowiedziała Quinlan i ponownie pocałowała mnie w głowę.
- Nie p-potrzebuję n-niańki. J-jestem już p-pełnoletni - mruknąłem obrażony.
- Ależ wiemy to. Po prostu martwimy się o naszego małego braciszka - powiedziała ma siostra.
- Z-zostawcie mnie - powiedziałem nieco głośniej.
Wtem zauważyłem wracającego Thomasa. Od razu ucichłem. Moje rodzeństwo chyba też go zauważyło bo zbladło i przestało się odzywać. Chłopak usiadł na swoim miejscu  i spojrzał po naszych twarzach.
- A wy nie jesteście głodni? - zapytał.
- Właśnie. N-nie jesteście g-głodni? - spytałem rodzeństwa, patrząc na nich wzrokiem mówiącym jedno. "Idźcie już".
- Ależ oczywiście. Właśnie idziemy po jedzenie. A ty z nami - powiedzieli równocześnie z uśmiechem.
Wzięli mnie za ręce i zaprowadzili do kolejki. Obrażony postanowiłem się do nich nie odzywać. Po chwili odebrałem swoje jedzenie i ruszyłem w stronę stolika gdzie siedział Thomas. Na początku Tiago i Quinlan szli ze mną. Jednak po chwili zauważyłem jak jakiś chłopak macha do mojej siostry. Ta uśmiechnęła się szeroko i powiedziała coś do Tiago. Tyle, że ja nic nie mogłem usłyszeć. Po chwili poszli w tamtym kierunku. Odetchnąłem z ulgą. Wróciłem do stolika i usiadłem na poprzednim miejscu. Tacę z jedzeniem wysunąłem gdzieś przed siebie. Położyłem ręce na stoliku, a na nich głowę. Westchnąłem. Jak dobrze, że już sobie poszli.

Thomas?

Od Thomas'a Cd. Harry'ego

- Co Ty robisz? -spytałem unosząc jedną z brwi
- Witam się z braciszkiem!! -powiedziała podekscytowana i ucałowała w czoło Harry'ego.
- Nie mówiłeś, że masz taką ładną siostrę - powiedziałem z uśmiechem, a gdy dziewczyna na mnie spojrzała puściłem jej oczko.
Ewidentnie się speszyła i już po chwili przestała tulić chłopaka
- Quinlan. - przedstawiła się dziewczyna rzucając mi krótki uśmiech
- Thomas -mruknąłem
Po chwili do naszego stolika podszedł jeszcze ktoś. Poczochrał Harry'ego po głowie i przywitał się
- Cześć braciszku. - po chwili dodał - Jak ma na imię twój przyjaciel?
Spojrzałem na niego wzrokiem seryjnego mordercy, a chłopak lekko wybałuszył oczy.
- Thomas... -powiedziałem
Złapałem swój telefon i wstałem od stolika. Pokiwałem głową typowo dla pytajnika "Co to się odjebało? XD" i poszedłem po jedzenie.
Gdy wracałem zobaczyłem sytuację typową dla kłótni między rodzeństwem.. Kiedy podszedłem bliżej, przewidywalnie wszyscy ucichli. Usiadłem i spojrzałem po zbladniętych twarzach
- A wy nie jesteście głodni?

<Harry? Quinlan? Tiago?>

Od Luke'a cd. Pain

- Kocham cię - mruknąłem pogłębiając pocałunek.
- Też cię kocham - Uśmiechnęła się uroczo. - Bardzo, bardzo mocno.

Cholera. Jak ja ją kocham.

Nigdy nie byłem tak naprawdę zakochany. Nigdy nie czułem się tak jak teraz. Byłem tak cholernie szczęśliwy.
Po chwili zauważyłem, że schodzi się coraz więcej dziennikarzy, więc szybko odjechałem zanim zagrodziliby nam drogę.
~~~
Było już dość późno, gdy zaparkowałem samochód pod akademikiem. Wysiadłem szybko i otworzyłem Pain drzwi.
- Jaki dżentelmen - zaśmiała się.
Złapaliśmy się za ręce i udaliśmy do środka. Poszliśmy prosto do mojego pokoju.
Gdy weszliśmy do środka Pain zdjęła buty i rzuciła się od razu na łóżko wyjmując z kieszeni telefon.
Położyłem się obok niej, a ona spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Droga zajęła nam chwilę, a oni już zdążyli opublikować zdjęcia.- Podała mi swój telefon.
Na zdjęciu znajdowaliśmy się my w samochodzie oraz w kolejce do kina. Nagłówek brzmiał "To już nie tylko przyjaźń! Prawdopodobnie Luke Hemmings ma nową dziewczynę!". Cieszyłem się, że chociaż nie napisali tam żadnych głupot, mimo to i tak przeszkadzało mi trochę wtrącanie się w moje prywatne życie. Po przeczytaniu całego artykułu oddałem Pain telefon i przysunąłem się bliżej niej. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko całując mój policzek i odwróciła się tyłem do mnie. Przytuliłem się do jej pleców i splotłem razem nasze palce.
- Wiesz, że dzisiaj już nigdzie cię nie puszczę? - mruknąłem muskając wargami skórę jej szyi.

Pain? ;*