piątek, 30 czerwca 2017

od Eliota cd Emmy

June uwiesiła się mojej ręki i dzielnie nie odpuszczała, mała itota tak bardzo urosła że zaczynała być ciężka. Słuchałem jednym uchem o czym rozmawia dziewczyna i wujostwo . Powoli zbliżaliśmy się do stajni.
-.. Pojedziesz?-Zapytałem niepewnie patrząc na dziewczynę która wydawała się być całą w skowronkach.
-Oczywiście ! Uwielbiam pływać! Musimy się po ścigać w wodzie.. Zgaduję że wygram -Puściła mi lekko oczko. Kiwnąłem głową ale w głębi naprawdę się cieszyłem, chciałem popływać i mieć obok siebie.. Emmę. Kiedy dziewczyna przeprosiła nas i na chwilę poszła.. Chyba do łazienki wujek podszedł do mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Cieszę się że masz kogoś takiego jak ona..
-Nie.. Ona.. Ja.. Za dobra jest -Wymamrotałem i zwiesiłem głowę. Wujek głeboko odetchnął.
-To samo kiedyś myślałem o twojej cioci.. Pozwól sobie na dobro Eliot...
-Nie.. Ja .. Ja jej nie wystarczę.. Wiesz jaki jestem -Wymamrotałem i sięgnąłem po liść który wisiał na drzewie.
-Eliot, wydaję mi się że jej wystarczasz.. Ona chce ciebie.. Daj się ponieść chwili.. Okay? Postaraj się to bardzo mił dziewczyna i pasujecie do siebie -Uśmiechnął się znów i poklepał mnie delikatnie po ramieniu. Pokiwałem głową w odpowiedzi. Chciałem.. I nie chciałem.. Bałem się że że ją skrzywdzę.. Ciężko było odejść od przeszłości i ona raczej nie planowała mnie opuścić. Trochę mniej bolała ale dalej atakował mnie swoimi mackami wspomnień. Westchnąłem i uniosłem liść do oczu. Była to akacja.. Powoli odrywałem listek po listku z gałązki powtarzając w głowie głupią wyliczankę z dzieciństwa. Kocha , nie kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, nie myśli, żartuje, w myśli, w mowie, w sercu...Liście skończyły się na w sercu.. Pytanie tylko dokładnie w czyim? Odrzuciłem gałązkę i podniosłem June na barki. Powoli weszliśmy do stajni gdzie czekała na nas już wysikana Emma. Powoli oprowadzałem wujostwo po stajni a dziewczyna opowiadała coś o każdym z koni.
*****
Droga nad jezioro nie zajęła dużo czasu. Pakowanie się jak kolwiek.. Pakowałem sie chyba dłużej niż dziewczyna. Wszystko musiało być poskładane, pasta do zębów w tamtym rogu walizki, ręczniki w innym .. Nie brałem stroju do kąpieli, zamiast tego planowałem pływać w spodenkach i jednej z bluzek.
-Eliot jesteśmy!!!-Głos June wyrwał mnie z zadumy. Przeniosłem wzrok z szyby na którą patrzyłem ostatnią godzinę i pokiwałem głową. Wyładowaliśmy się z auta i zadomowiliśmy w domku letniskowym. Domek miał w sobie dwa pokoje, jeden z małżeńskim łóżkiem i mniejszym i jeden z piętrowym. Po chwili zgodnie z Emmą zajęliśmy pokój z piętrowym łóżkiem.
-Chcesz.. Chcesz na górze czy na dole? -Zapytałem. (podtekst .. nie no . XD)
-Chyba wolę górę... -Posłała mi szeroki uśmiech i szybko postawiła torbę obok drzwi. Mieliśmy iść zaraz pływać więc zabrałem swoje ubrania i pozwoliłem Emmie przebrać się w samotności.. Nie chciałem żeby czuła ze ją podglądam.. Albo coś.. Dość szybko przebrałem się i czekaliśmy z wujkiem aż ciocia naszykuje młodą i Emm się przebierze.
-Dobra możecie iść sami! Znajdziemy was zaraz ! -Głos Cioci Helen wydobył się z pokoju. Ruszyliśmy z wujkiem nad jezioro. Było piękne. Przedewszystkim było czyste, woda nadawała się do picia a otaczała je piękna plaża. Usiadłem na piachu mocząc nogi .Powoli wszedłem do jeziora tak że woda sięgała mi do pasa.. Skupiłem się na otoczeniu, słyszałem szum drzew i jęczenie mew. Spuściłem głowę i stałem tyłem do brzegu, zaciekawiony śledziłem maleńkie rybki które pływały obok moich stóp.
-ELIOOOOT-Pisk June ponownie wyciągnął mnie z innego świata. Odwróciłem się i zamarłem. To nie na widok June... To Emma. Stała na brzegu w ... To nie była nawet bielizna.. To były sznurki i odrobina materiału. Czułem jak moje policzki robią się czerwone. Ona była w zasadzie goła.. Nie byłem gotów.. Ona.. Ona była piękna. Czy kiedykolwiek wstałeś wcześnie rano aby oglądać jak wschodzi słońce? Albo stałeś nocą na trawniku bez butów.. i Patrzyłeś w piękne niebo szepcząc życzenia kiedy dookoła ciebie spadają gwiazdy? Ona mogła być gwiazdą.. Starałem się nie patrzeć na cokolwiek poza jej twarzą.
-W.. Wchodzicie?-zapytałem na tyle głośno że mój głos dotarł do brzegu.
-JUUUZ!-June wskoczyła do wody a za nią powoli szła Emma, po chwili dziewczyna jednak zanurzyła się w wodzie i płynęła. Może lepiej..
-June.. Patrz tam są dzieci. -Wskazałem na grupkę dziewczynek w jej wieku. Szybko do nich podpłynęła i zaczęłą zabawę w H2O.
-Hej!.. czemu pływasz w ubraniu ?-Emma wyłoniła się z wody obok mnie.. zamarłem..
-Ja.. Nie... Ja ...-O nie.. Odetchnąłem i schowałem twarz w dłoniach, niechcący przejechałem jej dłonią po udzie...
-Przepraszam!-Dosłownie od niej odskoczyłem wpadając na głębszą wodę.O nie.. Dotknąłem jej, ona mnie znienawidzi.. Nie powinno się dotykać ludzi bez ich zgody to było złe..
-Nic się nie stało.. To nic złego.. Daj -Podpłynęła do mnie i wystawiła rękę. Staliśmy teraz w wodzie a ta zakrywała nad .. mnie od barków w dół a ją od prawie brody. Złapała mnie za rękę i ułożyła ją sobie na biodrze. Patrzyłem nieruchomo na to co robi.. Była miękką.. Przejechałem niepewnie palcem po kawałku skóry.. Jak .. Jedwab.
-Ja.. -Znów byłem cały czerwony i zaczynałem się jąkać.
-Nic złego... Okay?-Kiwnęła głową i pochlapała mnie wodą.
-Ś... Ścigamy się?-Zapytałem niepewnie.. Ona chciała się przecież jeszcze niedawno temu ścigać.
-Jasne ! I tak przegrasz.. Do czerwonej boi i z powrotem do tej ?-Wskazała na niebieską boję. Kiwnąłem głową i ustawiliśmy się na jednej linii. Starałem sie nie patrzeć na nią. Była zbyt piękna.. Mógł bym zrobić coś złego.
-Trzy... Dwa ! Start! -Wskoczyła do wody i zaczęła szybko płynąć. Ruszyłem za nią. Dawno nie pływałem, ... W zasadzie nigdy nie pływałem dużo, zawsze tylko trochę. Kiedy dotknęliśmy boi w tym samym momencie zaczął się prawdziwy wyścig. Obu zależało nam na wygranej, mi bo .. Bo chciałem jendka coś .. To brzmiało żałośnie ale chciałem pokazać jej ze jednak jestem w czymś dobry.. A ona. Ona kochała się ścigać.
-WYGRAŁAM -Wykrzyczała ale ja dotknąłem boi sekundę przed nią.
-Nie.. Ja -Uśmiechnąłem się do niej szeroko i nabrałem powietrza. Zamarła patrząc na mnie i po chwili odwzajemniła uśmiech z takim dziwnym błyskiem w oku. Wyglądała pięknie. Kiedy wyszliśmy z wody na obiad nie patrzyłem w kierunku który był jak kolwiek związany z jej ciałem. Dopiero kiedy zawinęła się w ręcznik odetchnąłem. Zamówiliśmy pizze i siedliśmy pod domkiem.
-Dzisiaj wieczorem robimy ognisko.. Co wy na to?-Wujek wyskoczył wesoło z domku z paczkami kiełbasy, pianek , chleba i soku .
-Taaaaak -June wesoło pisnęła i podniosła rączki w górę na znak radości. Emma naśladując ją dla żartu też uniosła ręce i .. Ręcznik jej spadł. Szybko spuściłem wzrok na swój talerz i zrobiłem się czerwony.
<emma?>

Od Emmy C.D. Eliota

Dopiero po dłuższej chwili wyjęłam telefon, aby odczytać wiadomość. Przeczytałam to zdanie... Znałam je, tylko skąd? Kiedy powtórzyłam sobie je chyba milionowy raz, przypomniała mi się piosenka Eda Sheerana.
- And with a feeling I'll forget, I'm in love now - zanuciłam cicho i podniosłam wzrok na Eliota, uśmiechając się szeroko.

~ * ~

Przyszedł dzień, kiedy miała przyjechać rodzina Eliota. Właściwie dwie posklejane rodziny, aby chociaż jego siostra mogła zaznać trochę szczęścia. Ogarnęłam się trochę bardziej niż zwykle, choć właściwie nie miałam powodu,. w końcu nie jestem dziewczyną Eliota i on wcale nie przedstawia mnie swoim rodzicom. No dobra to złe sformułowanie, swoim opiekunom. Z szerokim uśmiechem na ustach podreptałam pod pokój chłopaka i zapukałam do drzwi. Otworzył je dopiero po chwili.
- Gotowa? - zapytał po jakimś czasie.
- A ty? - pokiwał głową. - Doskonale... to... idziemy?
- T-tak - zwinął z biurka telefon i klucze, a następnie dołączył do mnie na korytarzu. Oczywiście zamknął na trzy razy. - Ja...
- Nie przepraszaj. Chodź, bo się doczekać nie mogę - zachichotałam. Naprawdę chciałam poznać tą słodką osóbkę, dzięki której w oczach Eliota mogłam zobaczyć szczerą radość, pomimo że tylko słyszał jej głos.
Kiedy wyszliśmy przed Akademię, od razu usłyszałam szczęśliwy pisk i zanim zdążyliśmy zejść ze schodów do Eliota podbiegła śliczna mała dziewczyna, która od razu go objęła.
- Eliooooot! - pisnęła. - Tak tęskniłam!
- Ja... ja też - odparł przytulając ją. Przytulał ją.
Przedstawił mnie June, którą od razu polubiłam ze wzajemnością. Cudowna mała osóbka i do tego gadatliwa jak ja. Ciekawe, czy Eliot też mógł taki być... Ciekawe... Jego opiekuni, którymi okazała się drobna kobieta o przyjaznej, ale zmęczonej twarzy oraz szczupły, jednak widać, że dbający o siebie mężczyzna, okazali się być całkiem mili. Głównie to ja z nimi rozmawiałam, mówiłam jak się poznaliśmy i że ogólnie pomagam się Eliotowi zaaklimatyzować. Bardzo dobrze mi się z nimi rozmawiało i widziałam wdzięczność w oczach chłopaka, że wyręczam go w odpowiedziach.
- Więc, może chciałabyś pojechać z nami nad jezioro, na dwa dni? - zaproponował pan Frantz.
- Znaczy... bardzo chętnie, ale nie wiem, kiedy mój brat przy... - zaczęła mi dzwonić komórka.- Przepraszam na chwilę.
Odeszłam trochę z przepraszającym uśmiechem i odebrałam.
- Marco?
~ Emmuś kochanie moje najdroższe...
- O ile? - zapytałam od razu. Dobrze go znam.
~ No kilka dni... Więc za tydzień będę! Obiecuję! Nogi ci będę całował jak przyjadę!
- Okey, pa - rozłączyłam się pomimo krzyków brata i wróciłam do Eliota i jego rodziny.
- Co z Marco? - zapytał Eliot ku zdziwieniu jego ciotki.
- Przyjeżdża za tydzień, bo... właściwie nie wiem dlaczego, ale plus jest taki, że oczywiście jeśli ty oraz June chcecie, a państwo nie mieliby nic przeciwko, to chętnie bym pojechała nad to jezioro - uśmiechnęłam się.

Eliot?
Ja kce jezioooorko!

Caroline Jäger i Mistral

[buźki użyczyła Kat Taylor (Lefabulouskilljoy)]
Motto: "Gdy w grę wchodzą ludzie, nie istnieje coś takiego jak plan doskonały."
Imię: Caroline, lecz możesz do niej mówić Caro lub Carl. Rodzicom pasowała bardziej Angielska wersja imienia Karolina. Dziewczyna nie przepada za swoim imieniem. Wolałaby mieć jakieś inne imię. Ale no trudno, tego raczej nie zmieni. Przynajmniej nie aż tak bardzo jej to imię przeszkadza, by je zmieniać.
Nazwisko: Jäger. Jej nazwisko w języku niemieckim oznacza łowcę bądź myśliwego. Odziedziczyła je oczywiście po ojcu, który jest pół Niemcem pół Polakiem. Niektórzy czytają jej nazwisko "Dzeger", a tak naprawdę czyta się je "Yēgā".
Płeć: To chyba oczywiste, że kobieta. Chociaż jak założy kaptur, to wygląda jak chłopak.
Wiek: Parę dni temu miała swoje 18-naste urodziny. Czekała tylko by mieć już te cholerne 18 lat i wyjechać do wymarzonej akademii. Była już spakowana od paru dni więc tylko czekała na ten dzień by wziąć walizki i pojechać na lotnisko. Dokładnie 17 Czerwca skończyła 18 lat. Czas tak szybko mija, że pamięta jeszcze te czasy, gdy była malutkim dzieckiem. Gdzie przyszła na świat w 1999 roku.
Pochodzenie: Carl od zawsze mieszkała w swoim rodzinnym mieście i nigdy nie miała zamiaru przeprowadzać się z Warszawy. Nie przepadała też za jakimiś dłuższymi wycieczkami na drugi koniec Polski a tym bardziej do innego kraju. Jak dostała już propozycję wyjechania do Morgan University, chciała tam jak najszybciej jechać, by spełnić swoje marzenia. I tak się stało. Bała się lotu samolotem, ale jakoś to przetrwała.
Pojazd: Nie miała nawet czasu, by zdać prawo jazdy. Wzięła tylko ze sobą deskorolkę, którą miała już od dawna. Uwielbia ona jeździć na deskorolkach, więc to jest jej ulubiona rzecz, jaką ze sobą ma.
Deskorolka.
Pokój: 80
Grupa: I
Poziom: Jak na razie jest to średnio zaawansowany, lecz dziewczyna dąży do tego, by był on jeszcze wyższy.
Koń: Jej dziki mustang ma na imię Mistral. Jest ona bardzo zżyta z nim, chociaż ma go od niedawna.
Głos: Саша Капустина
Rodzina:Monika - Jej rodzicielka. Uwielbiała z nią spędzać czas, ponieważ jest pełną humoru kobietą. Caroline była przez nią uważana za idealną córeczkę, która miała wzorowe stopnie, jak i zachowanie. To ona zapisała ją do tej akademii i zaraziła pasją do koni.
Alex - Szanowany biznesmen i właściciel firmy. To on rozpieszczał Caro dając jej dość duże kieszonkowe i wszystko, co tylko zapragnęła. Nie miał za dużo czasu by zająć się córką więc zastępował siebie pieniędzmi i prezentami. Jednak dla Caro, takimi rzeczami nie dało się zastąpić ojca.
Kasper - 23 letni braciszek Caroline. Zatracony w nałogach i wyrzucony z domu w jego osiemnaste urodziny. Carl musiała słuchać codziennie jego kłótni z rodzicami. Słysząc ich kłótnie dziewczyna od razu biegła do pokoju zamykając się w nim i płacząc w poduszkę.
Aparycja: Dziewczyna posiada zielono-niebieskie włosy co dodaje jej niezwykłej urody. Ma zielone oczy i naturalnie gładką i bladą cerę. Ma bardzo szczupłą i zgrabną sylwetkę. Jeśli chodzi o makijaż, podkreśla tylko oczy eyelinerem i tuszuje rzęsy. Przeważnie nosi bluzki i swetry z długim rękawem. Stara się nie odkrywać rąk, bo ma na nich blizny po jej głupocie, czyli jednym słowem jeszcze parę lat temu, cięła się przez swojego brata. Ma kolczyka w pępku i na karku ma tatuaż "No More" . Czasami po prostu dla wyglądu nosi też czarne okulary. (Zdjęcie w podpunkcie "Inne")
Charakter: Caroline to bardzo nieśmiała dziewczyna. Jeśli do niej zagadasz, cudem będzie, jak ci odpowie. Jeśli zagada pierwsza, to już poprowadzi rozmowę tak, jakby znała cię bardzo długo. Ogółem jest bardzo sympatyczną osobą, ale no niestety ludzi odrzuca jej nieśmiałość. Caro od zawsze widziała w chłopakach tylko przyjaciół. Jej brat zniszczył jej opinię i płci przeciwnej. Więc jak zaczniesz do niej zarywać, spodziewaj się friendzona. Nie będzie to nic więcej niż przyjaźń. Kiedyś miała przyjaciółkę, którą znała od dzieciństwa i darzyła ją uczuciem. Lecz niestety wracała samochodem ze swoimi pijanymi kumplami i miała wypadek. Jako jedyna to nie przeżyła. Nazywała się ona Klaudia. Od tamtego momentu unikała ludzi wszędzie. To w tamtym momencie zaczęła się ciąć. Po roku przestała, bo wiedziała, że nic jej to nie da. Możesz liczyć na bardzo mocną przyjaźń z Caroline. Oczywiście, jeśli jesteś dziewczyną i wolisz tę samą płeć, to może i dostaniesz od niej miłość? Do poznanych już osób uderza swoją sympatią, nawet czasami ich nią zaraża. Jeśli chcesz się schlać na imprezie, to możesz na nią liczyć. Z chęcią dotrzyma ci towarzystwa i odprowadzi do pokoju, jeśli wcześniej nie będzie trzeba jej prowadzić. Jeśli dotrzymasz jej towarzystwa przy kacu, odwdzięczy ci się czymś. Więc wart przełamać się do tej nieśmiałe duszyczki.
Zainteresowania: Caro uwielbia tańczyć. Od 6 roku życia chodziła na zajęcia z baletu. Nie była tam lubiana przez inne dzieci. Może dlatego, że zawsze była z boku i unikała rozmów z innymi. Chodziła też do szkoły plastycznej i fotograficznej. Przez te wszystkie zajęcia wracała do domu dość późno i nie miała za dużo czasu do siebie. Oczywiście od 10 roku jej życia zaczęła jeździć też konno, ponieważ jej matka była instruktorką w pobliskiej stadninie koni. Jak tylko zajęcia się kończyły, Carl wsiadała na kucyka i wyobrażał sobie siebie na zawodach zdobywającą puchary. Jak widać, to marzenie się powoli spełnia.
Inne: Po domu
W okularach
Kontakt: abra1534
Inne Pupile:
Jest to dwuletnia Ara o imieniu Lacus. Tak, to chłopak jakby co. Jej umaszczenie jest dość nietypowe jak na Arę. Ma ona pióra w odcieniu żółci, zieleni, czerwieni, pomarańczu i niebieskiego. Potrafi ona trochę rozmawiać. Caro uczyła ją tego od małego. Jest ona na każde zawołanie dziewczyny. Caroline przeważnie zostawia jej otwartą klatkę, bo wie, że nie ucieknie. Papuga jest zbyt zżyta z dziewczyną, by od niej uciec.

Imię: Caro nie wiedziała jak dać mu na imię. W chwili zakupu miał na imię Mistral, więc postanowiła zostawić to imię. Caroline często zdrabnia jego imię do Mist.
Płeć: Ogier
Rasa: Mustang
Data urodzenia: 26 Maja 2012 (5 lat)
Charakter: Mist to miły wierzchowiec tylko dla osób starszych. Nienawidzi innych koni i małych dzieci. Gdy tylko jakiś koń zbliży się do niego za blisko, od razu zacznie wierzgać i gryźć. Podobnie tyczy się dzieci. Gdy tylko jakieś zobaczy, stara się uciekać. Caroline nie ma pojęcia czemu tak się dzieję. Inne zwierzęta lubi, uwielbia czasami ścigać się z Lacusem, papugą Caroline. Są to bardzo dobrzy dla siebie przyjaciele. Wsiadałeś kiedyś na konia tyłem? Nie? To na Mistrala możesz tak wsiąść, bo jest do tego przyzwyczajony.
Specjalizacja: Co prawda jest wszechstronny ale najbardziej idzie mu Cross, Ujeżdżanie i Wyścigi.
Umiejętności: Mistral jest dość uzdolniony. Gdy tylko usłyszy swoje imię, od razu przybiega do osoby która je wypowiedziała. Jest wierny swojej właścicielce i pozwala na sobie jeździć każdemu. Jak to Mustang, jest dość szybki i zwinny. Jest jeszcze dość młodym koniem, więc ciągłe zabawy mu tylko w głowię. Problemem dla Caro jest to, że gdy chce jeździć na oklep, Mistral zaczyna wierzgać. Caroline ma nadzieję, że jej wierzchowiec przestanie tak kiedyś robić, bądź ona go tego oduczy.
Właściciel: Caroline Jäger

Od Maxim C.D Edwarda

Jednym, szybkim szarpnięciem wyrwałam rękę z jego uścisku, po czym złapałam za drugą rękę i wygięłam. Wygięłam jego lewą rękę aż do łopatki, po czym upadł jak ścięte drzewo na dywan. Usiadłam mu na plecach i słuchałam go:
- Maxim! Zejdź ze mnie! Proszę... - Wiercił się.
- Co tam szepczesz? - Zaczęłam go prowokować.
- Mówię, byś ruszyła swą kościstą dupę z moich pleców!
- Zabawne. - Po jego słowach jeszcze bardziej wygięłam mu rękę, a ten zajęczał z bólu:
- Co kochanie wygodnie? - Nadal na nim siedziałam.
- Skarbie proszę, puść mnie, a nie zrobię ci krzywdy.
- Ty mi zrobić krzywdę? Nie dałbyś sobie rady.
Od razu pożałowałam tego, co powiedziałam. Edzio swą prawą ręką sprowadził mnie na ziemie. Chwycił mnie za bluzkę i szarpną w stronę dywanu, a ja bezwładnie poleciałam na niego. Sprytnie wykorzystał sytuację i klęknął nade mną, szybko też chwycił moje nadgarstki, bym nie mogła nic zrobić. Zwycięsko się uśmiechną, a ja zgięłam głowę i delikatnie ugryzłam go w rękę, by mnie puścił. Nie wywarło to na nim oczekiwanego rezultatu. Przybliżył swoją głowę do mojej i powiedział:
- Tak się chcesz skarbie bawić? - Oblizał swoje wargi. Zgiął głowę do mojej szyi i ukąsił mnie, trwało to nie długo a ja już byłam cała czerwona. Oderwał zęby od mojej szyi, po czym polizał to miejsce. Wyprostował swoją szyję i spojrzał na mnie zwycięsko, mówiąc:
- Podobało się piękna?
- Nie, puść mnie!
- Oj... Nadal walczysz? Trzeba ci zniszczyć ten zapał. Ponownie oblizał swoje wargi, po czym skierował swoje usta ku moim. Nim się obejrzałam, zaczął mnie namiętnie całować, nic nie mogłam zrobić. Przyznam, że świetnie całuje, ale koniec tego! Kopnęłam go prosto w jego małego przyjaciela. Ten, momentalnie oderwał usta od moich, i skulił się obok na ziemi. Ja natomiast zwycięsko wstałam na nogi i przeszłam w stronę drzwi, mówiąc:
- To jak? Za 15 minut w stajni? Może przejażdżka? Twój mały kolega się ucieszy. - Wystawiłam mu język. Wyszłam z jego pokoju i poszłam do swojego po rzeczy. Wybiegłam z akademii pełna energii. Weszłam do boksu mojego Diakona, dość szybko go osiodłałam i wyjechałam ze stajni. Z nudów zaczęłam zaplatać Diakonowi grzywę. Czas mijał i mijał, a księżniczki nadal nie było...

Księżniczko?
Wybacz, że takie krótkie :P ;3 

Od Edwarda C.D Maxim

Przytuliłem ją mocno do siebie. Po prostu nie mogłem patrzeć, jak ona płaczę. Zacząłem ją głaskać lekko po włosach, dając jej poczucie bezpieczeństwa. Maxim przestawała płakać, a ja odetchnąłem z ulgą. Wstałem, pomagając jej przy tym też wstać. Spojrzałem na jej zapłakaną twarz. Chciała wytrzeć łzy, lecz ja ją wyprzedziłem i zacząłem ścierać łzy z jej policzków.
- Już dobrze. - wyszeptałem cicho.
- Nic nie jest dobrze! - wykrzyczała mi prosto w twarz, a po jej polikach znowu spłynęły łzy.
- Ej dobrze! Nie płacz. - chciałem znowu wytrzeć jej łzy, lecz odtrąciła moją dłoń. Popatrzyłem na nią zdezorjentowany.
- Nie dotykaj... - spuściła głowę, chcąc uniknąć mojego wzroku.
- Maxim... Spójrz się na mnie. - powiedziałem stanowczo, łapiąc ją za nadgarstki. - Słyszałem wszystko. Naprawdę będzie dobrze.
- Nie... - podniosła na mnie wzrok. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Maxim już dobrze. - znowu spróbowałem wytrzeć jej łzy. Tym razem nie odtrąciła mojej ręki. - Już dobrze?
- Tak... - odpowiedziała mi cicho. Złapałem ją za dłoń i skierowałem się w stronę swojego pokoju.
- Co ty robisz? - zapytała, patrząc się na nasze ręcę.
- Idziemy do mnie, musisz się uspokoić. - uśmiechnąłem się do niej lekko i wszedłem do mojego pokoju, puszczając jej rękę i zamykając za nią drzwi. Wskazałem na kanapę, by na nią usiadła. Maxim bez zastanowienia usiadła na niej i włączyła telewizję. Chyba już wie, że u mnie może czuć się jak u siebie. Uśmiechnąłem się nieco szerzej i zniknąłem w kuchni. Wróciłem z dwiema szklankami herbaty i położyłem je na stole. Gdy zerknąłem na Maxim, zauważyłem, że śpi. Westchnąłem cicho i przykryłem ją kocem, który leżał obok. Usiadłem obok kanapy, by jej nie obudzić i oglądając telewizję, popijałem herbatę. Sam nie wiedząc kiedy, usnąłem oparty o kanapę z herbatą w dłoni.

~*~

Obudziło mnie szturchanie w ramie. Otworzyłem lekko oczy i ujrzałem Maxim. Nie przypominał sobie by spała u mnie, ale jak tylko zrozumiałem wczorajszą akcję, to już się ogarnąłem i wiedziałem co ona tutaj robi.
- A już myślałam, że mi tutaj zszedłeś... - uśmiechnęła się lekko. Podniosłem się lekko do siadu i wylałem na dywan herbatę, którą trzymałam podczas snu.
- Cholera... A co mała, chciałabyś bym zszedł? - czekał tylko na jej reakcję na słowo "mała".
- Ty... Ja wcale nie jestem mała! - nadymała poliki, przez co wyglądała jak małe dziecko.
- O jak słodko wyglądasz. - wyciągnąłem telefon i zrobiłem jej szybko zdjęcię. - Na pamiętkę!
- Edwardzie... - spojrzała na mnie wrogo, a ja tylko wyszczerzyłem swoje ząbki. Wyłączyłem telewizor bo przez całą noc był włączony.
- No co chcesz skarbie? - jak ja uwielbiałem prowokować tą dziewczynę. Poznać ją lepiej, szybki numerek i papa!
- Grabisz sobie mój drogi. - zauważyłem, jak zaciska lekko pięść. Zamachnęła się na moją piękną twarz, lecz uniemożliwiłem jej uderzenie mnie, bo złapałem jej małą piąstkę dłonią. Uśmiechnąłem się zwycięsko, łapiąc jeszcze jej drugą dłoń.
- I co teraz? - zapytałem z udawanym żalem.

Maxim? -^^-

Od Maxim C.D Edwarda

Byłam zdesperowana, by odzyskać telefon, że byłam zdolna do wszystkiego. Chwyciłam mocno za jego koszulkę i szarpnęłam go do siebie. Pocałowałam go dość namiętnie z języczkiem, po czym szybko oderwałam swoje wargi od jego. Chłopak był dość oszołomiony, a ja wykorzystując to, wyrwałam mu mój telefon z ręki i wyszłam. Od razu po wyjściu z jego pokoju dotarło do mnie jakim jestem debilem i co ja najlepszego zrobiłam. Nie minęło parę sekund, a rozpędziłam się i wbiegłam po schodach susami, bym mogła ukryć się w moim pokoju. Mój pies z przerażeniem wstał z legowiska, bo tak z przytupem wpadłam do pokoju. Pewnie teraz sobie myślicie, co ona ma w tym telefonie, że była tak zdesperowana go odzyskać? Może nagie foty? Albo coś kompromitującego co by ją ośmieszyło? A może coś gorszego od dwóch poprzednich? Pfff... nic podobnego. Sprawa jest taka, że dziś nad ranem miał zadzwonić szeregowy. Tak, dobrze usłyszeliście "Szeregowy". Mój ojciec walczył w wielu wojnach, np. W Pakistanie. Dzięki wielokrotnemu udziału w wojnach stał się Generałem Wojsk Lądowych. Jest teraz na zebraniu i niejaki Nil- czyli ten szeregowy, ma mi powiedzieć co u ojca. No bo teraz to ogólnie ojciec nie ma czasu dla dziecka, które spłodził.
Wracając do rzeczywistości. Usiadłam na kanapie, zrobiłam kucyka, ubrałam kurtkę i wyszłam z uniwersytetu. Po nie całych 4 minutach zadzwonił telefon. Odebrałam ciut zdenerwowana... bo rozmawiamy może 4 jak nie 5 razy w roku. Odezwał się męski, ciężki głos mego ojca, a zdziwiona zaczęłam rozmowę:
- Jak tak Generale? - Byłam całkiem poważna.
- Nie mogę przyjechać w te wakacje tak jak ci obiecałem... - Przerwałam mu.
- Aha, czyli dzwonisz tylko po to, by powiedzieć, że ta durna robota sprawia, że nie możesz się ze mną zobaczyć?! Ten jebany raz?!
- Przykro mi ja... - Ponownie mu przerwałam.
- Ta mi też przykro, że spłodziłeś dziecko, dla którego nie masz czasu! Przykro mi, bo jak zdechniesz na wojnie, to będę miała wyrzuty sumienia, że cię nie zobaczyłam! Ten jeden pieprzony raz!!!
- Maxim ja naprawdę...
- Rozumiesz, że poza tobą nie mam nikogo...? - Zaczęłam ryczeć.
- A mama? Masz jeszcze mamę...
- Zabawny jesteś. Nie miałam z nią kontaktu od pieprzonych 3 lat. Nie wiem, czy żyje, czy nie.
- Uspokój się. Proszę cię...
- Ty mnie nie uspokajaj... Ciebie też już nie widziałam od waszego rozwodu...
- Ale...
- Nie widziałam cię całe 3 lata! Rozumiesz!? Ja czekam jak głupia, żebyś zadzwonił te 4 razy w roku. Bym usłyszała twój głos, bym wiedziała, że żyjesz!! I teraz po tych 3 latach odmawiasz mi spotkania?! Nie masz czasu na spędzenie ze mną nawet 1 godziny!?
- ... - Całkowicie zamilkł przytłoczony tym, co powiedziałam.
- Te 3 lata mieszkałam z twoim bratem! Pamiętasz, że to ty mnie do niego zawiozłeś?! Pamiętasz, że oddając mnie mu, się nawet nie pożegnałeś?! Że nawet nie spojrzałeś mi w oczy?!
- ... - Nadal milczał.
- Nie byłeś na mojej 18! Wysyłałam ci codziennie zaproszenie, od stycznia po moje urodziny.
- Nie mogłem...
- Dobra... Widzę, że ta rozmowa nie ma sensu... - Całkowicie się rozkleiłam.
- Muszę kończyć.
- Ta jasne... To, co następna rozmowa w grudniu tak?!
- Ja...
- Pierdol się!!
Rozłączyłam się i padłam na kolana, rycząc jak małe dziecko. Ktoś podbiegł do mnie i mnie przytulił. Był to Edzio... Najwidoczniej stał na schodach i wszystko słyszał i widział...

Edzio? :C :"(

Od Edwarda C.D Maxim

Stałem w łazience patrząc się na Maxim cały czerwony. Uśmiechnąłem się szeroko i podeszłem do niej bliżej. Miałem taki mały, niecny plan. Objąłem ją w pasie przybliżając się do jej ucha.
- Masz takie pięknę ciało...-przygryzłem delikatnie płatek jej ucha. Dziewczyna nie miała co zrobić. Bo raczej nie zabierze rąk ze swoich piersi.
- Do cholery wyjdź!-krzyknęła a ja jeszcze bardziej się nakręciłem.
- Oj no nie bądź taka.-przyciągnąłem ją do siebie dalej trzymając w talii.
- Zboczeńcu puść mnie!-zaczęła się trochę szarpać. Obróciłem ją do siebie przodem i przytuliłem. Już pewnie nie żyję, ale co tam. Puściłem ją i podszedłem do szafki wyjmując z niej płyn pod prysznic. Położyłem go na szafce i wskazałem na szampon który leżał obok.
- Chyba wiesz co do czego służy.-i jakby nigdy nic wyszedłem z łazienki zamykając za sobą drzwi. Usłyszałem jeszcze tylko ciche przekleństwa ze strony dziewczyny. Usiadłem na kanapie dalej uśmiechnięty. Jej obraz szybko nie zniknię z mojej głowy, aż żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia. Włączyłem telewizję szukają czegoś ciekawego. Dźwięk wody zagłuszał mi troszkę programy, lecz starałem się tym nie przejmować. Gdy woda ucichła zacząłem patrzyć się na drzwi od łazienki. Zaraz po tym zobaczyłem Maxim.
- Masz suszarkę do włosów?-gdy tylko mnie zobaczyła zarumieniła się.
- Nie mam, idź po swoją.-uśmiechnąłem się do dziewczyny wskazując na drzwi.-Tylko wróć do mnie.-puściłem jej jeszcze oczko.
- Wrócę... Ale tylko po to by się zemścić.-powiedziała i wyszła. Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na telefon leżący na stole. Ja to mam szczęście. Zapomniała telefonu. No to teraz na pewno tu wróci. Czekałem cierpliwie oglądając telewizję, gdy nagle usłyszałem jak ktoś wykrzykuję moje imię.
- Edwardzie!-wstałem i podszedłem do drzwi. To był zły pomysł bo oberwałem nimi w twarz. A sprawczynią tego był nikt inny jak Maxim.
- Czego chcesz!?-złapałem się za krwawiący nos. Dziewczyna nawet nie przejęła się tym co mi zrobiła.
- Oddaj mój telefon!-weszła do mojego pokoju jakby to był jej pokój. Skierowałem się szybko do stolika i zabrałem telefon.
- Coś za coś.-poruszyłem dwuznacznie brwiami. Nie oddam jej telefonu bez nagrody.

Maxim?
 Daj Edziowi jakąś fajną nagrodę -^^-

czwartek, 29 czerwca 2017

Odejście!

Powód: Brak pomysłu na postać

Powód: Brak pomysłu na postać

Od Maxim C.D Edwarda

Byłam cała czerwona zaistniałą sytuacją oraz byłam NAPRAWDĘ wkurzona. Chwyciłam, pierwsze lepsze co miałam pod ręką i go
trzepnęłam, a ten ku memu zdziwieniu zaczął się śmiać i zrobił niecny uśmiech. Po raz kolejny trzepnęłam go poduszką, a ten
tym razem oszołomiony szukał drugiej, by się zemścić. Wykorzystałam sytuacje i wyrwałam mu telefon z łapki i spadłam z
kanapy na dywan. Szybko zaczęłam się czołgać, ale Edzio chwycił mnie za nogi i uniemożliwił mi ucieczkę. Niestety jego
telefon był zabezpieczony strasznie długim hasłem, więc nawet nie próbowałam go odblokować. Odwróciłam głowę by zobaczyć,
co ten chce zrobić, i wtedy otwarł dziób:
-Oj nie ładnie Maxim, nie ładnie. -Zaczął mnie delikatnie ciągnąć.
-Puść mnie!
-Co? Masz tu łaskotki? -Chwycił moją stopę.
-N-Nie mam... Phhh... hahahahahah! Proszę nie!
Zaczął mnie intensywnie łaskotać, a ja jak głupia się śmiałam. Nawet zaczęły mi lecieć łzy ze śmiechu. W końcu się
poddałam i powiedziałam:
-Poddaję się... puść mnie.
Odwróciłam głowę i Edzio spojrzał mi w moje zapłakane ze śmiechu oczy. Poza tym, że byłam cała zgrzana, zmęczona, czerwona
i wyglądałam, jak bym ryczała, to chciało mi się niewiarygodnie spać. Edward spojrzał na mnie, uśmiech zniknął z jego twarzy
i ustąpił miejsca zawstydzeniu. Wyglądał naprawdę uroczo. Jego cała twarz była czerwona, a po czole zaczęła lecieć mała
kropelka potu. Po tej chwili ciszy powiedziałam:
-Puścisz moje stopy? -Spojrzałam żartobliwie.
-T-Tak jasne. -Odruchowo pościł moje nogi.
Szybko wstałam i odwróciłam się do Edzia, mówiąc:
-Mogę skorzystać z prysznica? -Wskazałam palcem na jego toaletę.
-Jasne. -Wciąż lekko czerwony pokręcił głową na Tak.
-Dasz mi jakiś ręcznik?
-Tak.
Wszedł do łazienki, po czym otwarł szafkę, w której znajdowały się ręczniki. Dał mi pierwszy z kraja, taki granatowy. Muszę
przyznać, że pachniał nim.... taką wodą kolońską. Dostawszy ręcznik, powiedziałam:
-No to tera won. No chyba, że chcesz się kąpać ze mną? -Wystawiłam mu język.
-Już cię zostawiam.
Zamknęłam drzwi, ale nie na zasuwkę, bo wypadło mi to z głowy. Zrobiłam sobie niechlujnego koka i zaczęłam się rozbierać. Położyłam spodnie i bluzkę na szafce, i zaczęłam rozpinać stanik, gdy nagle...:
-Maxim na półce nad szafką masz płyn pod prysznic i...
Do łazienki bez ostrzeżenia wszedł Edward, pewnie myślał, że jestem jeszcze w ubraniu. Byłam odwrócona od niego plecami...
Stałam na środku łazienki w samych majtkach, bo już stanik zdążyłam zdjąć. Zawstydzona, cała czerwona i oczywiście wkurzona
trzymając i zasłaniając rękoma piersi, wydarłam się, by wyszedł...

Edwardzie? \_(^u^)_/

Od Lewisa C.D. Hailey

Wszedłem do gabinetu, gdzie za sporym białym biurkiem siedziała drobna kobieta o blond włosach i sympatycznej twarzy. Podeszła po mnie, podała rękę i poprosiła bym usiadł. Kiedy miała zacząć czytać wyniki, zadzwonił telefon. Przeprosiła mnie ładnie i odebrała. Cholera... Nie wiem ile rozmawiała, ale omiotłem wzrokiem pokój co najmniej milion razy, policzyłem wszystkie przedmioty na biurku, powiedziałem alfabet od przodu i od tyłu. Przeliterowałem imiona i nazwiska osób mi bliskich, zacząłem je literować od tyłu, kiedy kobieta odłożyła telefon.
- Przepraszam, ale to nagła konsultacja. Dziewczyna się przeraziła, bo wyczuła guzka na szyi - pokiwałem głową. Biedna dziewczyna.
- To... Jak moje wyniki? - zapytałem niepewnie.
- Mieliśmy małe problemy z przebadaniem tego płynu, ponieważ był dosyć niespotykany. Widzisz wpływa na niego właściwie wszystko. Jak dbasz o siebie, jakie leki przyjmujesz. Jego konsystencja wskazywałaby raczej na jakąś przewlekłą chorobę, przede wszystkim zakaźną, jednak wykluczyliśmy to, ponieważ w związku z tym wyszłyby jakiś zmiany w...
- Przepraszam - przerwałem jej.
- Tak? - podniosła głowę przenosząc wzrok z papierów na mnie.
- Ja nie chcę pani przerywać, ale za tymi drzwiami, na korytarzu, czeka na mnie wściekła dziewczyna, która jest miłością mojego życia. Niech pani powie mi po prostu czy ja mam tego raka i co mam zrobić, bo ja zaraz umrę ze strachu, nie że go mam, ale ze strachu, że ona zaraz stąd wyjdzie i już nie będę mógł wytłumaczyć, dlaczego jej nic o tym nie powiedziałem. Rozumie pani? - mówiłem bardzo spokojnie.
- Rozumiem - odparła i zajrzała do papierów. - Nie, nie ma pan raka. Przyczyny trzeba szukać w enzymach lub w samych płucach. Zaraz panu napiszę, do kogo pójść. Możliwe, że przy odpowiednich lekach płyn przestanie się zbierać.
- Dziękuję bardzo - wziąłem z jej ręki kartkę. - I niech pani innych też tak nie torturuje, opowiadać o chorobie to pani może po tym, jak powie komuś, czy ma raka czy nie.
- Dziękuję za dobrą radę. Do widzenia.
- Wolałbym nie - zaśmiała się słysząc to. - Do widzenia poza szpitalem.
Niemal pobiegłem z gabinetu. Nie miałem raka! Fala szczęścia zalała mnie tak gwałtownie, że miałem ochotę krzyczeć z radości. Może da się spowolnić zbieranie płynu, a może nawet mnie wyleczyć... Rozejrzałem się po korytarzu i w pierwszej chwili się przeraziłem. Nigdzie jej nie wiedziałem, a wokół mnie stał tłum. Nie chciało mi się wierzyć, że Hailey zostawiłaby mnie tutaj samego, jednak w końcu skierowałem się do wyjścia. Szedłem bardzo powoli przyglądając się wszystkim i wreszcie, kiedy miałem już zwątpić, zobaczyłem ją skuloną, siedzącą w kąciku. Podszedłem do niej, kucnąłem i dłoni gładziłem boki jej ud. Dopiero po jakiejś chwili podniosła na mnie przerażone spojrzenie. Westchnąłem, ponieważ przypomniała mi się płynąca po jej policzku łza.
- Lewis? - zapytała. Starała się ukryć drżenie głosu.
- Hailey... Hailey O'brien - wyszeptałem. - Chodź, idziemy.
- Dokąd?
- Do domu - wziąłem ją za rękę i pomogłem wstać, co zresztą zrobiła niechętnie. Wyprowadziłem ją przed szpital. - Nie mam raka.
- Lewis! - rzuciła mi się na szyję.
- No już... poczekaj chwilkę, najpierw muszę cię przeprosić - odsunąłem ją od siebie, jednak nie zdjąłem dłoni z jej talii. - Ja naprawdę nie chciałem, żebyś się martwiła.
- Jak mi nic nie mówisz, to tym bardziej się martwię, zresztą to chyba naturalny odruch.
- Wiesz jaki jestem, nigdy nie widziałem potrzeby aby dzielić się z kimś moimi problemami.
- Chyba, że to Zain - naburmuszyła się jak małe dziecko.
- Cóż mało się u niego w domu nie udusiłem, to trudno, żebym mu tego nie wyjaśnił... I nie musisz być o niego zazdrosna - zaśmiałem się.
- Ja? Zazdrosna?
- To cholernie pociągające - pochyliłem się i wymruczałem jej to do ucha.
- Co? Nagle siły witalne do pana Draxlera powróciły? - prychnęła.
- A do pani Draxler? - wymruczałem.
- Jak mnie nazwałeś? - zdziwiła się marszcząc brwi.
- Tak, jakbym chciał cię nazywać do końca moich dni.
- Chyba, mi się nie oświadczysz przed szpitalem, co?
- Nie, ale cię na to przygotowuję... bo tylko miłość mojego życia mogła tutaj przylecieć by mnie ratować.
- Głupi jesteś - warknęła.
- Wiesz inteligencja po tatusiu - przewróciłem oczami. - Hailey?
- Tak, jestem wściekła - mruknęła.
- Oj Hailly - jęknąłem i pocałowałem jej szyję. - Hail...
- Przestań - zaczerwieniła się.
- Tak się stęskniłem... bo ta niepewność wydłużała mi ten czas bez ciebie, słońce - wymruczałem.
- Oj jak mi przykro...
- Ja ci to wszystko wynagrodzę, wiesz? - znowu pocałowałem jej szyję.
- Musisz się bardzo postarać - uszczypnęła mnie w bok.
- Kochałaś się kiedyś na plaży? - pokręciła głową. - W Malibu mają piękne plaże...
- To jakaś realna propozycja?
- Bardzo. Równie realna co moja miłość do ciebie - cmoknąłem ją w skroń. - Chodź, pokażę ci dom mojego najmłodszego, jeszcze szczęśliwego dzieciństwa.
- A miałeś takie? - wybuchnąłem śmiechem słysząc to.
- Słodziutka jesteś i właściwie to nie wiem, byłem za mały, żeby cokolwiek z tamtego okresu pamiętać.

Od Matthew cd. Mayi

- Bohater rogatych kucyków ma silnie napięty grafik, jednakże odnajdzie chwilę dla niewiasty.
- Aż tak tragicznie? Cóż za zajęcia panicz nabrał na siebie?
- Obrałem sobie za cel przejażdżkę konną po okolicy z nową panną z naszej akademii. - Uśmiechnąłem się, na co dziewczyna odpowiedziała mi tym samym. 
- Oh, a czy mogłabym poznać imię tej panienki? 
- Toż to tajemnica, nie mogę wyjawić imienia owej niewiasty. 
- Jejku, skończmy to. Kończą mi się odpowiedzi - zaśmiała się - Dość ciekawa forma rozmowy. 
- Chyba muszę się z tobą zgodzić. - Uśmiechnąłem się - To jak, co powiesz na przejażdżkę?
- Bardzo chętnie - odpowiedziała.
Odłożyliśmy talerze na miejsce i równym krokiem wyszliśmy ze stołówki. Maya uznała, że potrzebuje trochę czasu, żeby się ogarnąć i zaraz potem możemy jechać na przejażdżkę. 
Wróciłem do swojego pokoju, gdzie od razu powitało mnie radosne szczekanie Shiloh. Pierwsze co, rozejrzałem się po pomieszczeniu, w celu ocenienia ilości strat, jednak zostałem mile zaskoczony. Wszystko, może poza moim plecakiem, było w nienaruszonym stanie. Bagaż został odrobinę pogryziony i ośliniony, jednak myślę, że da się go jakoś naprawić. Pies podbiegł do szafy i usiadł przed nią, jakby chciał właśnie coś zasłonić.
- Czyli jednak nabroiłeś? - spojrzałem na niego, na co spuścił łeb - Okej, chyba wolę tam nie zaglądać.
Westchnąłem i opadłem na łóżko, wyjmując z kieszeni telefon. Od razu wszedłem na facebook, bo w sumie nie miałem nic ciekawszego do roboty. Zobaczyłem jedną nową wiadomość od mojej kuzynki, którą bez większego zastanowienia otworzyłem, było to nagranie głosowe. W tym momencie odrobinę się zawahałem, jednak nie widząc w tym nic zanadto dziwnego, wcisnąłem start, czego od razu pożałowałem, bo usłyszałem dobrze znany mi głos. 
"Cześć synku"
Zatrzymałem. Długo zastanawiałem się, czy powinienem odsłuchać resztę i... ciekawość wzięła górę. 
"Nie mam żadnego kontaktu do ciebie, na szczęście chociaż w ten sposób mogę ci coś przekazać. Nie wiem, czy będziesz chciał wysłuchać mnie do końca, zrozumiem. Odbyłam długie leczenie i wiem, że byłam okropną matką. Pozwoliłam zmarnować ci kilka, a nawet kilkanaście lat życia. Począwszy od kłótni z ojcem, przez poważniejsze awantury aż do tego, co na zawsze zostanie nam wszystkim w pamięci. To przeze mnie wylądowałeś w więzieniu, nawet nie masz pojęcia jak bardzo żałuję, że nie stanęłam po twojej stronie. Chciałabym.. chciałabym się spotkać, porozmawiać. Zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciał mnie już znać, ale proszę, odezwij się."
Ostatnie słowa ledwo przeszły jej przez gardło, a przez całą wypowiedź słychać było narastającą w jej głosie rozpacz. Czy dalej ją kochałem? To moja mama, cokolwiek by nie zrobiła i tak chociaż w małym stopniu wciąż darzyłem ją uczuciem. Czy chciałem się spotkać? Zdecydowanie nie. Powrót do przeszłości byłby zbyt bolesny, tym bardziej, że powoli zaczynam wychodzić na prostą. 
~~*~~*~~
Zszedłem na dół trochę szybciej, ponieważ Hurricane przed jazdą potrzebuje sporo uwagi, tym bardziej przy takiej pogodzie. Mogę się założyć, że zrobiła sobie błotną kąpiel, a z wyczyszczeniem jej zejdzie mi do wieczora. 
Moją uwagę przykuł radiowóz policyjny, stojący zaraz przy wejściu do akademika. Okej, to nie koniecznie musi być od razu do mnie. Może mają jakieś kontrolę, czy cholera wie co. W pewnym momencie z samochodu wysiadła dobrze znana mi osoba, mężczyzna, który odwoził mnie do MU. 
- Przepraszam, chciałem przyjechać prywatnym samochodem, jednak dostałem nakaz z góry - skrzywił się, podchodząc do mnie. 
- Coś się stało? - spytałem od razu. 
- Potrzebne jest jeszcze kilka papierów od Morgan Univeristy, udało mi się wydłużyć twój czas zgłaszania się na komendzie. Wystarczy raz w tygodniu, co środę, okej? Wszelkie wyjazdy musisz najpierw zgłosić, ale nie wolno ci opuszczać granic kraju, z tym się nie da nic załatwić dopóki sprawa się nie rozwiąże. 
- Rozumiem. - Kiwnąłem głową. 
- Sprawa.. nie wygląda najlepiej, ale muszę przyznać, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Twoja mama się z nami kontaktowała i chce ponownie zeznawać, lekarz uznał, że wcześniej nie była w stanie zeznawać, ze względu na swój stan psychiczny, a jednak to zrobiła i niestety na twoją niekorzyść. Chce to unieważnić. 
- Jest to możliwe? - Zmarszczyłem brwi. 
- Jeżeli dostaniemy zaświadczenie lekarskie, jak najbardziej. - Uśmiechnął się. - Dobra, lecę załatwić te papiery. Trzymaj się. 
Cholera wie jak wielkie miałem szczęście, że trafiłem właśnie na niego. Był to człowiek, któremu nie był obojętny mój los i nie tylko. 
Z budynku wybiegła Maya i przystanęła o mało nie wpadając na Paula. 
- Dzień dobry - powiedziała szybko, wymijając mężczyznę. 
- Dzień dobry - odpowiedział i wszedł do środka. 
Maya podeszła do mnie, co chwila zerkając w stronę drzwi wejściowych. 
- Jeszcze nie zdążyłam nic nabroić - zaśmiała się, unosząc ręce do góry - Po ciebie przyjechali, przyznaj się, kogo zabiłeś? 
Zaśmiałem się nerwowo, bo raczej nie byłbym w stanie wydusić z siebie słowa. 
- Idziemy? - spytałem, kiwając głową w stronę stajni.

Maya? 

Od Marie CD James'a

Mojemu ojcu zazwyczaj dopisuje dobry humor, a w towarzystwie James'a nigdy nie stroni od żartów, nawet tych sprośnych. Na moje szczęście panowie polubili się do razu, nawet lubią spędzać czas we dwójkę.
- Tatku, przyprowadziłam syna twojego klienta, tak? - uspokoiłam śmiech.
- Czyli dbasz o wypłatę tatusia? Cieszy mnie to bardzo. - zarechotał, a potem poprawił się w swoim ulubionym fotelu.
- Jason.. - zaczęła mama.
- Spokojnie, wszyscy wiemy, że pan Saint lubi śmieszkować. - odparł Loss. - To jest tak wyluzowany człowiek, że nie mógłbym się o coś takiego obrazić.
- Czy ty się próbujesz podlizać? - zmarszczyłam brwi i pogładziłam Chester'a po jego tłustym grzebiecie.
- Twojemu tacie zawsze. - wyszczerzył się.
- To w końcu na ile zostajecie? - rodzicielka ponowiła pytanie.
- Chciałabym przynajmniej na dwa tygodnie, ale nie wiem co na to mój ukochany. - przeniosłam wzrok na bruneta.
- Jestem jak najbardziej za, trochę pomieszkamy tutaj, trochę u moich rodziców,a trochę w jakimś mieszkaniu.
- A co wy będziecie robić sami w tym mieszkaniu? - tata spiorunował nas pozytywnym wzrokiem.
- Zachowujesz się jakby mieli dwanaście lat. - warknęła mama.
- Kobieto! Czy ja coś do cholery mówię. - uwielbiałam jak się sprzeczali.
- Już się zamknij. - mruknęła.
- Słyszałem!
Przez resztę wieczorów rozmawialiśmy jeszcze przy kawie i ciastkach, opowiadaliśmy o Morgan, o koniach. Przed godziną dwudziestą drugą wszyscy rozeszliśmy się do swoich pokoi. Najpierw musiałam poczekać, aż szanowny pan James Michael Loss zażyje kąpiel, potem dopiero ja mogłam wejść do łazienki. Ta zmiana stref czasowych zawsze na mnie źle działa, więc jak najszybciej chciałam znaleźć się w łóżku. Szybko wskoczyłam pod prysznic, zmyłam makijaż i nałożyłam na siebie za dużą koszulkę i majtki. Gdy wróciłam do mojego pokoju chłopak jeszcze robił coś na laptopie. Położyłam się obok niego, a on zamknął Macbooka i odłożył go na szafkę nocną po czym przyciągnął mnie do siebie. Poczułam intensywny zapach jego męskiego żelu, uwielbiałam go, co kończyło się tym, że czasem sama się nim myłam.
- To łóżko przywołuje tyle wspomnień. - westchnął.
- Hmm, to na tym łóżku straciłam dziewictwo pewnej kwietniowej nocy.
- Z kim? - udał zdziwionego.
- A z takim James'em Loss'em.
Nagle dobiegło do nas drapanie w drzwi.
- O nie. - zaczął chłopak.
Wstałam z łózka i poszłam do drzwi. Uchyliłam je, a pomiędzy moimi nogami przemknął pies i z ledwością zdołał wskoczyć na łóżko.
- Nie mów, że on będzie z nami spał.
- Co w tym dziwnego, że dziecko chcę spać z rodzicami. - przykryłam się kołdrą, a Chester władował się pomiędzy naszą dwójkę głośno dysząc.
- Psa matka się znalazła. - rzucił sarkastycznie. - Nie ma mowy, żeby mi tak dyszał i ślinił się nademną całą noc, w dodatku odcinał dostęp do mojej kobiety.
- No to masz problem. - zachichotałam chwytając mojego pupila i przekładając go na stronę od brzegu, sama przy tym przekręcając się na bok.
- No ej!
- Dobranoc James. - zamknęłam oczy z uśmiechem na ustach.

~*~

Podobny obrazRankiem obudziliśmy się w jakiejś dziwnej pozycji. Mops leżał w nogach,a moja jedna dłoń na twarzy bruneta. Po przebudzeniu leżeliśmy jeszcze dłuższą chwilę przeglądając social media na telefonach i rozmawiając, nie mogło zabraknąć snapa. Nadszedł czas by wstać i się ogarnąć. Pomalowałam się, teraz w co się ubrać? W sumie to czemu nie ubrać się podobnie? Na dworze było cudownie, świeciło słońce, ale przez wiatr mogło być zimno. Naciągnęłam więc spodnie z wysokim stanem na dupe, szary crop top na ramiączkach i do tego lekka, przewiewna kurtka i czapka z daszkiem. Kazałam James'owi ubrać się podobnie boo..czemu nie? I tak wszyscy zawsze chwalili nasz styl ubierania. Zeszliśmy na śniadanie. Już na schodach dało się poczuć zapach naleśników robionych przez moją mamę. Uwielbiałam ten moment, kiedy siadałam przy wyspie kuchennej, wiaterek ruszał firanki przez codziennie otwarty balkon prowadzący na taras, słychać było szum morza i odgłosy ptaków.
- Gdzie tata? - spytałam biorąc jednego naleśnika na talerz i smarując go masłem orzechowym.
- Pojechał do zoo.
- Do zoo?
- Do chorej koali. A wy kochani? Jakie plany na dziś? 
- W sumie to nie wiem. - przeniosłam wzrok na bruneta. - Co dziś robimy?
- A co chcesz robić? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Hmm, a może tak przejdziemy się do centrum? - zaproponowałam.
- Możemy.
- Z Chester'em. - dodałam po chwili.
- Przyda mu się spacer. - wtrąciła się mama.
- Możemy się też spotkać z naszą paczką. - chwyciłam różowego iphona do rąk.
- Mam nadzieję, że ta kupa tłuszczu znów nie zacznie szczekać na wiewiórki, gdy będziemy przechodzić obok parku, albo na hydranty. - rzekł zniesmaczony chłopak.
Po śniadaniu dopięłam czerwony puszorek ledwo zapinający się na tłustym mopsie, podpiełam do automatycznej smyczy i ruszyliśmy do centrum. Na piechtaka był kawałek drogi, ale zwykle pokonywało się go szybko i przyjemnie. 
- Gdzie się umówiłaś? - spytał James patrząc, jak pies radośnie przebiera łapami i jęzorem na wierzchu.
- A no w parku, tym wiesz, obok opery.
- Park, wiewiórki, inne psy, super. - mruknął.
Kilka minut później byliśmy już na miejscu. David, Beatrice, Nicole i Travis czekali już na nas na jednej z ławek. Z daleka było słychać ich krzyki, cali oni. Chester zaczął piszczeć ze szczęścia gdy tylko ujrzał swoją ukochaną. Czarną mopsiczke Betarice - Pucci.

James?
dwa mopsiki XDXD








od Eliota cd Emmy

Kiedy Emma położyła rękę na mojej nie wiedziałem co zrobić. Nie był.. Nie nie lubiłem tego dotyku, był miły i.. Ona delikatnie masowała kawałek mojej dłoni kciukiem. Spuściłem wzrok na jej dłoń i zaciekawiony patrzyłem co ona dokładnie robi. Była blisko. Jej rękę i moje udo dzieliła tylko moja dłoń. OD dawna nikt mnie tak nie dotykał, nie był tak blisko. Chyba to oczywiste czemu. Wysunąłem drugą dłoń i delikatnie zabrałem nią rękę emmy z mojej ręki. Nie puszczałem jej jednak. Uniosłem wolną rękę i muskałem delikatnie każdy z palcy dziewczyny. Miała małe dłonie.  Niedługie paznokcie były nie pomalowane . Dopiero po chwili doszło do mnie co właśnie robię. Puściłem delikatnie jej rękę i podniosłem niepewnie wzrok. Patrzyła na mnie z lekko otwartymi ustami.
-P.. Przepraszam?-Nie wiedziałem co mam powiedzieć, nie wyglądała na złą że jej dotykałem ale wolałem ..
-Nie zrobiłeś nic złego, ba nawet przeciwnie, masz prawo mnie dotykać -uśmiechnęła się lekko. Pokiwałem głową w odpowiedzi  Delikatnie przeczesała włosy dłonią i zakręciła pasemko na palcu.
-Masz.. Masz ładne włosy -Wymamrotałem w zasadzie do podłogi i sięgnąłem do kota który właśnie skonczył jeść swój posiłek. Emi wdrapała mi się na kolana i zaczęła głośno mruczeć.
-Dziękuje, miałam z nimi trochę mieszane uczucia jak byłam młodsza..
-Czemu?-Podniosłem głowe i zmarszczyłem lekko brwi.
-Nie są .. Popularne i nie lubiłam ich, wiesz chciałam żeby były blond i proste-Posłała mi ciepły uśmiech.
-Takie.. Takie są ładne są twoje -Nie byłem dobry w mówieniu komplementów, nie moja wina. Ale naprawdę, patrząc na nią te włosy były wielką częścią jej osoby i były piękne.Kiedy zadzwonił telefon chwilę się nie ruszałem, podobało mi się to że siedzimy obok siebie i na siebie patrzymy. Sięgnąłem po dzwoniące urządzenie i odebrałem.
-Halo?
-Elioooot-Głosik Leny wesoło zabrzmiał w słuchawce.
-Hej..
-Są wakacje ! Dostałam nagrodę za naukę ! I wujek powiesił moje obrazki na ścianie ! Mówi że są ładne !
-Na pewno są..
-I za dwa dni cię zobaaaczeee
-Dokładnie.. Poznasz.. Poznacie Emme..
-A kto to Emma?-Podniosłem wzrok na dziewczynę, głaskała właśnie kociaka i patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem.
-Bardzo.. Miła osoba, miła.. Cieszysz się?-Wymruczałem. Nie wiedziałem jak mam określić Emmę..
-TAAAAk-Po chwili zakończyła rozmowę obietnicą że ją zabiorę na lody. Odstawiłem telefon i podniosłem wzrok na dziewczynę. W głowie leciała mi jedna piosenka. Była tak.. Tak odpowiednia i nie opowiednia. Ponownie zgarnąłem telefon i wystukałem wiadomość do dziewczyny.
Im falling for your eyes but they dont know me yet.
Zabrzęczało jej w kieszeni ale nie wyjęła telefonu. Cały czas na mnie patrzyła w ten sposób.
Czemu ty mnie lubisz? Jaki w tym masz sens? Jestem brakiem sensu i zależności a ty cały czas do tego wracasz.. Ciągnie cię do chaosu mojej osoby.. Nie powinno tak być. A mnie ciągnie do ładu ... Do twojego piękna i dobra, tak też.. Nie zasługuję na kogoś takiego.
<emma? Piosenka to Kiss me - Ed sheeran>

środa, 28 czerwca 2017

Od Cole'a CD Alice

Przebudziłem się w nocy. Miałem wyjątkowo niespokojny sen. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu - było przed czwartą. Przewróciłem się na drugi bok.
~***~
Zszedłem na śniadanie. O tej porze było mało osób, a do tego jeszcze dochodziły wakacje. Nie wyspałem się i nie byłem głodny. Gdy siedziałem, a na tacy leżało jedzenie zastanowiłem się po co tu przyszedłem. Tak jak szybko tu wszedłem tak też wyszedłem i skierowałem się do stajni. Najpierw poszedłem do karosza, którego boks był bliżej niż Av'a. Przeczyściłem jego sierść mimo iż dobrze wiedziałem, że na pastwisku zrobi wszytko aby doprowadzić ją do nieładu. Wypuściłem go na padok po skończonej czynności i poszedłem do drugiego konia, który rozglądał się dookoła po korytarzu stajni. Parsknął gdy zbliżyłem się do niego i schował w głąb boksu. Szybko osiodłałem i zaprowadziłem go na plac. Trzeba się trochę poruszać. Jednak niedane mi było ćeiczyć długo w samotności. Ujrzałem znajomą twarz blondynki, która oparła się o ogrodzenie i wodziła swoim wzrokiem za naszymi ruchami. Skierowałem Avengera w jej stronę. Leniwym stępem podjechaliśmy do niej. Alice się uśmiechnęła i wyciągnęła w stronę kasztana swoją dłoń. Zsiadłem z ogiera i okrążyłem go stając obok dziewczyny, ale po przeciwnej stronie ogrodzenia. Ogier schylił swoją głowę i skubnął zieloną trawę, rosnącą poza padokiem. Zawiesiłem wzrok na jej osobie. Kompletnie nie spodziewałem się jej tutaj. Jednak miło było ją znów zobaczyć. W dzieciństwie byliśmy nierozłączni i brakowało mi jej, a głupi gest, kłutnia zmusiły do rozłąki. Śmieszne, bo już nawet nie pamiętam przez co dokładnie się rozstaliśmy. Duży wpływ miała moja przeprowadzka. Alice zwróciła swoje oczęta w moją stronę, uniosła jedną brew, a kąciki jej ust lekko drgnęły tak jakby była zadowolona z tego, że przyłapała mnie na tym, że się jej przyglądam. Nie odrywałem jednak wzroku.
- Powiesz mi co się tam tak właściwie stało?- przerwałem ciszę szalejącą w powietrzu o dziwo nie tak męczącą
Blondynka westchnęła i pogładziła szyję ogiera, którego skóra lekko drgnęła pod jej dotykiem.
- Straciłam panowanie nad autem, a Demens w przyczepie zaczął wariować. Sam widziałeś w jakim był stanie- sapnęła nie patrząc w moją stronę
Chciałem sytać o coś jeszcze. Miałem tak dużo pytań, ale jak na razie chyba jej wystarczy. Odszedłem od ogrodzenia i podszedłem do wyjścia z placu.
- Idziesz z nami?- spytałem przystając
- Nic lepszego do roboty nie mam- wzruszyła ramionami i ruszyła w naszą stronę
Niespiesznie doszliśmy do stajni. Zaczęły się wakacje (trochę przyspieszyłam xd), pogoda była wręcz cudowna jak na te obszary. Alice zostawiła mnie przy boksie Demensa, a ja poszedłem wyczyścić i rozsiodłać Avenger'a. Kasztan jak zwykle stał spokojnie i z rozkoszą poddawał się pielęgnacji. Na koniec wypuściłem go na pastwisko gdzie od rana urzędował New Day. Od razu młody zainteresował się kolegą i zarżał radośnie na nasz widok. Wracając zaszedłem jeszcze po Alice, która stała przed boksem swojego wierzchowca, który nerwowo zarzucał łbem. Trochę mu zajmie oswojenie się z nowym otoczeniem.
~***~
Akademia na wakacje trochę opustoszała. Jedni już zdążyli wyjechać, inni się szykowali, a jeszcze inni się dopiero zastanawiali co ze sobą przez te dwa, długie miesiące zrobić. Nie miałem zamiaru tu siedzieć. Chciałem się wyrwać gdziekolwiek, ważne aby trochę odsapnąć. Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Miałem dla Alice propozycje nie do odrzucenia. Gdy doszedłem pod jej drzwi, zapukałem i ostrożnie wszedłem do środka. Jej dwa koty rozłożyły się na łóżku.
- Mam propozycje nie do odrzucenia- wyszczerzyłem się i usiadłem na krześle przy biurku odwracając je w stronę leżącej i przeglądających cos na telfonie dziewczyny, która wyraźnie się ożywiła
- To jak jedziemy gdzieś na wakacje?- spytałem i czekałem na reakcje z drugiej strony
Alice spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem, które po chwili ustąpiło miejsca szerokiemu uśmiechowi
- Niezobowiązujący wyjazd. Przyda się mi po całym roku jak i tobie po ostatnich kilku tygodniach- dodałem trochę niepewnie ostatnie słowa gdyż nie wiedziałem za bardzo jakie były dla niej jej ostatnie lata

Alice?
Wybacz, że tak długo, już się nie powtórzy i to opko takie nijakie - poprawie się ❤️
Wymyśl coś ciekawego na wakacje ^^

Od Emmy C.D. Eliota

- To miłe, że tak uważasz - uśmiechnęłam się szeroko, opierając dłońmi o pościel i delikatnie odchylając się do tyłu. - Ty też masz ładny śmiech.
- Nieprawda - odparł dosyć stanowczo... Bardzo stanowczo jak na siebie. To jego niedowartościowanie aż kuło w oczy, chciałam z tym walczyć, jednak musiałam to robić bardzo delikatnie.
- Prawda, po prostu za rzadko się śmiejesz, żeby pamiętać jak ładnie się śmiejesz - odparłam pewnie.
- Jesteś... strasznie pewna... - tylko tyle z siebie wydusił.
- Moich słów? - pokiwał głową. - Jeśli wiem, że mam rację, to dlaczego mam ich nie być pewną?
- Ja...
- Ty to jesteś niedowartościowany - przerwałam mu.
- To... nie takie proste...
- Kiedyś to mogło nie być proste - odparłam łagodnie. - Kiedyś to mogło być nawet trudne do zniesienia. Nie wiem, ponieważ nie przeżyłam czegoś takiego. Jednak wiem, że teraz jest teraz.
- I... - dopytywał.
- I masz mnie - zeskoczyłam z łóżka i podreptałam w jego kierunku. Zatrzymałam się tak blisko, abym mogłam bez problemu usiąść przed nim nie trącając go, co zresztą zrobiłam. Usiadłam przed nim po turecku, wędrował wzrokiem po mojej twarzy, ja zawiesiłam spojrzenie na jego oczach.
- A to... znaczy...
- A to znaczy, że ja się z największą ochotą znajdę naprawianiem tego i dowartościowywaniem ciebie, Eliot.
- To... - znowu tylko tyle wydusił z siebie i zwiesił głowę.
- To nie takie proste? Dla mnie to będzie bardzo proste - nadal trzymał dłonie na swoich udach, a jego kolana praktycznie stykały się z moimi nogami. To znaczy, że jego dłonie były bardzo blisko moim. Bardzo. Nie wiedziałam jaka cholera mnie do tego podkusiła, ale położyłam swoją dłoń na jego i zaczęłam kciukiem delikatnie muskać jego skórę. Dobra, teraz tylko jej nie wyrwij. Proszę... Tak wiem, patrzysz na nie, wiem, ale nie zabieraj mi jej. Skoro  koty mogą mieć tą przyjemność, to ja też chcę. Jak mi ją zabierzesz, to spadnie na twoje udo. Mi się to spodoba, ale tobie chyba nie za bardzo. Pewnie cały się zepniesz... w najlepszym przypadku. Albo uciekniesz całkiem. A ja się popłaczę. Popłaczę się, a ty pomyślisz, że to przez ciebie, a to nieprawda, bo popłaczę się, myśląc jaka jestem głupia, że to zrobiłam. Przecież znam prawdę, ale czasem nie myślę... nie myślę o tobie jako o Eliocie, który przeżył koszmar we własnym domu, ale o moim Eliocie... A przecież nie mogę cię jeszcze tak nazwać... Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła cię tak nazwać...

Eliot?

Od James'a C.D. Marie

Sydney to najpiękniejsze miasto na świecie. Ta moja opinia chyba nigdy się nie zmieni. Patrzyliśmy na majaczące w oddali centrum, a zachodzące słońce jeszcze ładnie nas ogrzewało. Panowała między nami dziwna jak na ten związek cisza. Milczeliśmy w wyjątkowych sytuacjach, takich jak ta. A była to chwila wyjątkowa, ponieważ wróciliśmy do Syndey... razem. Nowy rozdział tego wspaniałego związku niejako został ogłoszony za otwarty. Pomyślałem, że przydałoby się go ładnie zacząć. Kiedy Marie pochyliła się nad balustradą patrząc na wodę, stanąłem za nią i delikatnie objąłem ją w pasie.
- James, co ty robisz? - wyprostowała się, a ja przytuliłem się do jej pleców, a brodę oparłem o jej ramię.
- A jak myślisz, śliczna?
- Coś mi to przypomina - wymruczała.
- Mi też... dwójkę dzieciaków, którzy się w sobie zakochali. Pamiętasz ich?
- Pamiętam. Ten chłopak był całkiem przystojny...
- Ta dziewczyna też nie najgorsza.
- Podobała ci się? - jej dłonie powędrowały na moje biodra.
- Nadal mi się podoba... Rączki przed siebie.
- Ale James... - jęknęła.
- Przed siebie. Ma być romantycznie, a nie erotycznie - zaśmiałem się, tak więc jej dłonie powędrowały na moje dłonie. - Nie lepiej?
- Czy ja wiem...
- Wtedy to się za bardzo do mnie nie kleiłaś - prychnąłem.
- Byłam dosyć spięta... Pierwszy raz, tak mnie przytuliłeś.
- Chciałbym to robić jak najczęściej, ale tylko w tym miejscu.
- Podoba mi się ten pomysł - odparła, a później ponownie zapadła cisza.
Ludzie jeździli, rozmawiali, chodzili wokół nas, ale nam to nie przeszkadzało. W końcu tak się stęskniliśmy, za wszystkim właściwie. Za sobą, tym miastem, jego atmosferą, ciepłem, znajomymi twarzami. Zaczęło robić się już szarawo, kiedy wreszcie się otrząsnąłem. Zerknąłem na Marie. Miała zamknięte oczy. Uśmiechnąłem się, po czym delikatnie pocałowałem ją w skroń. Zwolniłem uścisk i zrobiłem krok w stronę drogi powrotnej. Ująłem jej dłoń i przesunąłem wzdłuż jej przedramienia, aby wziąć ją za rękę.
- Chodź - szepnąłem. Spojrzała na mnie najpiękniejszym wzrokiem. Takim, jakim patrzyła na mnie na początku, kiedy stałem się dla niej kimś więcej, kiedy otworzyła się przed nią nowa perspektywa mnie. Uśmiechnąłem się, a ona odpowiedziała tym samym. Po chwili do mnie dołączyła i ruszyliśmy w stronę jej domu. Nie było zresztą do niego daleko. Musiałem przyznać, że Marie mieszkała w o wiele lepszym miejscu ode mnie. Może i nie powinienem narzekać na dwupiętrowy apartamentowiec, ale mieszkanie w samym centrum, po prostu boli. Wychodzisz i jedyna atrakcja, do której nie trzeba jechać komunikacją miejską to park, który znudził mi się w wieku siedmiu lat. Ona miała plażę, widoki, trochę zieleni, świeże powietrze od wody...
Tak jak myślałem, rodzice dziewczyny już na nas czekali. Jej mama miała magiczną zdolność do wyczuwania, kiedy będziemy wracać, co kilka razy postawiło nas w dość niezręcznej sytuacji. Państwo Saint byli naprawdę tolerancyjni i nowocześni, ale granicę też mieli i raczej nie spodobało im się, kiedy zdejmowałem majtki ich nieletniej córce w ich przedpokoju, na ich szafce na buty, a pani Saint akurat znalazła się w tym samym pomieszczeniu. Na szczęście te dziwne czasy minęły, a ich mama przestała się bać zostawiania nas samych w jednym pokoju. Właściwie to podejrzewałem, że pogodziła się po prostu z tym, że swój pierwszy raz razem, mieliśmy dosyć dawno... Zaprosili nas do salonu, usiadłem na kanapie, a w jednej chwili znalazła się obok mnie Marie z tym czymś na rękach. Nienawidziłem tego mopsa, a przez niego wszystkie mopsy świata.
- Zabierz go - poprosiłem, a ona przeniosła go bardziej na drugie udo, aby był dalej ode mnie.
- Dobrze?
- Idealnie - cmoknąłem ją w skroń, a ona przewróciła oczami.
- To ile zostaniecie w Australii? - zapytał jej ojciec.
- Właściwie, to chyba jeszcze o tym nie rozmawialiśmy - zacząłem.
- Właśnie... Jak to możliwe, że tego nie zaplanowałeś? - prychnęła Marie całkowicie pochłonięta, gładzeniem swojego pupila.
- Jakoś... zajęty byłem...
- Czym? - zapytał pan Saint z wymownym uśmiechem, a jego córka zachichotała.
- Widzę niedaleko pada jabłko od jabłoni - odparłem patrząc mu prosto w oczy, a jego żona wybuchła śmiechem.
- James - Marie capnęła mnie w ramię.
- Au, nie boi mnie - potarłem dłonią zaczerwienione miejsce, wcięte łapki.
- Kogo ty mi do domu przyprowadziłaś - westchnął jej ojciec z uśmiechem.
- James Michael Loss, chłopak pana córki, miło mi - wyszczerzyłem się, a on zaczął się szczerze śmiać, po chwili dołączyłem do niego, a po mnie obie panie.

Marie?

od Vito cd NIkitty

- Przestań się o wszytko obwiniać ! -Teraz nie wytrzymałem  i warknąłem. Podskoczyła i zdrętwiała.
-Nie rozumiem czemu tak robisz, skoro nie mówię ci że coś było twoją winą znaczy że nie było. Czy to twoja wina że mnie oddano jak byłem mały?- Milczała
-ODPOWIEDZ MI -Warknąłem głośno.
-Nie..-Spuściła głowę i zaczynała płakać.
-Czy to twoja wina że nie znam swoich rodziców?
-Nie..
-Czy to twoja wina że chwilę to musiałem przeboleć?
-Nie.. ale
-NIE MA ALE... Wiesz co jest twoją winą?-Zapytałem zły i przysunąłem się do niej bliżej. Dosłownie przygniotłem jej ciało do ściany.
-N.. Nie.. -Nie patrzyła mi w oczy.
-Twoją winą jest to że się zakochałem, nic więcej -Warknąłem i wpiłem się w jej usta. Dziewczyna szybko oddała pocałunek i ułożyła dłonie na moich biodrach. Znów warknąłem pod nosem i moja ręka powędrowała na jej udo. Miała na sobie sukienkę więc to ułatwiało sprawę. Jednym ruchem zdjąłem z  niej sukienkę przez co stała przede mną w samej bieliźnie. 
-Moja -Powiedziałem wystarczająco głośno aby usłyszała i znów złączyłem nasze usta. Powoli zsunąłem jej z głowy perukę. Nie lubiłem jej, była brzydka i przeszkadzała.  Ułożyłem dłonie na jej biodrach i uniosłem ją lekko. Objęła mnie nogami w pasie i cicho jęknęła. Przeniosłem nas na łóżku. Rzuciłem Nikittę na materac i zdjąłem z siebie pospiesznie bluzkę. 
-Moja, Tylko moja.. Nikogo innego. Najwspanialsza- Wymruczałem i zjechałem ustami do jej piersi. Po chwili całowałem to na co pozwalał mi stanik. Słysząc szybki oddech dziewczyny pospiesznie rozpiąłem stanik i delikatnie wsunąłem do ust jeden z jej sutków. Drugi delikatnie masowałem . Odsunąłem twarz od piersi dziewczyny i chuchnąłem zimnym powietrzem na wrażliwe miejsce. Momentalnie stwardniał. Wydobyłem z siebie zadowolony dźwięk i zająłem sie drugą piersią.
-Vi.. Vi to !-Usłyszałem jęk Nikitty i poczułem rękę we włosach.
-Tak?
-P.. Przestań -Wysapała cała czerwona, była blisko.
-Zaraz.. Najpierw ty dojdziesz -Mruknąłem i zsunąłem rękę na jej majtki. Przez materiał delikatnie przejechałem palcem po jej łechatczce. Jęknęła i wyrwała się z biodrami do przodu.  Parę ruchów palcem i dziewczyna doszła na mojej dłoni. Cały czas czułem ze moje spodnie są wyjątkowo ciasne ale nie miałem zamiaru robić czegoś na co ona nie jest gotowa. Wsunąłem palec którym ją zadowoliłem do jej ust i pozwoliłem jej go zassać. Złapała ze mną kontakt wzrokowy i po chwili wypuściła mój palec ze swoich ust. 
-Taka idealna, cała moja -Wymruczałem i podniosłem się. Spodnie boleśnie otarł się o erekcję.
-Gdzie.. Gdzie idziesz? -Była zmeczona, no tak miała prawo.
-Do łazienki, muszę się.. umyć -Uśmiechnąłem się i szybko zamknąłem w łazience. Puściłem wodę i z myślą o Nikicie doznałem spełnienia na ścianie i w swojej dłoni. Kiedy wyszedłem czysty ona już spała. W samej bieliźnie . Mruknąłem pod nosem i przykryłem ją kocem.
-Dobranoc słodzino -Wczołgałem się obok niej i powoli usnąłem.
<nikita ? nie wiedziałam o czym moge napisac Xd>

od Eliota cd Emmy

Całą drogę powrotną miałem w głowie myśl. Co by było gdybym złapał ją za rękę? Uciekła by? Czy mógł bym to zrobić? Nie boję się jej dotyku prawda? Czy mogę sprowadzic moją boginie do swojej ziemskiej postaci? Czy ona nie rozpadnie się na kawałki pod wyływem okrucieństwa, brudu i brzydoty jaka jest ze mną związana? Kiedy byliśmy pod akademią zebrałem się na odwagę. Złapałem ją za rękę a ona... Ona mi pozwoliła i też lekko zacisnęła swoją dłoń na mojej. Czułem jak przechodzą przez moją rękę iskierki. Nie były jednak takie jak ... jak przy innym dotyku, Te były miłe, były przyjemne. Podniosłem głowę w kierunku dziewczyny drzwi od akademi otworzyły się. Szybko pusciłem dłoń emmy i zwiesiłem głowę. Głupi.  Ruszyliśmy do mnie do pokoju.
-Oni przyjadą za dwa dni.. Chcesz .. Ich poznać?-Zapytałem. Mówiłem jej często o Lenie i zapewne. Chciała ją poznać, tak z resztą mówiła.
-Tak! To cudownie ! Długo zostają?
-Parę dni.. Jest tu jezioro i chcieli popływać.. Możemy iść z nimi pewno -Wymamrotałem i otworzyłem drzwi od pokoju. Zaatakował nas głośny płacz i maluteńka istota biegała nam pod nogami.
-Hej ... -Ukucnąłem i wystawiłem dłoń. Kocię szybko znalazło się pomiędzy moimi palcami i ocierało o nie głośno mrucząc. Usłyszałem ciche westchnięcie Emmy .
-Może .. Dam jej jeść?-Zapytałem niepewnie i zabrałem torbę z ziemi. Wygrzebałem karmę i miseczki. Kupiłem zabawki i kuwetę, do tego żwirek i jeszcze jakieś smakołyki. Emi szybko zrozumiała ze miski to jedzenie i miałkneła na znak głodu. wyłożyłem jej odrobinę i rozstawiłem resztę kociego sprzętu w pokoju. W tym czasie Emma usiadła mi na łóżku i patrzyła na mnie.
-Wygodnie ci? -to było jedyne co mogłem w tej chwili wymyślić do powiedzenia. No bo co innego mogę powiedzieć?
-Tak.. Dziękuje ! Masz ładną pościel -Uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała dłonią czarną powłoczkę. Były to zwykłe czarne powłoczki z małymi nadrukami  gwiazdozbiorów. Spałem pod gwiazdami. To był prezent od cioci na wyjazd, chciała żebym czuł się lepiej.
-Śpię pod gwiazdami -Mruknąłem a dziewczyna wybuchła śmiechem. Nie potrafiłem się opanować i uśmiechnąłem się lekko. Miała ładny śmiech i o tego zaraźliwy. Kiedy przestała porzeniosłą na mnie wzork i dopiero teraz zorientowałem się w jakiej pozycji się znajdowałem , siedziałem na swoich piętach z rękoma na udach i patrzyłem na nią z lekkim uśmiechem. Niepewnie przygryzłem wargę i spusciłem wzrok.
-Masz.. Masz.. Ładnie.. Ładny... Ty.... Ładnie się smiejesz-Wydusiłem z siebie.
<emma_._:

Od Nikitty CD Vito

Przez chwilę zastanawiałam się o co mu chodzi, aż nagle zrozumiałam. On, nie był biologicznym synem swoich rodziców, oraz tego mężczyzny, którego uważał za ojca? Spojrzałam przed siebie, dlaczego miałam wrażenie, że dowiedział się o tym, tego dnia kiedy postanowiłam wyjechać i miałam wypadek? Czy to przez to był dla mnie taki zimny? Bo ja...
- Nikitta? - zapytał, kiedy jednak nie odpowiedziałam, zjechał z ulicy na pobocze - Powiedz coś, dlaczego milczysz? Zwykle jesteś taka rozmowna, co się...
- To wtedy prawda? - zapytałam patrząc na niego kątem oka. Vito wyglądał na zmartwionego, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Osoba postronna, powiedziałaby, że nic po nim nie widać. Nic nie powiedział, po prostu włączył się znów do ruchu, dość szybko wracaliśmy do Akademii.
*Po powrocie do Akademii*
Prawie się nie odzywałam, kiedy znaleźliśmy się w pokoju chłopaka, Duma i Amnestia leżały na ziemi, obie spały. Rozczuliłam się na ten widok, chcąc przemyśleć to co usłyszałam w samochodzie, usiadłam na łóżku chłopaka. Nie wiedziałam co myśleć, jeśli to tego dnia, nikt przecież nie mówił, że to moja wina, ale ja się obwiniałam. Za nic, choć, było mi bardzo szkoda Vita, musiał to przeżyć...
- To dlatego byłeś dla mnie taki zimny? Nawet wtedy, kiedy leżałam w szpitalu? To z tego powodu? - moje pytanie wyrwało go z zamyślenia. Uśmiechnął się delikatnie, po czym skinął delikatnie głową. Ja sama, upadłam do tyłu na materac.
- A ja cały czas dokładałam ci kłopotów. Miałeś ich wystarczająco dużo! Może Mia miała rację? Niszczę wszystko, nawet nieświadomie. Do tego, zmuszam każdego aby ten zwracał na mnie uwagę i odrywam ludzi od ich problemów... Przepraszam Vito, nie miałam pojęcia...
Vito? (Nie wiem co napisać XD)

Od Emmy C.D. Eliota

Ach ten cudowny poranek, podczas którego cały mój organizm woła o... nie, nie kawę. O wodę! Kiedy tylko otworzyłam oczy, rozejrzałam się za tym cudownym płynem. Wyskoczyłam z łóżka i podbiegłam do biurka, złapałam prawie litrową butelkę i tak jak stałam, tak ją wypiłam. Dlaczego, tak miałam? Tylko mój organizm raczy wiedzieć. Spędziłam długie jak na mnie dziesięć minut ogarniając się, po czym ubrałam się i postanowiłam zejść na śniadanie. Jednak przy samych drzwiach przypomniałam sobie o Eliocie oraz przez to, o telefonie. Szybko się po niego wróciłam. Po czym wyszłam na korytarz i skierowałam się pod pokój chłopaka.
Dzień dobry!
Hej :) Wiesz gdzie kupię kocią karmę? Emi jest głodna a ja.. A ja nie mam nawet miseczki dla niej.. 
Bez pukania otworzyłam drzwi, chłopak odwrócił się zdziwiony.
- Jasne, że wiem, gdzie kupić. I miseczkę, też potrafię ładną wybrać - miałam wrażenie, że kąciki jego ust wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Zza chłopaka wyłonił się mały kociak. - Jaka słodziutka!
Podeszłam do zwierzątka i wzięłam ją na ręce. Istotka od razu zaczęła mruczeć, kiedy podrapałam ją za uszkiem.
- Zna.. znalazłem ją wczoraj - odparł Eliot.
- No to kochana, na lepszego właściciela nie mogłaś trafić - powiedziałam uśmiechnięta do kotki. - Idziemy?
- Tak.
- Sorki mała, zostań tu - odłożyłam ją na łóżko, po czym wyszliśmy.
Droga do miasteczka nie zajęła nam długo i spędziłam ją głównie na mówieniu. Opowiadałam Eliotowi o moich marzeniach, których jak się okazało, jednak trochę mam. W końcu znaleźliśmy sklep zoologiczny, gdzie zaczęło się wielkie wybieranie rzeczy dla Emi.

~ * ~

- Emi na pewno będzie szczęśliwa, jak dostanie te wszystkie zabawki - w drodze powrotnej też dużo mówiłam... Tak, to ten dzień, kiedy mówię za dużo. - A ty na pewno będzie wspaniałym opiekunem dla niego. Zresztą ty lubisz koty, prawda? No to wreszcie będziesz miał swojego. Podobno fajnie mieć takiego zwierzaczka, ale ja nawet nigdy o wzięciu jakiegoś nie myślałam. Jestem zawsze dosyć zajęta Arimetris, więc obawiam się, że miałabym za mało czasu, aby odpowiednio się zaopiekować taką delikatną istotką...
Spojrzałam na niego. Szedł obok mnie, trzymając w jednej ręce torbę z zakupami. Nic nie mówił przez całą drogę ze sklepu. Kiedy robiliśmy zakupy nawet normalnie rozmawiał i widać było, że zależy mu, aby wybrać dobre rzeczy. To było takie... dziwne. Nigdy wcześniej jego milczenie mi nie przeszkadzało, ale tym razem czułam, jakby się z czymś gryzł. O czymś myślał, zerkał na mnie.
- Wakacje się zaczęły i nadal utrzymuje się ładna pogoda, to w sumie dobrze. Więcej dni do ćwiczenia z tą moją klaczką.... A tak poza tym, to się zastanawiałam czy na tydzień sobie nie wyjechać do domu, bo pewnie wszyscy się za mną stęsknili. Może ty też powinieneś odwiedzić wujostwo i na pewno twoja siostrzyczka się ucieszy, ponieważ musiała się za tobą stęsknić. Chciałabym ją w sumie poznać - byliśmy już praktycznie pod bramą akademii. - To musi być cudowna osóbka. Tak jak ty... - trochę zwolniłam kroku, ponieważ nie chciało mi się wracać do środka.
Wtedy, tak po prostu, poczułam ciepło zbliżające się do mojej dłoni. Chłopak przesunął palcem po mojej dłoni, a ja wyprostowałam palce, aby mógł delikatnie objąć moją dłoń. Bardzo ostrożnie, splątałam nasze palce. Spojrzałam na nasze dłonie, aby po chwili podnieść głowę i napotkać jego wzrok. Uśmiechnęłam się szeroko, czując jak zalewa mnie fala radości i ciepła. Przecież to taki banalny gest! A znaczył wszystko, dawał nadzieję, pozwalał na zaczerpnięcie powietrza, jakbym do tej chwili znajdowała się pod powierzchnią wody, a teraz się z niej wyłoniłam.

Eliot?

od Vito cd Nikitty

-Bardzo chętnie z wami pójdę ale mogę się przebrać i umyć? Nie chcę śmierdzieć? -Uśmiechnąłem się lekko i puściłem oczko dziewczynie. Kiwnęła głową i poszła ze mną do pokoju. Kiedy dotarliśmy Duma wesoło skoczyła do Amnestji i psy zaczęły się bawić. Uśmiechnąłem się i zdjąłem koszulkę nie pamiętając o obecności dziewczyny w pokoju.
-Vito?
-Huh?-Odwróciłem się do niej z brudnym t shirtem w dłoni i uśmiechnąłem zakłopotany. A co mi tam.  Lekko poruszyłem brwiami i puściłem jej oczko.
-Twoje ciałko-Wskazałem na swoje ciało i władowałem się do łazienki. Szybko umyłem głowę i stanąłem przed lustrem . Może by się tak ogolić ? Albo pofarbować? Nowy tatuaż? Nie jestem już idealnym synkiem wiec nie muszę wyglądać jak taki.. Westchnąłem, nikita to by mnie chyba zamordowała. Wymaszerowałem z łazienki goły i spokojnie podszedłem do szafy. Usłyszałem za plecami głosne wciągnięcie powietrza. Niech popatrzy, wolno jej..  NIkita za moimi plecami wydawała z siebie dziwne dźwięki a ja się szybko ubrałem. Biała koszulka czarne spodnie i skórzana kurtka.
-Gotowa? -Odwróciłem się a dziewczyna patrzyła na mnie z wielkimi oczyma, otwartą buzią i cała czerwona.
-Cos nie tak kochanie ?
-Nie.. Wszystko.. Wszytko ok -Wydusiła w końcu, psy zostały u mnie w pokoju i poszliśmy do mojego samochodu. No to jazda. W drodze Nikitta wesoło śpiewała razem z  edem sheeranem który aktualnie opowiadał o swoim dzieciństwie poprzez piosenkę.
-castle over hill huuuhuhuuuu -Zawyła a ja sie zaśmiałem.
-Nie podoba ci się moje piękne śpiewanie ? -Delikatnie dźgnęła moje żebra.
-Jest piękne kochanie, naprawdę. Ale już nie śpiewaj-Cały czas patrzyłem na drogę jednak czułem sie zabawnie lekko. Kiedy dojechaliśmy do knajpki na parkingu stało już parę aut.
-No to.. -Nabrałem powietrza i zacisnąłem dłoń na kierownicy.
-Idziemy! -Nikita dosłownie wyskoczyła z auta. Zaśmiałem się pod nosem i wysiadłem za nią. W knajpie siedziało wiele osób , kobieta wyglądająca jak babcia dziewczyny mocno ja uściskała i przywitała mnie uściśnięciem dłoni.
-Siadaj chłopcze.. Opowiedz nam coś o sobie..
-em.. Nazywam sie Vito..
-Kim są twoi rodzice Vito?- Dobre pytanie, nie wiem..
-A wie pani.. Nic specjalnego -Starałem się zejść z tematu.
-Oj dawaaaj- Chyba jakiś daleki kuzyn dziewczyny zaczął naciskać.
-Pracują z domu -To było jedyne co dałem radę wymyślić na teraz.
*koniec imprezy jedziemy do domu*
Spokojnie jechaliśmy samochodem.. Może teraz?
-Nikita..
-hmmm?-Uśmiechnęła się w ten swój sposób.
-Ja... Jestem adoptowany.
<NIkita>

Od Marie CD James'a

Nie wiem co ta jędza robiła na lotnisku, akurat kiedy przylecieliśmy. Może to było specjalnie? Żeby zrobić mi na złość, tylko..skąd ona wiedziała, że wracamy do Sydney? Ah, no tak. Przecież ja większość mojego życia dokumentuję na instagramie i snapchacie. Mniejsza z tym, ona nie jest ważna. Teraz liczy się tylko to, że wróciłam do mojej ukochanej Australii, z chłopakiem mojego życia, zobaczę rodzinę, przyjaciół, psa. Wyszliśmy przez ogromne, rozsuwane, szklane drzwi na parking lotniska. Z wnętrza czarnego Range Rover'a wyłonił się dość wysoki, lekko posiwiały, brodaty mężczyzna. Range Rovery są ulubioną marką mojej rodziny, zapewne dlatego wszyscy nimi jeździmy.
- Tato! - w jednej chwili wypuściłam rączkę od walizki z dłoni i rzuciłam się mu na szyję. Ojciec odkaszlnął radośnie i przytulił mnie mocno do siebie.
- Tą małą istotkę rozpoznam wszędzie. - rzucił żartobliwie nadal tuląc.
- Ej! To nie moja wina, że nie przekazałeś mi swojego wzrostu. - pacnęłam go w ramię.
- Cześć James. - tata uścisnął mu dłoń. - Miło cię znów widzieć. - poklepał go po ramieniu.
- Mi również panie Saint. Chyba pan schudł. - brunet zmarszczył czoło i wyszczerzył się delikatnie.
- Próbujesz się podlizać? - spytałam unosząc jedną brew do góry.
- Akurat temu panu już nie muszę. - puścił mi oczko.
Znalezione obrazy dla zapytania sydney wallpaper- Hoho, może trochę. - Saint złapał się za swój brzuch. - Ale po dzisiejszym obiedzie na pewno to się zmieni. - chwycił za walizki i wpakował je do bagażnika. - Mama siedzi w kuchni od rana.
Loss postanowił z impetem wepchnąć mi się na przednie siedzenie, wskutek czego musiałam usiąść z tyłu. Ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Znajdował się on na pewnym osiedlu, bliziutko plaży, właściwie to na przedmieściach. Żeby się do niego dostać, trzeba było przejechać przez wiecznie zatłoczone centrum, a później już tylko pięć minutek i jesteśmy. Przez całą drogę oczywiście towarzyszą nam cudowne widoki. Nie mogło zabraknąć snapów z naklejką.  Gdy byliśmy już na miejscu, drzwi frontowe uchyliły się, a zza nich wyskoczyła tłusta, biszkoptowa kulka pędząca w naszą stronę. Śliniący się mops prawie posikał się na mój widok. Wzięłam go na ręce,a on obdarował mnie swoimi buziaczkami.
- No cześć słodziaku. - chwyciłam go za jego tłuszczyk na karku. - Patrz kto przyjechał, tatuś! - wyciągnęłam Chester'a na rękach w stronę James'a.
- Weź go odemnie! Nadal pamiętam co zrobił z moją koszulą.
- Dziecko, boże, jaka ty jesteś blada. - nagle znikąd pojawiła się moja mama, tuląc mnie do siebie. - Czy wy nie macie tam słońca?
- Naprawdę? Nie zauważyłam, żebym zbladła. - odłożyłam psa na ziemię i spojrzałam po moich mahoniowych rękach.
- Jemuś! Skarbie, jak ja cię dawno nie widziałam. - rodzicielka chwyciła w dłonie policzki bruneta i mocno je ścisnęła. - Jakoś też pobladłeś, jutro koniecznie musicie iść na plażę!
- A Pani jak zwykle, czasem czuję się jak państwa Syn.
- Wiesz, że zawsze jesteś tu mile widziany, nawet jakbyś nie był z Marie. - dodał tata, wnosząc walizki do domu.
- Na obiad musicie jeszcze trochę poczekać, nie zdążyłam ogarnąć wszystkiego. - mama jak zawsze była w skowronkach. To mega pozytywna kobieta.
- Dobrze, skoro jeszcze mamy czas, pozwolisz, że przejdziemy się na plażę? - spytałam.
Znalezione obrazy dla zapytania sydney wallpaper- Jasne, tylko wróćcie! - po chwili kobieta zniknęłam we wnętrzu domu, a za nią mops.
No i ruszyliśmy. Trzymając się za ręce przemierzyliśmy zadbane osiedle, potem kawałek chodnikiem, drewniany deptak i byliśmy już za plaży. Było na niej trochę osób, ale nie przeszkadzało nam to.  Usiedliśmy na jednym, z ogromnych głazów, to było nasze ulubione miejsce do spędzania czasu we dwoje. Przed nami rozciągała się lazurowa woda, a w oddali było widać centrum.  Usiedliśmy obok siebie, zgięliśmy nogi, a ja oparłam swoją głowę o ramię chłopaka.
- Tu jest tak pięknie. - stwierdził.
- Jest, było i zawszę będzie.
- Nie to, co ta zimna Anglia. Tu prawie zawsze świeci słońce, jest ciepło, po prostu cudownie.
- Gdyby nie to, że po tej szkole mogę stać się światowej sławy zawodniczką i zarobić ogromną kasę, nie byłoby mnie tam. - odparłam. - Gdy tylko skończymy Morgan uciekamy z tamtej Antarktydy.
- A gdzie uciekamy? - mruknął Loss.
- A gdzie indziej, jak nie tu? - uniosłam wzrok.
Brunet zaśmiał się i ucałował mnie w czoło.
- Pamiętasz, jak ze znajomymi przychodziliśmy tutaj surfować, albo pływać łódką, skuterami wodnymi czy jachtem? - spytałam.
- Tak. Szczególnie pamiętam jak wtedy, podczas naszej małej imprezki na pokładzie jachtu moich rodziców pod lekkim wpływem wsiadłem na ten piekielny skuter, a ten debil David zaczął drzeć japę, że płynie do mnie rekin. - westchnął brunet. - Ahh, dobre czasy.
- Tak, koniecznie trzeba się spotkać z David'em, Beatrice, Nicole i Travis'em. - rzekłam. - Ale mamy na to całe dwa tygodnie.
- Nie sądzisz, że powinniśmy już wracać? - James spojrzał na ekran swojego iphona. - Twoi rodzice już pewnie czekają.
Gdy wróciliśmy do domu, prawie wszystko było już gotowe. Często jedliśmy na zewnątrz, więc i dzisiaj tak było. Stół na tarasie był zastawiony, a ojciec grillował na grillu już ostatnie mięso. Bardzo uwielbiałam nasz ogród. Z salonu wychodziło się na obszerny taras, na którym stał wiklinowy komplet mebli i solidny stół, był też grill. Trawa na ogrodzie zawsze była idealnie przycięta, mieliśmy też basen w ziemi, jak co druga osoba w Sydney, która ma dom z ogrodem. Z tarasu rozciągał się widok na plażę oraz na stajnię, padok i rosnące przy nim palmy.
- To co, jesteście gotowi spróbować mojego kangura z grilla? - rzekł żartobliwie rodziciel.
- Wolałbym krokodyla. - dodał Loss.
Australijczycy podobnie jak Amerykanie, kochają grillować i robią to w każdym możliwym miejscu gdy tylko jest okazja. Na obiad podano nam więc baraninę i wołowinę w postaci steków, szaszłyków i innych różności. Grillowane owoce morza i homara w liściach bananowca, sałatkę z mango i ze świeżych warzyw. Jak bardzo brakowało mi tego jedzenia. Anglicy są tacy sztywni, a my spędziliśmy kilka miłych, ładnych godzin na jedzeniu, żartach i pogaduchach. Nadeszło już popołudnie, więc pomogliśmy posprzątać i skoczyliśmy do mojego pokoju rozpakować się i przebrać w jakieś luźniejsze ciuszki. Ponownie zaproponowałam spacer, więc gdy tylko troszkę odpoczeliśmy ponownie wyszliśmy z domu. I znów to ja zaprowadziłam go w dobrze znane nam miejsce. Było to coś w rodzaju wiaduku, z którego można było podziwiać całe Sydney.  Szumiały iliście palem, a zachodzące słońce jak zawsz dodawło urkou. Chwyciliśmy się za ręce i patrzyliśmy, po prostu patrzyliśmy, delektując się tym widokiem.

Znalezione obrazy dla zapytania couple summer outfits tumblr


Jemuś? 
c;




Od Nikitty CD Vito

Pogadałam jakiś czas z chłopakami, przywieźli mi nawet kebaba. Nie sądziłam, że mogę mieć tylu przyjaciół. Choć z dziewczynami nie utrzymuję już kontaktu, bardzo za nimi tęskniłam. Spędziłam z nimi wszystkie złe chwile aż nagle, jeden wypadek zniszczył wszystko. Odwiedziły mnie w szpitalu, mówiły że to moja wina. Przecież… nie ja spowodowałam ten wypadek. Sama jestem poszkodowana, dlaczego one tak na mnie najechały. Ally była mi bardzo bliska… Kiedy chłopaki pojechali, ja sama poszłam zobaczyć trening Vita. Dowiedziałam się, że będę mogła wrócić do jazd za jakieś kilka dni. Oczywiście, z umiarem. Kiedy podeszłam do barierek, zobaczyłam jak chłopak uderza w nie kilka kroków ode mnie. Klacz podeszła do mnie i powąchała moje ramię, ja natomiast przeszłam na padok i posłałam Vitowi uśmiech.
- Uważaj, bo jeszcze ty trafisz do szpitala. Jedna osoba wystarczy, poza tym, nie chcę się dzielić uwaga, jaką mi poświęcają – zaśmiałam się, po czym podałam mu rękę. Vito zmarszczył brwi i złapał moją rękę, ale zamiast wstać, pociągnął mnie w dół. Uderzyłabym w piach, gdyby nie to, że wylądowałam centralnie na nim. – Grabisz sobie Vito. Nie wkurzaj dziewczyny, która niedługo będzie mogła wrócić do jazd konnej.
Podniosłam się z ziemi, a on poszedł moim śladem. Klacz chłopaka kopała kopytem w ziemi, a kiedy zobaczyła że wstaliśmy, podeszła i trąciła chłopaka pyskiem. Kiedy zerwał się wietrzyk, zamknęłam oczy. Uwielbiałam to. Pomyśleć, że jeszcze niedawno chciałam wyjechać i zostawić to wszystko. Tak po prostu. Bez pożegnania, bez Blue. Sama. I już nigdy nie wracać. Kiedy zobaczyłam dziewczyny z mojej gruby jeździeckiej, pomachałam im. Wyjeżdżały na wakacje, dowiedziałam się, że zabierają ze sobą konie. Nie wiem jak to zrobiły, ale zazdrościłam im. Chciałabym wyjechać na jakiś czas, oderwać się od tego. Może zapomnieć o złych chwilach, oraz o wątpliwościach. Eh, marzenia.
- Halo, ziemia do Niki – usłyszałam głos i wzdrygnęłam się. Odwróciłam się w jego stronę, chłopak przyglądał mi się badawczo – W porządku? Wpatrywałaś się jakiś czas w jedno miejsce, to niepokojące.
- Tak, tak. Jest dobrze. Po prostu… zazdroszczę dziewczynom. Chciałabym wyjechać do rodziny, albo gdziekolwiek. Chciałabym się oderwać od spojrzeń wszystkich, na jakiś czas. – Chłopak się nie odzywał, nie wiedziała, czy nie zrozumiał tego opatrznie. – I nie, nie chcę oderwać się od ciebie. Gdybym miała wyjechać, pojechałbyś ze mną.. jeśli byś chciał, oczywiście. – Mówiąc to, przytuliłam się do niego. To ciekawe, że w obecności Vita byłam kimś innym, nie bałam się co o mnie pomyślą, za to byłam pewna tego co robię. Kiedy byłam sama, rozglądałam się czy ktoś nie patrzy. Od zawsze tak było, ale w dniu kiedy przyjechałam do Akademii, miałam wrażenie, że wszystko się zmieni. Miałam racje. Zdobyłam wspaniałych przyjaciół, cudownego chłopaka. Straciłam wiele ludzi, jednak, mam nadzieję, że teraz jest im lepiej.  Kiedy odsunęłam się od niego, spojrzałam mu w oczy. Nie wiem czemu mi się tak przyglądał. Ale uśmiechnęłam się delikatnie, po czym pocałowałam go. W chwili gdy się od siebie oderwaliśmy, na jego twarzy widniał uśmiech.
- Muszę iść Vito, mama dziś wpada. Mówiła, że będzie mnie odwiedzać. Jeśli chcesz, możesz wpaść wieczorem. Kto wie, może znajdę czas. – pocałowałam go szybko w policzek i ruszyłam do pokoju. Było mi tak gorąco w tej peruce… chciałabym, aby moje włosy już mi odrosły.
Spędziłam większość dnia szykując się na spotkanie z rodziną, mama napisała mi, że przejechało wujostwo, oraz dziadkowie od strony taty, do tego siostra mamy i jej pięcioletnie dzieci – Kaila i Michael. Ostatni raz, widziałam ich przed wyjazdem. Teraz, podobno bardzo się cieszyli, że znów mnie zobaczą. Godzinę przed wyjściem, ponieważ spotykaliśmy się w restauracji, ubrałam się w czarną spódnicę i bordową koszulkę a na to czarną marynarkę. Na nogach za to, miałam płaskie balerinki. Mimo to, dalej odczuwałam skutki wypadku. Wychodząc z pokoju, wpadałam na Vita i jakiegoś chłopaka, którego nie kojarzyłam. Dosłownie, wpadłam. Gdyby nie mój chłopak, spadłabym ze schodów.
- Znów spadasz ze schodów? Mało ci wypadków? – usłyszałam przytyk w głosie nieznajomego, szybko poszedł do pokoju a ja, cóż, poczułam się naprawdę dotknięta. W tym momencie, po schodach weszła moja matka.
- Nikitta! O mój boże, dziecko! Co się stało? – podbiegła do mnie, a ja zdałam sobie sprawę, że Vito dalej mnie przytrzymuję. Uśmiechnęłam się, po czym stanęłam na własnych nogach. – Vito! Jak dobrze, że cię widzę chłopcze. Poznałeś już mnie, oraz brata Nikitty, ale, przecież, jeśli myślisz na poważnie o mojej córce, musisz poznać resztę rodziny! Nikitta, zaproś swego chłopaka do restauracji, jeśli potrzebuje czasu aby się przygotować, powiem wujkowi aby poczekał. Ale musi się pośpieszyć, babcia jest bardzo głodna! – Moja matka zbiegła ze schodów, nawet słyszałam, jak krzyczała, aby mój wujek poczekał, bo mamy jeszcze jednego gościa na rodzinnej kolacji.
- Przepraszam cię za nią, nie musisz iść. Ale jeśli chcesz, będzie mi bardzo miło.

Vito?