środa, 25 kwietnia 2018

od Daniela cd Louisa

Westchnąłem cicho, co mam mu powiedzieć? Skoro słyszał tyle razy prawdę i w nią nie wierzył to moje słowa raczej wiele nie zmienią.Prawda? Ukryłem twarz w dłoniach i słuchałem w ciszy jak jego cichy szloch przedziera się przez pokój.Naprawdę po raz pierwszy w życiu, ja Daniel nie wiedziałem co zrobić.-Lou -Podniosłem w końcu głowę i czekałem na odpowiedź.
-Hm?
-Czy nie spojrzałeś kiedyś na drugą osobę i widziałeś u niej same wady?
-Nie. Każdy jest .. inny ale mają w sobie coś -Był raczej zaskoczony moim pytaniem.
-Popatrz na siebie jak na obcą osobę? Albo postaraj się spojrzeć na mnie jak na siebie okay?
-Nie, nie jesteś.. taki jak ja -Wymamrotał.
-A jak masz to wiedzieć? Czy spojrzałeś kiedyś na mnie moimi oczyma?
-Ale jesteś pewien siebie i ciągle żartujesz i..
-Mechanizmy obronne to silne narzędzie, nie widzę się tak jak ty widzisz mnie, patrzę w lustro i..-Podniosłem się i podszedłem do tafli szkła.
-Widziałeś kiedyś faceta z taką twarzą? Mam krzywy nos, dziwne brwi które są naprawdę zjebane, moje zęby, nawet o nich nie zaczynajmy, mam milion obrzydliwych wągrów i nie umiem wyhodować nawet jednego wąsa. Moje ciało jest chude, obrzydliwie chude, mam krzywe palce i kolana, moje włosy chyba nigdy nie były w stanie na tyle dobrym abym mógł je wyczesać bez wypadania, garbię się i jedyne włosy jakie porastają moje ciało to blade łoniaki -Spokojnie wymieniałem cechy osoby którą codziennie widywałem w łazience.
-Przestań , nie jesteś taki jak mówisz..
-Czy moje słowa w kierunku ciebie.. to samo zdanie pozwoli ci zrozumieć jak się postrzegamy? Niestety widzimy wady ale inni widzą tylko zalety -Odetchnąłem czując jak w oczach zbierają się łzy, nie byłem jakiś wielkim fanem swojego ciała ale nie mówiłem o tym głośno, czemu? Bo nawet jak ci się coś nie podoba to pewność siebie bywa podstawą. Zapadła cisza.
-Odpocznij i nie rób nic głupiego okay? Muszę iść cos załatwić w stajni -Powoli podszedłem do łóżka i objąłem go, był taki kruchy (czemu lou jest zawsze tą postacią? nawet w ff lou jest tym co ma problemy z wagą XD)
Dzisiaj był dzien decyzji, trener przyjechał sprawdzić czy moja kobyła nie jest już tak agresywna, stanąłem obok boksu i zacisnąłem ręce w pięści, błagam, błagam błagam. Fria fuknęła cicho na widok obcej osoby ale nie zaatakowała, została poklepana po boku i założyli jej kantarek. Powoli ruszyli na wybieg. Błagam, błagam błagam.
O dziwo tylko raz szarpnęła w kierunku stajni i ograniczyła się do jedno razowego szczura w kierunku komisji kiedy zaczęli gwizdać.
-Może zostać, nie jest już tak źle -Podali mi linkę i spokojnie się rozeszli. Stałem na środku placu do jazdy i czułem jak uginają się podemną nogi a do oczu napływają łzy.
<Lou? wiem jestem okropna>

środa, 18 kwietnia 2018

Od Felicity do Zaina

Raz po raz przeczesywałam miękką szczotką zabrudzoną sierść Lady Makbet, usiłując jak najlepiej pozbyć się kurzu, który na niej osiadł. Mimo że stajnia była utrzymywana w prawie idealnym porządku, niemożliwym było całkowite pozbycie się w niej tego pyłu, który przyczepiał się do ciała koni bez względu jak często były czyszczone. Klacz najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że szykuję ją do przejażdżki, bowiem od samego początku - co do niej niepodobne - stała spokojne w miejscu, pozwalając czesać się bez większych problemów i oszczędzając mi zwyczajowego wyrywania kopyt z rąk, kiedy to próbowałam je oczyścić.
Z każdą chwilą nachodziło mnie też coraz więcej wątpliwości, jeśli chodzi o przejażdżkę z Zainem. W momencie, w którym to proponowałam, pomysł wydawał mi się świetny. Miał być przyjemnym dla nas obojga sposobem na sprawdzenie, czy możemy żyć w tym samym miejscu, nie rzucając ku sobie nawzajem różnych złośliwości. Jednak teraz czułam narastającą obawę przed tym, że koniec końców któreś z nas palnie coś nieodpowiedniego i resztę jazdy spędzimy w niezręcznej ciszy, a moje życie do końca szkoły będzie - częściowo - polegało na unikaniu Malika. Denerwował mnie również fakt, że rozmawiając z nim, okropnie trudnym było dla mnie powstrzymanie się przed mówieniem tego, co myślę. Staram się, to prawda, ale to nie wystarczy, bym kompletnie pozbyła się uszczypliwych uwag z mojego zasobu słów 'rozmowa z Zainem Malikiem'.
- Shh - poklepałam Lady Makbet po szyi w uspokajającym geście, kiedy ta drgnęła wystraszona trzaśnięciem drzwi od siodlarni. Zgrabnym ruchem założyłam jej ogłowie, a zaraz później siodło, nerwowo poprawiając popręg, który wciąż wydawał mi się źle zapięty.
- Powinnaś już wychodzić - zza pleców usłyszałam głos Emerson, która definitywnie nie potrafiła powstrzymać rozbawienia całą tą sytuacją, a przede wszystkim moim obecnym nastrojem. Szatynka opadła się na drzwiach od boksu, wwiercając we mnie uważne, jednak wciąż iskrzące radością spojrzenie. - Chyba nie próbujesz się wywinąć?
Uśmiechnęłam się pod nosem, równocześnie kręcąc głową w geście odmowy.
- Nie, to byłby ogromny nietakt z mojej strony.
Dziewczyna parsknęła cicho i nim zdążyłam ją zatrzymać, wybiegła ze stajni, w biegu rzucając coś o jakimś spotkaniu na które nie może się spóźnić.
Odwróciłam się z powrotem do Lady Makbet, chwytając ją za wodze i lekkim, ale zdecydowanym pociągnięciem zmuszając do podążania tuż przy moim boku. Zatrzymałam ją dopiero po wyjściu z budynku stajennego tuż przy podwyższeniu, mającym pomóc niższym osobom w łatwiejszym wsiadaniu na konia. Zgrabnym ruchem wsunęłam lewą nogę w strzemię, wybijając się z prawej i przekładając ją przez grzbiet klaczy, która lekko przestraszona zrobiła dwa kroki do tyłu. Gdybym nie miała dobrego refleksu i nie zdążyła chwycić się przedniego łęku siodła, pewnie skończyłabym na ziemi. I znając swoje szczęście właśnie wtedy przyszedłby Zain, który uśmiałby się, widząc mnie leżącą na piachu.
Jakby na potwierdzenie moich myśli, kątem oka zobaczyłam sylwetkę chłopaka, a tuż za nim jego klacz. Po chwili do moich uszu dotarły też jego słowa.
- A już myślałem, że naprawdę mnie zrobiłaś w konia - zadarł głowę ku górze, zapewne usiłując odgadnąć w jakim jestem nastroju. Czy zamierzam go zabrać do lasu, zabić i porzucić pod sosną czy rzeczywiście zależy mi na pokoju. Osobiście sama nie byłam tego pewna.
- Przecież obiecałam - wzruszyłam ramionami, podczas gdy Zain wdrapał się na grzbiet Morrigan. Klacz położyła po sobie uszy, ale nie wykonała żadnego ruchu, pozwalając chłopakowi na wygodne ułożenie się w siodle. Po chwili wahania odezwałam się ponownie: - Zresztą czy z tobą, czy bez, pojechałabym w teren, gdyż Lady Makbet potrzebne jest trochę ruchu.
Malik mruknął coś, zapewne niezbyt miłego, pod nosem. Przez moment zastanawiałam się, czy nie rzucić czegoś odnośnie tego pomruku, ale to zapewne byłby krok przeciwny końcowemu i przede wszystkim pozytywnego efektowi przejażdżki.
- Mam do ciebie pytanie... - zaczął, nim ruszyliśmy w stronę lasu. Podniosłam wzrok znad uszu Lady Makbet, wbijając go w twarz Zaina. - ...mogę wołać na ciebie City?
Wciągnęłam głośno powietrze jeszcze zanim zdążyłam uświadomić sobie, co zamierzam zrobić. A kiedy z niewiadomego powodu moje policzki pokrył lekki rumieniec, szybko odwróciłam głowę, wbijając wzrok jakiś punkt daleko od nas.
- Rób jak chcesz, nie zastrzelę cię za to. Wiatrówkę zostawiłam w domu - palnęłam bezmyślnie, dosłownie po sekundzie szybko zamykając usta i zasłaniając je dodatkowo dłonią, gdy zdałam sobie sprawę z sensu właśnie wypowiedzianych przez siebie słów. - O Jezu, przepraszam. Ja... kurczę...
Jednak nim zdążyłam dokończyć albo ułożyć jakieś w miarę sensowne wyjaśnienie, chłopak zaśmiał się pod nosem. Liczyłam na coś zupełnie innego, jednak on po prostu uśmiechnął się szeroko bez cienia kpiny czy złośliwości, tak dla niego charakterystycznej i przekrzywił lekko głowę, jakby to miało ułatwić mu przejrzenie mnie na wylot. 
- Będę o tym pamiętał, kiedy mnie do siebie zaprosisz - rzucił podobnym tonem do mojego, kiedy wspominałam o posiadaniu broni. Odpowiedziałam parsknięciem, które pierwotnie miało przypominać cichy śmiech, a nie kichnięcie grubego kota.
- Nie sądzę, żeby nastąpiło to w najbliższej przyszłości. Nawet w tej najdalszej - poprawiłam się szybko. W międzyczasie cmoknęłam na Lady Makbet, a ta ruszyła posłusznie stępem tuż obok idącej Morrigan, którą dosiadał Zain. Co jakiś czas kątem oka widziałam jak klacz Malika kładła po sobie uszy w nerwowym odruchu, zaś moja parła naprzód usiłując wykorzystać każdy głośniejszy dźwięk jako pretekst do przyspieszenia. Przypuszczałam, że kiedy oba konie zwiększą tempo, nie damy rady ich już zatrzymać, dlatego też na razie wstrzymywałam swojego wierzchowca przed galopem.
Z ciekawością rozglądałam się dookoła,szukając pierwszych oznak wiosny. Co prawda zima się jeszcze nie skończyła, ale w przeciągu tych kilku dni można było odczuć ogromną różnicę jeśli chodzi o temperaturę i ilość słońca, które zresztą dzisiaj grzało wyjątkowo przyjemnie. Kiedy miałam pewność, że uwaga mojego towarzysza była skupiona na czymś innym, wyciągałam twarz do słońca, by poczuć na niej przyjemne ciepło złocistych promieni słonecznych.
- Mam pomysł - odezwałam się nagle, kiedy coś przyszło mi do głowy. Co prawda nie byłam pewna co do swojego pomysłu, bo w razie złego obrotu sprawy mógłby doprowadzić do jeszcze większego napięcia niż wcześniej. Jednak gdyby wszystko poszło po mojej myśli, mnie i Zainowi byłoby dużo łatwiej się porozumieć. A przynajmniej na tyle, by znosić swoje towarzystwo. 
Malik oderwał wzrok od uszu swojej klaczy, przenosząc go na mnie w oczekiwaniu na ciąg dalszy mojej wypowiedzi.
- Od tego momentu nie próbujemy udawać ani kontrolować tego, co mówimy albo robimy - uśmiechnęłam się lekko, chociaż mina Zaina powinna sprawić, że moja mina zrzednie. Przez chwilę wpatrywał się we mnie jakbym była po prostu głupia, a moment później z wahaniem wymalowanym na twarzy.
- Nie wiedziałem, że mieliśmy udawać i się kontrolować. Poza tym, chyba chcesz mieć pretekst, żeby mnie uderzyć - rzucił żartobliwym tonem, na co ja przewróciłam oczami. - Wiedziałem, że to zrobisz.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. 
- Nie będę cię bić, obiecuję. Chodzi mi bardziej o to, że nie będziemy na to uważać do końca szkoły. I jeśli teraz nie damy upustu naszym opiniom o sobie nawzajem, to wkrótce ponownie będziemy na siebie parskać. A to nie wyjdzie na dobre żadnemu z nas - przełożyłam wodze do jednej ręki, drugą wyciągając w kierunku Zaina. - Umowa stoi?
Przed dobre kilkanaście sekund po prostu jechałam z wyciągniętą w kierunku chłopaka ręką, z każdą chwilą czując narastające zażenowanie całą tą sytuacją. Aczkolwiek jeśli cofnęłabym ją, dałabym mu wyraźny znak, że łatwo mnie zawstydzić lub zmusić do ustąpienia.
- Stoi - uścisnął moją dłoń, przypieczętowując tym naszą umowę. Sądziłam też, że Zain szybko skorzysta z 'przywileju szczerości' jak żartobliwie zaczęłam go nazywać, jednak on kontynuował spokojną jazdę. I chociaż zazwyczaj nie miałam nic przeciwko ciszy, w tamtym momencie byłam dziwnie złakniona rozmowy. Bo milcząca przejażdżka nie liczy się, jeśli chodzi o wypełnienie umowy.
- Więc, Zain, obiło mi się o uszy, że lubisz muzykę - spróbowałam zacząć jakiś neutralny i przyjemny dla nas obojga temat.
- Obiło ci się o uszy, hm? - zauważył lekko sarkastycznie, jednak nie potrafił ukryć delikatnego uśmiechu, w jaki ułożyły się jego usta po usłyszeniu moich słów. To dało mi niewielki obraz tego, jakim człowiekiem jest Zain. Chłopak definitywnie lubił słyszeć, że ktoś się nim interesował.
- Przebywanie z Emerson to jak ciągłe czytanie wiadomości z życia Morgan - wytłumaczyłam szybko, by nie myślał, że sama próbowałam się czegokolwiek o nim dowiedzieć. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że tym sformułowaniem mogłam obrazić przyjaciółkę. - Nie chodzi mi o to, że plotkuje. Po prostu zadaje się z dużą ilością ludzi i czasami rzuca jakimiś informacjami. Ale nigdy nikogo nie obraża. Jest naprawdę miła i ani razu...
- Dość - Zain przerwał mi w pół zdania, instynktownie wyczuwając, jak bardzo potrzebuję ratunku. Dosłownie zaplątałam się we własnym poprawianiu i najpewniej moje ostatnie słowa musiały brzmieć jak niezrozumiały bełkot. - Rozumiem, o co ci chodzi.
Spuściłam głowę po części zawstydzona, po części żeby ukryć rumieńce, jednak dla utrzymania pozorów udałam, że schylam się, by sprawdzić popręg.
- Ale tak, śpiewam - odpowiedział po krótkim milczeniu.
- Po to, żeby wyrwać dziewczyny, czy dlatego, że to twoja pasja?
Chociaż pytanie było całkowicie poważne, Zain parsknął krótkim śmiechem. Morrigan zastrzygła na to uszami, a ja wyprostowałam się w siodle skonfundowana.
- Pytasz serio?
- Nie, pół żartem - mruknęłam, biorąc głęboki oddech i przygotowując się do kontynuowania swojej wypowiedzi. - Kiedy chodziłam do liceum w Canberze większość chłopców będących w zespołach, czy udzielających się muzycznie robiła to, żeby jakaś uczennica zwróciła na nich uwagę. A na ciebie definitywnie zwraca uwagę spora grupa dziewczyn.
- Więc jaka jest diagnoza, pani doktor? - odwróciłam głowę w jego stronę i zmrużyłam oczy, jakbym głęboko zastanawiała się nad odpowiedzią na jego pytanie.
- Myślę, że robisz to, żeby połechtać swoje ego.
- Więc tak mnie widzisz?
- To ty dzisiaj powiedziałeś mi, że jestem pyskata. To tylko forma rewanżu za rano - uniosłam kącik ust ku górze, a Zain po chwili odpowiedział tym samym. Ściągnęłam wodze, skracając ich długość i poprawiając się w siodle. - Niedaleko powinno być jezioro. Jest dość ciepło, ale zważywszy na niedawne mrozy lód powinien być wystarczająco gruby, żeby się nie zapadł, kiedy będziemy się ślizgać. Co ty na to?

Zain?

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Od Zaina cd. Felicity

Właściwie to nie potrafiłem się określić czy ją lubię, czy nie. Nie badałem gruntu, a proponowana przez dziewczynę konna "przejażdżka" była dobrą sposobnością by podjąć jakąś decyzję. Była strasznie uparta, ale nie to mnie najbardziej denerwowało. Jej niewidoczna nieustępliwość w tym wszystkim odgrywała główną rolę, a z psychologicznego punktu widzenia, to właśnie to najbardziej sprawiało, że odbierałem ją w sposób niezbyt... jak to ująć? Dobry? Zbyt zwyczajne. Pozytywny? Nieprawdziwe. Nawet nie potrafię określić w jaki, ale jedno co było zauważalne, to nasza dwójka reagowała na swój widok tajemniczą alergią. Tak powiedział Styles, a ja się z nim wyjątkowo zgadzam.
Nie będę ukrywał też, że nie dawało mi satysfakcji patrzenie jak Felicity z trudem utrzymuje godną postawę, powstrzymując się przed rzuceniem we mnie najbardziej zrozumiałych obelg, możliwych na tym świecie. Posiadałem tego świadomość i chyba dlatego wewnątrz siebie miałem do niej ogromny szacunek, który oczywiście nie okazywałem, albo zwyczajnie w świecie on był przysłonięty warstwą posyłanych w stronę dziewczyny uszczypliwości. Jednego nie wolno mi jednak odejmować - z tym kluczem miałem dobre intencje i jakby była ciut milsza, to pewnie dostałaby go już na lekcji, ale panna Stufts wolała pokazywać fochy, niż współpracować.
Zdziwiła mnie jednak jej propozycja, może nieco nawet zaskoczyła. W pierwszej chwili pomyślałem, że dlaczego niby ma się skazywać na spędzanie czasu z osobą, do której nie żywi pozytywnych uczuć, ale po chwili zastanowienia, zapytałem sam siebie dlaczego miałbym nie skorzystać? Morrigan się wybiega, aczkolwiek wewnątrz czułem, że przy tej miłej przejażdżce, upokorzę się jeszcze bardziej. Choć nadal miałem wrażenie, że to tylko niecny podstęp, a dziewczyna wcale nie zjawi się przed stajnią, zadając mi porządnego pstryczka w nos przy następnym spotkaniu. Mimo wszystko, już teraz musiałem jej zaufać, bo przystałem na propozycję i oddałem jej klucze czyli moją jedyną przepustkę do rozmowy z Felicity. Właściwie, to po co ja chcę z nią rozmawiać skoro nie widzę w tym żadnego celu? Ani swojej korzyści. Brzmi okropnie. Głupi mózg zaczyna za dużo myśleć i zakodował sobie w tej części umysłu szarą kartę z pogrubionymi literkami, układającymi się w słowo F-E-L-I-C-I-T-Y.
Nie byłbym sobą gdybym zignorował tą uwagę i tak po prostu się odwrócił, dając spokój. Schowałem ręce w kieszenie i uśmiechnąłem się szeroko na słowa dziewczyny.
- Dobrze wiem, że na to liczysz! - krzyknąłem za nią, widząc jak odwraca szybko twarz, którą mimo wszystko zakryły włosy - Jak każdy zresztą! - jej ramiona uniosły się delikatnie w górę, jakby w cichym parsknięciu, a sama dziewczyna zniknęła po chwili z mojego pola widzenia.
~*~
Przez moment zastanawiałem się przed opcją ewentualnego spóźnienia, ale biorąc pod uwagę umowę, jakoś dałem radę wywlec się z pokoju w ciągu tych piętnastu minut, zostawiając sobie kolejne piętnaście na ogarnięcie Morrigan. No dziesięć, odejmując te pięć minut przekonywania na szybko Harry'ego, że postaram się nie wypalić coś mega głupiego podczas tej "konnej konferencji pokojowej". On oczywiście biadolił swoje, próbował mnie nawet zastraszyć i być może by mu się udało, gdybym go jeszcze słuchał. Potem przekonywał, że Felicity nie jest taka zła, jakbym tego nie wiedział. W końcu nie uważam ją za jakąś czarownicę z bagien i nie tylko z tego powodu, że jest zwyczajnie ładna. Jednak po moim wymownym spojrzeniu zakończył ten wątek rozmowy, a ja szybko się ulotniłem.
Do stajni wszedłem ostrożnie, w bojaźni przed ewentualnym przedwczesnym spotkaniem. I nie żebym miał jakiś problem z tym, ale jeśli godzić, to o ustalonej porze dnia i godzinie. Oparłem się o kraty boksu, z którego kara wychyliła powoli głowę, trzymając siano w pysku.
- Obiecaj mi, że mnie nie upokorzysz, bo wiem, że jesteś do tego zdolna. Szczególnie w terenie - przejechałem dłonią po jej ganaszach, odwracając się na pięcie w stronę siodlarni. Otwierając drzwi miałem zaszczyt być uczestnikiem ciekawej rozmowy, właściwie to głównym rozmówcą pomiędzy samym mną a Emerson, która jakby tutaj czekała. Nie żeby wydało mi się to dziwne, czy coś, w końcu była przyjaciółką Felicity i ze zwykłego przypadku mogła się tu pojawić, ale po chwili miałem się przekonać, że jednak nie.
- Tylko ani słowa, że z tobą rozmawiam, bo będę miała kazanie dłuższe niż od matki - brunetka spojrzała zza drzwi, które delikatnie przymknęła. Zmarszczyłem brwi, nie odzywając się z powodu próby zrozumienia jej poczynań. Uśmiechnęła się zadowolona, jakby jej plan działania szedł całkowicie poprawnie i według ogromnego założenia. Odwróciła się w moją stronę i zaczęła entuzjastyczny monolog - Słuchaj, Felicity kiedyś chodziła do szkoły muzycznej. Nie żebym coś sugerowała, ale można by o tym porozmawiać, w końcu powinieneś mieć jakieś pojęcie na ten temat, a skoro to jej jakieś tam zainteresowanie, no to...
- Jasne - przerwałem jej dosyć delikatnie, uśmiechając się nieco rozbawiony - Wytłumacz mi tylko jedno. Właściwie, po co mi to wiedzieć? - dziewczyna przewróciła oczami i wzięła głęboki wdech, przygotowując się do wypowiedzi.
- Do Archiego też czasem nie dociera, trudno się z wami porozumiewa, ale trudno - mruknęła pod nosem i nie dając mi dojść do słowa, które zapewne miałoby na celu obronę mojej męskiej osobowości, przeszła to tłumaczeń - Uważam, że jeśli macie ze sobą w miarę normalnie porozmawiać, to musicie znaleźć wspólny język jakim mogą być chociażby te same zainteresowania. No bo w końcu też uczęszczałeś do szkoły muzycznej - pokiwałem głową, krzyżując ręce na klatce, przyglądając się uważnie stojącej przede mną brunetce. Ona nie dostając ode mnie żądnej odpowiedzi, kontynuowała - Znam ją dosyć długo i wiem, że z nią nigdy nic nie wiadomo, ale po prostu załatw to tak, żeby nie miała powodów aby znaleźć właśnie takie powody by ciebie nie lubić.
- Mhm, rozumiem - kiwałem głową, unosząc wzrok do góry i przez chwilę patrząc w okno nad wiszącymi siodłami - Mam udawać miłego, grzecznego chłopca by nie urazić wrażliwej duszy?
- Masz się postarać i tyle - odpowiedziała przybierając znudzoną minę i przewracając oczami, gdy się roześmiałem.
- Dobrze, w końcu muszę i tak sprawić by podpisała pakt pokojowy - wzruszyłem ramionami, mijając ją i sięgając po sprzęt swojej klaczy.
- Jesteście zmuszeni żyć w swoim otoczeniu, więc wierz mi, ale takie pakty pokojowe długo nie trwają, albo są po prostu fałszywie utrzymywane - dziewczyna stanęła w drzwiach od siodlarni, tym samym zagradzając mi przejście. Spojrzałem w dół, nie żeby była ode mnie sporo niższa, ale jej sympatyczny uśmiech nie pozwalał na zwykłe "Przepraszam, chcę przejść".
- Więc co jeszcze lubi? - wyraźna wygrana Emerson bardzo ją ucieszyła, więc zabrała ode mnie ogłowie i przewieszając sobie je przez ramię, ruszyła w kierunku boksu Morrigan. Ruszyłem za nią. Zaprzeczałem samemu sobie, że chcę poznać zainteresowania Felicity, ale ta strefa była wyjątkowo ciekawa. I miałem pole do zaskoczenia jej, choć problem mógł pojawić się wtedy, gdyby spytała skąd to wiem.
- Seriale. Dosłownie w deszczowych dniach potrafi pochłaniać je jak gąbka wodę. Przynajmniej tak mi się wydaje - oparła się o drzwiczki do boksu, wyjmując zabraną marchewkę i podając Morrigan przy okazji. Wyprostowałem się, kończąc czyścić Mori, która zresztą była czysta po porannej toalecie.
- Ona wie, że sprzedajesz mi takie informacje? - zaciekawiłem się, sięgając po siodło, utrzymując przez chwilę z próbującą ukryć niewinny uśmiech Emerson. Pokręciła głową delikatnie, zaciskając usta - To nie nazywa się fachowo zdrada?
- To tylko pomoc. Powinieneś być wdzięczny, bo ja za chwilę się z kimś widuję i mogę śmiało powiedzieć, że czas poświęcony tobie, ale głównie dla Felicity, mogłam wykorzystać na czekanie - uniosła wdzięcznie palec do góry - Ale wracając... wykorzystaj wszystko co nie równa się z pogrzebaniem waszego pokoju.
- Mam po prostu tego nie spieprzyć, bo stracę szansę. Jasne jak słońce - dziewczyna przejechała rozbieganym spojrzeniem po boksie i z uznaniem przytaknęła ruchem głowy.
- Ujęłabym to może jakoś bardziej delikatniej, ale może być. Sens jest równoznaczny - poklepałem klacz po łopatce, gdy po raz pierwszy od dawna, bez utrudniania, dała założyć sobie ogłowie na głowę.
- Będę ostrożny. Obiecuję - Emerson skinęła głową i po chwili ulotniła się ze stajni, tak aby nikt jej nie zauważył.
Wyszedłem z boksu wraz z Morrigan, która od razu uniosła głowę do góry, dosyć nerwowo idąc w kierunku wyjścia - rutyna. Ostatnio ją zaniedbałem, w sensie takim, że coraz mniej poświęcam jej swoją uwagę. Spojrzałem na zegarek, idąc do drugiego wyjścia stajni, gdzie ustalone było spotkanie wraz z Felicity. Gdy wyszedłem zza rogu, dziewczyna już czekała na swoim koniu, szybko oglądając się w moim kierunku.
- A już myślałem, że naprawdę mnie zrobiłaś w konia - rzuciłem w jej kierunku, patrząc w górę na twarz dziewczyny, z której próbowałem cokolwiek wyczytać. Jednak promienie padały pod takim kątek, że nie byłem w stanie zobaczyć z tej perspektywy dokładnej sylwetki dziewczyny.
- Przecież obiecałam - odpowiedziała w momencie, gdy wsiadłam na delikatnie kładącą po sobie uszy Morrigan - Zresztą czy z tobą, czy bez, pojechałabym w teren, gdyż Lady Makbet potrzebne jest trochę ruchu.
- Co za obojętne stwierdzenie - powiedziałem sam do siebie, na tyle cicho, by Felicity jedynie mogła słyszeć cichy pomruk pod nosem - Mam do ciebie pytanie - zacząłem, czekając na reakcję, zanim ruszymy w podbój lasu, pól i znienawidzonego jeziora, które dotychczas istniało pod porządną warstwą lodu - Mogę wołać na ciebie City?

Felicity?

wtorek, 3 kwietnia 2018

Od Felicity do Zaina

- Dlaczego w ogóle z nim rozmawiałaś? - naskoczyłam na Emerson, kiedy po wyjściu z klasy od języka angielskiego dostatecznie oddaliłyśmy się od reszty uczniów. Przez całą lekcję kręciłam się nerwowo i nie potrafiłam się na niczym skupić, czując wyraźny dyskomfort spowodowany tym, że Malik posadził swój zarozumiały tyłek w ławce tuż za nami. Ilekroć do mojego ucha docierał dźwięk świadczący o jego ruchu albo głośniejsze westchnięcie, miałam ochotę albo odwrócić się i walnąć go opasłym podręcznikiem od angielskiego w głowę, albo po prostu wyjść z klasy, trzaskając za sobą drzwiami, byleby znaleźć się od tego radioaktywnego źródła jak najdalej. Przed zrobieniem obu tych świadczących o kiepskiej samokontroli rzeczy powstrzymywała mnie Em, a później i Archie, którzy uparcie i dosyć skutecznie rozpraszali moją uwagę. Do tego stopnia, że kiedy pani Larson przyuważyła ich zachowanie i zwróciła się do mnie z pytaniem dotyczącym przeprowadzanej przez nią lekcji, nie wiedziałam absolutnie niczego o zadanym temacie. W efekcie zostałam dość szybko przywołana przez kobietę do porządku.
Szatynka złapała mnie za ramię, lekko je szarpiąc.
- Rozmawiałam z nim, ponieważ od swojej ostatniej zmiany zachowujesz się okropnie, mrucząc pod nosem złośliwe epitety za każdym razem, kiedy tylko Zain znajdzie się w zasięgu twojego wzroku. Potrafię myśleć logicznie, więc dodałam dwa do dwóch i...
- Wyszło ci cztery? - przerwałam jej w połowie zdania, na co Emerson zareagowała westchnięciem, nawet nie kryjąc poirytowania i zmęczenia, jakie się w nim czaiło.
- Wszyscy w szkole wiedzą, że potrafi być... - zatrzymała się na chwilę, jakby nie chcąc wypalić nic co mogłoby być uznane za nieodpowiednie. Cała Kincaid, nie byłaby złośliwa nawet, gdyby ktoś jawnie ją obraził. Osobiście uważam, że cecha ta nie jest zbyt potrzebna do życia, ale nie mogę też nie przyznać, że Emerson łagodzi nią mój raczej chłodny charakter. - ...trudny, ale powinnaś docenić to, że zdecydował się cię przeprosić.
- A ty powinnaś stać po mojej stronie - zauważyłam. Przystanęłam na chwilę, opierając plecy o jedną z dłuższych korytarzowych ścian. - I możesz mi nie wierzyć, ale gdyby nie Harry, Zainowi nawet nie przeszłoby przez myśl mnie przeprosić. To typ człowieka, który jest dupkiem z własnego wyboru i dobrze mu z tym, że działa innym na nerwy. Pewnie nawet gdyby oblał kogoś swoim napojem, wzruszyłby ramionami i poszedłby po dolewkę.
- Okej. Nawet jeśli, to pewnie ma kilka zalet, które... - spróbowała ponownie, jednak po raz kolejny popsułam jej plany.
- Skończ, dobra? - poprosiłam szorstko, a Emerson wyczuwając, że mam już serdecznie dość tematu Malika, skinęła głową. Z pewnością niedługo do niego wróci, w końcu jest tak uparta, jak ja, jednak przez najbliższą godzinę powinnam mieć go z głowy. Westchnęłam z wyraźną ulgą i zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. - Okej, muszę wypuścić Gandalfa zanim rozniesie cały pokój w drobny mak. Idziesz ze mną?
Dziewczyna zawahała się przez chwilę, jednak ostatecznie skinęła głową na znak zgody. Zanim jednak ruszyłyśmy w budynku z sypialniami, zastrzegła:
- Byle szybko, mam jeszcze coś do zrobienia.
Uniosłam brew w wyrazie zaskoczenia i geście zachęcającym ją do rozwinięcia tej dość oszczędnej w słowa i szczegóły wypowiedzi.
- Och, no umówiłam się z kimś - rzuciła takim tonem, jakby tłumaczyła coś niezbyt rozgarniętemu dzieciakowi, a powtarzanie tego samego strasznie ją zmęczyło.
- Ojejku! Musisz mi wszystko opowiedzieć. Nie pomijaj szczegółów! - złapałam ją pod ramię, na co Emerson zareagowała cichym śmiechem.

~~~
- Mogę cię prosić na słówko? - zacisnęłam palce na przerzuconym przez ramię pasku od plecaka, stając między rozmawiającymi Harrym a Zainem i jednocześnie przerywając ich konwersację. W jednej chwili dwie pary oczu skierowały się w moim kierunku, jedna z wyraźnym zaskoczeniem, druga z ledwie ukrywaną szelmowską wesołością. Z ledwo ukrytym zakłopotaniem czekałam na jakąkolwiek reakcję, jednak Malik musiał czerpać ogromną satysfakcję przez stawianie mnie w niekomfortowej sytuacji. W końcu po chwili - która wydała mi się wiecznością - skinął głową w stronę Harry'ego, który uśmiechnąwszy się, ruszył w kierunku sali, gdzie miała się odbyć kolejna lekcja.
- Więc?
Z trudem powstrzymałam się przed przewróceniem oczami lub wykonaniem innej czynności, która zdradziłaby moje zirytowanie. Zamiast tego przymknęłam oczami i wzięłam głęboki oddech, by odzyskać spokój. Kiedy podniosłam powieki, Zain wpatrywał się we mnie już z lekkim zniecierpliwieniem.
- Więc, czy rzecz, która mogła mnie zainteresować nie jest przypadkiem niewielka i nie służy do otwierania drzwi? Drzwi od mojego pokoju na przykład?
Kąciki ust Malika zaczęły powoli unosić się ku górze, nadając jego twarzy wesoły, może trochę psotny wyraz. Przez chwilę przypominał dziecko, które cieszy się z udanego psikusa. Chciałam to skomentować, jednak w porę zdałam sobie sprawę, że zmniejszyłoby to moje szanse na Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, opierając się plecami o ścianę i nie przestając się we mnie wpatrywać.
- Nie mówię tak, nie mówię nie.
Spróbowałam odwzajemnić uśmiech, który, jak mogłam się domyślać, wyszedł w moim wykonaniu dość marnie.
- Okej, więc mam dla ciebie hipotetyczną propozycję. Ja pójdę powiedzieć Harry'emu, że mnie przeprosiłeś i będę starała się robić wszystko, żeby uwierzył, że nie irytujesz mnie swoją osobą, a ty oddasz mi hipotetycznie posiadane teraz klucze - zaczęłam skubać rękaw swojej białej bluzy, oczyszczając ją z włosów Gandalfa, które musiały się przyczepić rano, kiedy kocur chodził wściekły po pokoju po tym, jak zrzuciłam go z łóżka.
- Nie.
- Nie? Jak to, cholera, nie? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Po prostu: nie.
Prychnęłam pod nosem. Jeszcze przed chwilą byłam niemal pewna, że Zain chętnie przystanie na moją propozycję. Byłam tym bardziej zaskoczona, że na całą moją wypowiedź zareagował tylko krótkim zaprzeczeniem, nie potrafiąc tego wytłumaczyć. W tamtej chwili z trudem powstrzymywałam się przed obróceniem na pięcie i zostawieniem go stojącego samotnie w korytarzu. On pewnie zareagowałby na to tylko śmiechem albo wzruszeniem ramion, jednak dla mnie byłby to bezpieczny sposób na pozbycie się negatywnych emocji.
- Czyli będziesz trzymał moje klucze do czasu aż znudzi ci się działanie komuś na nerwy? - starałam cię mówić jak najspokojniej, powoli cedząc słowa, by nie dodać jakiejś obelgi. Widząc, jak Zain nadal wpatruje się we mnie niewzruszony, dodałam półgłosem: - Co za dupek.
- Właśnie o to mi chodzi, Felicity. Plus nie mam zamiaru okłamywać Harry'ego - Wow, cóż za szlachetność. Sto punktów dla Gryffindoru. - Ale, jeśli pozwolisz udowodnić sobie, że nie jestem tylko dupkiem, który czerpie szczęście z irytowania innych, z przyjemnością oddam ci hipotetycznie posiadane przez siebie klucze.
- Tylko tyle? - chłopak zaskoczył mnie po raz kolejny w ciągu tej krótkiej rozmowy, jednak tym razem raczej pozytywnie. Przyznam, że taka inicjatywa ze strony Malika do tej pory wydała mi się niemożliwa, bowiem w moich oczach - wciąż - był pretensjonalnym idiotą, dla którego liczyło się tylko, że w oczach innych był świecącą jaśniej od reszty gwiazdeczką. Jednak po jego słowach zaczęłam się zastanawiać, czy nie oceniłam go zbyt pochopnie, a na dotąd wykreowanym w mojej głowie wizerunku Zaina pojawiła się długa, podłużna rysa.
- Tylko tyle - uniósł ręce ku górze w geście, że nie ma nic do ukrycia.
Westchnęłam w duchu, obawiając się trochę, że chłopak próbuje mnie w jakiś sposób wykiwać albo zakpić sobie ze mnie, wykorzystując, że mam dość jego irytujących wypowiedzi i zachowania. Obiecałam sobie, że będę stawiała kroki powoli, obserwując go bardzo uważnie, by nie umknęło mi uwadze, gdyby coś zdradziło, że jego zamiary są odmienne od tych, które mi przedstawił.
- Okej. Między lekcjami a treningiem mamy dwie i pół godziny przerwy, możemy wybrać się na przejażdżkę. Lady Makbet potrzebuje się trochę rozgrzać i zmęczyć przed treningiem, a i pewnie twojej klaczy przyda się pobiegać - zaproponowałam po krótkim namyśle - O, i obiecuję, że nie się nie spóźnimy. Pasuje ci to?
Zawahał się przez chwilę, jakby testując rozmiar mojej cierpliwości, kiwając głową dopiero po upływie pewnego czasu.
- O drugiej przed stajnią? - upewnił się, unosząc lewą brew ku górze.
- O drugiej gotowy przed stajnią - poprawiłam go i jednocześnie potwierdziłam spotkanie. - Ale potrzebuję kluczy już teraz, bo mój kot zaraz rozniesie mi pokój, a później muszę się przebrać w strój do jazdy, bo trenerka Blue nie dopuści mnie do zajęć.
Zain wsadził rękę do kieszeni i przez chwilę trzymał ją tam, kręcąc kluczami.
- Brzmi jakbyś próbowała mnie wykiwać.
Przewróciłam oczami, na powrót czując lekką irytacją osobą Malika. Zaskakujące jest to, jak moje odczucia co do chłopaka potrafią zmieniać się w tak zawrotnym tempie. W jednej chwili mam ochotę strzelić go w twarz, w drugiej wydaje mi się, że jest całkiem w porządku, a później po raz kolejny gra mi na nerwach. Taka karuzela nastrojów zdecydowanie nie mogła pozytywnie działać na moje samopoczucie, dlatego po wypełnieniu umowy zamierzałam spędzić miły wieczór z Emerson i Archie'm, oglądając z nimi coś na Netflixie.
- Obiecuję, że nie mam zamiaru cię oszukać - spróbowałam go przekonać, a swoje słowa podkreśliłam najżyczliwszym tonem, na jaki potrafiłam się zdobyć. - Na honor harcerza?
- Nie byłaś nigdy harcerzem, prawda? - uniósł w górę lewy kącik ust, wyciągając w moim kierunku rękę, trzymając w dłoni moje klucze.
- Nah - przytaknęłam i chwyciwszy swoją rzecz, zabrałam mu ją. Uśmiechnęłam się lekko i wcisnęłam je jak najszybciej do kieszeni dżinsów. Ruszyłam, kolejny raz tego dnia, w stronę skrzydła z sypialniami, ale zatrzymałam się w pół kroku, odwracając jeszcze na moment w jego stronę. - I tym razem klapnij sobie obok Harry'ego, bo nie mam zamiaru spędzić kolejnej lekcji w twoim bliskim towarzystwie.

Zain?