środa, 30 listopada 2016

Od Cole'a CD Mary

Stałem przy drzwiach do boksu Haru. Dziewczyna sobie dobrze radziła, więc uznałem, że nie ma potrzeby dłużej tu stać. Odszedłem. Mara chyba nawet nie zauważyła. Minąłem Zu i poszedłem w głąb budynku. Nie miałem co robić, a do śniadania było jeszcze trochę czasu. Snułem się przez korytarz stajni. Przybyło dość sporo nowych koni. Co jakiś czas przytawałem przy boksie i przyglądałem się niektórym. Jednak gdy zobaczyłem na swojej drodze Zu z czarnym kantorem i zwisającą linką zaśmiałem się tylko pod nosem. Podszedłem do zwierzęcia i złapałem za linkę. Klacz posłusznie powędrowała za mną. Gdy doszedłem w miejsce gdzie był boks Haru, dziewczyny jak i wspomnianego konia, nie było. Mara na pewno by zauważyła, że zamiast dwóch koni ma jednego. Poszedłem w stronę wyjścia. Drzwi były lekko otwarte, a na zewnątrz stała Mara z Haru i rozglądała się nerwowo. Gdy dochodziłem do wyjścia ze stadniny, Mara zauważyła mnie i uśmiechnęła się.
- Nie zgubiłaś kogoś?- spytałem żartobliwie
- Powinniście pisać gdzieś, że konie są skłonne do niespostrzeżonej ucieczki- zaśmiała się i wzięła odemnie Zu, która tylko parsknęła
Wzruszyłem ramionami.
- Idziesz na basen?- spytałem i spojrzałem ponad jej ramię patrząc na Haru

Mara? Brak weny :|

Od Maxa Do Quinlan


Krople uderzające w dach oraz szyby samochodu zagłuszała głośna muzyka. Wycieraczki pracowały rytmicznie odgarniając nadmiar wody tym samym poprawiając mi widoczność. Jechałem już tak od dłuższego czasu. Co chwilę zerkałem na przyczepę do przewozu koni, którą pożyczyłem od ciotki Harriet. Nagle kierowca przede mną zatrzymał się na środku drogi. Wcisnąłem klakson i gwałtownie zahamowałem unikając stłuczki. Do moich uszu dobiegło podenerwowane rżenie Newtona.
- Co robisz, idioto! – krzyknąłem do kierowcy wiedząc, że i tak nie miałby szans tego usłyszeć.
Samochód znów ruszył do przodu, a ja pojechałem w ślad za nim. Tym razem utrzymując większy odstęp. 


-30 minut później-


Auto zakołysało się lekko kiedy wjeżdżałem za bramę akademii. Nie powiem, to miejsce robiło wrażenie. Zaparkowałem, wyłączyłem silnik i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Schowałem je do kieszeni i wysiadłem z auta. Akurat przestało padać i niebo rozjaśniło się trochę. Obróciłem się dookoła podziwiając Morgan University. Świeże powietrze oraz ten swojski zapach. Rozległe pastwiska, okazałe budynki i ujeżdżalnie. Jednak nie było tu ani żywej duszy. Z przyczepy dobiegły mnie stukot kopyt i podenerwowane parsknięcia. Podszedłem do przyczepy otwierając tylną klapę.
- Żyjesz tam, stary? – powiedziałem do ogiera wchodząc na rampę, w odpowiedzi otrzymałem smagnięcie ogonem po twarzy – Hej!
Wsunąłem się bokiem unikając kolejnego ciosu i starając się dojść do pyska Newta. Poklepałem go po aksamitnej szyi i chwyciłem za uwiąż. Odwiązałem supeł i ostrożnie poprowadziłem ogiera do wyjścia z przyczepy. Newton co chwilę kładł po sobie uszy, to znów je podnosił. W końcu był już na zewnątrz i z uniesioną głową bacznie obserwował nowe otoczenie.
- I co, podoba się, panu? Mam nadzieję, że tak, bo spędzimy tu najbliższe kilka miesięcy. – powiedziałem poszukując wzrokiem kogokolwiek, kto mógłby mi wskazać boks Newta
Przez najbliższe trzy minuty stałem na środku placu jak kołek nie wiedząc co ze sobą zrobić. Iść i na własną rękę szukać wolnego boksu?
- Co robisz? – wzdrygnąłem się na usłyszane za plecami pytanie
- Aach… Nie strasz mnie tak. – rzuciłem odwracając się szybko w stronę nieznajomej osoby
Ujrzałem dziewczynę. Ładną dziewczynę. Pierwsze co przykuło mój wzrok to włosy w odcieniu… liliowym? Nigdy nie byłem dobry w nazewnictwie kolorów. Wiecie, faceci ogólnie mają z tym problem. Szare oczy oczy bacznie mi się przyglądały.
- Max – wyciągnąłem dłoń i uśmiechnąłem się przyjaźnie

Quinn? Trochę takie BW xd

Od Quinlan Do Mary

Siedział sama w ławce w sali. Głowę miałam opartą na ręce i oglądałam widok za oknem. Miałam akurat ostatnią lekcję. Geografia. Pani Olivia mówiła coś tam o lodowcach... A może o wodach? Nie wiem... Nie słuchałam jej. Zresztą jak na wszystkich zajęciach. Nauczę się tego potem z książek. To o wiele lepsza nauka niż słuchanie nauczycieli. No przynajmniej według mnie. Westchnęłam. Lekcje dłużyła mi się w nieskończoność. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze pięć minut. Dam radę. To naprawdę niewiele... Ponownie zajęłam się widokiem za oknem. Kiedy w końcu zadzwonił upragniony dzwonek, niemalże natychmiastowo się spakowałam i wyszłam z sali.
***
Z racji, że trening z grupą miałam mieć dopiero za kilka godzin, przyszłam do stajni w zwyczajnych ciuchach i z książką w torbie. Moje najbliższe plany wyglądały tak. Zabrać GrayRose na pastwisko i poczytać. Idealnie. Już po kilku minutach Rosie była na "wybiegu", a ja siedziałam na płocie z książką w rękach. Przez pierwsze półgodziny było w miarę spokojnie. Jednak nie mogło to trwać wiecznie. Usłyszałam głośno "prychanie" klaczy i nerwowe stukanie kopyt. Schowałam książkę i spojrzałam w tamtą stronę. GrayRose zaciekle wpatrywała się w jeden punkt. Sprawdziłam o co jej chodzi. Była to jakaś dziewczyna. Powoli szła w naszą stronę. Im bliżej była tym bardziej klacz była nerwowa. Kiedy znalazła jedynie kilka kroków od nas Rosie zrobiła coś czego bym się nie spodziewała. Zarżała głośno i zaczęła biec w stronę dziewczyny.
- GrayRose! Nie! Wracaj! - krzyczałam.
Bałam się co teraz się może wydarzyć...

Mara?

Od Jennifer cd Cole'a

Uśmiechnęłam się i cmoknęłam, Prima ruszyła.Jeszcze raz poprawiłam kask i popędziłam klacz do galopu.Pierwszy skok wyszedł perfekcyjnie, drugi z resztą też.Tylko na trzeciej zahaczyła nieznacznie, więc można to było uznać za sukces.Za sobą słyszałam stukot kopyt Avenger'a oraz szelest liści.Wreszcie dostrzegłam koniec toru.Po ostatnim skoku zwolniłam do kłusa a po chwili do stępa. Cole zatrzymał swego wierzchowca , ja dalej jednak jechałam. Zatrzymałam klacz i powoli zsunęłam się z siodła po czym usiadłam pod drzewem.Prima od razu zajęła się zajadaniem, a ja tylko wpatrywałam się w jałową ziemię.Lekko uniosłam wzrok uśmiechając się radośnie. Właśnie zaczął padać śnieg.
-Długo nie posiedzieliśmy-Zaśmiałam się i ponownie dosiadłam La'Primy. Ruszyliśmy głębiej w las.W końcu jednak przyjemny teren przerwał nam coraz mocniej prószący śnieg. Poklepałam Primcię po szyi na co klacz parsknęła radośnie.
-Wracajmy, zimno się robi-Westchnęłam-A co powiesz na wyścig?-Zaproponowałam.Gdy chłopak kiwnął głową natychmiast zawróciłam i La'Prima pomknęła przez ośnieżoną łąkę. Avenger jednak był szybszy, wyprzedził nas w połowie trasy.W pewnej chwili Prima jeszcze przyspieszyła.Złapałam się mocno i na ostatniej prostej wyprzedziłyśmy Avenger'a i Cole'a. Oboje zsiedliśmy z koni.Z chytrym uśmieszkiem poklepałam Cole'a po ramieniu.
-Może kiedyś, mój drogi-Zaśmiałam się głaszcząc Megami, która wybiegła nam na spotkanie.

<Cole? Krótko, brak weny xC >

Od Mary C.D. Cole'a

-Tylko... Mam jedno pytanie nie związane z tym co teraz usiłujemy wbić Haru do łba. Nazwałeś swojego konia po bohaterach komiksów Marvel'a? - zapytałam.
-Chyba o tym tak wtedy nie myślałem - stwierdził Cole.
Zaskoczyło mnie to, że Hana podeszła do rzeki. Jeden krok i już byłaby zamoczona po pęciny. Zawachała się lecz weszła do rzeki. Nie wystraszyła się tylko zaczęła w niej skakać. Ale lekko bo wiedziała, że nie jest sama w tej zimnej, przeźroczystej cieczy. Po 5 minutach kazałam jej wyjść. Klacz posłuchała, aczkolwiek niechętnie. Zaśmiałam się do niej.
-To teraz nie chcesz z niej wyjść, co? Idziemy jutro rano na basen to sobie 30 minut popływasz, kochana - powiedziałam i pogłaskałam ją po szyi.
Nigdy nie klepałam konia tylko głaskałam. Klepanie tak jak batem to niezbyt dobra forma pochwały wobec pół tonowego zwierzaka, którego darzysz uczuciem.
***
Kiedy rano wstałam, nie za bardzo wiedziałam co sobie ubrać. Był czwartek. Dzień wolny od treningów, ale ja rano chciałam zaprowadzić Haru na basen. No i wypadałoby zabrać do tego Zu, aby pokazać kasztance, że basen tez nie jest taki straszny. W końcu zdecydowałam się na czarną bluzkę z krótkim rękawem i nadrukiem "Passion", a do tego białe spodnie jeździeckie i szarą bluzę z kapturem. Do tego czarną oficerkę. Dalej nie mogłam uwierzyć w to, że tak łatwo szło mi gdy miałam złamaną nogę. No... Może oprócz schodów. Posłaniec nawet nie raczył wstać ze swojego nowego, mięciutkiego legowiska. Nasypałam mu karmę. Niech się naje. Narzuciłam jeszcze czarną puchową (lekką) kurtkę bo dziś spadł śnieg i nie zapowiadało się na poprawę pogody. Po krótkim namyśle założyłam jeszcze szalik. Wolałabym nie być chora na zawody. Wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Przekręciłam klucz w zamku po czym ruszyłam prosto do mojej kochanej Haru. Najpierw muszę wyciągnąć ją, a dopiero potem Zu. Inaczej moja kasztanka będzie zazdrosna no i już nic mi się dziś nie uda z nią zrobić. Ale zaraz zaraz. Ja tu się cieszę na zawody a mam nogę w gipsie... Kiedy one miały być? Za miesiąc? Mi ściągną gips za 2 tygodnie. Ten czas który mi zostanie to będzie za mało na treningi skoku, ujeżdżenia, cross'u i rajdów terenowych. W zamyśleniu podeszłam pod boks Haru.
-Pomóc, ci jakoś? - usłyszałam za sobą głos.
Cole.
-Nie. Chyba nie... - otworzyłam drzwi boksu - Ale dzięki, że pytasz Cole.

<Cola? Heh>

Od Mary C.D. Belli

-Hej Cole - powiedziałam gdy zobaczyłam, że tak dobrze mi znany brunet przyszedł z Av'em na halę.
Uśmiechnął się i pomachał mi i Belli. Dziewczyna nieco wypadła z rytmu, ale utrzymała Księcia i dzięki temu nie spadła. Podjechała do mnie, a potem obie zsiadłyśmy (jak zwykle wiadomo jak Mara zsiadła) i podeszłyśmy do Cole'a.
-Chcesz teraz trenować? - zapytałam.
-Jeśli już skończyłyście... - odparł.
-Tak - wtrąciła się Bella - skończyłyśmy.
***
Okazało się, że dzisiaj na kolację były... Lody i kanapki. Towar rzadko wydawany na stołówce Morgan University. Wszyscy rzucili się na te słodkie przyjemności o wielu smakach. Ja wybrałam lody karmelowe i kanapkę z pomidorami. Bella kłóciła się z jakimś chłopakiem o ostatnią porcję smaku czekoladowego z posypką. Pod stołami grasowały głodne psiaki, a koty trzymały się na parapetach. Ogólnie - zwariowana uczta. Nawet nauczyciele i instruktorzy, dobrze się dzisiaj bawili. Wiedzieli, że za niedługo będą zawody w South Amwell (aham, właśnie ARC) i dzięki nim będziemy mogli przejść na wyższy poziom, a inni, ci nowsi uczniowie będą mieli szansę na wiosnę. Może uznali, że w takim razie teraz czas na nieco zabawy? Nie wiem, ale mi pasował taki niespodziewany i przyjemny obrót spraw.
-Bella! Zostaw go już i chodź tu! - zawołałam, ale nie aż tak głośno żeby wszyscy usłyszeli.
Dziewczyna jednak dalej prowadziła spór i w końcu wygrała. Triumfalne lody, włożyła do miseczki. Uśmiechnęła od ucha do ucha, usiadła obok mnie.
-Nie mogłam go zostawić - stwierdziła.
Złapała za łyżkę i zaczęła jeść lody w nienaturalnie szybkim tępie. Zaśmiałam się gdy Fix popatrzył na nią z wyrzutem.
-Będziesz gruba i Książę cię nie utrzyma - dalej się śmiałam.
Tym razem to Bella i Posłaniec patrzyli na mnie z wyrzutem. Pogłaskałam kotka po główce i wstałam z krzesła. Byłam tak bardzo zmęczona, że marzyłam o tym aby zasnąć na zawsze. Pożegnałam się z Bellą i Cole'em a potem ruszyłam do swojego lokum.

<Bell? Zmienione na czekoladę xd>

wtorek, 29 listopada 2016

Od Cole'a CD Jennifer

Zaśmiałem się. Dziewczyna wbiła we mnie wzrok nie wiedząc o co chodzi.
- Po śniadaniu są lekcje, po lekcjach terenik owszem. Wiesz wagary tutaj są surowo karane. To chyba wiem dosyć dobrze- zaśmiałem się
Jennifer pokręciłam głową.
- Najpierw bez potrzeby osiodłałem Primię, a teraz o lekcjach zapomniałam- powiedziała i ruszyła w stronę drzwi
To było dobre posunięcie, bo za 10 minut zaczynaliśmy lekcje. Przy żwirowej drodze rozeszliśmy się - Jennifer do akademika ja do domu. Wziąłem rzeczy na lekcje i poszedłem szybkim krokiem do szkoły.

~Później, w stajni~

Wolnymi ruchami czyściłem ciemną sierść kasztana. Obok siedział Liam i towarzyszył mi swoją cichą obecnością. Po chwili jednak zerwał się na równe nogi. Podszedł do swojej niedawno poznanej towarzyszki - Megami. Z nią przyszła również Jennifer, no bo inaczej być nie mogło. Posłała mi przelotny uśmiech i poszła w stronę boksu swojej klaczy.
Gdy sierść i kopyta mojego wierzchowca lśniły, udałem się do siodlarni po sprzęt. Niedawno go czyściłem więc również był w przyzwoitym stanie. Osiodłałem ogiera i wsiadłem na skórzane siodło. Wyjechałem przed budynek. Primy i Jennifer jeszcze nie było. Zerwał się chłodny podmuch wiatru. Owiał grzywę kaszana. Myślałem nad tym gdzie można by się wybrać w teren. Można by było przejechać kawałek toru crossowego, a potem znaleźć się w lesie. W sumie dawno tam nie byłem, a pewnie jesienią las jest ubrany w tysiące kolorowych barw. Usłyszałem stukot kopyt. Dumnym krokiem wyjechały ze stadniny Prima i Jennifer.
- Jedziemy?- spytała dziewczyna poprawiając kask, który lekko zsunął się jej na twarz
- Pewnie! Myślałem, że możemy pojechać do lasu, tego którego połączyłem jest tor crossowy- oznajmiłem i spojrzałem na Jennifer
- Okey. Dobry pomysł!- uśmiechnęła się i popędziła klacz do swobodnego i lekkiego kłusa

Jennifer? C:

Drodzy Uczniowie!

Pojawiało się kilka pytań, wątpliwości na temat owych Poziomów. W formularzu jest napisane, że dobyć je będzie można za pomocą ewentów, zadań. No i właśnie jakie zadania? Według mnie jest to trochę bez sensu, więc takowych zadań nie wprowadziłam. Ale za to jest inny, fajny sposób! Wczoraj razem z Marą wpadłyśmy na pomysł zdobywania Poziomów. Może od razu przejdę do rzeczy xd
Poziomy otrzymacie po napisaniu odpowiedniej ilości opowiadań.
Czyli:
Poziom zaawansowany - 15 opowiadań + opowiadanie o egzaminie/zawodach czy czymś w tym stylu
Poziom mistrzowski - 30 opowiadań + opowiadanie jak startujesz w jakiś mistrzostwach w barwach MU
Poziom olimpijski - 45 opowiadań + opowiadanie o tym jak startujesz w jakiejś olimpiadzie w barwach MU

I teraz nie chodzi o to, abyście pisali opowiadania na potęgę, byle jak, bo chce dostać wyższy poziom - o nie. Jak macie w pewnej zakładce opowiadania min. 120 slow (wiem ze nie zawsze to wychodzi, bo ja czasem też tak mam xdd)

Jak napisać to opowiadanie w której zdobywa się wyższą rangę?
Proste (przykład):
Tytuł: Od Alex'a - mistrzostwa Cambell (poziom mistrzowski)
Opis: *tu opisujesz co i jak, jak zawody, konie, ludzie, otoczenie*

Myślę, że to chyba na tyle w razie pytań - komentarze przevież po coś są nie? :P

~Cole & Mara

EDIT- Zapomniałam Wam powiedzieć jeszcze jedną rzecz! Zbliża się ewent mikołajkowy, a jak dołączy jeszcze pare osób (troche chłopaków xdd) to może jakiś bal na uniwerku się zorganizuje xdd

Od Cole'a CD Mary

Dziewczyna poprosiła mnie o przysługę, oczywiście nie odmówiłem, gdyż jej stan wskazyłał na to, iż wypadałoby w takiej sytuacji jej pomóc. Gdy dziewczyna już prwnie siedziała na klaczy ja wsiadłem na Avenger'a i ruszyłem konia. Haru i tak od razu ruszyła za nami. Mara nawet nie musiała dawać jej żadnych sygnałów. Tak działał instynkt stadny.
Już po około 10 minutach wolnym stępem dotarliśmy do potoku. Ja z Avengerem zatrzymaliśmy się przy samym brzegu. Haru z Marą jednak stanęły dalej. Klacz nastawiła uszy lekko zaniepokojona, ale zarazem zdziwiona, że inny koń nie boi się tego strasznego mokrego czegoś - czym była woda.
- Nie podejdzie bliżej- oznajmiła stanowczo Mara
Nie musiała. Myślałem raczej, abym to ja z moim koniem wjechał do wody. Klacz miała się tylko przyglądać.
- Nie musi- powiedziałem i w tym samym momencie Avenger wszedł do wody. Odwróciliśmy się przodem do Haru i Mary. Klacz była wyraźne zdezorientowana. Parsknęła tylko cicho.
Av zaczął przednim kopytem brodzić w wodzie, wyraźnie zadowolony. Wyszedłem z płytkiego strumyka. Nie chciałem aby kasztan stał za długo w ziemnej wodzie. Co jak co, ale mamy późną jesień.
- Po to była nam potrzebny Avenger- powiedziała dziewczyna, składając i łącząc fakty

Mara? Cienkie takie troche wyszło :/

Od Belli cd. Adi

Weszłam do stajni. Spodkałam tam Adeline. Od razu się przywitałam.
- O, hej! - podeszłam do niej radosna.
- Cześć, co tam? - spytała i szeroko się uśmiechnęła.
- Właśnie chciałam trochę potrenować z Księciem, a ty? Widzę, że nie próżnujesz. 
- Taa, też miałam rozruszać Ozyrysa. To co, hala? - spytała
- Nie, dzięki. Wolałabym pojechać na teren do crossu, co ty na to?
- Dobry pomysł. - Odpowiedziała mi z zadowoleniem.
Poszłam do siodlarni po sprzęt Księcia i przyniosłam go. Zauważyłam, że Książe był zdenerwowany i... czysty! Zabije tego, kto mi go tknął! Położyłam siodło i czaprak na jego grzbiecie i przypięłam mocno popręg. Później wsunęłam mu wędzidło do pyska i założyłam ogłowie. Sprawdziłam jeszcze czy wszystko jest OK i wyprowadziłam konia na zewnątrz. Za mną podążyła Adeline i wsiadłyśmy na ogiery. Kłusem pojechałyśmy w stronę toru crossowego, aż w końcu byliśmy na linii startu.
- To co, wyścig? - zapytałam i uniosłam pytająco brew.

Adi? :3

Od Quinlan Do Laurencego

Pierwsze promienie słońca wpadały przez okna mego pokoju święcąc mi idealnie w oczy. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się grymas. Jednak po chwili uniosłam powieki. Przeciągnęłam się i powoli wstałam z łóżka. Nie zwracając na nic uwagi podeszłam do okna. Oparłam się rękami o parapet i obserwowałam wschód słońca. Podziwiałam to wspaniałe zjawisko. Zawsze mnie fascynowało. Jednak nigdy nie wiedziałam czemu były to akurat wschody i zachody słońca. Niestety nie miałam okazji dłużej się temu przyglądać. Już o siódmej rano moja grupa w stajni miała trening. Z tego co pamiętałam dzisiaj mieliśmy zajęcia z panią Melanie O'Connor. Ujeżdżanie. Jednak przydałoby się być tam wcześniej aby przyszykować GrayRose. Westchnęłam i "odbiłam się" od parapetu. Ruszyłam do toalety. Tam wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Wyszłam z niej w samym ręczniku i podeszłam do szafy. Po kilku minutach wybrałam ubranie na dzisiaj. Składało się ono z luźnej, białej koszulki z czarnym nadrukiem w kształcie krzyża i w tym samym kolorze co wzór legginsów.
[ogólny strój Quinn]
Spojrzałam na zegarek. Miałam już na prawdę mało czasu. Szybko ułożyłam włosy i pomalowałam usta oraz rzęsy. Założyłem buty i zgarnęłam torebkę. Jeszcze przed wyjściem zarzuciłam na siebie kurtkę skórzaną. Mogłam sobie na nią pozwolić, bo mimo, że była jesień to akurat dzisiaj się trochę ociepliło. Zamknęłam pokój na klucz i niemalże biegiem ruszyłam do stajni.
***
Przebrana w strój jeździecki wraz z przygotowaną do jazdy GrayRose szłam w miejsce gdzie miał sie odbyć trening. Byłyśmy prawie na miejscu kiedy nagle usłyszałam czyiś oburzony krzyk i usłyszałam stuk kopyt. Rosie. Znowu coś musiała zrobić i teraz uciekała. Niestety będąc pewna, że po prostu pójdzie za mną nie trzymałam jej. No i masz babo placek. Jednak trzeba działać. Odwróciłam się szybko. Przede mną stał jakiś chłopak. Nie zwróciłam na niego większej uwagi. Jedynie usłyszałam coś o telefonie. No tak. Klacz musiała zauważyć go wystającego z jakiejś kieszeni chłopaka i pewnie zabrała go, a teraz uciekła schować. Co za wredny koń!
- Rosie! Wracaj tutaj i natychmiast oddaj co zabrałaś! - krzyczałam.
Biegłam przed siebie. Kątem oka widziałam, że chłopak znajdował się zaraz za mną. Pewnie chce odzyskać swoją własność.
- GrayRose! - wydarłam się na cały głos.
Gdzie ta klacz mogła znowu uciec?!

Laurence?

Od Belli cd. Mary

Było już popołudnie, a ja biegłam do stajni, a za mną Fix. Chciałam jak najszybciej wsiąść na Księcia. Miałam ochotę poskakać 220 cm. Wyzwanie? No nie powiedziałabym. Byłam już przy jego boksie. Szybko go wyczyściłam, bez uwiązu, bo uznałam, że nie jest mi to potrzebne i wsiadłam na niego, tak po prostu, na oklep. Sięgnęłam po krótką linę, zwiszającą na haczyku obok boksu. Pogoniłam Księcia łydką i ruszyliśmy na krytą ujeżdżalnie. Było chłodne popołudnie, więc nie chciałam narażać siebie i Księcia na katar, kaszel czy coś innego. Wszystkie poprzeczki podwyższyłam do wysokości około 200-220 cm i zaczęłam rozgrzewkę. Standardowo robiłam to samo, co zwykle, a przyglądał mi się mój psiak. Po skończonej rozgrzewcę do ujeżdżalni weszła Mara razem z Haru. 
- Cześć - przywitałam się i podjechałam do niej. 
- Cześć - uśmiechnęła się do mnie - Mogłabyś mnie asekurować? Chciałabym potrenować na Haru.
- Jasne, z wielką przyjemnością - pokłoniłam się jej jak królowej i obie się zaśmiałyśmy. 
Pomogłam jej wejść na klacz i dalej jakoś czas sam płynął. Pilnowałam dziewczyny równocześnie skupiając się na przeszkodach. Kiedy zobaczyła jak przeskakuje wachlarz (dla niewtajemniczonych, przeszkoda złożona z czterech stacjonat), który zaczyna się na 200 cm, a kończy na 240, była zdumiona, chociaż tego po sobie nie pokazywała. Do odczuwania uczuć innych mam po prostu dar. Pomagałam jej również stanąć w strzemionach i przejść przez kilka płotków. Czas szybko płynął, nawet nie zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje. Chociaż czułam na sobie czyiś wzrok, nie miałam zielonego pojęcia kto mnie "szpieguje". W końcu uznałam, że to tylko Mara się na mnie patrzy.

Mara? :3

Od Laurencego

Pierwsze wrażenie?
Szkoła dla perfekcyjnych snobów, zbyt znudzonych własnym życiem by mogli zabrać się za coś naprawdę wartościowego. Banda bogaczy o zbyt wysokim mniemaniu, zapuszczali się w nieznane dla nich rewiry narkotyków czy alkoholu nie mając bladego pojęcia o prawdziwym życiu. Rozpieszczani przez swoich rodziców trafili tutaj, by mieć chociaż cień szansy na normalne życie, cień szansy, że wejdą w dzikość dorosłości bez pieniędzy rodziców. Nie widziałem tutaj dla siebie przyszłości, ale z powodów aż zbyt oczywistych musiałem tu zostać.
Tu gdzie ponoć wszystko zaczyna się od nowa... 
Chciałem się mylić, chciałem by społeczność, z którą miałem się zmierzyć nie była tak prymitywna za jaką ją brałem.

Wypuściłem cicho powietrze z płuc podjeżdżając pod mury akademii, była większa i ładniejsza niż się spodziewałem. Parking wyglądał jak wyjęty z baśni o Alicji w Krainie Czarów, urzekał barwną roślinnością i starym, kamienistym brukiem. Wyłączyłem silnik, oglądając za siebie, gdzie mały czarnuch dosłownie rozsadzał mój samochód, tyle energii w małym ciele, dziwiłem się, że jeszcze nie wybuchł. Zgarnąłem kociaka z siedzenia przysuwając  czarny pyszczek do przezroczystej szyby. Wiecznie wystraszone kocie ślepia idealnie oddały ból i grozę całej sytuacji.
- Patrz, jesteś na to gotowy? Bo ja nie, a siedzimy w tym razem stary - mruknąłem po czym puściłem kociaka wolno we wnętrze swojego samochodu. Wyszedłem z podjazdu zbliżając się do przyczepy, w której oczekiwał na mnie potężny ogier i korzystając z pomocy dorosłej i miałem nadzieję, że również pracującej wprowadziłem Dicatura do odpowiedniego boksu. Ten koń był jedną z dwóch istot żyjących, do których żywiłem szczere uczucia.
Szczere?
Znaczy... Pozytywne.
Nigdy nie wymażę z pamięci dnia gdy go znalazłem, gdy zrozumiałem, że ten zwierz będzie tym, który wprowadzi mnie w nowe, zupełnie inne, lepsze życie. Jedno spojrzenie na to piękne stworzenie wystarczyło bym zapragnął podzielić się z nim cząstką siebie, taką jakiej sam do tej pory nie rozumiałem. Musnąłem opuszkami palców pysk ogiera, i obiecując mu szybki powrót opuściłem Dicatura, by zająć się moją drugą miłością, która właśnie tworzyła niebywałe dziurawe kształty na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Otworzyłem drzwi, na co kociak wybałuszył oczy, jeszcze bardziej niż normalnie.
- Choć tłuściochu - wziąłem czarnulka na swoje dłonie, kładąc kociaka na ramieniu. Ten wbił pazurki w moją kurtkę, zostając na miejscu. Wyciągnąłem z bagażnika dwie, sporych rozmiarów walizki i jedną sportową torbę, wciskając przycisk na kluczyku. Charakterystyczny "klik" poinformował mnie, że właśnie wóz został zamknięty. Wraz z zamknięciem drzwi czarnego samochodu zamknąłem pewien rozdział w swoim życiu. Odetchnąłem pełną piersią pierwszy raz spokojny o jutrzejszy poranek.
Pierwszy raz miałem pewność, że nie zobaczę tej sztuczności, wyrażonej przez jedyne tak obrzydliwe oczy na całym świecie, że nie usłyszę tego gnijącego w oddechu przepraszam. Uśmiech sam wpełzł na moją twarz gdy zmierzałem do wspomnianego wcześniej przez sekretarkę pokoju.
Moje nowe lokum, nie powiem, przypadło mi do gustu, stonowane kolory i puste ściany, które tylko oczekiwały mojej inwencji twórczej. Rzuciłem walizki na spore łóżko pozwalając kociakowi zejść z mojego ramienia. Jedynym jednak co teraz zajmowało moje myśli był ogier, którym chciałem się zająć. Bałem się, że zostając sam w nowym miejscu będzie niespokojny jak na początku naszej owocnej znajomości. Nie lubił obcych, co nas łączyło, więc wolałem nie ryzykować. Z podręcznej torby wyciągnąłem dwie kocie miski, do jednej wsypując karmę, a do drugiej niegazowaną wodę z butelki, na większe rarytasy nie miałem czasu.
Opuszczając mieszkalne skrzydło odtworzyłem w głowie drogę do Dicatura.
Gdy boks ogiera był w zasięgu mojego wzroku zauważyłem przed nim jeszcze nieznaną mi sylwetkę. Zirytowanie i zażenowanie ogarnęło moim ciałem, nie spodziewałem się, że pierwszego dnia będę zmuszony rozmawiać z tymi prymitywnymi istotami.
Tak, tak, ludźmi.
- Ładny - mruknęła postać, na co skinąłem głową, podchodząc bliżej.


Ktoś?
Coś?

Od Adeline CD. Belli

Wróciwszy do mieszkania dosłownie padłam na łóżko. Przez kilka minut walczyłam ze sobą, aby znów wstać na nogi. Wygrałam tę walkę, to znaczy część mnie. Dźwignęłam się początkowo na łokcie, potem przeniosłam ciężar ciała na nogi. Stałam. Skierowałam się do łazienki, załatwiłam rutynowe czynności i jeszcze przed snem sprawdziłam stan miski Daisy - woda była, sucha karma również. Ze spokojem ducha mogłam oddać się w objęcia Morfeusza...gdyby nie jeden wścibski pyszczkiem skamlący na krawędzi mojego łóżka. Poklepałam miejsce obok siebie, Daisy przyjęła zaproszenie bez zbędnych słów - wskoczyła merdając ogonem, obdarowując mnie mokrymi całusami.
-Zaraz stąd zejdziesz, jak nie przestaniesz - ostrzegłam ją, chowając twarz w ramiona. Chyba ton mojego głosu był wystarczająco dobitny, gdyż suczka po chwili ułożyła grzecznie łeb na poduszce i nie wykonując żadnych ruchów, wpatrywała się we mnie bystrymi oczami, które lśniły w ciemnościach sypialni.
-Dobranoc.
~Rano po śniadaniu~
Ruszyłam w stronę boksu Ozyrysa, tym razem dobrze wiedziałam, gdzie się znajduje. Wzięłam ze sobą pojemną, fioletową skrzynkę, wypełnioną różnego rodzaju szczotkami i kopystkami. Wszystko było na miejscu, to znaczy idealnie ułożone zgodnie z wymyślonym przeze mnie schematem. Przypięłam uwiąz do niebieskiego kantaru ogiera i wyprowadziłam go przed boks. Wzięłam pierwszą po prawej stronie skrzynki szczotkę i zaczęłam usuwać brud z sierści Ozyrysa. Właśnie wtedy weszła Bella.
-O, hej! - przywitała się radośnie, podchodząc do mnie skocznym krokiem. 
-Cześć, co tam? - zapytałam, a na mojej twarzy rozkwitł szeroki uśmiech.
-Właśnie chciałam trochę potrenować z Księciem, a ty? Widzę, że nie próżnujesz.
-Taa, też miałam zamiar nieco rozruszać Ozyrysa. To co, hala? - zaproponowałam, chwytając w dłoń kopystkę, oczywiście pierwszą od lewej w fioletowej skrzynce.

Bella?

Maximilian Watson i Newton

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/a2/9b/bf/a29bbf96bd138af610e63a748cad3fe4.gif
Motto: "If you never try, you`ll never know."
Imię: Maximilian [często wołany po nazwisku lub po prostu Max]
Nazwisko: Watson
Płeć: Mężczyzna
Wiek: Urodził się 28.11.1995, czyli ma 22 lata
Pochodzenie: USA; Nowy York
Pojazd: Honda BR-V
Pokój: 29
Grupa: I
Poziom: Średnio zaawansowany
Koń: Newton
Rodzina:
• Samuel Watson – młodszy brat, Max nazywa go często Sammy
• Scott Watson – ojciec, trochę nadopiekuńczy, ale dobrze dogaduje się ze swoimi synami
• Victoria Watson – matka, zmarła na raka kilka lat wcześniej, pisała książki dla dzieci i młodzieży
• Harriet Daoviell – ciotka, siostra matki, właścicielka niedużej stadniny
Relacje:
* były chłopak Samanthy (odeszła z Akademii)
* starszy brat Samuela
* znajomy Cole'a, Quinlan
Aparycja: Max jest dobrze zbudowanym chłopakiem. Ma gdzieś około 180 cm wzrostu. Ciemne krótkie włosy często są potargane, a jego oczy są koloru czekolady. Chłopak posiada długie cienkie palce u dłoni i zadarty nos. Wyglądem nie wyróżnia się za bardzo z tłumu. Ubiera się wygodnie. Zazwyczaj nosi jakąś bluzę z kapturem (zawsze podciągnięte rękawy!) bądź t-shirt, jeansy oraz wygodne adidasy lub trampki. Nie przesadza z ubiorem i nie specjalnie się stroi.
Charakter: Max to bardzo energiczny i ciekawski chłopak. Przy pierwszym spotkaniu stara się zrobić wrażenie, jest uprzejmy. Max sprawia wrażenie tajemniczego i zamkniętego w sobie, jednak kiedy przyjrzysz się lepiej, spędzisz z nim trochę czasu zobaczysz, że wcale tak nie jest. Jest wygadany, zabawny i sarkastyczny, a także niezwykle inteligentny. Lubi wywoływać uśmiech na czyjejś twarzy. Często w jego ciemnych oczach można zobaczyć iskierki radości. Chłopak ma niskie poczucie własnej wartości, stara się także za wszelką cenę pomagać bliskim. Tak bardzo troszczy się o wszystkich dookoła, że czasem zapomina o sobie. Często staje się paranoiczny i obsesyjny, kiedy za bardzo skupia się na danej rzeczy. Ma bardzo dobrą pamięć i szybko się uczy. Zwykle jest spokojny, ale bywa też wybuchowy szczególnie gdy jest podenerwowany. Na co dzień miły i pomocny. Lubi poznawać nowe osoby, ale nie przepada być za długo w centrum uwagi. Kiedy ma gorszy dzień odcina się od wszystkiego i chce być sam. Jest marzycielem. Max szybko przywiązuje się do miejsc, rzeczy i osób. Jest sentymentalny i wrażliwy, ale stara się to ukryć. Potrafi być zazdrosny i mściwy. Opiekuńczy i ambitny. Stawia sobie wysokie cele. Szczery i wyrozumiały. Max nie znosi kłamstwa i fałszywych zachowań. Nie lubi kogoś, to nie pokazuje wszystkim dookoła, że jest inaczej. Nie stara się być „fajnym” i jest po prostu sobą. To tylko częściowy opis Maxa, bo żeby powiedzieć, że zna się go na wylot trzeba spędzić z nim mnóstwo czasu i przede wszystkim zdobyć jego zaufanie.
Zainteresowania: | Konie | Książki | Filmy | Łucznictwo | Fantastyka | Terrarystyka | Muzyka (prócz disco polo) | Sci-fi | Weterynaria | Horrory | Rysowanie | Mitologie |
Inne:
• Potrafi grać na skrzypcach i gitarze
• Jedyne słodycze, które jest zdolny połykać garściami to żelki
• Jest uczulony na pyłki traw i grzybów, co skutkuje katarem na wiosnę oraz jesień
• Nienawidzi smaku mięty
• Przez 7 lat trenował sztuki walki
• Potrafi mówić po angielsku, niemiecku, hiszpańsku i uczy się japońskiego
• Inne zdjęcia: 1 | 2
Kontakt: weronika2288
Inne pupile:
Shiraa (gekon lamparci)

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/e0/b7/e4/e0b7e4cf487f545d9753df2944af5739.gif
Imię: Newton [od nazwiska słynnego fizyka Isaaca Newtona, Max woła na niego Newt]
Płeć: Ogier
Rasa: Koń czystej krwi angielskiej
Data urodzenia: 28.11.2012 [Newt urodził się tego samego dnia co Max, cóż za zbieg okoliczności]
Charakter: Newt jest spokojnym koniem. Nie płoszy się zbyt często, ale w obecności obcych bądź w nieznanym mu miejscu jest bardzo drażliwy i lekko nieprzewidywalny, dlatego trzeba się z nim obchodzić jak z jajkiem. Newton jest cholernie inteligentny i chytry. Trzeba stale go pilnować, bo uwielbia psocić. Ogier ma niespożyte zapasy energii, które objawiają się przez dreptanie w miejscu i nieustanne chodzenie po boksie. Newt lubi rywalizować i pozować. Kiedy znajdzie się w zasięgu kamer i gapiów zachowuje się jak urodzony celebryta. Jest niesamowitym pieszczochem i łakomczuchem. Łagodny dla dzieci i jeszcze się nie zdarzyło, by któremuś coś zrobił. Lubi przebywać w towarzystwie innych koni. Ciotka podarowała Newtona Maxowi na jego 17 urodziny, dlatego ogier towarzyszy mu od małego źrebaka. Chłopak sam go wszystkiego nauczył, oczywiście pod okiem ciotki. Są bardzo zżyci ze sobą i Newt źle znosi długą rozłąkę z Maxem. Poza tym ogier boi się szeleszczących przedmiotów, dlatego z workami i innymi takimi jak najdalej od niego. Newton nie lubi być ograniczany dlatego zawsze jeździ bez wędzidła.
Specjalizacja: Newton to koń wszechstronny, jednak prowadzi w skokach oraz crossie.
Umiejętności: Ogier od samego początku szkolony był do skoków. Uwielbia skakać i zwykle rwie sam do przodu gdy widzi jakąś przeszkodę. Niestety lubi przeskakiwać także przez ogrodzenia. Newton również szybko biega, co sprawia, że jest wręcz idealny do crossa. Swoją drogą razem z Maxem ma już kilka pucharków na swoim koncie. Co do ujeżdżenia Newt radzi sobie dobrze, ale nie jakoś nadzwyczajnie. Chodzi prawidłowo spięty. Jego kłus jest sprężysty i delikatny, a galop wyciągnięty.
Właściciel: Maximilian Watson

Od Adeline CD. Cole'a

<Saba jest mi znana, aczkolwiek dziękuję za wyjaśnienie ^^>

Siedziałam pochłonięta przez myśli, które zawładnęły mną całkowicie. Nie zważałam na otaczający mnie świat, dobrze, że weszłam do klasy znacznie wcześniej przed innymi. Samotność pozwoliła mi osiągnąć spokój, klasę wypełniła niepowtarzalna, błoga aura. Cisza, jaka panowała w pomieszczeniu była moim sprzymierzeńcem.
Po krótkiej kontemplacji całe moje skupienie pochłonął zeszyt leżący przede mną. Jego kartki poprzecinane były równiutką, niebieskawą kratką. Parę minut temu był jeszcze całkowicie czysty, pozbawiony jakichkolwiek śladów, świadczących o jego przynależności do kogokolwiek. Nie trwało to jednak długo. W chwili, w której chwyciłam długopis w dłoń zapełniły go liczne rysunki; Ozyrys w otoczeniu wysokich sosen, Daisy smacznie śpiąca w ogrodzie mojej mamy, twarze nieznanych mi osób, narodzonych w mojej wyobraźni. Zaznaczałam właśnie ostre rysy twarzy jednej z nich, dorosłego mężczyzny, gdy nagle ktoś wszedł do klasy. Narastający dźwięk kroków oderwał mnie od mojego zajęcia, szybko zamknęłam zeszyt, kryjąc swe rysunki.
-Ranny ptaszek w Morgan? Ta akademia wciąż mnie zadziwia - prychnął z uśmiechem na twarzy. Próbował zagaić rozmowę z (jakby się mogło wydawać) dziwnym odludkiem, mógł mnie nawet uznać za aroganckiego kujona, a jednak, zaczął rozmowę, punkt dla niego.
-Tak wyszło - zaśmiałam się serdecznie - Adeline - wyciągnęłam rękę w jego stronę.
-Cole - uścisnął moją dłoń na znak zawarcia między nami znajomości. Usiadł w ławce obok, co zaowocowało dalszą rozmową, nawet po przerwie i wejściu do klasy nauczyciela.
Gdy w klasie rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji, wszyscy wypadli z pomieszczenia, spiesząc się na przerwę. Wraz z Cole'm wyszłam z niego niemalże ostatnia, tuż przed nauczycielem.
-Ogólnie to podoba ci się tutaj - zapytał Cole, gdy szliśmy korytarzem w kierunku klasy, w której miały odbyć się kolejne zajęcia.
-Jasne! Mimo, że niewiele widziałam, to miejsce wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie
-Hm, mówisz, że niewiele widziałaś, tak? Więc co powiesz na krótki teren po lekcjach? - zapytał się szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
-Eee, jasne, czemu nie...- przytaknęłam, starając się ze wszystkich sił, aby wymuszony uśmiech wyglądał na szczery. Szczerze? Bałam się. Obcy teren mógł okazać się dla mnie nie lada wyzwaniem przez ciążącym nade mną strachem przed upadkiem, albo i znacznie gorszą rzeczą...

Cole? Sorki, ale mi też coś nie wyszło. xd

Od Americi

Powoli dojechałam do akademii. Wiedziałam że będę od nich inna. Ale trudno. Wysiadłam z samochodu i wypuściłam Catanę. Suczka ochoczo wyskoczyła z auta i pobiegła do przyczepy. Zaśmiałam się i poszłam w jej ślady. Volar powitał mnie miłym parsknięciem. Odziedziczyłam go po kuzynce z Cuby. Ona zmarła w wypadku na torze cross'owym. Ogier delikatnie pacnął mnie pyskiem w rękę.
-Już cię wyciągam z tej przyczepy, najdroższy - uśmiechnęłam się.
On także tęsknił za Esmeraldą Rosales. Wiedział, że smucę się jedynie gdy o niej pomyślę i jestem obok niego. Przypięłam do jego jasno zielonego kantaru, czarno-biały uwiąz w szachownicę. Nadal cieszyłam się, że jeszcze w wakacje zakupiłam nowy sprzęt dla Volara i dla mnie. Pani sekretarka powiadomiła mnie wcześniej o wszystkim co tu zastanę i gdzie to będzie. Tak więc szybkim krokiem ruszyłam do stajni. Odszukałam boks mojego rumaka i go tam wprowadziłam. Wychowywałam się na ranczu. Dlatego czułam się nieswojo wśród angielskich siodeł i przeszkód. Jednak podobno dobrze mi szło w ujeżdżeniu. Tak zawsze powtarzała ciotka Juana (czyt. Huana, hiszpański się kłania) gdy uczyła mnie jazdy w stylu klasycznym. W te wakacje... Rocznicę śmierci jej córki. Obok mnie znalazła się Catana. Z bagażnika samochodu wyjęłam dwie walizki i ruszyłam w stronę gmachu budynku mieszkalnego dla uczniów. Mój pokój był w odcieniach żółci, bieli oraz brązowego. Na ścianach były obrazy przedstwaiające Indian na swoich ślicznych Mustangach. W Walii miałam Mustanga. Ale po 3 latach puściłam go wolno. Nazywał się Desierto.
-Stop. Koniec z przeszłością - powiedziałam na głos.
Catana szczeknęła, jakby na potwierdzenie moich słów. Zaśmiałam się i poczochrałam jej sierść.
***
Wypakowanie się zajęło mi dwie godziny. Byłam wykończona, ale chciałam pojechać na parkur i przekonać się czy na pewno dobrze mi idzie w stylu angielskim. Zwlekłam się z łóżka i pobiegłam do stajni. Szybko osiodłałam Volara w siodło skokowe oraz ogłowie do jazdy klasycznej. Wyprowadziłam go przed stajnię. Nie za bardzo wiedziałam gdzie znajdę parkur, czy halę więc podeszłam do pierwszej spotykanej osoby. A był to... Chyba chłopak. Jednak z tej odległości niewiele widziałam i musiałam podejść bliżej, nadal niepewna płci drugiej osoby.

<Ktoś chętny na zabicie nudy? xd>

Od Mary C.D. Belli

Dotarłam do sali lekcyjnej jeszcze przed Bellą. Widziałam, że koniecznie chce mi coś powiedzieć. Kiedy nauczyciel zapisywał na tablicy temat dzisiejszej lekcji, dostałam od niej kartkę.
"Mam wzruszającą nowinkę"
Uśmiechnęłam się pod nosem i nerwowo spojrzałam na nauczyciela. Ten jednak zajęty był wyjaśnieniem czegoś i pisaniem.
"Jaką? :-)"
Podałam ją do tyłu gdzie siedziała Bell.
"Taka mało ważna... Ale słodka. Widziałam jak Fix wąchał Haru XD"
Powstrzymałam się od śmiechu. Wtedy nauczyciel by nas nakrył. I pewnie zabrałby naszą karteczkę pokrytą pismem.
"Uroczo"
Na tym zakończyła się nasza wymiana pisma. Zajęłyśmy się lekcją.
***
Przebrałam się w nowe bryczesy i założyłam oficerki. Dokładniej to jedną oficerkę. Cóż... Noga w gipsie to nie żadna przyjemność. Dziś zamierzałam sama wsiąść na Haru. Bez żadnej pomocy. No i przewidziałam już klęskę i swój upadek. Jednak to było zbyt kuszące. Nie mogę być taką kaleką. Ale dobrze chociaż że za 3 miesiące (przyśpieszać czas bo to już nudne ;-)) ściągną mi gips i będę mogła zacząć normalnie jeździć.
-Zostań tu Posłańcu - powiedziałam i wspierając się na kuli, wyszłam z pokoju.
Zamekając drzwi, kątem oka ujrzałam jakąś dziewczynę biegnącą po schodach. Poszłam za nią. Pod stajnią okazało się, że to Bella. Może poproszę ją, aby mnie asekurowała? Tak. Tak muszę zrobić bo inaczej jeszcze sobie głowę do kompletu rozwalę.

<Bell?>

Laurence Gabriel Bentley i Dicatur

http://cdn29.us1.fansshare.com/images/marcschulze/tumblr-bhflooqc-pfeo-1638878070.jpg
[~Tumblr~ Na zdjęciu Marc Schulze]
Motto: Amici fures témporum (przyjaciele to złodzieje czasu)
Imię: Laurence Gabriel
Nazwisko: Bentley
Płeć: Mężczyzna
Wiek: Świat miał tę nieprzyjemność spotkać Laurencego po raz pierwszy 15 Lipca 1998 i tak męczy się z nim już 18 długich lat.
Pochodzenie: Kanada, Victoria
Pojazd: Audi A6
Pokój: 41
Grupa: III
Poziom: Średnio zaawansowany
Koń: Dicatur *łac. władczy*
Głos: Jaymes Young
Partner: Nie ma, na tę chwilę nie jest zainteresowany stałym związkiem
Rodzina: Jego matka ma na imię Fidian jednak woli o niej nie wspominać, a kontakt ogranicznyć do minimum. Natomiast jego starsza siostra Bailey jest kompletnym przeciwieństwem Lauryka, miła, kochana, uwielbiana przez innych, wiecznie roztrzepana, mniej kulturalna i zupełnie inaczej wychowana. Chłopak do tej pory po cichu wierzy, że został adoptowany lub jest 100% ojcem, którego nigdy nie poznał.
Aparycja:Na wstępie należy wspomnieć, że chłopak jest naprawdę wysoki, liczy sobie 181 centymetrów wzrostu. Jeśli chodzi o budowę ciała to można go określić mianem chudego. Ciężko stwierdzić dlaczego tak jest, bowiem Lauryk uwielbia słodycze, a przy tym bardzo dużo ćwiczy. Jego wygląd mimo wszystko nie ma nic wspólnego z atletycznym. Chłopaka fascynuje wychudzone ludzkie ciało i choć sam marzy by takie mieć, nieustannie zachowuje swoje 54 kilogramy czystego złota. Ma jasne, jakby szare, hipnotyzujące oczy, które wabią potencjalne ofiary w jego nikczemne sidła. Nienaganny wygląd twarzy uzupełniają duże usta i uwydatnione kości, które komponują się z bladą cerą i białymi włosami chłopaka. Nie ma on żadnych znaków szczególnych, już na pewno nie takie, które stara się uwidocznić. Jego plecy pokrywają różnych rozmiarów i długości blizny, różowe zadrapania, które nigdy nie znikną z jego ciała, okalają ideał jakim kiedyś się określił. Swoją niedoskonałość stara się ukryć pod wygodnymi, zawsze modnymi ubraniami, nie wyobraża sobie bowiem nie mieć czegoś co nie wyszło spod ręki najsłynniejszego projektanta.
Charakter: Laurek to cyniczny dupek.
Człowiek dwulicowy i fałszywy.
Dumny despota.
Typowy laluś.
Chcecie wiedzieć więcej?
Laurence to idealny przykład narcyza, nie obchodzi go szczęście innych przy jego własnym, nie jest ważne kogo zrani, ile straci, jak mocno mógłby tego żałować, ważne, by osiągnął własne upragnione cele. By zdobyć to czego chce jest gotów posunąć się do zbrodni wyjątkowo nikczemnych uknutych gdzieś w głębi jego psychopatycznej strony.
Można by pomyśleć, że to wariat biegający po budynkach z piłą mechaniczną.
I nic bardziej mylnego!
Pełen uroku osobistego, majestatyczny, opanowany, niemal perfekcyjnie tajemniczy, kroczy dumnie przez życie nie zważając na przeszkody, które zdepcze, zniszczy, rozerwie i wyrzuci z największą gracją jaką widział ten świat.
Teraz pewnie pomyślałeś/aś, że Laurence to pokrzywdzony przez życie desperata?
Znowu się mylisz, bo widzisz, życie tego młodego chłopaka było wręcz usłane różami. Po samobójstwie jego ojca, o którym zapomniał z łatwością dwie kobiety wychowywały go w raju będąc na każde jego skinienie, spełniały nawet najgłupsze zachcianki, przez co bardzo szybko nauczył się to wykorzystywać. Teraz dzięki nim wie jak grać na ludzkich emocjach, bawić się człowiekiem jak marionetką. Co zrobić by odpowiedni sznureczek zadziałał na jego ofiarę tak jak on tego chce.
Lauryk to pewnie bezduszny sukin*yn?
No może... Nie myślisz się tym razem do końca.
Jednak jest on również tylko człowiekiem, który ma swoje malutkie słabostki, bardzo, bardzo głupie. Gdyby kiedykolwiek przyznał się do nich, nikt nie uwierzyłby w jego prawdziwy charakter i raczej straciłby wszelki szacunek, na jaki długo pracował.
Laurence'go bowiem cieszą szczegóły, małe drobnostki, takie jak oświetlone księżycowym blaskiem róże, lub słoneczniki postawione na parapecie tak, że otulał je słoneczny blask. Poruszają go kwiaty, koty, romantyczne krajobraz, można byłoby wymieniać...
I choć stara się to w sobie zdusić, nie potrafi ukryć się przed własnym człowieczeństwem
Zainteresowania: uwielbia muzykę, strony zapisane małym eleganckim druczkiem, składające się na książki, delikatne pociągnięcia gitary i uderzenia w poszczególne klawisze pianina. Kocha czytać, tworzyć własną muzykę, poezję. Do jego zainteresowań można również zaliczyć naukę łaciny i wbrew wszelkim oznakom grę w koszykówkę.
Inne:
Lubi:
~Kwiaty (zwłaszcza róże i słoneczniki)
~Koty
~Zapach kawy, lawendy, skoszonej trawy
~Spacery po lesie porą późnowieczorną
~ Woda, wszystko co z nią związane
Nie lubi:
- Osób o cechach charakteru zbliżonych do jego,
- Swojej matki,
- Głośnych maszyn,
- Imprez,
- Urodzin,
- Owadów, szczególnie koników polnych,
- Psów
- No i może jeszcze całej reszty.
Poza tym:
- Lubi poznawać kuchnie innych krajów,
- Fascynuje go Azja,
- Interesuje się anatomią człowieka,
Kontakt: Laurence
Inne Pupile:
Zdrobniale tego małego śmierdziela nazywa Chopin.
http://filing.pl/wp-content/uploads/2016/03/filing_images_d06e7e22c072.jpg

~*~*~*~

http://37.media.tumblr.com/f2d7c441ee8d2fb6fdf7065f156067ea/tumblr_mm9c7c6tRC1qe2thio1_400.gif
Imię: Dicatur
Płeć: Ogier
Rasa: Koń Fryzyjski
Data urodzenia: 15 grudzień 2011 (5 lat)
Charakter: Koń ten jest wyjątkowo spokojny, można by wysunąć założenie, że jest przeciwieństwem swojego nauczyciela. Jest wyjątkowo pieszczotliwy, jest również posłuszny. Wszystko to ma miejsce gdy przy Dicaturze znajduje się znajoma mu osoba. Przy obcych, można by rzecz ujawnia się jego druga strona, a na wierz wychodzi znaczenie jego imienia.
Specjalizacja: wyścigi w galopie.
Umiejętności: Dicautr jest niebywale szybki, niezależnie od terenu.
Właściciel: Laurence Gabriel Bentley

Od Cole'a do Adeline

Wracałem właśnie z miasta. Matka wysłała mnie tam po kilka rzeczy potrzebnych do stajni. Obok mnie na siedzeniu pasażera siedział Liam. Jego bursztynowe oczy były utkwione w dal. Wiechawszy na parking universytetu wysiadłem, obszedłem auto i wypuściłem Liama. Wyskoczył i natychmiast podbiegł do siedzącej nieopodal Saby (jakbyś nie wiedziała - pies stajenny, zakładka Kadra xd)
Udałem się do biura. Była 8:00. Śniadanie jadłem wcześniej, więc nie miałem zamiaru iść do stołówki. W biurze nikogo nie było, więc odłożyłem Wsytko na dębowym biurku i wyszedłem z pomieszczenia. O tej porze nikogo raczej nie było w stajni. Trening się skończył, a cała reszta pewnie siedziała w stołówce jedząc śniadanie. O ile się nie myliłem miałem pierwszą historię. Udałem się w stonę domu.
Szedłem w stronę sali po korytarzu szkolnym. Co jakiczas mijając znajome twarze. Gdy wszedłem do klasy na samym koncu siedziała tylko jedna dziewczyna. Ciekawe gdzie reszta.

Adeline? Jakoś nigdy za dobrze nie umiałam zaczynać opowiadań :')

America Sparks i Volar

[from pinterest]
Motto: "Baw się, ciesz się z życia póki możesz bo ono jest krótkie. Memento morri* kochanie. Zawsze pamiętaj o śmierci bo pulvis et umbra sumus**"
* Pamiętaj o śmierci, ** Prochem i cieniem jesteśmy
Imię: America. Skrót? Ami lub Mer.
Nazwisko: Sparks
Płeć: Kobieta.
Wiek: 24 grudnia 1996 rok (20 lat)
Pochodzenie: Walia, Malvern. Tam narodziła się matka Ami jednak jej ojciec pochodzi z Cuby.
Pojazd: Volkswagen CC
Pokój: 33
Grupa: II
Poziom: Średnio zaawansowany, lecz America ma uraz przed jazdą w teren.
Koń: Volar
Głos: Sofia Carson
Partner: Czy miłość jest potrzebna aby żyć? Nieee....
Rodzina:
Matka - Cecily Sparks - pani profesor na Uniwersytecie. Uczy języka walijskiego i angielskiego. Zawsze stara się wspierać córkę. Jednak jest koszmarna jak chodzi o dodawanie otuchy w trudnych sytuacjach.
Ojciec - William Sparks - lubiany w Walii, kowal. Ma wiele pomysłów i nie brak mu wyobraźni, co jest niekiedy plusem jak i minusem. Zawsze zwracał się do Ameriki "Księżniczko".
Aparycja: Słyszysz coś? Nic? To wiedz że Mer się zbliża. W drzwiach ujrzysz wysoką, chudą blondynkę o brzoskwiniowej cerze. Zmierzy cię rozbawionym i pełnym szczęścia, spojrzeniem. Potem zauważysz, że jest ubrana na biało. Pomyślisz, że to zwidy. Jednak do twojego nosa dotrze zapach pomarańczy i cynamonu. Zaczniesz się baczniej przyglądać jej twarzy o mocnych, rysach. Czerwona szminka. Niebieskie oczy. Tylko, że to nie będzie taki zwyczajny niebieski. Utopisz się w jej oczach w kolorze oceanu. Kiedy już przestaniesz się dusić to w jej uszach ujrzysz srebrny blask kolczyków. Na szczupłych rękach dopatrzysz się 7 bransoletek w kolorach tęczy oraz srebrnego pierścionka. Jej postawa będzie taka jak zawsze - swobodna. Wysokie buty... Ona nosi obcasy. Bardzo rzadko ujrzysz ją w adidasach czy balerinach. I jeszcze jedno. Nie nosi sukienek. A kiedy przyjrzysz się jej od tyłu to dopatrzysz się tatuażu przedstawiającego skrzydła anioła.
Charakter: Przedstawiam osobę o niesamowitej cierpliwości. Optymistkę. Odważną i upartą kobietę. America Sparks jest sobą. Nigdy nie udaje kogoś innego. DODAM PÓŹNIEJ!
Zainteresowania: Rzecz jasna Ami kocha konie. Interesuje się wilkami i codziennie gra na swoich skrzypcach. Od 7 lat ćwiczy taniec nowoczesny i chodzi na lekcje krav magi. Ojciec zachęcał ją do codziennych wizyt na strzelnicy. Robi ilustracje do swoich opowieści i interesuje się fantasą w ogromnym zakresie. W szkole średniej grała w szkolnej drużynie koszykówki, a od niedawna zbiera wszystko związane z mitami i starożytną Grecją.
Inne:
- jest uczulona na koty i kawę z mlekiem
- nie umie śpiewać bo strasznie fałszuje
- lubi czytać serię Dary Anioła oraz Marvel'a
- prowadzi własnego bloga o koniach
- nigdy nie używa bata
Kontakt: Komunia03
Inne Pupile:
Catana


~*~*~*~*~

[from tumblr]
Imię: Volar (hiszp. latać)
Płeć: Ogier
Rasa: KWPN x Koń hanowerski
Data urodzenia: 2 listopad 2008 rok (8 lat)
Charakter: To wcielony aniołek... jednak czasem aniołkowi wyrosną rogi. Wtedy potrafi gryźć i kopać aż sobie nie pójdziesz. Kiedy ktoś zakłada mu wędzidło to potrafi ugryźć do mięsa. Szybko się uczy i nie jest trudno na nim jechać. No ale często wierzga, prycha oraz ucieka. Jednym słowem - hulaj dusza, piekła nie ma. A tylko spróbuj go uderzyć... już lądujesz w szpitalu lub grobie. To kiedy pierwsza lekcja jazdy?
Specjalizacja: Western, ujeżdżenie i sztuczki cyrkowe.
Umiejętności: Jako koń do cyrku, był trenowany do przeróżnych sztuczek. Poniekąd Volar jest także dzikim koniem, więc bez problemu odnajduje się wśród drzew. Skacze... średnio. Co innego jak chodzi o zapędzanie krów
Właściciel: America Sparks

Od Belli cd. Mary

Czyściłam właśnie Księcia, kiedy usłyszałam znajomy głos. Była to Mara.
-Toooo- specjalnie przedłużyła ostatnią literę, ale jej przerwałam.
- Dlaczego się spóźniłam? - zaśmiałam się - Otóż dlatego, że wczoraj wpadłam na taką przemiłą dziewczynę, która upiekła dla mnie ciastka, bo odprowadziłam ją do pokoju, widziałam, że bolała ją, głowa, więc jej pomogłam. A później siedziałyśmy do drugiej nad ranem i gadałyśmy. Szkoda, że nie miałam procentów, byłoby jeszcze ciekawiej - zaśmiałyśmy się. - Ale i tak było ciekawie.
- A teraz się lepiej pospiesz, bo na lekcje też się spóźnisz. Zaczynają się za dziesięć minut! - ponagliła mnie, a ja jej pomachałam i pobiegłam do akademika. Szybko się przebrałam w czarne rurki z dziurami, crop-top w paski, nową kurtkę i czarne tramki. Zabrałam plecak i kazałam wyjść mojemu psiakowi z mieszkania. Szłam korytarzem do akademii, za 5 minut zaczynały się lekcje. Na szczęście zdąrzyłam. Fixa zostawiłam na dworze. Skoro już zna te tereny wprost doskonale, najprawdopodobniej pójdzie do stajni. Tam ma towarzystwo Księcia i innych koni. Ostatnio też zauważyłam, że obwąchiwali się z klaczą Mary, co bardzo mnie wzruszyło. Chyba jej to nawet powiem, kiedy ją znajdę. Albo na lekcji, tak, to chyba najlepsze rozwiązanie. 

<Mara? Wiem, krótkie, ale nie miałam pomysłu xd>

Od Jennifer cd Cole'a

Zaśmiałam się pod nosem łapiąc szczotkę i kilka innych potrzebnych rzeczy, po czym udałam się do boksu jednego z koni stajennych.Niejaki Poker powitał mnie radosnym parsknięciem.Zapięłam go na uwiąz i wyprowadziłam z boksu by mieć większe pole manewru.Najpierw oczyściłam go z kurzu a po chwili z resztek brudu zalegających na sierści ogiera.Powoli przeszłam do kopyt ostrożnie przesuwając swoją dłoń w dół po czym pewnie chwyciłam za kopyto i podciągnęłam do góry. W ten sam sposób wyczyściłam pozostałe 3 kopyta. Poklepałam Pokera po szyi i złapałam za grzebień, po czym dokładnie wyczyściłam grzywę konia z źdźbeł słomy i kurzu.Po zakończonej pielęgnacji koń niemalże lśnił.Zadowolona z siebie zerknęłam na Cole'a.Własnie zabierał się za drugiego konia , a gdy podniósł wzrok spojrzał na mnie z chytrym uśmiechem.Uznałam to za wyzwanie.Złapałam za drzwiczki od boksu Zu .Po pięciu koniach poczułam jeszcze większe zmęczenie, Cole również.Usiadłam, by odsapnąć choć chwilę.Już za pięć ósma.
-Chodźmy już, bo spóźnimy się na śniadanie-Uśmiechnęłam się starając uregulować swój oddech.
Mimo, iż znałam Cole'a dopiero kilka dni, już mogłam śmiało uznać go za przyjaciela.Wtem do stajni wpadła Megami lecz nie była sama.Za nią przyszedł czekoladowy pies.Przykucnęłam i pogłaskałam suczkę po głowie.Cole uczynił to samo z owym czekoladowym samcem.
-A to kto?-Zapytałam uśmiechając się lekko.
-To jest Liam-Chłopak wskazał na psa, który radośnie merdając ogonem podszedł do Meg.Spojrzałam na zegarek.Dziesięć po ósmej! W sumie nie byłam głodna, lecz nie wiedziałam jak tam miewa się żołądek Cole'a.Ostatni raz pogłaskałam Primę i ruszyliśmy na stołówkę.
-A może po śniadaniu mały teren?-Zaproponowałam spoglądając ukradkiem na Megami obwąchującą Liama.

<Cole? Pozwól, że teren  zostawię w twych rękach xD>

Od Mary C.D. Belli

-Hmm... Wiesz co... Może być ale i tak zmiotę cię z ziemią - zaśmiałam się.
Bella także się zaśmiała. Musiałam operować jedną nogą, na gaz, hamulec i sprzęgło, ale jakimś cudem udało mi się dotrzeć do akademii. Wyścigu w rezultacie nikt nie wygrał. Chwilę jeszcze pogadałyśmy o naszych zakupach i rozeszłyśmy się w swoje strony. Rozpakowałam swoje 19 toreb z różnych sklepów takich jak Sinsay, Mohito, CROPP, Insomnia i tak dalej. Posłańcowi Strachu rozłożyłam nowe, szare posłanie, lawendową miseczkę, białą obróżkę z dzwoneczkiem oraz duuużo karmy dla kotów. Potem odłożyłam kulę i położyłam się na swoim niebiesko-szarym łóżku. To był ciężki i długi dzień. Kocię od razu zasnęło.
***
Rankiem nie musiałam iść na trening z cross'u, ale i tak się zebrałam i osiodłałam Haru. Na torze zastałam tylko pana Liam'a i Cole'a. 10 minut później przybiegła Bella z Księciem. Instruktor zmierzył ją surowym spojrzeniem. Po treningu kiedy odprowadzaliśmy konie podeszłam do niej.
-Czemu tak późno? - zapytałam.
-Potem ci wytłumaczę - odparła Bella.
Pokiwałam głową. Zaczęła mnie ta sprawa ciekawić. Co się stało wczoraj wieczorem? Czemu Bella się spóźniła? Te pytania zatruwały moją głowę aż do końca lekcji. Jednak postanowiłam jeszcze trochę poczekać. Najpierw poszłam do stajni, aby wylonżować Haru jeszcze przed 15 bo wtedy idę na rehabilitację z panią Ruby Stewart. Zajrzałam do boksu Księcia. Zastałam tam czyszczącą go Bellę.

Bell? Hahaha

Od Belli cd. Adi

Wróciłam do swojego pokoju. Nie mogłam zasnąć, więc postanowiłam, że poukładam sobie wszystko w pokoju. Były to głównie ubrania, ale i meble, które chciałam trochę przesunąć. Wyjęłam mój laptop z walizki i odłożyłam na biórko. Przesunęłam szafę, łóżko, komodę, kanapę, sofę, stolik do kawy i szafkę, na której stał telewizor. Kiedy skończyłam, było już po północy, ale efekt mnie zadowolił. W końcu usłyszałam ciche pukanie, które obudziło mojego psa i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazała się Adeline.
- Adeline? Co ty tu robisz? - zapytałam.
-Wybacz, że cię nachodzę, ale może masz ochotę na ciastka?
- Zwariowałaś?! - zapytałam, udając flustracje, ale chyba się nabrała, bo zrobiła zażenowaną minę. - Ja zawsze mam ochotę na ciastka - zaśmiałam się, kiedy ta chciała już odejść. - zapraszam do środka.
Powrócił jej uśmiech na twarzy i zaczęłyśmy jeść. Bardzo mi smakowały. Nasze psy chyba się polubiły, bo Fix udostępnił Daisy posłanie i razem smacznie spały. Ale w końcu musiałyśmy się porzegnać. No dobra, nie tak w końcu bo dopiero o 2 nad ranem.
- Zdecydowanie musimy to kiedyś powtórzyć - rzuciłam ze śmiechem
- Zdecydowanie - odpowiedziała mi i razem ze swoją sunią powędrowały do pokoju. Ja położyłam się na łóżku i w końcu zasnęłam.

<Adi? :3>

Od Belli cd. Mary

Wsiadłyśmy z Marą do mojego auta zazem ze swoimi pupilami  ruszyliśmy. Przedtem odpięłam przyczepę i odunęłam ją delikatnie. Ruszyłam, a kiedy wyjechaliśmy poza akademię na pustą, długą i okrężną drogę przyspieszyłam do 150 km/h. Zauważyłam, że Marze to nie przeszkadzało. Nurtowała mnie cisza, więc zagadałam.
- To co, co zamierzamy robić w miasteczku, jak odbierzemy mój motor? 
- Możemy iść do galerii.
- Okey, super. Nie przeszkadza ci moja prędkość?
- Nie, jest dobra.
Potem rozmawiałyśmy o szkole, o treningach, o nauczycielach i jakoś szybko zleciała nam droga. W końcu byliśmy już w centrum, więc musiałam zwolnić. Zatrzymałam się przed galerią na parkingu. Otworzyliśmy drzwi i wyszliśmy. Tak się złożyło, że mechanik był całkiem niedaleko, a właśnie dotarł tam mój przęt. Mój pies podążał za mną, ale zaciekawiła go "klatka", w której Mara trzymała Posłańca. Pies otworzył klatkę "przypadkiem" i kot wyleciał z niej ze strachem. Fix dokładnie go obwąchał i obaj się na nas głupio gapili i czekali. Spojrzałam na Mare.
- To chyba nie będzie potrzebne, prawda? - uniosłam pytająco brew.
- Może wezmę to na wszelki wypadek. - zaśmiała się i ruszyliśmy do mechanika. Zwierzaki ruszyły za nami przy okzaji się bawiąc. Odebrałam kluczuki, ale mężczyzna prowadzący warsztat powiedział, że popilnuje maszyny. Ruszyłyśmy do galerii. Pierwszym sklepem, który odwiedziłyśmy był CROOP. Kupiłam sobie w nim baseboll'ówke, pare czarnych trampków, kilka crop-topów i czarną, cienką kurtkę. Odwiedzałyśmy następne sklepy i kupywałyśmy sobie rzeczy. Przy okazji zajrzałyśmy do KFC i do zoologicznego i kupiłam Fixowi nową obroże z a'la kolcami. Bardzo mu się spodobała. Wybrałyśmy też nowe posłania dla nich i w końcu zakończyłyśmy swój pobyt. Bawiłyśmy się tam dobrze, szczególnie, kiedy Mara miała wąsy zrobione z bitej śmietany od kawy, a jeden dosyć ładny chłopak się z niej śmiał. Zrobiła zażenowaną minę, ale pocieszyłam ją robiąc to samo i uśmiechając się do tego samego chłopaka. Kiedy odebrałam motor i zaprowadziłam go pod moje lamborgini (nie wiem jak to zrobiłam, bo w rękach miałam ponad 20 torebek z różnych sklepów. Włożyłam je do bagażnika, bo Mara swoje położyła na tylnych siedzeniach, a ja nie chciałam, aby się pomieszały.
- Poprowadziłabyś moje auto?
- Jasne, nie ma sprawy.
- A co powiesz, na wyśściggg? - specjalnie przedłużyłam słowo i podniosłam brew.

<Mara? Ale i tak wygram xd>

Od Adeline CD. Belli

Na szczęście nie stało się nic wielkiego, gapa ze mnie. Gdy Bella wyszła z pokoju skierowałam się do lodówki. Wyjęłam z niej szklaną butelkę z pomarańczowym sokiem, do połowy opróżnioną przeze mnie w czasie drogi do akademika. Daisy uniosła łeb, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Przyłożyłam butelkę do obolałego miejsca na głowie, co uśmierzyło nieco ból. Spojrzałam na zegar ścienny, jego wskazówki ustawiły się na godzinie 23:27. Było już późno, jednak nie odczuwałam zmęczenia, wręcz przeciwnie - byłam pewna energii, mimo towarzyszącego mi wciąż bólu głowy. Wiedziałam, że nie pójdę spać przez najbliższe dwie godziny, to było pewne, co zatem mogłam ze sobą zrobić? Nagle mnie olśniło, pomysł wydawał mi się świetny! Odłożyłam butelkę do lodówki, wyjmując z niej przy okazji potrzebne rzeczy do realizacji mojego zadania. Upiekę ciasteczka, mogłabym poczęstować nimi Belle, o ile jeszcze nie śpi. Tak w ramach podziękowania za dobry uczynek.
Po niecałej godzinie ciastka byłe gotowe. Wzięłam jedno z około tuzina wypieków, leżących na różowym talerzu. Powiem nieskromnie, smakowały znakomicie. Czekoladowe pyszności, kruche i słodkie z rozpływającymi się w ustach kropelkami czekolady. Wizyta po północy mogła nie być dobrze przyjęta ze strony właścicieli akademika, jednak nikt nie musiał się dowiedzieć. W ostatniej chwili przed wyjściem z mieszkania przypomniało mi się, że przecież kompletnie nie wiem, gdzie mieszka Bella!
-Dla chcącego nic trudnego, co nie, Daisy? - mruknęłam pod nosem, wychodząc na oświetlony korytarz. Daisy skamląc oznajmiła mi przejrzyście, że nie życzy sobie ponownego pozostawienia jej samej. Westchnęłam i poczekałam, aż golden retriever również opuści mieszkanie. Zamknęłam je na klucz, po czym ruszyłam z talerzem ciastek w dłoni na poszukiwania pokoju Belli. Najpierw zapukałam do 22, nikt mi nie otworzył, więc ruszyłam dalej. Owszem, Bella mogła spać, wolałam się jednak o tym przekonać osobiście. Stanęłam z Daisy obok przed  drzwi pod numerami 23, 34, 38 i 41, jednak nikt nie raczył nam otworzyć.
-Sprawdzimy jeszcze ze trzy numery, okej? - zwróciłam się do Daisy, która przyglądała się w milczeniu ciastkom na talerzu. Dla niej nie liczyło się miejsce, czas, ważne było, że w pobliżu było coś do jedzenia. Mały  łakomczuch. Przyszedł czas na drzwi z numerem 37. Zapukałam, czekając chwilę na reakcję właściciela. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałam cichy dźwięk, oznaczający przekręcanie klucza w zamku drzwi.
-Adeline? Co ty tu robisz? - zapytała Bella, nie kryjąc swojego zdziwienia.
-Wybacz, że cię nachodzę, ale może masz ochotę na ciastka?

Bells? c:

Nicolas Fleming odchodzi!

Przykro mi... ale tak trzeba

Powód: Tworzenie nowej postaci, brak weny na Nicolasa

Quinlan Squarepants i GrayRose

Motto: "Inna, bo inna od innych. Jaka jestem? Wiedzą ci co powinni… Królowa własnego losu… Księżniczka własnej bajki..." ||  “Księżniczka wyszła z bajki, zaczęła pić piwo i palić fajki.“ || “Proste to mogą być włosy, ale nie życie.”
Imię: Ta fioletowo włosa dziewczyna posiada celtyckie imię, którym jest Quinlan. W sumie to ma je dzięki swemu bratu, który jakoś przekonał rodziców, że będzie ono najbardziej do niej pasować. Można dopowiedzieć, że niektórzy mówią na nią także Quinn.
Nazwisko: Jej nazwisko dla niektórych może być dość ciężkie do wymowy, ale właśnie to Quinlan w nim lubi, a brzmi ono Squarepants.
Płeć: Quinlan bez wątpienia jest dumną przedstawicielką płci pięknej.
Wiek: Dziewczyna ta ma już dwadzieścia dwa lata, a tak wygląda jej data urodzenia 20 marca 1996.
Pochodzenie: Dziewczyna pochodzi z malowniczego miasta jakim jest Shannon. Miasto w południowo-zachodniej Irlandii w hrabstwie Clare.
Pojazd: Quinn od niedawna posiada BMW x6, która dostała od rodziny jako prezent urodzinowy.
Pokój: 22
Grupa: II
Poziom: Jak na razie udało jej się dostać na poziom zaawansowany. Chociaż nie planuje długo na nim pozostać.
Koń: W tej chwili posiada dwa konie: GrayRose i Rammsteina.
Koń stajenny: Aragon
Rodzina:
Samantha Squarepants - czterdziesopięcioletnia kobieta. Niektórym lepiej znana jako matka dziewczyny.
Arthur Squarepants - pięćdziesięcioletni mężczyzna. Ojciec Quinlan. Jest on hodowcą i jednocześnie trenerem koni.
Tiago Squarepants - starszy o dwa lata brat dziewczyny. Tak jak ona uczęszcza do akademii. 
William Squarepants - dwa lata młodszy brat Quinn. Wraz z nią i Tiago chodzi do Morgan University.
Beatrice Squarepants - młodsza siostra Quinlan
Relacje
* Jest w jak na razie nieoficjalnym związku z Williamem
*Kuzynka i przyjaciółka Louisa, niektórym też znana jako jego prywatna opiekunka
Aparycja: Wygląd Quinlan. Hmm… Na pewno nie jest on taki jaki można spotkać na co dzień. Dziewczyna stanowczo wyróżnia się z tłumu. Ale może przejdźmy już do konkretów. Jest to dziewczyna o bardzo jasnej cerze. Niektórzy mówią, że jej skóra wygląda jak “porcelanowa”. Mimo, że może to zdziwić wiele osób Quinn przeszła przez okres dorastania praktycznie bez szwanku. Nie dopadł jej tak zwany młodzieńczy trądzik. Twarz dziewczyny pozostała bez skazy. I od razu trzeba by powiedzieć. Nie. To nie jest “tapeta”. Po prostu twarz Quinn tak wygląda. Jednak przejdźmy dalej. Quinlan posiada pełne usta, które naturalnie są malinowe. Tylko, że mało kiedy idzie ją taką zobaczyć. Praktycznie zawsze ma na nie nałożoną fioletową bądź czarną szminkę. Nos ma ona niewielki i lekko zadarty. Dalej są jej oczy. Raczej średniej wielkości, a ich kolor to szary. Quinlan posiada dość długie rzęsy, na których prawie zawsze ma nałożony tusz. Kolejno przejdźmy do jej włosów. Naturalnie jest ciemną blondynką. Jednak od dłuższego czasu farbuje je na kolor liliowy. Czasami wydają się one różowe, ale to tylko złudzenie. Do tego są wiecznie pofalowane. Następnie… Jeżeli chodziłoby o ubiór dziewczyny… Na pewno nie można go jednoznacznie określić. Zazwyczaj zależy on od nastroju Quinlan. Jednego dnia założy sukienkę, innego zwykłe spodnie z koszulką, a innego dresy. Jednak łączy je jedno. Zazwyczaj są w odcieniach czerni, szarości, bieli i fioletu. Czasami zdarzają się wyjątki… ale to tylko czasami.
Charakter: Hm… Co by tu powiedzieć o Quinn i jej charakterku? Na pewno nie da się go jednoznacznie określić. Nie wystarczy tutaj jedno zdanie. Jest to dość tajemnicza osoba. Niewiele osób dopuszcza do siebie. Naprawdę małe grono zda tak naprawdę tą dziewczynę. Na pewno trzeba powiedzieć, że nie należy ona do jakiś wielkich gaduł. Raczej małomówna. Często odpowiada dość… specyficznie. Raz są to krótkie zdania. Innym razem cały “monolog”... A jeszcze kiedy indziej potrafi mówić zagadkami. Na pewno mało mówi o sobie. Do tego jest to raczej typ obserwatora. Jednak trzeba wiedzieć, że dziewczyna ta posiada swój charakterek. Często bywa wredna, ironiczna i wyniosła. Niektórzy nawet mówili, że sarkazm to jej drugie imię. Ona jednak woli mówić, że “ironia to jej siostra, a sarkazm brat”. Idealny z niej kłamca. Czasami nie wiadomo czy dziewczyna mówi prawdę czy fałsz. Jednocześnie posiada także całkiem niezłe zdolności aktorskie. Co natomiast wykorzystuje nieraz do manipulowania innymi. Niemalże do perfekcji wyrobiła w sobie płacz na zawołanie. Ale trzeba by także wiedzieć, że mimo wszystko jest to bardzo inteligentna osóbka. Posiada rozległą wiedzę na wiele tematów. Sprytna i zaradna. Potrafi wybrnąć nawet z sytuacji “bez wyjścia”. Jednak trzeba przyznać. Dziewczyna nigdy nie słucha na wykładach. Ogólnie uważa, że wszyscy nauczyciele nie uczą tego czego powinni i źle tłumaczą. Dlatego zazwyczaj całą swoją wiedzę bierze z podręczników. Czasami zdarza się, że przez to nie wie czegoś na sprawdzianie… Ale ona się tym nie przejmuje. Jak to mówi Quinn “To jakiś wymysł nauczyciela. Nie muszę go znać. To on powinien robić testy z tego czego powinniśmy się uczyć. Czyli z
podręcznika”. Można by jeszcze dodać, że jest to raczej typ samotnika. O wiele bardziej woli
posiedzieć w ciszy i poczytać książkę niż wyjść na imprezę lub po prostu spotkać się ze znajomymi. Zdecydowanie nie jest to typ imprezowicza, ale także nie można nazwać ją sztywniarą. Owszem. Lubi się czasem zabawić… Ale to raczej w niewielkim, zaufanym gronie… A skoro już o tym mowa. Quinlan jest bardzo nieufną osobą. Trzeba sobie ciężko na to zapracować. Nie zaufa byle komu. Tak samo nie pozwoli aby byle kto został jej przyjacielem. Jednak trzeba wiedzieć. Jeżeli już nim zostaniesz to na pewno nie pożałujesz. Dziewczyna będzie ci bardzo lojalna. Gotowa nawet oddać za ciebie życie. Nie pozwoli nikomu obrazić swoich bliskich. A reszty? Aby dowiedzieć się jej należy po prostu poznać Quinn…
Zainteresowania: Quinlan posiada wiele zainteresowań. Jednak niezaprzeczalnie największym z nich są konie. Uwielbia przebywać w ich pobliżu. Dopiero wtedy potrafi się w pełni zrelaksować. Konno jeździła od małego. Kiedy siedziała na koniu od razu na jej ustach pojawiał się uśmiech - chociaż teraz już rzadko tak bywa przez to, że dziewczyna tłumi w sobie emocje. Dziewczyna jadąc na grzbiecie zwierzęcia w końcu czuje się… wolna. Wtedy nie posiada żadnych zmartwień czy problemów. Jest tylko ona i koń. Ale może dość o tym. Kolejnym z zainteresowań Quinn jest muzyka. Towarzyszyła ona dziewczynie od kiedy tylko pamięta. Zawsze pomagała jej przetrwać ciężkie chwile. Wystarczyło, że założyła słuchawki i puszczałą melodię. Wtedy całkowicie odcinała się od świata zewnętrznego. No i na koniec można by wspomnieć, że dziewczyna interesuje się także książkami. Do tej pory przeczytała ich naprawdę mnóstwo. Uwielbia wczuwać się w postać. Po prostu tak jakby przenosi się do świata z książki. Co chwilę przeżywając to nowsze przygody. Często wraz z bohaterami przeżywa smutek, tęsknotę czy radość. Marzy o wydaniu własnej książki.
Zajęcia dodatkowe: Zajecia dodatkowe jakie wybrała sobie Quinn to: pisanie, piłka koszykowa, rysunek, gra na gitarze, język hiszpański. Dodatkowo należy do Kółka muzycznego oraz Sad Ghost Club
Inne:
- Quinlan uwielbia obserwować wschody jak i zachody słońca. Uważa, że te chwilę mają w sobie coś magicznego.
- Mimo, że dziewczyna bardzo lubi lawendę to nie może się do niej zbliżać. Posiada dość silną alergię na nią. Jak tylko ma z nią jakiś kontakt to momentalnie zaczyna ostro kaszleć.
- Nikt nie wie czemu, ale Quinn niemal że panicznie boi się wody. A dokładniej pływania. Kiedyś chciała się tego nauczyć jednak nie mogła się przemóc. Czuła strach, który nie pozwalał jej na to.
Niektórzy uważają, że mogło stać się coś w dzieciństwie dziewczyny co spowodowało tą “panikę”. Jednak sama Quinn nie wie co takiego mogło się stać. W sumie i tak już pogodziła się z tych lękiem.
- Quinlan posiada dwa tatuaże. Jeden z nich jest stosunkowo niewielki. Znajduje się on “na lewym boku” palca wskazującego. Przedstawia on napis Belive i niewielkiego ptaka, który łączy się ze słowem za pomocą falowanej linii. Drugim tatuażem jest łapacz snów. Jest on dość duży i znajduje się na lewym boku dziewczyny. Można by jeszcze wspomnieć, że piórka odchodzące od niego są niebieskie.
- Quinn kocha czekoladę. W każdej formie. Można powiedzieć, że jest to takie jej małe uzależnienie. Wiele razy próbowała przestać ją jeść i przerzucić się na coś innego. Jednak ani razu nie udało się to.
- Ulubioną porą roku dziewczyny jest zima. Uwielbia obserwować małe śnieżynki powoli opadające na ziemię. Do tej pory potrafi jak małe dziecko wystawiać język aby na niego złapać drobinki śniegu spadające z nieba.
- Kiedy jeszcze mieszkała w Irlandii posiadała kota. Był on dość specyficzny. Nie widział na jedno oko. Do tego nie posiadał prawej tylnej łapki. Dziewczyna bardzo chciała zabrać go ze sobą jednak wolała nie ryzykować. Mimo, że kot radził sobie Quinn bała się, że coś mu się stanie w akademii.
Kontakt: Tiago
Inne Pupile:
Hope

Senshi




Imię: GrayRose (Quinlan woła na nią często po prostu Rosie)
Płeć: Klacz
Rasa: Mieszaniec
Data urodzenia: 06.07.2011 (6 lat)
Charakter: Klacz ta jest raczej podobna do właścicielki. Rozsiewa wokół siebie aurę tajemniczości. Na ogół wydaje się dość spokojna. Jednak to tylko pozory. Rosie jest dość wrednym koniem. Często potrafi robić innym na złość na przykład zatrzymując się przed samą przeszkodą. Do tego nie radzę przy niej mieć czegokolwiek w kieszeniach. Od razu to zabierze i ukryje. No chyba, że będzie to jedzenie. Wtedy po prostu je zje. Trzeba pamiętać o tym, że jest to bardzo nieufne stworzenie. Często przeradza się to w agresję. Szczególnie jeżeli chodzi o obce osoby. Może ugryźć bądź kopnąć bez żadnych skrupułów. Należy się z nią obchodzić naprawdę ostrożnie. Jednak da się zdobyć jej zaufanie - na pewno o wiele łatwiej niż jej właścicielki. Wtedy można zauważyć, że klacz ta jest w sumie taka na jaką wygląda. Potrafi łazić za tobą krok w krok. Uwielbia pieszczoty. Ale pamiętajcie. Żadnych gwałtownych ruchów przy niej!
Specjalizacja: Wszechstronna, ale najlepiej radzi sobie w ujeżdżaniu i skokach.
Umiejętności: Jak już wiadomo GrayRose jest dość wredną i upartą klaczą. Co równa się z tym, że niekoniecznie wykona wszystkie komendy i nie zrobi tego czego od niej oczekujesz. Jest jedynie jedna osoba, której się słucha. Quinn. Jeżeli spojrzałoby się na ich wspólne treningi można zauważyć, że klacz bardzo dobrze radzi sobie w ujeżdżaniu, jak i skokach. Nie ucieka przed przeszkodami i dzielnie stara się je pokonać.
Skoki: 7/25
Ujeżdżenie: 10/25
Prędkość: 3/25
Wytrzymałość: 2/25
Posłuszeństwo: 3/25
Właściciel: Quinlan Squareants

Od Mary C.D. Belli

Kiedy trening się skończył, trzeba było szybko się przebrać i iść na lekcje.
***
Jak zwykle ledwo przedostałam się do budynku szkolnego. Czemu tu jest tyle schodów? Wszystkie są podstępne a ja się wywracam. I z całą pewnością - nie jest to śmieszne. Podeszła do mnie Bella i pomogła pokonać ostatnie 20 schodów.
-Dziękuję - powiedziałam.
-Nie ma sprawy. Ale może mi powiesz co się stało, co? - uniosła pytająco brew.
-Cole przyprowadził do lasu psa. A ja byłam na... Nocnej przejażdżce. Potem Haru się wystraszyła, stanęła dęba a ja z niej spadłam. Uciekła do lasu, a ja wylądowałam w szpitalu. Nic dobrego, jak o to ci chodzi - wzruszyłam ramionami.
Dziewczyna pokiwała głową. Razem dotarłyśmy pod salę lekcyjną.
***
Po lekcjach umówiłyśmy się, że pojedziemy moim samochodem, do miasteczka. Pani Ruby i pan Sam się zgodzili, pod warunkiem że dotrzemy do akademika przed 6 wieczorem. Po krótkiej naradzie, zabrałyśmy ze sobą jeszcze Fix'a, oraz Posłańca Strachu. Podobno Fix nic mu nie zrobi. Jednak ja wolałam zachować środki bezpieczeństwa. Włożyłam kota do transportera i położyłam go na kolanach. Bella spakowała coś do bagażnika i stwierdziła, że możemy już jechać.

<Bella? Kolejny raz krótko i węzełkowato>

Od Mary C.D. Cole'a

-Myślę, że to byłby jej ostatni dzień - dodałam.
Cole tak nienerwowo poruszał się w towarzystwie wszystkich, a ja... Czułam się nieswojo prosząc go o pomoc. Mówiąc mu takie rzeczy. Będąc tutaj, koło niego.
-Ruszajmy - zaproponował.
-Okej. Tylko pomóż mi wsiąść na Haru - poprosiłam.
Chłopak zgodził się. Pobiegł do stajni i chwilę potem przyniósł plastikowe schodki. Jak ja ostatnio wsiadłam na kasztankę? No tak. Pani Stewart mnie podsadziła. Westchnęłam. I oto po mojej głowie chodziło tak... Głupie pytanie. Szczególnie do kogoś kogo znam zaledwie 2 czy 3 dni i jest płci przeciwnej.
-Moźesz... Mnie podsadzić? - zapytałam strając się utrzymać kontrolę nad swoimi reakcjami.
  Oczekiwałam na jego reakcję. Może znowu okaże swoją towarzyską i bezproblemową stronę. Nie uzna tego pytania za dziwne, tak jak ja. Czasami... Za dużo myślę. Za wiele czuję. W towarzystwie Cole'a, zbyt bardzo przejmuję się tym co o mnie pomyśli. Nie było tak przy Joshu'ie. I przy żadnym z chłopaków w mojej starej szkole. Tylko, że dla Cole'a byłam tylko 19 letnią dziewczynką, która ma złamaną nogę - przez swoją głupotę. 4 lata. To ogromna przepaść między ludźmi. Może nie potem, kiedy jest im już wszystko jedno. Dla mnie... Ja... Muszę przestać tyle myśleć.
-Ostatnio dzięki temu że twoja mama mnie podsadziła to ruszyłam Hanę z miejsca - dodałam.

<Cole? Mało i zwięźle>

poniedziałek, 28 listopada 2016

Od Belli cd. Adi

Właśnie wychodziłam z siodlarni. Był piątek wieczór, a dokładniej noc, kiedy ktoś nagle zakłócił mój wewnętrzny spokój. Poczułam uderzenie i upadłam na ziemię. Miałam na głowie toczek, więc tak na prawdę nic posażnego mi się nie stało. 
- Przepraszam.. - usłyszałam jęknięcie od dziewczyny, która trzymała się za głowę.
- Mi się nic nie stało, nie musisz przepraszać, ale tobie przyda się pomoc. - podałam jej rękę i pomogłam wstać - Nie wiesz, że w stajni się nie biega? Po pierwsze płoszysz konie, a po drugie, może stać się to co się stało - powiedziałam żartobliwie.
- Na prawdę się spieszyłam - wydusiła z siebie.
- Jest ciemno, więc założe się, że nie dasz rady dojść do akademika. 
- No prawdopodobnie nie...
- Pomogę ci, nie musisz się martwić - wzięłam ją pod ramię i zagwizdałam cicho na mojego psa, ponieważ był jeszcze w stajni.  - A poza tym musimy być cicho, bo od godziny jest cisza nocna, zrozumiano?
- Tak, proszę pani - zażartowała sobie ze mnie
- Pff! Aż taka stara to ja nie jestem! - udałam oburzenie.
- Tak w ogóle do jestem Adeline.
- Bella. - uśmiechnęłam się do niej, na co ona odwzajemniła gest. - Który masz numer pokoju?
- Dwadzieścia sześć - odpowiedziała.
- Okej , a teraz cii. - przysunęłam wskazujący palec do ust i ruszyłyśmy do pokoju Adeline. 
Za mną człapał mój pies, aż w końcu odprowadziliśmy dziewczynę i wróciliśmy do swojego mieszkanka.

<Adi? :3>

Od Adeline cd. Bella


Pod drzwiami wejściowymi akademiku stawiłam się w piątkowy wieczór. Ciągnęłam walizki jednocześnie pilnując, by Daisy szła grzecznie przy mnie. Jakie nieocenione szczęście mnie spotkało, że mogłam posiadać tak grzecznego psa, jak ona. Chwilę zajęło mi, nim odebrałam klucz do pokoju i załatwiłam parę formalnych spraw związanych z moim pobytem w tym miejscu. Cały czas towarzyszył mi uśmiech, choć w głębi duszy czułam narastający z każdą chwilą strach. Podczas dłużącej mi się drogi do pokoju, prócz Daisy towarzyszyły mi myśli typu: "Czy na pewno tu pasuję?", "Czy nie będę odstawiać od reszty?", "Co jeśli nie nadążę za innymi podczas treningów?". Moje rozmyślenia przerwałam w chwili, gdy dostrzegłam mahoniowe drzwi ze złotawą tabliczką, na której wygrawerowany był numer dwadzieścia sześć. Wsunęłam kluczyk do zamku, drzwi ustąpiły, dzięki czemu wraz z walizkami i Daisy weszłam do środka. Pokój prezentował się nienagannie. Ściany w jasnych, beżowych kolorach, drewniane panele. Mały stolik, kanapa, telewizor. W rogu mieścił się mały kominek, a obok niego regał na książki. Następne pomieszczanie pełniło funkcję niewielkiej sypialni, na przeciwko której znajdowała się łazienka. Nie narzekałam, wręcz przeciwnie, mieszkanie szybko zyskało moją sympatię. Oczywiście, wymagało małych poprawek, akcentów, które wkrótce zamierzałam dodać. 

-I co Daisy? Jak ci się podoba? - zapytałam swą towarzyszkę, pieszczotliwie drapiąc ją za uchem. Pies oddychał szybko z wystawionym jęzorem, co wyglądało nieco jakby się uśmiechał, a uśmiech to oznaka zadowolenia, nieprawdaż? Przeszłam do sypialni i zaczęłam rozpakowywać walizki. Gdy zapełniłam szafę ubraniami, postanowiłam urządzić sobie mały spacer zapoznawczy. Daisy została w środku, usnęła na moim łóżku, przez co nie miałam serca ją budzić. 
Swoje kroki skierowałam do stajni, chciałam zobaczyć jeszcze dziś Ozyrysa. Mimo początkowych trudności z odnalezieniem jego boksu, udało mi się dotrzeć do ogiera. Przesiedziałam z nim dobre półgodziny, gdy spojrzałam na wyświetlacz telefonu wybiła godzina 23:00. Szybko pożegnałam się z Ozyrysem i biegiem ruszyłam z powrotem w stronę akademika. Biegłam tak szybko, że nie zauważyłem wychodzącej z siodlarni dziewczyny i z impetem uderzyłam w nią całym ciałem. Obie upadłyśmy na posadzkę korytarza.
-Przepraszam....-wyjęknęłam, trzymając się za głowę, która natarczywie pulsowała. 



Bella? Wybacz, mówiłam, że nie umiem zaczynać. :/

Od Cole'a CD Jennfier

Nie spałem dobrze tej nocy. Tak naprawde wstałem już po piątej. A dzisiaj czwartek - czyli spokojnie do 7:30 mogłem pospać. Trening dzisiaj się nie odbywał, ale to i tak ne przeszkodzi mi w pójściu do stajni.

Otworzyłem cicho drzwi budynku stadniny. Nie chciałem zbudzić koni. Spojrzałem na zegarek - 6:02. Przeszedłem wzdłuż kilku boksów. Na początku znajdowały się boksy koni tutejszych, inaczej zwanych stajennych. Picololo wystawił głowę i zarżał cicho. Podszedłem do ogiera i pogłaskałam go po pysku. Głaszcząc konia ujrzałem, że jedne z drzwi do boksu są uchylone. Boks należał już do koni prywatnych czyli do któregoś z uczniów. Podszedłem w tamtą stronę. Był to boks Primy. W środku była zaspana Jennifer z siodłem westernowym.
- Dojąd się wybierasz?- spytałem i uśmiechnąłem się
Jennifer odwróciła się i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Na trening- odparła
- Emm... Dzisiaj czwartek- powiedziałem
Dziewczyna spojrzała zdumiona, chwile się zastanowiła i rozsiodłała klacz. Potem przycupnęła przy jej boksie.
- O co pytałeś?- spytała żartobliwie
- Tak czasem trudno jest się przestawić na ten jeden dzień wolny od treningów- powiedziałem i usiadłem obok Jennifer
- Do śniadania mamy jeszcze prawie 2 godziny- oznajmiłem
- No właśnie a co ty tu robisz o tej porze?- spytała dziewczyna
- Hmm... Nie mogłem spac- odparłem
Wpadłem w tym samym komencie na genialny pomysł. Wstałem.
- Chodź- oznajmiłem i udałem się do siodlarni
Lekko zdezorientowana dziewczyna ruszyła w ślad za mną.
- Nie zmarnujemy tych dwóch godzin -powiedziałem - To znaczy, będzie nam się bardzo nudziło, więc wyczyściły stajennego konie- oznajmiłem gdzieniegdzie w wiekiem drewnianej skrzyni, szukając kilku szczotek
- A to nie zadanie stajennych?- spytała
Przerwałem poszukiwania i spojrzałem na dziewczynę.
- A czy ktoś zabroni nam się w nich pobawić?- spytałem z uśmiechem

Jenn?