- Kto wie, może słońce zaświeciło? - zapytałam, a Val spojrzał na mnie jak na idiotkę. Ach, no tak. Był grudniowy wieczór, kompletnie zapomniałam! - Aaa, no ten, może się w głowę walnąłeś i to nie udar tylko nie wiem... Wstrząs mózgu? - podrapałam się nerwowo po czubku głowy.
- Nie mam wstrząsu mózgu, nie martw się.
- A skąd wiesz?! - skąd on może to niby wiedzieć? Ha? To nie jest łatwe do rozpoznania! Jak chce umierać to niech umiera! Czemu on milczy. Dlaczego to robisz. Człowieku.
- Idę do pokoju. - westchnął nerwowo. No ej! Jak możesz mojego miśka tak zostawić!
- Nie wolno! - założyłam ręce na piersi. - Grubas cię lubi! Będzie mu smutno! - Fabrice zarżał i machnął głową. Ojejku! On wie o czym mówię!
***
Valerio siedział oparty o płot, dzielący padok widocznie zmęczony. Fabrice ciągle dotykał jego włosów, a ja wypytywałam o różne rzeczy. Chyba ma dość, no trudno! Musi wytrzymać!
- No to... powiesz mi w końcu czemu pociachałeś się ostrym, najprawdopodobniej metalowym narzędziem? - chyba nie powie, cóż. Tylko bardziej go wkurzyłam, jezu! Cóż za niecierpliwiec! - No ej, spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech! Jak na porodówce! - Val otworzył usta, aby coś powiedzieć.
<Val, nie duś jej. ;-; Ona będzie grzeczna, z czasem. ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz