czwartek, 29 grudnia 2016

Od Ariela CD Thomas

- Od czego mam zacząć? - zapytał nieznajomy, przerzucając wzrok na kasztanowatego wałacha. Kasztan stał spokojnie uwiązany przy boksie, a obok niego w nieładzie leżały najróżniejsze szczotki. - No to mi pomożesz czy nie? - warknął i posłał mi mordercze spojrzenie. Przełknąłem ślinę i wyprostowałem się, on jest przerażający.
- Yhm... To z-znaczy, z-zaczynam-my od zgrzebła p-plast-tikowego... - Wyjąkałem schylając się po plastikową szczotkę z ząbkami. - M-musimy n-na-j-jpierw wycz-czyścić wszys-s-stkie z-zakl-lejki... - Chłopak wyrwał mi szczotkę z ręki, a ja lekko odskoczyłem wpatrując się we własne buty. Zaczął szybko czyścić konia, mocno dociskając szczotkę. Kiedy kucnął, aby wyczyścić brzuch konia dodałem trochę pewniej - Nie można kucać p-przy koniu. Konie są zbyt n-niebezpieczne. - Spojrzałem na niego, zignorował mnie. W sumie to normalne, że nie bierze na poważnie jakiegoś jąkającego się głupka... Z zamyśleń wyrwał mnie jego niespokojny głos.
- Co teraz? - niepewnie na niego spojrzałem. Otworzyłem usta, aby odpowiedzieć.
- Szczotka z mięk-kkim włosiem. - Podałem mu szczotkę, plastikowe zgrzebło upuścił na podłogę, a zwierzę zaniepokojone zaczęło się wiercić i wyrywać.
- Stój tępy koniu! - krzyknął na kasztana i pociągnął go za pysk, a ten zaczął jeszcze bardziej się denerwować.
- Ciii... Spokojnie. - Powiedziałem do konia, lekko przestraszony sytuacją co koń niestety wyczuł, ale całe szczęście - uspokoił się. - M-możesz go czyścić. - Powiedziałem do obcego, a ten wziął się za szorowanie rudzielca.

***

           Chłopak poszedł po sprzęt do paki Clintona, a ja wyczyściłem mu kopyta. Kiedy skończyłem podskoczyłem widząc obok mnie blondyna, który pojawił się znienacka.
- Och, j-już jesteś... - Wyjąkałem drapiąc się po karku zażenowany.
- Jak zakłada się to ustrojstwo? - warknął groźnie, patrząc na czarne siodło, które zawiesił na drzwiach boksu.
- Pokażę ci, p-patrz uważnie. - Wziąłem żółty czaprak i zarzuciłem go na grzbiet wałacha. Poklepałem go po szyi po czym założyłem wszechstronne siodło, chwyciłem popręg i mocno dopiąłem do przystuł (nie wiem jak to się pisze). Niebieskooki podał mi ogłowie, które powoli założyłem kasztanowi, żeby chłopak mógł się temu przyjrzeć.
- Dzięki - uśmiechnął się, kiedy podałem mu wodze. - Swoją drogą, na imię mi Thomas. - Pociągnął za sobą konia, idąc w stronę wyjścia.
- A-Ariel... - Zdążyłem wyjąkać zanim zniknął z mojego pola widzenia.

<Thomas? Mam nadzieję, że nie popsułam. ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz