środa, 31 maja 2017

od Vito cd Nikitty

Zamarłem, jej oczy były piękne, przypominały niebo wiosenne , dookoła kwiaty ,a niebe zero chmur i tylko błękit. Patrzyłem na jej twarz i głośno nabrałem powietrza.
-Muszę ci kupic zaciemnione okulary bo nie będę mógł się skupić na czym kolwiek z takimi cudami obok -Wyszeptałem a ona spuściła głowę. Pocałowałem ja w czoło i splotłem nasze dłonie, powoli ruszyliśmy a obiad. Dzisiaj serwowali kurczaka z warzywami i same warzywa. Spokojnie nabrałem sobie to co moje i czekałem na dziewczynę. Jej talerz był pusty i stała tępo patrząc na jedzenie. Westchnąłem i podniosłem jej talerz, powoli nawaliłem jej ziemniaków i warzywek.Do tego wziąłem kawałek ciasta, dzisiaj szarlotki. Postawiłem to na jej tacy i powoli ruszyliśmy do stoliku. Wszyscy sie na nas gapili, nie wiedziałem czemu... Usiadłem niepewnie przy stole i to samo zrobiła dziewczyna, powoli jedliśmy czując na sobie spojrzenia, o co kaman? Nagle przzy stoliku pojawił się daniel.
-Nie wiedziałem że robisz takie coś  ! Ucz mnie mistrzu! -Puścił mi oczko a ja dale nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
-daniel?
-Tak sex bombo ?
-Co sie.. O co chodzi ?
-Ktoś dodał filmik jak robisz jej striptiz. Rawrrr - mruknął i wygrzebał telefon z kieszeni, pokazał mi filmik. Był nagrywany z okna, moje całe ciało i czerwona patrząca na nie Nikitta.  Podniosłem na nia głowę, była bliska płaczu. Westchnąłem i złapałem ją za udo.Wyrwała się.
-Przestań, przecież to nic takiego, widać moje ciało, ja jestem goły i dziwnie się wyginam..-Starałem się jakos załagodzić sytuację.
-Wyglądam jak idiotka.. Nienawidzę się -Wyszeptała cicho . Złapałem ją mocno za ramie i objąłem ramieniem. Nigdzie nie idzie.
-Zniesiemy to, to nic złego wszystkie dziewczyny.. i jeden chłopak ci zazdroszczą.. A mi zazdrości cały świat -Starałem się, na prawdę..
<Nikitta?>

Od Nikitty CD Vito

- P..prawdziwe oczy? - zapytałam, nieco przerażona. W moich prawdziwych oczach, do dziś widać ból dawnych lat. - Nie... nie wiem czy dam radę Vito. W moich oczach, dalej jest cień dawnych lat.
-Niki, musisz przestać się tym przejmować. Teraz, jestem obok i nic ci się nie stanie - Vito był delikatny, jednak wiedziałam, że dopnie swego. Pokiwałam więc głową. Wtedy też, zadzwonił dzwonek. Całą lekcję, myślałam o tym, że chcę aby Vito zobaczył moje prawdziwe oczy. Oczy, osoby która przeżyła tak wiele. Może zrozumie, że nie dobierałam się do Gregoria. Kiedy znów zadzwonił dzwonek, Vito czekał aż skończę rozmawiać z nauczycielką, która zobaczyła moją dekoncentrację. Zwaliłam wszystko na zmęczenie.
- Vito... poczekaj tu dobrze? - poprosiłam go, stojąc przed łazienką. Chłopak skinął głową, a ja weszłam do środka. Wyjęłam soczewki, a ich prawdziwy kolor nieco mnie zaskoczył. Były inne, niż je zapamiętałam. Były za jasne, za.... niebieskie. Bałam się co pomyśli. A jeśli... mój prawdziwy kolor oczu mu się nie spodoba?
Wychodząc z łazienki, cała się trzęsłam. Nie patrzyłam na chłopaka, kiedy stanęłam obok niego.
- Niki? - chciał spojrzeć mi w twarz, ja jednak skutecznie się odwracałam.
- Boję się, że będę wyglądać strasznie. One są... inne. Nie tak je zapamiętałam! - pisnęłam nieco zdenerwowana. - Poza tym, ja... dalej pamiętam to wszystko z przeszłości! To będzie widocznie w moich oczach.
- Niki, spokojnie. Uwierz mi, stworzymy nowe wspomnienia, wraz z twoimi prawdziwymi oczami. Spójrz na mnie, proszę.
Słysząc to, spojrzałam na niego. Bałam się, co sobie pomyśli. Przecież... niebieskie oczy są tak tandetne.
Vito? 

od Vito cd Nikitty

Złapałem lenę za rękę. Nie wiedziałem zbytnio co powiedzieć.
-Poproszę cię na chwilkę a bok -Warknąłem po chwili i dosłownie odciagnąłem dziewczynę do wolej klasy. Tam usiadłem w ławce i patrzyłem na nią starajac się sobie przypomnieć wszelkie za i przeciw pobicia dziewczyny..
-Zdajesz sobie sprawe jak bardzo przeginasz?
-Aj spierdalaj! -Syknęła i chciała wyjść. Podniosłem się i szybko złapałem ją, przygniotłem ją do ściany i musiałem chwilkę odczekać zanim coś powiedziałem, mogło by sie zrobić nie kulturalnie.
-Posłuchaj, Lena, mówiłem coś o atakowaniu ludzi dookoła mnie, atakuj mnie innych zostawiasz , szczególnie że nie wiem czy to dobrze o tobie świadczy jak ktoś się z tobą przesypia i odchodzi, raczej nie za dobrze, a jeszcze gorzej że zostawiłem cię przed czymkolwiek -Syknąłem . Dziewczyna popatrzyła ponad mnie i nagle mnie pocałowała. Szybko sie od niej odsunąłem i warknąłem.
-Jestes zjebana, zdajesz sobie sprawe?
-Ale ja nie widziałam właśnie jak mój chłopak całuje się ze swoją byłą -Puściła mi oczko. Wyleciałem z klasy , gdybym mógł to zapewne dookoła mnie latały by błyskawice i gromy. Nikitta stała nieopodal i płakała.
-Cokolwiek widziałaś nie było prawdą -Warknąłem. Byłem zły i nie powinienem z nią teraz rozmawiać. Mogłem zrobić coś źle.
-Całowaliście się -Pisnęła załamana i wstrzymywała łzy.
-Tak samo jak się z nią przespałem a ty dobierałaś się do Georgia, muszę sie teraz uspokoić bo inaczej zrobie coś czego pożałuję a mocno tego nie chcę -Starałem się oddychać . Nagle poczułem bardzo delikatny dotyk na boku. To mała istotka wsunęła się w moje ramiona i przytuliła się do mnie. Wsunąłem nos w jej włosy i nabrałem głęboki haust powietrza.Nagle coś zrozumiałem.
-Chciał bym abyś czuła się lepiej ze swoim ciałem, czy noszenie soczewek to coś aż tak ważnego ? Chciał bym zobaczyc twoje prawdziwe oczy, te w których będę mógł tonąć
<Nikitta?>

Od Nikitty CD Vito

Kiedy Vito wyszedł, opadłam na łóżko. Amnestia, najedzona i zadowolona leżała obok mnie.
- Oj Am, co ja mam zrobić? Dlaczego aż tak emocjonalnie na jego reaguję?
****
Gdy wstałam, dalej miałam w głowie wczorajszy wieczór. Kiedy już wykąpana i ubrana wyszłam na zajęcia, spotkałam chłopaka niemal od razu. Serce od razu zaczęło mi szybciej bić, a w mojej głowie, pojawiły się obrazy z poprzedniego wieczora. Uśmiechnęłam się, po czym podeszłam i stając na palcach pocałowałam chłopaka. Vito przyciągnął mnie do siebie, na co zareagowałam cichym śmiechem. Mimo to, kontynuowałam pocałunek. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, poczułam na plecach czyjeś palące spojrzenie. Odwróciłam się i dostrzegłam Lenę, dziewczyna była wściekła. Szła w naszą stronę.
- Vito, chodźmy. Burza idzie - zanim chłopak ogarnął o co mi chodzi, podeszła do nas Lena. 
- No hej! Uważaj lepiej Niki, ten facet nie nadaje się do związku. Przeleci cię, po czym zostawi! Wiem coś o tym, prawda Vito? Przecież, widziałeś mnie taką, jaką nie widział nikt inny! Jeszcze raz ci mówię, uważaj Nikuś, choć.... z twoimi kształtami, dziwię się, że połasił się na taką deskę - Była miła, ale nie mogła darować sobie przytyku w moją stronę. 
- Wiesz Lena, ja przynajmniej, nie jestem pustą dziwką, która daje dupy każdemu przystojniejszemu facetowi. Zwłaszcza, że wiedziałaś, że podoba mi się Vito. - Chłopak stał wpatrzony to we mnie, to w Lenę.
- Przestań mnie prowokować laska, bo wiesz, nie masz się co martwić. Żaden się nie podnieci patrząc na ciebie. Widziałaś się w lustrze? Siano zamiast włosów, jakieś imię wzięte z dupy, nazwisko nie lepsze, poza tym, jak ty się ubierasz?! Brak ci stylu! A ja? Jestem gwiazdą! A teraz, pójdziesz sobie, albo tak ci przywalę, że się nie pozbierasz.
- Tak? To dawaj Lena, nie boję się. - W tym momencie, Lena zamachnęła się chcąc uderzyć mnie pięścią. Wtedy, ktoś złapał ją za rękę. Lena zamarła w miejscu.
Vito?

Od Olivii C.D. Lewisa

CIĄG DALSZY OPOWIADANKA SPRZED CHYBA MIESIĄCA

Zdziwiłam się, że Lewis zrobił taką scenę przy pani Ruby i całej jej grupie jeździeckiej, ale nie komentowałam, to nie jest moje życie, ma prawo robić to, co uważa za słuszne. Nieobecność nie miała dla mnie specjalnego znaczenia, tak czy siak z łatwością nadrobię materiał, a jazdy nie robiły mi różnicy. Zastanowiłam się nad Fifim i od razu zdecydowałam, że wezmę go dziś w teren, była piękna pogoda.

- Adoptować? - spytałam.
- Tak. Myślę o tym, odkąd stałem się pełnoletni i w sumie już moja sytuacja się trochę wyjaśnia. Jest szansa... i nawet jeśli będę mógł go wyrwać stamtąd tylko na rok przed jego pełnoletnością, bo to nie będzie prosta rozprawa, która może ciągnąć się latami, to warto. Dobrze wiem, co mówię - odparł wzruszając ramionami. Skinęłam głową.
- Pewnie nie będzie łatwo - stwierdziłam i popchnęłam drzwi do akademika. Weszłam do środka i spojrzałam na moje nieco ubłocone obcasy.
- No, ale mam inny wybór? - westchnął głośno.
- Jeśli tylko będę mogła, to postaram ci się pomóc - uniosłam głowę, by na niego spojrzeć i odgarnęłam włosy z twarzy, na co tylko Lewis uśmiechnął się blado. Rozeszliśmy się do naszych pokojów, ściągnęłam buty i zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania. Podłączyłam telefon do ładowarki i sprawdziłam Messengera, a potem na chwilę zdrzemnęłam.
Obudziłam się wczesnym popołudniem, napiłam się trochę wody, pomalowałam i przebrałam na drugi trening.
Nie byłam wielką fanką westernu, ale i tak nie miałam wielkiego problemu z zajęciami, nie bralismy nic nowego, tylko powtarzaliśmy poprzedni trening.
Po lekcjach od razu zebrałam Phillipe'a w teren, jechaliśmy przez dłuższą chwilę leniwym stępem, aż nagle rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Odebrałam telefon od Henricha Bürge, mojego byłego trenera.
- Guten Tag, Frau Babii - zwrócił się do mnie ze swoim ciężkim akcentem, a potem zaraz przerzucił się na angielski. Usłyszałam, że bardzo brakuje mu kogoś do kadry na zawody w Liverpoolu i że bardzo mu zależy, bym to była ja. W sumie zdziwilam się, nie sądziłam, że będzie wyrywał mnie z "urlopu", ale chętnie przystalam na jego prośbę.
Stewartowie nie robili mi żadnych wyrzutów z tego tytulu, z reszta, niedlugo wybieram sie na zawody w Campbell wiec nieco wiecej intensywnego treningu mi sie przyda.
Przez weekend mialam czas by sie spakowac, nie moglam sie doczekac, az zobacze wszystkich z OMRu, bardzo za nimi tesknilam, i za poziomem klubu tez. Tutaj autentycznie czulam sie jak na wakacjach.

* * *

- Jestes najcudowniejszy na swiecie - uśmiechnęłam sie do Paula, gdy dojechalismy do Liverpoolu. Musiałam poczekać na trenera i przyczepke z Phillipem przy jakiejś dość ładnej stajni na wielkim zapizdziu.
- To prawda, nie ma wiekszego ideału ode mnie - stwierdzil uchylajac okno samochodu. Przygladalam sie jak wyciąga paczke papierosow i odpala jednego, podglosnil muzyke i co jakis czas strzepywal popiol za okno.
- Uwazasz sie za bardziej meskiego, gdy to robisz? - spytalam.
- To dodaje mi seksapilu - uniosl brwi i chuchnal na mnie smierdzacym dymem. Skrzywilam sie i westchnelam.
- Trujesz mnie w tym momencie bardziej niz siebie - stwierdzilam i wysiadlam z auta.
- Zawodowym plywakom zalecony jest jeden papieros na tydzien dla rozszerzenia pluc - usmiechnal sie, wyrzucil niedopalek na ziemie i przydeptal go butem.
- Ale ty nie jesteś zawodowym plywakiem, i palisz pol paczki dziennie - zaznaczylam.
- Rzuce, obiecuje - odparl ze smiechem.
- Szczerze mowiac to nie wierze ze przywiozles mnie tutaj zupelnie bezinteresownie.
- Coz... Mozna powiedziec ze mam po drodze.
- Masz randke w Liverpoolu?
- Poniekad - uniosl brwi i spojrzal w niebo.
- Kiedy przestaniesz byc taki puszczalski? - zasmialam sie, a wtedy zobaczylam nadjezdzajacy autokar kadry OMRu.
- Bede juz lecial, kochana - mruknal Paul i przytulil mnie.
Poszlam przywitac sie ze znajomymi, po sporej ilości uścisków, całusów i ogolnej wrzawie rozeszliśmy sie w celu zakwaterowania, zawody mialy trwac kolo 10 dni.
Pierwszy wieczor spedzamy na dobrej zabawie, ale juz kolejnego dnia zabieramy sie ostro do pracy, w przerwach od treningu spamuje ludziom z Morgan tryliardem zdjec, snapow i filmikow.
Minelo moze pol tygodnia, a rywalizacja rozkrecila sie juz na dobre. Strzepnelam niewidzialny pylek z moich snieznobialych bryczesow i pogladzilam Phillipe'a po szyi. Wczoraj podczas grupowych zawodow OMR zajal drugie miejsce, dzis sa konkursy indywidualne ze skokow. Rano w klasyfikacjach bylam trzecia, ale mam chrapke na pierwsze miejsce. Granatowe flo idealnie komponowaloby sie z kolorystyka zestawow OMRu.
Mam jeszcze sporo czasu do przejazdu, jestem przedprzedostatnia, a zawody dopiero sie zaczely. Przeczesuje jeszcze raz grzebieniem dosc krotka grzywe konia, a potem wyjmuje telefon. Pochwalilam sie Lewisowi i Marie kwalifikacjami, dziewczyna odeslala mi glupie zdjecie na ktorym wyciaga kciuk do gory i robi drugi podbrodek, natomiast chlopak tylko wyswietlil wiadomosc i nie odpisal. Zmarszczylam brwi i przewinelam wiadomosci do gory, dopiero teraz zauwazylam jak zdawkowych odpowiedzi mi udzielal.
Zdziwiona przeczytalam wszystkie moje wiadomosci, doszukujac sie w nich czegokolwiek obrazliwego, ale nie znalazlam nic szczegolnego. Byly to glownie moje pelne podniecenia i napiecia opisy zawodow.
Zastanowilam sie czy nie jest zazdrosny o zawody, ale zaraz szybko odrzucilam ta mysl, Lewisowi nie zalezalo chyba az tak szczegolnie na karierze jezdzca.
Doszlam do wniosku, ze moze po prostu nie chce sie mu juz dluzej sluchac o Liverpoolu i temu mnie olewa.
Z racji iz moja kolej byla coraz blizej ostatni raz poprawilam popreg i strzemiona. Przygladzilam reka mozolnie spleciony francuski warkocz i zalozylam na glowe toczek.
Uslyszalam moje nazwisko i wyprowadzilam Fifiego na arene. Ustawilam sie przed pierwsza przeszkoda i zgrabnie wskoczylam na konia.
Pewna zwyciestwa pogladzilam wierzchowca za uchem i zadarlam wyzej glowe, czekajac na sygnal do rozpoczecia.
Trase pokonalismy idealnie, bez zadnego bledu i ze znakomitym czasem, oklaski bylo slychac dosc dlugo. Usmiechnelam sie zadowolona i zsunęłam się z siodla, uklonilam sie w strone publicznosci i przytulilam do wierzchowca.
Poszlo mi conajmniej 3 razy lepiej niz na kwalifikacjach, do ktorych szczerze mowiac podeszlam dosc frywolnie.
Pozostale dwa przejazdy, jakiejs dziewczyny z Danii i Hiszpanii rowniez okazaly sie dobre, ale nie tak dobre jak moj.
Usatysfakcjonowana odebralam niezbyt wielki, zloty pucharek i przypielam Phillipowi granatowa rozete. Pocalowalam go jeszcze raz w nos i zapozowalam do zdjecia.
Uwielbialam wygrywac.
W pozostale konkursy z innych dziedzin niezbyt sie angazowalam, oczywiscie, robilam wszystko by zapewnic OMRowi jak najwyzsze miejsca, ale nie za wszelka cene. Po prostu moja domena byly skoki i to w nie wkladalam cale serce.

Nieszczegolnie chcialam wracac na uniwersytet, dobrze spedzalo mi sie czas z moja druzyna. Zagadnelam trenera czy nie udaloby sie troche skrocic mojego pobytu w Morgan, ale ten tylko poklepal mnie po plecach.
- Olivcia, wiesz przeciez ze robie to dla twojego dobra - powiedzial tonem opiekunczego ojca. - Dziekuje bardzo, twoj wklad byl nieopisany, Lidia tak nas zaskoczyla ta kontuzja... - pokrecil glowa.
Autokar podrzucil mnie do Londynu, pod samo Morgan. Spojrzalam na charakterystyczny akademik i westchnelam cicho.
Ale jednak z drugiej strony cieszylam sie, ze w koncu zobacze znajomych, badz co badz, ale kilka osob tu nawet lubilam.
Akurat na parkingu natknelam sie na Lewisa, grzebal przy motocyklu. Po cichu zakradlam sie do niego i zlapalam go delikatnie za boki.
Chlopak podskoczyl gwaltownie i odwrocil sie.
- Jezu, Babii... - pokrecil glowa i otarl twarz dlonia, tym samym rozsmarowujac sobie smar na twarzy.
Zasmialam sie i przytulilam do niego na ulamek sekundy, tak, by sie nie pobrudzic.
- Teskniles? - spytalam.
- Nie - burknal, dokrecil w pojezdzie jakas srube i wytarl w spodnie rece. Wyjal mi z reki walizke z rzeczami, a do drugiej wzial swoje narzedzia. - Jak tam? Opowiadaj.
Ruszylismy w strone internatu, zaczelam radosnie mu powtarzac wszystko od nowa.
- Dlaczego mi nie odpisywales? - spytalam nagle.
- Powiedzmy, ze bylem troche zajety. Dobrze, ze wrocilas.
- Czym zajety? - weszlismy na nasze pietro i skierowalismy sie w strone mojego pokoju. Nim Lewis zdazyl odpowiedziec zza rogu wylonil sie nikt inny jak Hailey.
- Czesc Lewis, szukalam cie - usmiechnela sie czarujaco, a ja od razu spochmurnialam, co ona tu do cholery robila? - O, hej, Babii - dodala jakby dopiero teraz zauwazyla moja obecnosc. Kiwnelam glowa i odpowiedzialam jej sztucznym usmiechem.
- Co sie stalo? - spytal chlopak.
- Mialam cie prosic, skoczysz ze mna zatankowac? Zain nie ma czasu, tylko ty mi zostales, kocie.
Odwrocilam sie od nich i zaczelam szukac kluczy do pokoju w torebce, bez sensu, przeciez nie przyjezdzalaby tutaj tylko po to by poprosic ktoregos z chlopakow o towarzystwo w drodze do stacji benzynowej.
Otworzylam w koncu drzwi, przysluchujac sie jak Lewis w koncu ulega namowom dziewczyny. Zacisnelam mocno usta i wzielam od niego torbe.
- To o 16, Draxler - rzucila Hail i odeszla. Lewis wszedl do mojego pokoju i oparl o futryne, przygladal mi sie przez chwile.
- Jest juz za pietnascie, dlaczego sie nie zbierasz? - spytalam chlodnym tonem rownoczesnie meczac sie z zamkiem walizki.
- Przebranie sie to kwestia kilku minut - wzruszyl ramionami. Weszlam do lazienki i umylam rece.
- Myslalam, ze spedzimy wieczor razem - baknelam pod nosem.
- Spedzimy, zatankowanie to kwestia nie wiecej niz godziny, skrzacie - usmiechnal sie lekko. Poslalam mu puste spojrzenie i kiwnelam glowa.
- Co Hailey tu robi? - zapytalam po chwili prosto z mostu. Zawahal sie na moment.
- Uczy sie.
Nie odpowiedzialam. Zaczelam rozpinac guziki nieco nieswiezej koszuli.
- Chce sie przebrac - powiedzialam cicho, wlasciwie to po prostu chcialam by wyszedl. Jak to sie uczy? Ona?
Nic z tego nie rozumialam. Gdy drzwi się zamknęły z westchnieniem zdjęłam z siebie ubranie.
Wrzucilam koszule do prowizorycznego wiklinowego kosza na pranie stojacego w rogu pokoju i zalozylam zwykla, szara koszulke. Wyciagnelam z walizki laptopa i nie wiedzac co ze soba zrobic, zaczelam przegrywac na niego zdjecia z wyjazdu.
Uslyszalam charakterystyczny warkot maszyn, ktory z czasem zaczal cichnac.
Odgarnelam wlosy do tylu i wzielam gleboki oddech, okay, wyluzuj Olivia. To Hailey, jego przyjaciolka, sam ci kazal nie byc o nia zazdrosna. Przyjaciele nagle nie staja sie zakochana w sobie para, prawda? Lewis za chwile wroci i bedzie zlosliwy jak zawsze, a ty bedziesz dobrze sie bawic dogadujac mu.

Mylilam sie. Byl juz pozny wieczor, a ja siedzialam przytulona do Phillipe'a w jego boksie i tlumilam w sobie smutek. Kolo 22 uslyszalam ich wesola rozmowe, gdy przechodzili obok stajni. Zacisnelam usta i przytknelam policzek do szyi konia, delikatnie wplotlam palce w jego grzywe. Fifi oddychal miarowo pograzony w glebokim snie, musial sobie odpoczac po poltorej tygodnia intensywnej pracy. Sama poczulam w koncu zmeczenie, polezalam jeszcze przez chwile u jego boku, a potem wrocilam do pokoju. Umylam sie porzadnie, wysuszylam nieco wlosy recznikiem i zalozylam moja czarna koszule nocna. Polozylam sie do lozka, mimo iz nie bylo jeszcze nawet 23.
Po chwili uslyszalam pukanie do drzwi, nie odpowiedzialam, ale one i tak sie otworzyly. Stal w nich Lewis.
- Babii, spisz? - spytal.
Nie zareagowalam, po chwili chlopak zostawil mnie sama. Przewrocilam sie na drugi bok i zamknelam oczy, dosc dlugo czekalam nim wreszcie sen postanowil do mnie przyjsc.

* * *

Glupi bal, o tyle o ile nawet jego pomysl podobal mi sie pare dni temu, i sama namowilam Lewisa by ze mna poszedl, to teraz zapal zupelnie mi przeszedl. W sumie to chcialam sie przygotowywac na egzamin w Campbell, a organizacja imprezy bardzo skutecznie mi to utrudniala. Z reszta nie tylko ona.
No po prostu nie moglam przelknac panoszacej sie wszedzie O'brien. Gdziekolwiek sie nie pojawiala to robila wszystko albo by mnie ostentacyjnie przyslonic albo by mnie zniechecic. Doskonale zdawala sobie sprawe, jak bardzo mnie drazni, i specjalnie zachowywala sie tak, bym wreszcie nie wytrzymywala i oddala sie poza jej zasieg. Jedną z najbardziej wkurzających mnie zagrywek bylo zajmowanie mojego miejsca na stołówce przy stoliku. Najpierw ignorowalam to, i przysuwalam sobie wlasne krzeslo, ale w koncu odpuscilam i zaczelam siedziec z innymi uczniami. Nie potrafilam ocenic stosunku reszty znajomych Lewisa do mnie, mialam wrazenie ze maja mnie jakby na dystans, a wlasciwie to nic im przeciez nie zrobilam. Jedyna zwracajaca na mnie uwage osoba byla Marie. Nie mogla tylko zrozumiec, czemu tak bardzo dawalam stlumic sie Hail.
W gruncie rzeczy nie mialam sily sie z nia uzerac, czulam ze jest nieobliczalna, a nie chcialam angazowac sie w jakies glupie gierki dziewczyny.
Marie nie rozumiala tego ale nic mi nie mowila, coz, znaczaco sie od siebie roznilysmy.
Najbardziej nie mogłam pojąć jej tendencji do wpadania miedzy mnie, a Lewisa, gdy tylko bylismy we dwoje, naprawde, potrafila wparowac do jego pokoju bez pukania i zachowywac sie przy mnie jak co najmniej jego dziewczyna.
A jeszcze bardziej denerwowalo mnie to, ze Lewis ani myslal zareagowac, czy zwrocic jej chociażby malutką uwage.
Na dodatek nie rozumial, czemu nigdy nie mam ochoty z nim gadac po takim czyms.
Wytykal mi tylko moja zazdrosc, ale czy ona naprawde byla az tak nieuzasadniona?

Wcisnęłam się w długą, czarną suknię i założyłam obcasy, podeszłam tak do lustra by poprawić fryzurę upiętą na wzór jakiejś XIX wiecznej, westchnęłam głęboko i nałożyłam na siebie jeszcze odrobinę białego pudru, tak, by moja cera była w odcieniu mleka. Przeciągnęłam po ustach krwistoczerwoną pomadką i zacmokałam kilka razy, by dobrze rozprowadziła się na wargach. Uśmiechnęłam się szeroko do odbicia, tak by przyjrzeć się jeszcze raz moim wampirzym, doczepianym kłom.
Przed wyjściem sięgnęłam jeszcze po tabletki przeciwbólowe, jak na złość, dostałam rano okres i kurewsko źle się czułam.
Zeszłam na dół i od razu rozpromieniłam się na widok Lewisa, tak bardzo nie pasowały mi do niego jakieś głupie przebieranki, i tak bardzo cieszyłam się na myśl o wspólnym wieczorem.
Weszliśmy do zapełnionej uczniami sali balowej i przesłuchaliśmy ciągnącego się w nieskończoność przemówienia pana Stewarta, nie wiem co ten człowiek miał w sobie, ale potrafił rozgadać się na tak nudne i nic nieznaczące tematy, że można było umrzeć od samego słuchania. Pod wpływem długiego stania ból w moim podbrzuszu znacznie się nasilił, na dodatek pod wpływem tłumu ludzi sala zrobiła się duszna, ktoś otworzył okna ale niewiele to dawało. Poprosiłam Lewisa byśmy na chwilę usiedli, miałam zamiar poczekać aż tabletki zaczną działać, rozejrzałam się za kelnerem, był przy innych stolikach.
- Może zatańczymy? - zaproponował Lewis. Kiwnęłam głową i podniosłam się, by zwrócić na siebie uwagę barmana.
- Ta, zaraz, nie lubię tej piosenki - zbyłam go, nie miałam zamiaru skarżyć się mu litanią z moich dolegliwości. Kelner nie podchodził już dłuższy czas, już chciałam wstać, by sama sobie znaleźć coś do picia.
- Nie wiem jak ty, ale ja tutaj nie przyszedłem popatrzeć się na tłum. Idę potańczyć - powiedział z nieukrywaną pretensją w głosie, nienawidziłam, gdy ktoś stosował wobec mnie taki ton.
- Jeśli wstaniesz, to... - ostrzegłam go.
- To co?! - przerwał mi - Jeszcze nikt w życiu, mnie nie ograniczył, oprócz mnie samego. Może jestem jakimś popierdolonym, beznadziejnym buntownikiem, nie przeszkadza mi to. Co się miedzy nami stało?
- Zmieniłeś się - syknęłam zgodnie z prawdą, ostatnimi czasy jego jakikolwiek szacunek wobec mnie wyparował, ciągle albo podnosił na mnie głos, albo się o coś czepiał, ale nie w taki sposób jak wcześniej.
- Nie... dopiero teraz przejrzałaś na oczy i tylko od ciebie zależy, co z tym zrobisz - fuknął i podniósł się gwałtownie, ruszył w stronę parkietu i po chwili zniknął mi z oczu. Zacisnęłam usta i zmarszczyłam brwi. Co było nie tak?
- Przepraszam, chce pani się czymś poczęstować? - spytał kelner podsuwając mi tacę z napojami. Wzięłam szklankę wody i zaczęłam sączyć ją drobnymi łykami, oparłam podbródek o rękę i patrzyłam w roztańczoną gromadę, delikatnie uderzałam paznokciem palca wskazującego o blat stolika.
Oczywiście, że tańczył z Hail.
Pustym spojrzeniem spojrzałam na jego dłonie na jej wąskiej talii, zdecydowanie węższej od mojej. I jego szczery uśmiech, który tak rzadko pojawiał się w mojej obecności.
Co blokowało mi przyjęcie do świadomości że to nie ma sensu?
Nie wytrzymałam momentu, gdy cmoknal dziewczyne w czubek nosa, poczułam sie jakby ktos przylozyl mi otwarta dlonia w twarz. Wzielam krotki oddech i wstalam, dosc tego. Przez przypadek stracilam ze stolika szklanke, upadla z hukiem na podloge i rozsypala sie w drobny mak.
Wyszlam, czulam ze jestem juz u skraju wytrzymalosci, a nie chcialam wybuchnac przy wszystkich. Wbilam wzrok w moje wysokie buty i wsluchujac sie w ich stukot skierowalam ku drzwiom wyjsciowym. Oddychalam ciezko i ignorowalam nawolujacy mnie glos Lewisa. W koncu mnie dogonil i zlapal mocno za nadgarstek. Odwrocil mnie stanowczo ku sobie, buzowalo we mnie tyle sprzecznych emocji. Z jednej strony pragnelam wygarnac mu wszystko, co o nim mysle, a z drugiej tylko wpasc w jego ramiona, poczuc jak mnie oplata i zapewnia ze to tylko glupi incydent.
Co ten czlowiek ze mna zrobil?
- Możemy.... - zaczal.
- Co to bylo? Jak możesz... - zajaknelam sie - to ohydne... idziesz ze mną i na oczach wszystkich miziasz się z jakimiś lalkami?
- Po pierwsze to nie żadna lalka, tylko moja przyjaciółka, a po drugie jakie miziasz? Jakbyś trochę z nami poprzebywała, zamiast opierdzielać ją za to, że podeszła do mnie na odległość mniejszą niż metr, to byś wiedziała, że to u nas normalne! - znowu to tlumaczenie. Slyszalam to conajmniej z cztery razy.
- Ta suka, cię owinęła wokół palca! - podnioslam nieznacznie glos. 
- Zamknij się, jak milion razy więcej warta od ciebie. - Kolejny mentalny policzek tego dnia. Przyjaciolki.
Zamknelam na moment oczy, by nie pozwolic lzom do nich naplynac. Nie. Bede. O. Przez. Niego. Plakac.
- Jesteś potworem - powiedzialam beznamietnym tonem.
- Zostałaś o tym uprzedzona.
- Nie Lewis, proszę, przestańmy. Poniosło mnie... - zlapalam go za rekaw, kurwa, Olivia. Jak moglas sie tak upodlic przez zwyklego, niezdecydowanego dupka?
- Nie obchodzi mnie to, nie pozwolę na obrażanie ważnych dla mnie osób.
- A ja nic nie znacze?
- Do scen zazdrości znaczyłaś wszystko, później znaczyłaś wiele, teraz nie znaczysz nic.
- Przestań - dotknelam jego piersi, drgnelam slyszac jego slowa - Na pewno można to naprawić.
- Do kolejnego ataku szału, kiedy zobaczysz mnie rozmawiającego z jakąś dziewczyną - warknal. Zacisnelam usta. 
- Boję się, że mnie zdradzasz... - spuscilam wzrok. To bylo zle okreslenie. Ale ja naprawde balam sie ze go strace.
- Co robię?! po pierwsze to nie jesteśmy razem, a po drugie to mając żadnych korzyści z naszej relacji, jestem ci wierny jak pies! - korzysci? Korzysci? Co mial na mysli mowiac to? Zmarszczylam czolo.
- Włśnie... tylko pies... - zagotowało się we mnie, ale widzac jego mine zreflektowalam sie. - Nie przepraszam... Lewis, słońce... - szepnelam i nie kontrolujac sie chwycilam za jego policzki. Przysunelam moja twarz do jego i musnelam jego usta. 
- Co ty robisz? - zezloscil sie i odepchnal mnie gwaltownie. Zatoczylam sie i z trudem odzyskalam rownowage.
- Ja? To raczej, co ty robisz?! - spojrzalam w bok i dostrzeglam Hailey. Zlapalam z nia na moment kontakt wzrokowy i otworzylam szerzej oczy. 
- Brawo - prychnal nagle Lewis - Jak zrozumiesz, jak ranisz innych, to wiesz, gdzie mnie szukać - warknal oschlym tonem. 
Ja ranie innych?
Ja?

* * *

Zatrzasnelam drzwi od akademii i zaslonilam usta dlonia. Nie placz, nie placz, prosze cie tylko nie placz. Oparlam sie o nie i wciagnelam mocno chlodne, nocne powietrze.
Uspokoj sie, Olivia, bedzie dobrze.
Nie jest ci potrzebny ten kretyn.
Uslyszalam niezbyt glosne rozmowy, zza rozlozystym krzewem uczniowie wypalali papierosy i podsmiewywali sie cicho. Objelam sie ramionami i drzac podeszlam do grupki.
- Babii? - spytal jeden z chlopakow. Wysunal w moja strone paczke papierosow. Zaprzeczylam ruchem glowy.
- Dziekuje, nie pale - mruknelam. - Wyszlam sie dotlenic.
- Tu, do nas? - usmiechnal sie, a reszta grupy parsknela smiechem. Rozgoryczona tylko na niego spojrzalam, od razu spowaznial. - Wygladasz jakbys cos sie stalo - uniosl brew.
- Byc moze - wzruszylam ramionami.
- Nie umiem pomagac ludziom, ale jak chcesz to mamy alkohol. Co to za impreza o suchym pysku - zagail.

* * *

- Widzisz jaki chuj - stwierdzilam niewybrednie, blondynka pokiwala ze zrozumieniem glowa.
- Kurwa, popatrz, dzwoni do mnie - wybelkotalam pokazujac jej wyswietlacz telefonu. Siedzialysmy pijane pod jakims garazem i od dobrej godziny opowiadalam jej  czuje sie skrzywdzona.
- Co robimy? - spytala spanikowana.
- Zwyzywam go - zastanowilam sie na  - albo w dupie go mam, ej, otwieraj nowa flaszke - odrzucilam połączenie i zawolalam do jednego z naszych nietrzezwych towarzyszy. 

* * *

Nigdy wiecej nie wezme do ust alkoholu, nie mam pojecia jakim cudem dalam rade sie rozebrac i wejsc pod prysznic pozno w nocy, a na dodatek usnelam pod nim i teraz nie dosc ze bylam skacowana, to na dodatek cala obolala. 
Jakos sie ogarnelam po wypiciu hektolitra wody, akademia byla opustoszala, wszyscy odsypiali bal. 
Poszlam na swietlice, wlaczylam wiadomosci i wylozylam sie wygodnie na sofie, musialam przeanalizowac caly wieczor. 
Wpatrywalam sie z zastanowieniem w prezenterke programu.
Nie dam sie tak traktowac.
Niech sobie pogrywa z kimkolwiek tylko chce, ale na pewno nie ze mna.
Nie jestem zabawka, ktora mozna rzucic w kat, gdy dostanie sie nowa. 

Od Isabelle cd. Harry`ego

Dzisiaj był wspaniały dzień. Od dawna słońce tak nie przygrzewało i szczerze mówiąc, brakowało mi tutaj w Anglii, australijskich klimatów. Tego wiecznie ciepłego piasku, błękitnego morza, wspaniałych krajobrazów, ludzi, rodziny... Morze wydało mi się taką odskocznią i zarazem przypomnieniem chwil w rodzinnym kraju. Być może dlatego propozycja Harry`ego była taka kusząca.
-Ale mamy jutro szkołę... sprawdzian... powinnam posprzątać w pokoju, iść do Silviego...
-Umyć okna, zrobić porządek w szafie, sprawdzić jaka pogoda będzie za tydzień w czwartek i czy Brittany właśnie nie męczy kolejnej rzeczy całkiem niezdatnej do gryzienia... - naśladował mnie, przechylają głowę z boku na bok. Przewróciłam oczami. Moje ramiona lekko zadrgały w śmiechu gdy zobaczyłam ten rozbiegany wzrok i wypchnięte policzki pod złożonymi w pięści dłońmi chłopaka.
-Nie. Tego akurat nie muszę robić, choć kontrolowanie psa to jedno z rutynowych zajęć. Ale bez przesady. Aż tak bardzo to mi się nie chce - pokręciłam głową.
-Nie? A myślałem, że ty taka porządna - skrzywił się, wyciągając ręce przed siebie. Zrobiłam poważną minę, chwytając w dłonie leżący na biurku ołówek i rzuciłam w niego. Jaka szkoda, że nie trafił. Uchylił głowę, przez chwilę chowając ją pomiędzy rękoma w pościeli.
-Następnym razem jak coś w ciebie rzucam to się nie ruszaj, dobrze? - uniosłam brwi w złośliwym uśmiechu i podkuliłam nogi na krzesełku.
-Ale robimy tak też w drugą stronę - wskazał na mnie. Pokręciłam głową, wyraźnie dając znać, że nie zgadzam się na taki układ. Zrobił zdziwioną minę, jakby to było nieoczywiste.
- Po pierwsze jestem kobietą i to o rok młodszą... nie wolno mi robić krzywdy. Pamiętaj, że ja również mam znajomości - pogroziłam mu palcem, mrugając oczami. I znam osoby, które z chęcią mi pomogą.
-To co ja mam zrobić żebyś pojechała ze mną nad to morze? - usiadł i przygarbił się, patrząc na mnie smutno. Uśmiechnęłam się.
-Pomożesz mi w sprzątaniu w weekend. Podobno to uwielbiasz - wstałam z krzesła, podeszłam do niego i pstryknęłam mu w nos, który delikatnie zmarszczył - I bez marudzenia - podkreśliłam, zamierzając wyjść z jego pokoju i wrócić do siebie.
-Niech będzie. To chodź - w przeciągu sekund, Harry zdążył dobiec do mnie przez cały pokój i pociągnął za sobą.
-Teraz? Już? Zaraz? A moja kurtka? - spojrzałam na drzwi od swojego pokoju, gdy znaleźliśmy się przez moment na odpowiednim piętrze.
-Jest gorąco... a zresztą nie będzie ci do niczego potrzebna - posłał mi szeroki uśmiech przez swoje ramię - I tym razem jedziemy autem. Nie zamierzam powtarzać tego wszystkiego, aczkolwiek było zabawnie - nie pozwolił mi nawet wypowiedzieć słowa, dlatego grzecznie tylko szłam za nim i przyglądałam się tej zadowolonej twarzyczce. Gdy spojrzał na mnie kiwnęłam na znak potwierdzenia. Mój nadgarstek został oswobodzony z uścisku dłoni Harry`ego. Wtedy obeszłam auto i wsiadłam do środka.
-Południe, północ, zachód, wschód? - zapytał, przerzucając automatycznie spojrzenie na mnie.
-Brighton, miasto położone nad Kanałem La Manche... będzie idealnie - skoro miałam wolny wybór czemu nie miałabym decydować - Ale nie zamierzasz objechać całej Anglii, prawda? - oparłam nogi o schowek samochodu.
-Do jutrzejszych lekcji jeszcze dużo czasu - wzruszył ramionami - A poza tym dałaś wyraźny znak, że jednak opuścić jeden sprawdzian to nic strasznego...
-A może ja nie chcę zwiedzić Anglii z osobą, która nie dość, że przyciąga uwagę każdego przechodnia to jeszcze wpada na jeszcze lepsze pomysły? - odwrócił wzrok z poważną miną. Starałam się też utrzymać powagę, ale jego spojrzenie wygrało. Uniosłam kąciki ust i odwróciłam wzrok. Kątem oka widziałam jego triumf.
Samo Morgan znajdywało się dosyć daleko od najbliższej plaży, a podróż była długa. W szczególności gdy wystąpiły problemy co do zdecydowania się, która piosenka ma lecieć. Za nic w świecie nie będę słuchała pierwszej lepszej piosenkarki popowej.
-Jeszcze raz przełączysz, a utnę ci te paluszki - chłopak przekrzywił głowę i spojrzał na moją dłoń, którą zbliżyłam do radia. Przeniosłam na niego wymowne spojrzenie i w jednym momencie wcisnęłam guzik "następne". Trzepnął mnie delikatnie w dłoń, którą cofnęłam do tyłu.
-Ej! - pogładziłam się po ręce i mu oddałam w ramię. W tym samym momencie na obecnych falach poleciała piosenka, która wyszła stosunkowo niedawno i trzeba było przyznać, że bardzo mi się podobała. Oczywiście nie przyznam Harry`emu, że ten kawałek wyszedł mu doskonale - Nie przełączaj! - krzyknęłam, rozsiadając się wygodnie w fotelu i wsłuchałam się w słowa utworu. Spojrzałam na twarz chłopaka. Wykrzywiła się w zadowolonym uśmiechu, gdy po kilku słowach rozpoznał ją.
-...And all the boys, they were saying they were into it
Such a pretty face, on a pretty neck
She's driving me crazy, but I'm into it... - zaczęłam śpiewać, podkręcając głośność - No dalej... to twój kawałek - zachęciłam go, czekając na kolejny refren. Odwrócił głowę i przejechał językiem po ustach.
-...When she's alone, she goes home to a cactus
In a black dress, she's such a such an actress
Driving me crazy, but I'm into it, but I'm into it
I'm kind of into it - zaśpiewał, zamykając oczy przy mocniejszych tonacjach głosu. Wkrótce się do niego dołączyłam. Rzadko śpiewałam przy kimś, uważając że matka natura nie obdarzyła mnie cudownym głosem.
-Podoba ci się? - wziął głęboki oddech po zakończeniu piosenki.
-Może być - wzruszyłam ramionami, śmiejąc się.
-Kłamczuch...
-Po prostu nawinęła się jedna z lepszych i tyle - nadal stawiałam na swoim, nie pokazując nic po sobie.
-Nadal wyczuwam kłamstwo...
-Patrz na drogę lepiej i nie doszukuj się niczego. Nie otrzymasz komplementu. Na to trzeba sobie zasłużyć - wyciszyłam lecącą w radiu inną muzykę.
-To szukamy dalej - znowu zaczął skakać po kanałach.
-O nie. Stanowczo starczy mi głos Harry`ego Stylesa na co dzień - pokręciłam głową, odciągając jego dłoń od radia i kładąc z powrotem na kierownicy. Wolałabym jednak dojechać nad to morze w jednym kawałku. Chłopak przewrócił oczami, ale na jego twarzy i tak można było zobaczyć zadowolenie. Proszę jak niewiele potrzeba do szczęścia.
~~~
Szum fal dało się słyszeć już z daleka. Ogromny horyzont wyłonił się zza złocistych wydm, ukazując przed nami przeróżne kolory nieba. Zanim tu dojechaliśmy minęło dość sporo czasu. Schowałam ręce w kieszenie jeansowych spodenek i odchyliłam głowę do tyłu, czując jak delikatna, morska bryza smaga moje policzki.
-Patrz! Piasek! - krzyknął Harry, po chwili równając się ze mną krokiem.
-Co ty nie powiesz? - udałam zdziwienie, szeroko się uśmiechając.
-Dużo piasku... - pokiwał głową - Idealny aby nazbierać go w słoik i wrzucić komuś pod prześcieradło niezauważalnie - uniósł brew. Biedni ludzie. Życie z tym człowiekiem musi być trudne.
-Zostaw ziarenka w spokoju. Przyjechałam się tu relaksować, nie zbierać mikroskopijne kamyczki do słoika - usiadłam na rozgrzanym od słońca piachu i wbiłam spojrzenie w morze.
-Mówiłem, że będzie fajnie - mruknął, siadając obok i wciągając głęboko powietrze do płuc. Odpowiedziałam mu kiwnięciem głowy, oddając swoją twarz ostatnim promieniom słońca.
-Tak się na pewno nie opalisz. Jesteś blada jak ściana - zagadnął. Otworzyłam oczy i powoli przeniosłam na niego swój wzrok.
-Odezwał się ten o idealnej opaleniźnie - prychnęłam.
-Oczywiście, że tak...
-Kosmetyki potrafią zdziałać cuda - wzruszyłam ramionami.
-Ja się nie maluję! - dopiero po chwili usłyszałam pretensjonalną odpowiedź, gdy w końcu Harry zrozumiał o co tak na prawdę mi chodziła. Wybuchnęłam śmiechem, pochylając się delikatnie do przodu. Nici z opalania.
-Mogę ci trochę podkreślić kształty - uśmiechnęłam się wymownie.
-O nieee... Byłem już czesany. Malować się nie dam - pokręcił głową, odwracając wzrok na spokojne morze. Jego tafla delikatnie falowało pod wpływem wiatru, ale nie było dużo fal.
-Potrzebuję się wyżyć. Mam pięciu braci czyli ani jednej osoby do wykazania się talentem kosmetycznym. A ty jesteś idealny... - przysunęłam się, łapiąc w palce jego kilka kosmyków lokowanych, kasztanowych włosów i zaplotłam je w mały warkoczyk - Poza tym żadna kosmetyczka koncertowa nie jest tak dobra jak ja.
-Ok, ale nie przyćmiewaj mojej męskości - roześmiał się.
-Dobrze, dobrze... pokaż się - złapałam zadowolona jego podbródek i odwróciłam w swoją stronę. Harry otworzył oczy i spojrzał na mnie, poruszając brwiami - Masz ładnie zarysowane kości policzkowe i szkoda tego nie podkreślić - uśmiechnęłam się sama do siebie. Dla mnie był to plan doskonały. Jemu chyba wydawało się, że zrujnuję mu to wieczór. Miał bardziej kwaśną minę niż poprzednio - Ciesz się, że o tej godzinie nie chodzi dużo ludzi po plaży - powiedziałam do siebie, lecz na tyle słyszalnie by oberwać morderczym spojrzeniem od chłopaka.
-Nie chciałbym zobaczyć za kilka dni w gazecie moją "piękną" buźkę z toną podkładu na niej...
-I z napisem "Czyżby Harry Styles zdecydował się zostać kobietą?" - wymachnęłam teatralnie rękami. Prychnął rozbawiony.
-Odbywałbym krucjaty naprawiające...
-Nie martw się, obronię cię przed aparatami - odparłam, skupiona na swojej pracy - Nie ruszaj się, bo twoje oko ucierpi - podniosłam się na kolana. Jednak on nie chciał jednak współpracować - Harry...
-Przecież się nie ruszam - przewróciłam oczami, każąc mu się oprzeć na rękach. Uniosłam jego głowę wyżej. Zamknął oczy zapewne z powodu rażącego słońca.
-I tak ma być - uśmiechnęłam się, sięgając z kieszeni tusz do rzęs.
-To ciekawe... - mruknął, ledwo poruszając ustami.
-Cichaj. Teraz nie rozmawiamy. Ja się skupiam na swoim, a ty na ciszy - przerwałam mu.
-Ale ja muszę podzielić się swoimi spostrzeżeniami - jego głos wydawał się załamany. Utrzymanie ciszy oczywiście takie trudne.
-Cii... bo wsadzę ci ten tusz do buzi - powiedziałam twardo i wykorzystując to, że miał zamknięte oczy, uśmiechnęłam się szeroko. Jestem zdolna to zrobić.
-Nie ładnie - pokręcił głową, tym samym robiąc sobie ogromną czarną krechę na policzku. No i moje dzieło zniszczone.
-Miałeś się nie ruszać - przejechałam szczoteczką po jego drugim policzku, robiąc z niego istnego Indianina i opadłam na swoje miejsce z szerokim uśmiechem. Wyglądał... cóż, całkiem ciekawie. Zmierzył mnie poważnym spojrzeniem. Odruchowo cofnęłam wszystkie rzeczy, które w tym momencie mogły zagrażać mojej osobie.

Harry?
Luzik, rozumiem. Sama nie mam lepiej ♥
Pomysł był. Z wykonaniem już ciut gorzej xd

od Vito cd Nikitty

-Zostałem zapytany czy podoba mi sie twoje ciało a gadałem jak głupi o sercu, a ty masz piękne ciało -Mruknąłem i przyciągnąłem ją szybko do siebie.  Posadziłem ją sobie na kolana i  zbliżyłem nasze twarze.
-hmm? Mówisz? Ja w tobie bym chyba musiała mówić tylko o sercu -Prychnęła.
-Nie podoba ci się moje ciało? -Usadziłem ją na łóżku i stanąłem na przeciwko niej. Pokręciła głową rozbawiona. Cały czas utrzymując z nią kontakt wzrokowy, bardzo powoli podciągnałem kawałek koszulki do góry i zacząłem poruszać całym sobą, nie tańczyłem dużo ale striptiz zawsze spoko. Powolutku zdjąłem bluzkę i przejechałem ręką po brzuchu. Rozpiąłem pasek a spodnie spadły mi na biodra. Widać było kawałek ściechy do lecha. (pfpfpfpfp) idealna nazwa prosze bez śmieszkowania ) . Wsadziłem swoją dłoń we włosy a drugą znów przejechałem po brzuchu. Nikitta była cała czerwona i patrzyła na mnie jak zahipnotyzowana. Podszedłem bliżej i złapałem jej dłoń i delikatnie przejechałem nią po swoim ciele.  Zbliżyłem się bardziej i powoli zsunąłem spodnie zostając w bokserkach. Odszedłem parę kroków i powoli zacząłem kręcić biodrami. Widzać jak dziewczyna po prostu pochłania ale i zarazem wstydzi się tego co widzi miałem ochotę się śmiać i ją pocałować.
-Wiec moje ciało nie jest takie fajne?-Podszedłem do niej z uśmiechem, Jak by mogła to by sie chyba zaczęła ślinić.  Pokręciła głową.
-No dobrze, w takim razie mogę sobie iść jak nie jest ładne -Podniosłem spodnie i koszulkę i szybko sie ubrałem, potem wybiegłem z Dumą z pokoju. Mógł bym zostać ale nie wiem co by się mogło stać... Znaczy wiem ale nie .. Oj nie ważne , Kiedy dotarłem do swojego pokoju władowałem się pod zimny prysznic,  ciepło myśli o Nikicie  zbyt mocno zalało moje ciało. Odetchnąłem po chwili i wylazłem z łazienki czysty i ... mniej rozgrzany. Padłem na łóżko i poszedłem spać. dzisiejszy dzień był długi.. Ale wspaniały.
<nikitta?>

Od Nikitty CD Vito

- Serce? Chcesz powiedzieć, że nie podoba ci się ciało mojej córki? - Mama ciskała błyskawicami, zaśmiałam się nerwowo, wiedziałam do czego to doprowadzi.
- Co? Nie, nie! Znaczy... - Vito widocznie nie wiedział co powiedzieć.
- Więc? Podoba ci się ciało mojej córki? Czy nie?! - Przy ostatnich słowach, podniosła nieco głos. W końcu, nie wytrzymałam.
- Mamo! Rozumiem, że się o mnie martwisz. Ale jestem dorosła. Ja odpowiem na każde z twoich pytań. Vito nie prowadził pod wpływem alkoholu ani narkotyków, nie, nie spaliśmy ze sobą w tym kontekście, o co pytasz ty, a Vito nie jest kryminalistą, jak Oliver. - Na imię Oliver, Vito spojrzał na mnie podejrzliwie. - Potem ci to wyjaśnię.
- Dobrze. Zaufam ci córeczko, gratulację Vito. Naprawdę wydajesz mi się porządnym młodzieńcem. To dobrze, bo nie wielu takich na świecie. Mam nadzieję, że będziecie odpowiedzialni. Zwłaszcza ty chłopcze, oddaję w twoje ręce moją jedyną córkę, moje oczko w głowie i moją księżniczkę. Nie spiernicz tego. A i pamiętaj, jeśli coś jej się stanie, stać mnie aby wsadzić cię do więzienia na co najmniej osiem lat.
- Tak proszę pani - Vito był... przestraszony? Uśmiechnęłam się do mamy.
- Proszę, mów mi po imieniu. Jestem Lilianna... - zawahała się na chwilę, po czym ten firmowy grymas znikł, a jego miejsce zastąpił matczyny i ciepły uśmiech - synu.
Jakiś czas potem, kiedy mama pobawiła się z Amnestią, poszła do mojej kuzynki u której się zatrzymała. Gdy tylko zamknęłam drzwi, odetchnęłam głęboko.
- Vito, przepraszam cię za nią i jej pytania. Czasami jest naprawdę dociekliwa, ale tak naprawdę jest kochana. - Podeszłam do chłopaka, który siedział na moim łóżku i usiadłam mu na kolanach. - Vito, co się dzieje? Zaprzątasz sobie głowę tym, że mama źle zrozumiała jedną z twoich odpowiedzi?
Nie odezwał się, tylko spojrzał na mnie po czym na jego twarzy pojawił się mały, ale widoczny uśmiech.
- Vito, proszę, o co chodzi? - zapytałam po raz kolejny.
Vito?

od Vito cd Nikitty

Westchnąłem, skoro dałem radę dzikiemu rumakowi to może matka dziewczyny którą chciał bym.... Ehm.. Nie dam rady, wolę dzikiego konia. Kiedy kobieta wyszła umyta z łazienki usiadła na przeciwko mnie. Brakuje tylko lampki w oczy i mamy starego ubeka jak sie patrzy...
-Więc.. Vito, co robią twoi rodzice ? -Zapytała spokojnie ale twardo.
-Ojciec ma stajnie i robi wszystko dookoła , mama mu pomaga -Powiedziałem spokojnie, okay dajemy rade Vicio.
-A ty rozumiem wyjechałeś..
-Staram się podszkolić aby móc przejąc interes po Ojcu -Odpowiedziałem i uśmiechnąłem się lekko. Nikita podeszła i usiadła obok mnie. Złapała mnie za rękę a ja tylko popatrzyłem na nasze ręce parę sekund.
-A moją córkę poznałeś...
-Tutaj.. W klasie -Dodałem nie wiedząc do czego zmierza. Kobieta cały czas wydawała się jak by była w pracy, wyprostowana i odrobinę sztywna..
-Jakie masz zamiary co do mojej córki ? -Założyła nogę na nogę i uniosła brew . Zatkało mnie, przyznam że mnie zatkało.
-Em... -Popatrzyłem na Niki w poszukiwaniu pomocy ale ona miała wspaniały ubaw. Idiotka z niej, prychnąłem widząc jak stara się nie wybuchnąć śmiechem.
-Pomagasz -Syknąłem i odwróciłem się do jej mamy z uśmiechem.
-Staram się utrzymywać Niki szczęśliwą i nawodnioną, no i może mniej połamaną niż zwykle - Próbowałem dodać odrobinę dowcipu do tej rozmowy, i tak szła mi jak po grudzie.
-Byłeś karany?-Zapytała całkowicie poważnie. Jezu czy Nikitta spotykała się wcześniej z jakimś  gangsterem? Po kij takie pytanie? Wyglądam na złodzieja? Może serc..
-Nie,  wiem jak mogę wyglądać ale jestem raczej pokojowym i spokojnym człowiekiem -Starałem się sprawiać wrażenie takiego.
-Co sądzisz o prowadzeniu pod wpływem narkotyków oraz alkoholu? - Pytanie mnie zdziwiło.
-Wolę zapłacić komuś aby mnie odwiózł albo za nocleg niż ryzykować
-Mhm... Spaliście ze sobą? -kobieta wyskoczyła z pytaniem jak święty z kapusty. Nikita obok wydała z siebie dźwięk bliski umierającej krowie.
-Mamo!
-Pytam bo wydajecie się .. Mocno  zacieleśnieni ze sobą...-Oparła córce i patrzyła na mnie oczekując odpowiedzi.
-em.. Nie? Spaliśmy w jednym łóżku ale nie.. ze sobą.. -Starałem się wybrnąć z pytania z jakąś twarzą.
-A planujesz? Podoba ci się jej ciało prawda?
Wytrzeszczyłem na nią trochę oczy, czy ja byłem w domu czy może spotkałem kogoś kto dorównuje ojcu pytaniami?
-Em.. Nikitta jest piękna , ma wspaniałe sercę...
<NIkitta XD?>

od Daniela cd Louis`a

Nagły atak na moją kostkę wyrwał mnie z zamyślenia.  W moje nogi wleciał niczym ten co bił rekord w spadaniu z kosmosu pies. Szczeniak dokładnie, szczeniak Lou!. Podniosłem szczyla i uniosłem go na króla lwa.
-Co pan piesek tu robi sam? Gdzie twój pan ? -Przekrzywiłem głowę i pozwoliłem psu zalać mnie falą pocałunków. No zaraz sobie pomyślą że wolę psy od .. Od męskiego buziaczka. Ahh. Uśmiechnąłem się sam z siebie i nagle podbiegła do mnie ta dziewczyna, ta co miała mega dziwne imie i fioletowe włosy.
-Jezu złapałeś go -Wysapała i oparła ręce o kolana zginając się przy tym. Patrzyłem na nią rozbawiony i czułem jak moje palce są powoli konsumowane przez szczyla.
-taka moja natura, łapię to co ucieka , a raczej przyciągam -Posłałem jej uśmiech i patrzyłem jak powoli łapie oddech. Dziewczyna od momentu jak Lou wrócił od pielęgniarki nie zostawiała go na krok.. Cock Block.. (Wygoogluj to XD).
-Okay, oddaj mi ją.. -Spokojnie nachyliła się w moją stronę.
-Jest to mój bilet aby zobaczyć pewną osobę, nie puszczam póki nie dostarczę do właściciela -Posłałem jej uśmiech i puściłem lekko oczko. Powolnym krokiem ruszyłem ku pokoju Louisa. Dziewczyna szła za mną odrobinę naburmuszona i gadała coś o idiotach tego świata, zgodzę się z nią, dużo ich tu, szczególnie takich z fioletowymi włosami.. Zapukałem do drzwi i otworzyłem je sobie, chłopak patrzył na mnie z łóżka z kotem na piersi.
-em...
-Siemson, oddaje pięknego psa którego specjalnie na mnie nasłałeś aby zmasakrował moje biedne kostki -Posłałem mu oczko i postawiłem szczyla obok łóżka.
-Dzięki że ją złapałeś. Jest trochę szalonym szczeniakiem -Wysunął w jej kierunku dłoń. Spokojnie wprosiłem się na jego fotel i złapałem pierwszą lepszą książkę... Poradnik myślenia pozytywnego.. Ehh Trzeba mieć pośladki jak ja i pozytywy same się znajdą..Louis patrzył na mnie zdziwiony i jak by na coś czekał.
-Mam ci poczytać?-Zapytałem i uniosłem kącik ust.
-Nie.. Nie ważne -Pokręcił głową i opadł na poduszkę.
-Idziesz na bal?-zapytałem nagle, no co taka biedna dupka by nie szła? Dziewczyna z fioletowmi włosami usiadła na łóżku.
-Nie.. Nie wiem..
-Ja też,-Wzruszyłem ramionami i powoli otworzyłem książkę. Nic ciekawego...Już  liczenie rozdwojonych końcówek tej dziewczyny było by ciekawsze..
-Okay.. Em...
-hm?-Podniosłem głowę i usłyszałem jakiś tekst o  głupocie balów od dziewczyny. Złapałem kontakt wzrokowy z Lou i przewróciłem oczami, dodatkowo wystawiłem lekko język. Prychnął cichutko ale szybko sie opanował.
<Loueh? Oioi?.>

Od Raelene do Sean'a

Spojrzałam za okno samochodu, który prowadził wyjątkowo mój ojciec, krajobraz po chwili rozmazał się, kiedy auto nabrało prędkości pod wpływem wciśnięcia pedału gazu, przeniosłam wzrok na mężczyznę ze zmrużonymi oczami i westchnęłam ciężko postanawiając przerwać chwilę grobowej ciszy.
- Wolniej. Pamiętaj, że wieziesz z tyłu przyczepę ze zwierzęciem.- Zauważyłam, na co ten jedynie zwolnił nie odzywając się do mnie za bardzo. Wreszcie zobaczyłam budynki stajni i całej Akademii, oczy mi zalśniły z zachwytu, było na co popatrzeć, oj było. Kiedy pojazd wreszcie się zatrzymał gdzieś obok stajni, otworzyłam drzwi i podbiegłam do przyczepy,  wchodząc do środka, kary ogier rzucił mi nieco niezadowolone spojrzenie, pogłaskałam go delikatnie po kości nosowej, przemawiając do niego cichym i spokojnym głosem. W podjeździe stanęła uradowana kobieta, widocznie była właścicielką stadniny wynikało tak z krótkiej rozmowy mojego taty i Pani Ruby, bo tak owa kobieta się nazywała. Wycofałam powoli konia z przyczepy, a kiedy wreszcie po podróży, mógł obejrzeć otaczający go teren, prawie wyrwał mi z ręki uwiąz z podekscytowania. Właścicielka  podeszła do nas z uśmiechem na twarzy.
- Ty musisz być Raelene, prawda? Witamy w Morgan University.- Podała mi rękę, którą uścisnęłam, rzucając krótkie ,,Dzień dobry", Ruby po chwili skierowała wzrok na karusa, który schylił głowę by zacząć wszystko obwąchiwać.- A to pewnie Dracul. To naprawdę śliczny koń, widać, że o niego dbasz.- Poklepała delikatnie konia po szyi, który wzdrygnął się, gwałtownie podniósł łeb i parsknął. Po zaprowadzeniu konia do stajni i obejrzenia reszty obiektów, zostałam zaprowadzona na lekcje, o ironio była to matematyka, zostałam przedstawiona reszcie grupy, klasy (?) i nauczycielowi, który krytycznym spojrzeniem mierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, po sali rozeszły się liczne szepty, które starałam się zignorować, jak wiadomo- nie łatwo wejść w nowe środowisko. Kiedy facet kazał mi usiąść, wybrałam wolne miejsce, a Pani Stewart wyszła z sali, przepraszając za najście, spojrzałam na tablice niepewnie widząc dość trudny przykład do którego nikt nie miał ochoty pójść.
- Dobrze, skoro nikt nie chce i do przykładu, to może w takim razie...- Zaczął zaglądając do listy uczniów, powodując niemałe spięcie w klasie.... skąd ja to znam.
- Ja mogę pójść.- Odezwałam się zaskakując wszystkich dookoła, którzy wbili we mnie swoje spojrzenia, łącznie z nauczycielem. Wyciągnął rękę w moim kierunku, w której trzymał kredę, wstałam i podeszłam bliżej biorąc ją do swojej łapki.- Dziękuję.-Wyszeptałam, podchodząc bliżej tablicy. Chwilę mi zajęło zastanawianie się jak to ugryźć, jak wszyscy wiemy zadania typu ,,Udowodnij że..." nie są wcale takie proste, bynajmniej tak się większości wydaje. Po rozwiązaniu przykładu duża część zrobiła wytrzeszcz oczu, a po sali znów rozeszły się liczne szepty. W tej chwili  jednak przyszedł czas na przerwę, co prawda w humanistycznych przedmiotach radziłam sobie gorzej, niż w ścisłych to i tak starałam się często zgłaszać, po lekcjach poszłam do Dracula, który chodził po boksie niespokojnie.
- Cześć, Hrabio.- Zaśmiałam się kiedy to zatrzymując się wykonał szybki ruch głową trącając mnie pyskiem w ramie domagając się w ten sposób pieszczot.
- Um, hej.- Usłyszałam za plecami i odwróciłam się zaskoczona, spoglądając na chłopaka, którego widziałam już wcześniej gdzieś w sali.- Ty jesteś...-Mów mi po prostu Rae.-Uśmiechnęłam się sympatycznie, to chyba pierwsza osoba, która do mnie podeszła, zazwyczaj nie lubię poznawać nowych ludzi, jednakże przydałoby się znaleźć jakiś ludzi, z którymi mogłabym sobie pogadać normalnie, a nie tylko peplać do Dracula, który 3/4 które do niego mówię, po prostu nie rozumie.- Jak masz na imię?-Zapytałam.
- Sean.
- A więc miło mi Cię poznać.-
Wyciągnęłam do niego dłoń, którą uścisnął. Dracul parsknął niespokojnie próbując zwrócić na siebie uwagę, jednakże zignorowałam potrzebę Hrabi, przecież nie mógł dostawać wszystkiego. Brunet po krótkiej rozmowie odszedł mówiąc, że musi się zająć swoim koniem. Ja natomiast poszłam się przejść po okolicy, w końcu warto zwiedzić nowe tereny, nie? Kroczyłam gdzieś po lesie, mając nadzieję, że się nie zgubię już w pierwszym dniu. Obejrzałam się za siebie by upewnić się, że nie odchodzę zbyt daleko i przede wszystkim szłam prosto by w razie czego zawrócić do akademii. W końcu wyszłam na jakąś polankę, gdzieniegdzie dało się zauważyć jakieś kwiatki dalej już zaczynał się brzeg jeziora... podeszłam niepewnie do drewnianego pomostu  przyglądając się mu uważnie, po chwili stwierdzając, że  wygląda dość solidnie... nic bardzo mylnego... weszłam na deski  idąc pewnie przed siebie, jednak po chwili jedna z nich złamała się i wpadłam do zimnej wody, próbując jak najszybciej wyjść z jeziora, ale jako iż nie umiałam pływać no to... dupa. Miałam tylko nadzieję, że ktoś będzie przejeżdżał obok... zaraz czy usłyszałam rżenie konia?

Sean? Co się stało dalej?

Od Nikitty CD Vito

Otworzyłam drzwi, po czym zamarłam. Mama wyglądała zupełnie inaczej. Wyglądała znacznie starzej, jednak poznałam te jadeitowe oczy, choć, teraz smutne, to były oczy mojej matki.
- Nikitta. Moja córeczka, jak ty wyrosłaś! - Mama rzuciła się w moim kierunku i przytuliła. Objęłam ją, a Leon wszedł do środka. Rzucił tylko spojrzenie na Vita, po czym uśmiechnął się i przybił z zaskoczonym chłopakiem żółwika. Moja mama, dalej była uwieszona na mnie, ale kiedy zobaczyła Vita, wyprostowała się, poprawiła sukienkę i spojrzała na niego z uśmiechem.
- To jest ten Vito, o którym mówiłaś? - pokiwałam głową, a moja mama zaczęła chodzić w około niego, stanęłam przy nim i przez przypadek usłyszałam, jak Leon mówi coś do Vita tak cicho, że mama nie słyszała
- Spokojnie, popatrzy, popatrzy a potem będziesz miał piekło w postaci pytań policyjnych, w stylu, jakie masz zamiary co do Niki - widziałam, że mina Vita zrzedła. Zaśmiałam się cicho. Mama poszła do łazienki, chcąc wziąć prysznic. Leon natomiast, ulotnił się aby spotkać się z Elie, swoją nową dziewczyną.
Siedziałam właśnie na łóżku, Vito natomiast leżał obok. Nie mając nic do roboty, bawiłam się jego włosami.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, o tym "policyjnym" pytaniu, o którym powiedział mi Leon? - Vito patrzył się na mnie wzrokiem "w co ty mnie wpakowałaś", a ja zaśmiałam się cicho i pocałowałam go w czoło.
- Vito, kochanie, bo nie pytałeś.
Vito?

Matthew Campbell i Hurricane

[buźki użyczył Luke Mitchell]
Motto: "All life is an experiment. The more experiments you make the better."
Imię: Matthew
Nazwisko: Campbell
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 17 kwietnia 1995 [22 lata]
Pochodzenie: Australia; Gold Coast
Pokój: 56
Grupa: II
Poziom: Średnio zaawansowany.
Koń: Hurricane
Rodzina:
Sophie Campbell - wiecznie zapracowana matka, nie mająca zbyt dużo czasu dla swojej rodziny. To właśnie przez jej brak uwagi, Matthew miał problemy z agresją. Bardzo szybko się denerwował, a większość problemów rozwiązywał właśnie siłą. Sophie zauważyła to dopiero, gdy po raz kolejny została wezwana do szkoły, bo jej syn wdał się w kolejną bójkę. Na jakiś czas udało jej się zmniejszyć ilość i czas swojej pracy, jednak gdy tylko Matthew zaczął sobie radzić, wróciła do starych nawyków. Była poniżana i bita przez swojego męża, czego przed nikim nie chciała przyznać, co gorsze, nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą. Ciągle się tego wypierała, uważając, że to wszystko jej wina, bo za bardzo go denerwowała. Miała problemy ze swoim zdrowiem psychicznym, wciąż myślała, że mąż nie robi jej żadnej krzywdy mimo, że dotkliwie ją bił. Gdy Joshua został zabity, wciąż nie potrafiła zrozumieć, że teraz będzie jej lepiej. Znienawidziła swojego syna za to co zrobił i chciała skończyć ze swoim życiem. Aktualnie wciąż jest w śpiączce farmakologicznej, po przedawkowaniu tabletek nasennych, nie mogła zeznawać przeciwko mężowi, a całą winę pokładała w Matthew. Przez to jej syn trafił do więzienia.
Joshua Campbell - ojciec, który przez większość jego małżeństwa nie przejmował się w ogóle żoną, ani synem. Mężczyzna podobnie jak Sophie był pracoholikiem i mało czasu spędzał w domu, zazwyczaj można było go znaleźć jedynie w jego biurze. Problemy z alkoholem pojawiły się w jego życiu, gdy Matthew był w wieku około 17 lat, na początku tylko przesadzał z piciem, a później stał się agresywny. Gdy jego syn był jeszcze mały, zdarzało mu się go uderzyć, jednak w późniejszym czasie to jego żona była głównym celem. Pewnego dnia Matthew już nie wytrzymał, gdy zobaczył, jak ojciec bije jego matkę i.. silnie go pobił, po czym wziął nóż i bez chwili zawahania zaatakował. Joshua nie przeżył mimo długiej reanimacji, a jego syna ani razu nie dopadło poczucie winy. 
Hannah Grace Campbell - kuzynka, jedyna osoba z rodziny ( od strony ojca ), z którą utrzymuje jakiś kontakt. Od dziecka zawsze się dobrze dogadywali, jednak ich kontakt się urwał niedługo po śmierci ojca Matthew.
Charlotte Reynolds - mimo, że nie łączą ich prawdziwe więzi rodzinne, to traktują się jak rodzeństwo. Od dziecka byli wręcz nierozłączni, a chłopak zawsze zachowywał się wobec niej, jako starszy, nadopiekuńczy brat. Wiedział o przeszłości dziewczyny i w żadnych stopniu go to nie odrzuciło, wręcz przeciwnie, za wszelką cenę chciał jej pomóc. Pewnego razu, gdy Charlotte powiedziała mu, co robi jej ojciec, chłopak brutalnie go pobił, jednak wszyscy stanęli po stronie ojca dziewczyny. Został wtedy spisany przez policję, jednak dzięki dobremu adwokatowi udało mu się wyjść z tego cało. Charlie i Matthew przyjaźnią się już bardzo długo, wcześniej chłopak kolegował się z jej bratem.
Aparycja: Matthew jest wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Jako dziecko miał bardzo jasne, wręcz białe włosy, dopiero w wieku około dziesięciu lat zaczęły one ciemnieć i dotarły do koloru ciemnego blondu. Jego jasnozielone oczy już nie jednej zawróciły w głowie, jednak zazwyczaj odrzuca wszelkie zaloty. Było to spowodowane głównie jego problemami ze zdrowiem i nie chciał nikogo w żaden sposób skrzywdzić. Na jego ciele nie ma żadnych tatuaży i nie planuje w najbliższym czasie ich wykonywać. To raczej nie jest jego bajka.
Charakter: Matthew trzeba bardzo dobrze poznać, by móc coś o nim powiedzieć. Ci, którzy nie mieli z nim zbyt wiele do czynienia, mogą uznać go za chamskiego i wrednego faceta, co zazwyczaj jest jedynie powierzchownym wrażeniem. Jest bardzo uczuciowy, chociaż oczywiście tego po sobie nie pokazuje. Wszystkie emocje gromadzi w sobie nie chcąc, by ujrzały one światło dzienne. W jego życiu miało miejsce całkiem sporo zdarzeń, które po kolei kształtowały jego charakter. W wieku około 16 lat chłopaka dopadły problemy z panowaniem nad nerwami i agresją. Bardzo często wdawał się w bójki, spowodowane jakimiś błahostkami. Po licznych wizytach u psychologa, udało mu się nauczyć nad tym panować, co wymagało od niego dużo samodyscypliny i oczywiście chęci. Z czasem problem znowu wzmógł na sile, a wszystko przez ojca sadystę, znęcającego się nad swoją żoną. Matthew nie raz stawał w jej obronie, jednak zamiast wdzięczności od matki, dostawał jedynie pretensje od matki, która była zła, że śmiał podnieść głos, czy rękę na swojego "tatę". Matthew dla ważnych i bliskich mi osób jest w stanie poświęcić naprawdę wiele. Może niekoniecznie to po nim widać, ale jest bardzo opiekuńczy, co dowodzi jego już długa przyjaźń z Charlotte, którą traktuje jak rodzoną siostrę. Chłopak czuję się odpowiedzialny za nią, to taki typowy nadopiekuńczy brat. Wobec kobiet zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen, jednak nie do przesady, po prostu jest miły. Zawsze staje po stronie słabszych, jednak już kilkukrotnie się na tym przejechał, bo przez to też trafił do więzienia.
Nigdy nie próbuje uniknąć odpowiedzialności za swoje czyny. Nie boi się przyznać popełnienia błędu, uważa, że każdy ma prawo je popełniać, ale też wszyscy powinni to zauważać nie tylko u kogoś, ale również u siebie. Być może przez to też ma niskie poczucie własnej wartości. Jest on nad wyraz dojrzały i wyrozumiały, zwyczajnie nie okazuje emocji i wszystko maskuje żartem.
Zainteresowania:
~ Matthew od dziecka uwielbiał pływać i surfować. Brał udział w wielu zawodach z bardzo dobrymi wynikami.
~ Kiedyś grał na perkusji, potem na gitarze, a jeszcze później na pianinie, jednak z czasem uznał, że to nie dla niego. 
~ Często ćwiczy na siłowni, albo po prostu biega sobie po najbliższej okolicy. Nie lubi siedzieć w miejscu, za to ceni sobie aktywność fizyczną w różnych postaciach.
~ Oczywiście nie można zapomnieć o jeździectwie, które jest jego pasją już od najmłodszych lat. 
Inne: 1 | 2 | 3
~ Bardzo często mówi przez sen.
~ Ukończył kurs pierwszej pomocy przedmedycznej. Interesuje się ratownictwem, kiedyś nawet planował powiązać z tym swoją przyszłość.
~ Jako młody chłopak miał problemy z panowaniem nad agresją. 
~ Pierwszy raz został wpisany przez policję, gdy pobił ojca swojej przyjaciółki, który molestował dziewczynę. 
~ Rok temu silnie pobił swojego tatę. Mężczyzna się bronił i chciał również uderzyć swojego syna, jednak ten go uprzedził. Ojca nie udało się uratować, co w żadnym stopniu nie zasmuciło Matthew. Facet znęcał się nad jego matką, więc według Matthew "ten sadysta nie zasługiwał na to, by żyć".
~ Matka była bardzo zła na Matthew za to co zrobił. Ciągle szukała wytłumaczeń na zachowanie jej męża, a gdy chłopak pozbawił go życia.. praktycznie wyrzekła się swojego dziecka. Na policji zeznała, że jej mąż był dobrym człowiekiem i nigdy w życiu nie podniósł na niej ręki, przez co skazała swojego syna na więzienie, w którym chłopak spędził ponad rok. Sophie chciała popełnić samobójstwo, łykając całe opakowanie tabletek nasennych, pomoc przyszła na czas, jednak kobieta już od długiego czasu jest w śpiączce. Nikt z najbliższych nie wiedział o tym, jaki był jego ojciec, a nawet jeżeli ktoś wiedział, to nie chciał się odezwać. Dopiero jego kuzynka, Hannah, po rozmowie z mamą, która była siostrą jego ojca dowiedziała się prawdy i postanowiła jakoś pomóc Matthew. Z faktu, że wciąż nie ma twardych dowodów na to, że chłopak zrobił to w obronie matki, wciąż musi przebywać w więzieniu. Przeniesiono go na odział w Londynie i po długich rozmowach pozwolono mu kontynuować naukę w miejscu, o którym wcześniej marzył, a dokładniej w akademii jeździeckiej Morgan University, pod warunkiem, że co drugi dzień będzie meldował się na pobliskiej komendzie, aż do rozwiązania sprawy. 
Kontakt: Ziuta2704
Inne Pupile:
Shiloh ( Szajlo ) - czteroletni pies rasy doberman. Z natury jest bardzo żywiołowy, jednak rzadko zdarza mu się być agresywnym wobec ludzi, czy innych zwierząt, jednak gdy tylko wyczuje zagrożenie, ma się na baczności i jest gotowy do ataku.

Imię: Hurricane
Płeć: Klacz
Rasa: Koń achał-tekiński
Data urodzenia: 15.05.2012 [5 lat]
Charakter: Hurricane jest posłuszna i zazwyczaj chętna do współpracy, jednak zdarza jej się mieć swoje "humorki". Łatwo można ją przekupić, aby coś zrobiła, wystarczy pomachać jej przed chrapami marchewką i już jest twoja. W trakcie jazdy ma spore wymagania, co do dosiadającego jej jeźdźca, ceni sobie jego zaangażowanie oraz umiejętności. Klacz raczej nie nadaje się dla początkujących jeźdźców, trzeba być na niej bardzo czujnym, żeby nie wylądować tyłkiem na ziemi.
Specjalizacja: Wyścigi [rajdy długodystansowe]
Umiejętności: Hurricane głównie ze względu na swoją rasę świetnie radzi sobie w rajdach długodystansowych. Cechuje ją duża wytrzymałość nie tylko na długie "wycieczki", ale również na niezbyt sprzyjające warunki pogodowe. Nie jest wybredna, potrafi się do wszystkiego dostosować,  w stadzie nie pozwala na zrzucenie siebie na sam koniec hierarchii, aczkolwiek nie chce być na jej samym szczycie.
Właściciel: Matthew Campbell

Od Alice CD Alexandra



Przyglądałam się uważnie badaniom podejmowanym przez weterynarza. Demo był oczywiście pod wpływem środków uspokajających, w przeciwnym razie mężczyzna nie mógłby się do niego zbliżyć. Z lekkim zdenerwowaniem rzucał co jakiś czas nerwowo łbem chcąc odpędzić od siebie bruneta uzbrojonego w „nieprzyjemne” przedmioty. Po krótkiej analizie weterynarz spytał:
- Czy opatrunek był zmieniany?
Cóż… - spojrzałam z lekkim wyrzutem na konia.
- No był czy nie?
- Był raz zmieniany bo ten kłębek nerwów dopiero trzy dni temu pozwolił na to. – mruknęłam.
- To nie dobrze, dziś będę musiał znowu to zrobić bo stary bandaż jest cały w ropie i krwi. Co on przez ten czas robił? – mężczyzna pokręcił z lekkim uśmieszkiem głową. – Wychodził na te spacery?
Westchnęłam.
- NIE – odpowiedziałam.
Lekarz spoglądał to na mnie to na ogiera z wyrzutem.
- Nie chciał w ogóle opuszczać tego boksu i szalał w nim kiedy tylko usłyszał na korytarzu najmniejszy ruch. Nawet na wybieg przy boksie nie wyszedł – wtrącił się wreszcie stajenny, również obecny przy badaniach kontrolnych.
- A więc kiedy znów będę mogła go dosiąść? – spytałam zniecierpliwiona.
- Na razie nie ma mowy o dosiadaniu! Uraz nie jest poważny ale jeśli Demens nie rozchodzi tej nogi to już możesz w ogóle na niego nie wsiąść. – wręcz wykrzyknął te słowa jakbym to JA była wszystkiemu winna i jasno wyrażał swoje pretensje do właśnie MNIE z powodu MOJEGO konia.
Brunet chrząknął i uspokoiwszy się trochę zaczął pieprzyć o jakichś tam wartościach, o lekach , kontuzjach koni sportowych i o tym jakie obrażenia MÓGŁBY również posiąść przez ten cholerny wypadek. Gdy wreszcie skończył wszyscy obecni (ja, Jackob, weto, jego pomocnik i jeszcze jakiś obcy facet, który podobno pomógł Demensowi gdy ja już nie mogłam) wypruli z boksu niczym uchodźcy z krajów objętych wojną (przepraszam za porównanie ale tak, tak to właśnie wyglądało xd).
~***~
- Jak z Demo? – spytał radośnie przechodząc obok mnie Cole.
- No niby ok… - odpowiedziałam kiwając głową na boki.
- Jest jakiś problem?
- Nie za bardzo. Po prostu muszę go wyciągnąć z tego boksu jak najszybciej bo potem może mi się nie udać go znów dosiąść – powtórzyłam słowa weterynarza. – A mam już dość koni stajennych.
Cole zaśmiał się.
- Pomóc Ci? – spytał z troską.
-Jakbyś mógł… - uśmiechnęłam się.
~***~
Godzinę później mój kochany konik stał parę centymetrów za progiem boksu i zapierał się najmocniej jak potrafił nogami. W końcu po około 20 minutach poddał się i rezygnacją pozwolił mi się poprowadzić (no powiedzmy „prowadzić”). Cole uśmiechnął się i odszedł zająć się swoimi sprawami. Szłam teraz idealnie gładką drogą prowadzącą wokół stadniny. Ogier o dziwo zachowywał się niebywale spokojnie. Głowę miał dumnie uniesioną, uszy postawione a jego nogi poruszały się z gracją gdyby nie to, że co jakiś czas kulał na chorą nogę. Wyglądał ślicznie. Rozluźniłam się nieco i pocałowałam go w nosek na co uderzył przyjacielsko o mój policzek. Martwiło mnie jednak jego nastawienie wobec innych koni. Gdy tylko jakaś klacz czy ogier obok niego przechodził denerwował się i wyraźnie próbował nad nim zdominować, okazać swoją wyższość. Czuł tu się jak gość, przejezdny. Chyba myślał, że za niedługo wrócimy do domu… Był jeden problem. My już nie mamy DOMU. Westchnęłam. Nagle ogier rzucił łbem i wyrwawszy mi postronek z ręki zacwałował przed siebie. Przez chwilę straciłam go z oczu.
- Demens, ty debilu! – wrzasnęłam zdyszana.
Nagle na drodze pojawił się jak spod ziemi jakiś mężczyzna. Demo pędził nie zważając na nic wprost na niego.
- Kurwa, on się nie zatrzyma! – myślałam ze strachem. Uff… Pomyliłam się. Przyspieszyłam i stanęłam przed obcym, który próbował uspokoić mojego wierzchowca.
- Dziękuję… - odetchnęłam z ulgą.
- Nie ma za co – uśmiechnął się. – Czego on się tak przestraszył?
Wzruszyłam ramionami. Przez chwilę trwała nieprzyjemna cisza.
- Alice jestem – odezwałam się w końcu z rezygnacją.
- Alexander – mówiąc to podał mi linkę.
- Boże, nie rób tego nigdy więcej… - popatrzyłam chłopakowi w oczy i pokręciłam głową ze śmiechem.
Nie zrozumiał chyba o co mi chodziło bo tylko odwzajemnił śmiech.
Spojrzałam na swoją dłoń. Cała dłoń zdarta. Dziękuję Demo… Zaprowadziłam mojego łobuza do boksu i ruszyłam w kierunku jadalni. Z tego wszystkiego zgłodniałam.
~***~
Zupa… Ach zupa… Barszcz z uszkami ściślej mówiąc. Bardziej kucharki dziś uszczęśliwić mnie nie mogły. Ciepły, krwistoczerwony i domowym sposobem robione uszka. No ale weź się teraz człowieku przebij przez tą dzieciarnię. „Dzieciarnię”, tak, tak. Pchają się, rozlewają zupę po całej stołówce i doprowadzają do szału siebie nawzajem. Wyglądało to doprawdy zabawnie. Te wspomnienia z podstawówki. Zaśmiałam się w duchu. Pozytywne, nie ma co (zrozum ten sarkazm XD). Dobrze, dobrze żołądku – wygrałeś. Przepchnęłam się ramionami do samego przodu. Oblizałam się dostając wreszcie w łapki gorący talerz. Odwróciłam się i…
- Ops… - szepnął ktoś z kolejki.
Chwyciłam się jedną ręką za obolały nos.
- Rozejść się no! Nie mam gdzie nalewać! – kucharce puszczały już nerwy.
Ani mi się śni! Patrzyłam to na siebie to na chłopaka. Cała jego bluzka ociekała barszczem. Zresztą moja sukienka nie wyglądała lepiej. To ten, który dziś zatrzymał Demensa… Ach, tak Alexander.

Alexander?
Ale pisać tego mi się nie chciało… Pfu…