czwartek, 29 grudnia 2016

Od Valerio CD Édith

– Czy to... JESTEŚMY URATOWANI! – krzyczę, zrywając się na równe nogi. Édith patrzy na mnie jak na największego idiotę, nawet nasze konie podnoszą łby zainteresowane. – Tam! Traktor!
Chwytam głowę niebieskowłosej w dłonie i przekręcam ją w stronę światła. Dziewczyna również wstaje, ale gdy chce ruszyć w stronę pojazdu, zatrzymuję ją.
– Ty pilnuj koni – mówię i biegnę w stronę traktora.
– Po moim trupie, głupku – krzyczy, a ja słyszę za sobą jej kroki.
Przyspieszam, nie pozwalając, by skrzat mnie wyprzedził. Jeszcze swoją dumę mam. Wyciskam ostatnie poty, a płuca palą mnie żywym ogniem, ale się nie zatrzymuję. Wszystko byłoby pięknie, gdybym się nie wyłożył jak długi. Dziewczyna mija mnie z głośnym ,,głupek" i jako pierwsza dobiega do traktora.
Podnoszę się, otrzepując spodnie z ziemi, gdy obok mnie śmigają dwa konie, rżąc wesoło. Zaciskam usta w wąską linię, czując, że moja męska duma dostała porządnego kopa. Ruszam w stronę skrzata, który już rozmawia z traktorzystą. Zatrzymuję się obok dziewczyny, łapiąc strzępki końcówki ich wymiany zdań.
– Cholera – piszczę niczym małe dziecko. Odskakuję w bok przerażony, a serce zaczyna mi walić młotem. Patrzę zażenowany na Faba, który przed chwilą macnął mnie w głowę. Nic nie poradzę, że jest ciemno, a wałach zaatakował mnie tak nagle. – To było specjalnie – mamroczę, opuszczając głowę, by włosy zasłoniły mój rumieniec zażenowania.
Cholera.
– I jak? – pytam, patrząc na odjeżdżający traktor.

<Ed? xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz