czwartek, 29 grudnia 2016

Od Catheriny

Samochód wjechał na szkolny parking przez porośniętą bluszczem, masywną bramę z kutego żelaza. We wstecznym lusterku ujrzałam, że Suzume wierci się  na tylnej kanapie.
Wysiadłam niechętnie na żwirowy podjazd. Rozejrzałam się dookoła. Wszytko wyglądało inaczej niż w internecie. To znaczy nie wszytko, ale gdy widzi się to na żywo jest dużo lepsze. Zielone pagórki, piękne duże budynki. Już sam podjazd zrobił na mnie wrażenie. Najlepsza z tego wszystkiego była stadnina. Już stąd rzucała się w oczy. Nie mogłam się doczekać kiedy zaprowadzę tam Vabalt. Kurde. Vabalt. Robi straszne cyrki przy wychodzeniu z przyczepy. Już stąd było słychać jak stukała kopytami w podłogę przyczepy i zniecierpliwiona parska. Chciała się z niej wydostać. Nic dziwnego po takiej drodze. Początek był dobry. Klacz zaczęła powoli wychodzić z przyczepy, rozdymając chrapy. O dziwo samica ze spokojem wyszła z przyczepy i zaraz stanęła przy mnie, i zaczęła się rozglądać po nowym terenie. Nerwowo zaczęła stąpać w miejscu. Coś jak taniec. Zachowywała się jak źrebak, a nie ośmioletnia, doświadczona klacz. Zaśmiałam się pod nosem. Dopisywał jej dzisiaj dobry humor. I bardzo dobrze! Może pierwszy dzień u boku tej klaczy nie będzie taki zły? Udałyśmy się z Vabalt w stronę stajni. Zbliżając się poczułam znajomy zapach koni, siana i paszy. Od razu mnie uspokoił.
Nagle klacz szarpnęła za uwiąż.
- Spoko...- nie dokończyłam wyrazu, bo do naszych uszu dobiegł jakiś huk
Klacz szarpnęła za uwiąz, który wysunął mi się z rąk. Vabalt stanęła dęba, a linka która była przymocowana do kantaru tylko zwisała jej między przednimi nogami, które znajdowały się teraz w górze. Koń puścił się galopem przed siebie.
- Vabalt!- krzyknęłam za klaczą i pobiegłam szybko w ślad za nią
Klacz biegła teraz przez trawnik obok pastwisk dla koni. Inne wierzchowce zaciekawione całą sytuacją podniosły głowy do góry i zaczęły się przyglądać. Galop przeszedł w cwał. Jeszcze tego brakowało! Pół tonowe zwierze biegło niczym niewzruszone przed siebie.
- Vabalt!- znów krzyknęłam
Samica położyła tylko uszy po sobie, ale trochę zwolniła. Nie wierzę no!
Teraz Vabalt kierowała się w stronę ujeżdżalni. Akurat ktoś na niej trenował. Świetnie.
Widziałam napięte mięśnie ciała Vabalt. Rozpędzona klacz wbiegła na ujeżdżalnię i przemknęła obok innego konia. Ten się spłoszył i również, tak jak wcześniej moja droga Vabalt, stanął dęba, a niczego nieświadomy chłopak, jak się okazało, spadł na ziemię.
- Vabalt!- krzyknęłam
Klacz zatoczyła kilka kółek. Najpierw w galopie, potem przeszła do kłusa. Musiałam się powstrzymać, aby nie otworzyć ust ze zdziwienia. Na ostatkach sił podeszłam do niej i złapałam drżącymi rękoma za uwiąz. Klacz oddychała szybko, ale zaczęła się powoli uspokajać. Wraz z Vabalt podeszłyśmy do leżącego na ziemi chłopaka.
- Nic ci nie jest?- spytałam

Ethan? Jesteś tym pechowcem xd
Tak trochę się na jednej książce wzorowałam xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz