sobota, 25 sierpnia 2018

Odejście

 Żegnamy z dniem dzisiejszym cztery postacie, które wiele przeżyły w tej akademii:
Imanuelle & Zain
Uciekli do Bostonu aby pogrążyć się w pewnym pasji nowym życiu, ważne że są razem i są szczęśliwi. Owocem tego związku stała się trójka dzieci, czego chyba nawet oni sami nigdy się nie spodziewali. Imany została prawnikiem, Zain wciąż robił wspaniałą karierę, aby później samemu stać się producentem muzycznym. Lewis stał się ulubionym wujkiem ich syna, który zawsze podziwiał kilka lat starszego Dylana (syna Lewisa i Hailey), za to Harry uwielbiał ich dwie córeczki (bliźniaczki)... Zamieszkali w Los Angeles, często wracając do Anglii, będąc szczęśliwi.




Isabelle & Harry
Mniej więcej uciekli do buszu w Australii i słuch po nich w Morgan zaginął. Później pojawiła się plotka, że tam zamieszkali. W każdym razie wiedli sobie swoje romantyczne życie, ciągle się kłócąc o liczbę dzieci, ponieważ Issy chciała tylko dwójkę, Harry chciał najwięcej ile się tylko da, jednak liczba ta zatrzymała się na czwórce, po urodzeniu przez Issy chłopca oraz dziewczynki (małej rozpieszczanej przez Harry'ego do granic cierpliwości Isabelle księżniczki), a również niespodziewanej adopcji przez Harry'ego dwójki braci, co nie spodobało się Isabelle, ale nie mogła oprzeć się czarowi swojego męża i dwójki tych aniołków. Oglądali sobie razem kangury nie przejmując się niczym, aby móc spokojnie razem się zestarzeć.


Od Imanuelle cd Zaina [KONIEC]

- Odejdź od niego - szepcze i podnosi się na rękach, zawisając nade mną, na ułamek sekundy się zawahał. - Ja tego nie oczekuję, ja o to błagam. Kocham cię.
Rozchylam delikatnie usta, wpatrując się w młodego, pięknego mężczyznę nade mną. Jego czekoladowe oczy są pełne skrajnych emocji, one same krzyczą, pomimo że z ust nie wydobył się już żaden dźwięk.
Cisza.
Wszędzie jest cisza, a my trwamy w niej, w przerażeniu i nadziei. Delikatnie drżąc od wszelkich emocji, tego ciepła między nami, od tych wspaniałych chwil, jakie między sobą dzieliliśmy.
Podniosłam okrutnie powoli dłoń, które po chwili zetknęła się ze skórą jego policzka. Tym razem jednak nie powodując u niego żadnego bólu, a cichą przyjemność, którą może zrozumieć tylko osoba zakochana, a która zmusza do przymknięcia oczu, do oddania się temu. Mój kciuk delikatnie masuje dolną wargę jego ust.
Zastanawiam się co powinnam mu powiedzieć, obawiając się równocześnie, że zranię go tak długą przerwą.
Na moich ustach pojawił się uśmiech.
- Ja też... - zaśmiałam się, a w moim oczach pokazały się łzy radości, on ponownie otworzył swoje. Tonęłam w jego spojrzeniu. - Ja też cię kocham, Zain. Odeszłam od niego w równie okrutny sposób, w jaki on chciał nas rozdzielić. Przez list. Nikt nie może nas rozdzielić.
- Nie chcę, żeby nas ktokolwiek rozdzielił - pokręcił szybko głową, tym razem ciężko oddychając.
- Oboje wiemy, że tylko my możemy to sobie zrobić - zachichotałam, on zrobił to samo, po czym pochylił się, aby złożyć szybciutki pocałunek na czubku mojego nosa. Po chwili wrócił do poprzedniej pozycji, układając głowę na moim brzuchu i obejmując mnie nieco ponad linią bioder.
Moje palce delikatnie zanurzyły się w jego włosach.
- Nie chcę tego, a jeśli coś takiego kiedykolwiek się zdarzy... - nagle zadrżał.
- Nie zdarzy - zapewniłam go. - Nie pozwolimy na to. W ekstremalnych warunkach Harry nam skopie tyłki - zachichotałam.
- Styles niech się nawet do mnie nie zbliża! Zdrajca jeden - mruknął jak mały chłopiec, któremu zabrano zabawkę.
- Ej - pacnęłam go delikatnie po plecach - to twój przyjaciel, nie mów tak. Zresztą jak już wyśpiewał co wiedział, to przysięgał na życie swojej mamy i siostry, że to tylko plotki i właściwie to on nic nie wie, jest niewinny i chce dostać świadka koronnego, bo go zabijesz, a on chce żyć - po krótkiej chwili brunet, leżący w moich ramionach zaczął się histerycznie śmiać. - Tylko nie drocz się z nim za mocno, pewnie jest wystarczająco zażenowany.
- Możemy... em... nom.. uh... - westchnął, a ja zachichotałam.
- Nie chcesz o tym rozmawiać, czy masz w głowie drugą rundę? - zapytałam, a on się nagle zerwał, opierając się w ułamku sekundy na łokciach.
- A ty masz? - jego oczy zapaliły się jak lampki na choince. Może za to otworzyły się szeroko, ponieważ nie spodziewałam się jego tak nagłej reakcji. Zmarszczyłam brwi.
- Nie - powiedziałam stanowczo i pokręciłam głową. Zrobił minę malutkiego szczeniaczka, który chce dostać kostkę. Skrzywiłam się. - Nie dam się przekonać. Jestem zmęczona! Czego ty ode mnie oczekujesz? Wystarczająco dużo zrobiłam i się poświęciłam przychodząc tutaj, teraz mnie trzymaj, przytul i cicho i kochaj mnie i śpimy.
- Słodziutka jesteś - zamruczał, ale po chwili położył się. Moje powieki niemal od razu opadły, przynosząc mi ulgę, jakbym dopiero teraz poczuła jak bardzo zmęczone były moje oczy. Zaraz jednak od odpłynięcia powstrzymało mnie ciche mruczenie Zaina. Musiałam się mocno skupić, aby rozpoznać, że nuci miłosną piosenkę, której tytułu nie mogłam sobie przypomnieć. Na mojej twarzy pojawił się leniwy uśmiech, a zarazem taki błogi, jakby jutra miało nie być.

piątek, 24 sierpnia 2018

od Rose cd Coral

Powoli wmuszałam w siebie ostatnie kęsy posiłku i dopiero po chwili podniosłam ponownie głowę na nowo poznaną osobę. Była ładna, nawet bardzo ładna, zawsze chciałam mieć rude włosy ale nie pasowały do mojej karnacji więc blond był jedynym wyjściem. Wydawała się z olbrzymim zaangażowaniem zjadać moją "ulubioną sałatkę" którą tak naprawdę złapałam przed chwilą z blatu, nie to ,że była nie dobra ale.. kto miał by ulubioną sałatkę? Pizzę, sos, jakieś fryteczki to rozumiem ale kto lubi sałatki? Nie pogardę dobrą grecką ale nie wybrała bym jej jako coś na czym chcę żyć i tylko to jeść do końca życia.. Ale , patrząc na to jak spokojnie a zjadała ostatnie kęsy wydawać by się jednak mogło ,ze nie problematu z jedzeniem sałaty. No cóż, najważniejsze że jej nie zabiłam niczym ? Na stołówkę wbiegł kot który był na swoim prywatnym samotnym spacerze w czasie posiłku i szybko ruszył do  mojego stolika, usiadł obok mojej nogi i spokojnie sapnął. Wystawiłam rękę i podrapałam czaszkę psiny która z wdzięcznością przyjęła pieszczotę. Uśmiechnęłam się widząc jak Kot wygina się pod moim dotykiem cicho  powarkując.
-Masz psa? -Głos nowo poznanej wyrwał mnie z naszej małej prywatnej chwili z Kotem. Pokiwałam głową i lekko pchnęłam psa w jej kierunku. Momentalnie został pogłaskany przez rudzielca który wydawał się być bardzo zadowolony ,że mógł pomiziać psa.
-Lubię psy ! Są takie wierne -Rozmarzyła się. Oj tak, są i to bardzo ale co ja mogę ci powiedzieć? Kiwnęłam ponownie głową i wytarłam dłonie o spodenki które zdobiły mój tyłek. Naprawdę ciężko było mieć ten swój świat którego nikt do końca nie rozumiał, ale wydaje mi się ,ze Liam by rozumiał, on był w końcu taki.. inny? Miał taką cierpliwość w swojej osobie która po prostu nie opuszczała cię po chwili rozmowy z nim. Zamyśliłam się odrobinę odpływając ponownie myślami w kierunku przystojnego trenera Crossu , czemu ideały istnieją? Nawet nie byłam pewna czy jest wolny, ale co tam, nawet jak nie jest to nie ma ściany której nie da się przesunąć! Uśmiechnęłam się do siebie dopiero po chwili poczułam jak ktoś się na mnie gapi.. no dobra intensywnie wpatruje! Przeniosłam wzrok na Coral która aktualnie uśmiechała się zmieszana.
-Wszystko okay? Odpłynęłaś..
Pokiwałam głową i zniżyłam głowę pod stolik gdzie Kot wciskał głowę na kolana nowo poznanej rudej dziewczyny. Strzeliłam z palców i wyrwałam go z transu miłości który aktualnie go objął, najwyraźniej nie byłam sama zakochana.. Kot wyraźnie polubił dziewczynę co przyjęłam za dobry znak. Podniosłam tacę z brudnymi naczyniami i spokojnie ruszyłam do okienka oddać naczynia, za mną szybko pojawiła się Coral z swoją miską w rękach. Postawiłyśmy to co miałyśmy na parapeciku i ruszyłyśmy  na dwór.
-Gdzie teraz? -zapytała najwyraźniej zapominając ,ze jej nie odpowiem. Machnęłam ręką zapraszając ją do swojego pokoju, sprzątałam wiec nie ma co się martwić ! Nagle zza drzwi stołówki wyszedł on.. Jezu ideał. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafiłam. Pan O'Donnel zauważył nas i pomachał przywołującym gestem. Znalazłam się obok niego w parę sekund.
-Zapraszam cię na kolejny trening Crossu Rose, udało mi się załatwić co nie co -Puścił mi oczko i uśmiechnął się. Zaskoczyło mnie to, nie wiedziałam że wziął do serca to co mu napisałam. Wymigałam "dziękuję" wiedząc że się domyśli znaczenie mojego gestu i przytuliłam się do niego szybko, było.. Jezu on tak ładnie pachniał ale musiałam szybko się odkleić bo by się domyślił.  Wydawał się być raczej zadowolona, pożegnał się z nami i ruszył w kierunku stajni.
-Ćwiczysz crossa? -Coral podeszła do mnie bo cały ten czas stała raczej z tyłu. Pokręciłam głowa i napisałam coś na niewidzialnej kartce w powietrzu dając jej do zrozumienia ,że jej wyjaśnię potem.
-Okay, rozumiem, do ciebie?- Kiwnęłam głową i ruszyłam szybko do mojego pokoju. Na wejściu podbiegłam do laptopa i włączyłam muzykę "Fast Car" - Tracy Chapman  rozbrzmiało w pokoju a ja szybko zaczęłam pisać wyjaśnienie : " Zaczynam trenować dopiero.. no będę miała pierwszy trening za tydzień.. Pan Liam o'Donnol załatwił.. jest kochany " Już czytała mi przez ramię a ja szczęśliwa bujałam sie w rytmie muzyki.
<Coral? przepraszam że tak długo >

środa, 22 sierpnia 2018

Od Zaina cd. Imanuelle

Ekhem, +18, ekhem, ekhem...

To było nawet jak dla mnie za dużo. Nie wiem, czy bardziej pragnąłem tego aby nigdy się tu nie pojawiła, czy tego, aby właśnie w tej chwili wyszła. Oblizałem usta, przyznając jej, że zamach ma całkiem niezły. Cisza, która zapadła, była nie tyle co natrętna, jak przejmująca. Nigdy nie czułem takiego bólu promieniującego po całym ciele. I nie był on spowodowany uderzeniem. Jej obecność rozdzierała mnie na strzępy. Moje serce pragnęło tylko tego, aby owinąć się wokół jej serca. Poczucie utraty kogoś tak zmieniającego wszystko na mojej drodze doprowadzało mnie do załamania.
Nie chcę jej tracić.
Muszę się cofnąć, ale moje serce i moja siła woli nagle zaczynają ze sobą walczyć. Mam nadzieję, że ona mnie odepchnie od siebie - zrobi to, co jak wiemy oboje, jedno z nas musi zrobić. Jeśli ona tego nie zrobi, zaraz zacznę się do niej przysuwać jeszcze bliżej. Po prostu pragnę ją objąć i przytulić. Pragnę ją objąć tak samo, jak cztery miesiące temu, zanim to wszystko uległo niespodziewanemu upadkowi. Zanim przeistoczyło się w przytłaczającą gmatwaninę uczuć.
A z każdą spływającą po jej policzku łzą czułem, że się coraz bardziej oddala. Miała rację. Jestem zbyt egoistyczny, by widzieć swoje błędy. I zbyt dumny, by się do nich przyznać. Ale zbyt mi na niej zależy, by teraz unieść się swoim ego, bo wiedziałem, że jeśli zrobię to teraz, nigdy nie poczuję takiego szczęścia, które chciałbym razem z nią stworzyć. Tylko z nią.
Podnoszę wzrok w momencie, w którym Imany odsuwa się do tyłu. W jednej chwili chcę ją spytać, czy tak to się skończy, ale natychmiast odsuwam to pytanie, bo wiem, że nie chcę tego skończyć. I nie chcę usłyszeć twierdzącej odpowiedzi z jej ust, które teraz zaciska, aby powstrzymać szloch. Po raz kolejny przez nią, nie mam pojęcia co zrobić. Milczę, ale zarazem układam w głowie ewentualne słowa, które jednak nie wydostają się z moich ust. Ten stan doprowadza mnie do wykończenia, miotam się, a z każdą sekundą ciszy, jesteśmy coraz bliżsi rezygnacji. Doprowadziłem do tego, że czuła się winna i ja też. Doprowadziłem do tego, co chciałem zrobić delikatniej, a jednak źle mi z tym.
Widzę jak z jej oczu spływają kolejne łzy, co łamie moje serce. Natychmiast robię dwa kroki do przodu, aby znaleźć się tuż obok niej. Staram się opanować nagłą chęć ujęcia jej w ramiona. Patrzy na mnie w sposób, jakoby była już przygotowana do tego, aby wyjść. Tylko tym razem już nie wrócić.
Czekałem tyle czasu aby być z nią sam na sam, nawet nie mając pewności czy ta chwila nastąpi. Byłem niemal śmiertelnie przekonany, że nigdy. Jeśli za sekundę jej nie pocałuję, po prostu umrę. Tym razem jednak nie patrzę już na nic i robię to, co wychodzi mi chyba najlepiej. Spontanicznie, w przypływie impulsu i bez namysłu. Myślenie jest złe i w tym momencie całkowicie je wyłączam. Robię to, co miałem ochotę zrobić od samego początku, od momentu, kiedy ją ponownie zobaczyłem.
Unoszę rękę i wierzchem dłoni gładzę delikatnie jej policzek, unosząc kciukiem podbródek. Wycieram nią jej łzy i ich ślady, jak smugi rozdzierające jej już zaróżowione policzki. Ciepły dotyk jej skóry przypomina mi, jak bardzo zatracam się w tęsknocie. Jej dotyk wstrząsa mną do głębi i z całej siły staram się w tym nie zatracić. Kiedy ją obejmuję, opiera dłoń na mojej piersi. Wyczuwam, że stara się stawiać opór, ale jednocześnie czuję, że jej pragnienie jest tak samo silne jak moje. Podchodzę jeszcze bliżej, a wtedy ona znajduje wreszcie mocne oparcie za plecami, a ja szybko dotykam ustami jej warg, zanim którekolwiek z nas zdąży zmienić zdanie. Kiedy nasze języki się spotykają, ona jęczy cicho i staje się w moich ramionach kompletnie bezwładna. Całuję ją namiętnie, czule i żarliwie. Poddaję się chęci poczucia jej jeszcze bliżej. Uczucie, jakie mnie ogarnia jak tylko dotykam jej ust, to coś, o czym myślałem nieustannie od pierwszej chwili, gdy ją pocałowałem. Pamiętam to doskonale, wtedy w aucie. To było najwspanialsze uczucie. Najwspanialsze ciepło jakie mogło rozlać się po moim ciele. Choć nie trwało to długo, to przez cały wieczór nie mogłem przestać myśleć o jej ustach, o ich smaku i kształcie, który odbił się na moich i oddałbym w tamtej chwili wszystko, by znów poczuć ich słodycz. Jestem zdumiony, kiedy ta chwila znowu nadeszła, kiedy znowu z nią jestem.
Chwytam ją w talii i bez trudu unoszę, nie przerywając pocałunku, który staje się coraz bardziej wygłodniały. Oplata mnie nogami wokół, podczas gdy ja znajduję oparcie ręki o ścianę, drugą przytrzymując ją na wysokości swoich bioder. Zmieniam po chwili pozycję, sadzając ją na szafce na dogodnej wysokości i staję między jej nogami. Czuję jak jej paznokcie wbijają się lekko w ręce, a palce suną w górę ramienia. Dociera do szyi i zanurza palce w moich włosach, co wywołuje u mnie dreszcze. Chwyta ich kosmyki i przechyla moją głowę ku sobie. Zanim udaje mi się powstrzymać, albo dać sobie czas do namysłu, moje usta spotykają jej słodką skórę na szyi i wtedy wszystko we mnie pęka. Ona obejmuje mnie ramionami i bierze za nas oboje głęboki oddech, podczas gdy moje wargi przesuwają się po jej obojczyku. Unoszę dłoń z jej talii i odchylam głowę do tyłu, dając tym samym sobie jeszcze szerszy dostęp do jej skóry. Puszczam ją i przesuwam dłonią po plecach, wsuwając palce pod dżinsy. Muskam brzeg jej majtek. Jęczę półgłosem. Kiedy tak trzymam ją w ramionach, zapełnia się wreszcie ta nieznikająca pustka jaką czułem od dłuższego czasu. Pragnę znacznie więcej niż tych skradzionych chwil namiętności. Pragnę jej znacznie bardziej.

piątek, 17 sierpnia 2018

od Oliego cd Yuu

Nawet nie zorientowałem się kiedy osobnik wyszedł. Moje istnienie w tej chwili nie stanowiło jednej całości, rozpływałem się na łóżku z pizzą w ustach i obserwowałem sufit który wydawał się błyszczeć bielą. Zabawne, nigdy n ie obserwowałem sufitu ale teraz dotarło do mnie jaki czysty był.. to uspakajało..  Przymknąłem oczy mrucząc cicho do siebie jaką mało konkretną melodię i przełknąłem kolejny kęs. Westchnąłem i przeniosłem dłonie pod głowę, może by tak sobie puścić muzykę? Na oślep poklepałem za telefonem który powinien być na moim łóżku, niestety.. nie było go tam, momentalnie otrzeźwiałem i podniosłem się aby go znaleźć. Niestety nigdzie go nie było.. muszę do siebie zadzwonić to go usłyszę..
-Zaraz, jak mam zadzwonić ? -Wymamrotałem do siebie na głos i westchnąłem, nie mam jak oczywiście. Powoli opuściłem pokój w poszukiwaniu kogoś z telefonem i odrobiną empatii. Kiedy udało mi się pokonać barierę drzwi znalazłem się ponownie brudnym zniszczonym świecie, jebać wszystko i do przodu ! Powoli ruszyłem w nie określonym kierunku, może gdzieś lezy i na mnie czeka? Kiedy jednak po spacerze w okolicy nadal go nie znalazłem ruszyłem na kolejne piętro, ostatnia osoba która była u mnie to Yuu, wiec i on mógł mój telefon zabrać, pewno chciał wydobyć kompromitujące mnie materiały.. jokes on him bo moje całe istnienie było kompromitującym materiałem ! Pod drzwiami tkwił jakiś facet w garniaku i nerwowo pukał w nie.. Podszedłem mrużąc oczy i stanąłem obok, to chyba ten sam zjeb co mnie zdjął z barka parę dni temu.  Przystanąłem i patrzyłem na niego zaczepnie .
-Co się gapisz? -Warknął i ponownie uderzył w drzwi.
-Nie wydaje mi się ,że Yuu chce cię widzieć -Powiedziałem o dziwo spokojnie jak na moją osobę.
-A co ty możesz wiedzieć o moim synu ? Zjarany w 3 dupy i jeszcze się starasz odzywać, zabieraj te 3 komórki  które ci zostały i wypierdalaj w podskokach. Irytował mnie, pomimo spokoju jaki miałem w sobie po jaraniu czułem że mnie irytuje.
-Spierdalaj gościu mam tu biznes -Warknąłem i wsunąłem się tak ,ze teraz ja uderzałem w drzwi pięścią. Pociągniecie w tył za koszulkę zbiło mnie z tropu ale usłyszałem wtedy dźwięk dartego materiału, powoli jak by w zwolnionym tempie przeniosłem wzrok na osobnika i koszulkę która miała naderwany rękaw. Świat nabrał nagle barwy czerwieni, nikt kurwa nie będzie mi niszczył ubrań, nikt. Nie pamiętam kiedy ale nagle moje pięści znalazły się na jego twarzy i po staremu napierdalałem się z kimś na korytarzu akademika. Dopiero po chwili poczułem jak ktoś mnie odciąga od osobnika i nagle zamyka za nami drzwi. Powoli odzyskałem powiedzmy ,że mentalną przytomność i rozejrzałem się. Nade mną stał Yuu.
-Co ty odpierdalasz?
-On zaczął, popruł mi koszulkę -Burknąłem i podniosłem się z pozycji pół siedzącej do pozycji stojącej. Lustro wiszące na drzwiach ukazało marność mojej twarzy, z wargi ciekła mi krew, miałem rozwalony łuk brwiowy i zdecydowanie będę miał limo pod okiem. Sięgnąłem dłonią do twarzy i lekko zebrałem krew na palce podnosząc je do oczu, to ja, obraz nędzy i rozpaczy.. Pokręciłem głową i nie zwracałem uwagi na .. czemu on był zmartwiony?
-Chyba twój ojciec właśnie poszedł -Burknąłem w kierunku drzwi słysząc oddalające się przekleństwa. Kiwnął głowa i odwrócił się.
-Masz mój telefon -Dopiero po chwili przypomniałem sobie po co tu się pofatygowałem.
-Co? -Wyraźnie zbiłem go z tropu.
-Musiałeś go zabrać, oddaj -Wystawiłem rękę przed siebie.
-Nie mam twojego.. -Zamarł kiedy dotknął obu kieszeni naraz, wyciągnął moje ubrane w czarną obudowę urządzenie dzwoniące i zrobił raczej zaszokowaną minę.
-Złodziej -Sarknąłem i wyjąłem telefon z ręki.
-Nawwt nie wiedziałem ,ze go mam-Sarknął.
-Oczywiście, pojebańcu chciałeś po prostu wyciągną.c brudy na mnie, ale wiesz co? Mojej reputacji bardziej już nie zjebiesz, jest wystarczająco zjebana przez samo moje istnienie -Warknąłem i ruszyłem do drzwi.  Przekręciłem klucz i zamarłem kiedy w ręku został mi sam uchwyt.. Czy ja właśnie złamałem klucz? JA JEBIE.
<Yuu ? przepraszam że krótkie ale  się zbieram do pracy w weekend i umieram>


czwartek, 16 sierpnia 2018

Od Yuu CD Oli'ego

Miałem ochotę mu odparować, że poradzę sobie bez jego łaskawej połowy pizzy, ale się powstrzymałem. Darmowa wyżerka, dobra w dodatku- brzmi nieźle. Tak więc tylko zacisnąłem usta i lekko skinąłem głową.
- Niech będzie.
Oli wniósł oczy ku niebu, ale nie przestał jeść tego jednego kawałka pizzy. Szło mu to dość opornie, biorąc pod uwagę, że ja już po chwili kończyłem drugi fragment, a zacząłem jeść później niż blondyna. Wyciągnąłem z kartonowego pudełka kolejny kawałek i zacząłem na niego przekładać oliwki z innego mojego kawałka- wolałem na raz zjeść je wszystkie, gdyby ten idiota nagle zmienił zdanie i chciał mi ukraść moje jedzonko. Sok z oliwek spływał mi w dół dłoni, kończąc swój żywot albo w drodze do mojego łokcia, albo na pufie chłopaka. Uśmiechnąłem się tak, żeby blondi tego nie zobaczył, ale nie sięgnąłem po chusteczkę, żeby powstrzymać kolejny tworzący się strumyczek. Z namaszczeniem przystawiłem pizzę do ust i pochłonąłem pierwszy kęs.
- Jesteś obrzydliwy - powiedział w pewnym momencie Oli, krzywiąc przy tym swoją twarz tak bardzo, jak tylko się dało.
- A ty jesteś głupi - odpowiedziałem po przełknięciu tego, co akurat miałem w buzi.
- Ty jesteś gorszy, nie masz mózgu.
- Jesteś homofobem.
- Może i tak, ale- - urwał. Zaciekawiony przechyliłem w prawo głowę, żeby mieć lepszy widok na rumieniącego się blondyna.
- Nie jestem - oznajmił w końcu. Muszę szczerze przyznać, że naprawdę się wtedy zdziwiłem. Ale chłopak zaprzeczał sam sobie- kilka miesięcy wcześniej przy mnie obrażał "pedałów", więc to nie była tylko głupia, zasłyszana gdzieś plotka.
- Nie?
- Nie, przecież mówię, że nie, palancie - warknął na mnie. Wypuszczał ze swoich ust taki potok słów, że nie nadążałem za jego obelgami. - Mózg ci odęło przez te cholerne oliwki, że wyłączyłeś myślenie? Czy to może twoje wrodzone skretynienie połączyło się z chwilowym zanikiem szarych komórek i taki właśnie mamy efekt? Jesteś takim skurwysynem, że aż mnie oczy bolą od samego patrzenia na twoje spierdolenie.
W końcu opanowałem się na tyle, żeby odpowiedzieć zdaniem, którego później żałowałem przez wiele miesięcy.
- Akurat tu masz po części rację. Moja matka to zwykła kurwa.
Olie'ego chyba zatkało, bo przez dłuższą chwilę milczał, aż finalnie wydusił:
- Aha.
W tamtym momencie miałem ochotę mu pogratulować niezwykłej elokwencji i obszernego zasobu używanych na co dzień słów, ale mając w głowie zaistniałą sytuację, powstrzymałem się. Musiał wystarczyć mi fakt, że przewróciłem sobie oczami. Dokończyłem kolejny, bodajże już trzeci kawałek pizzy i ze znużeniem obserwowałem jak Oli męczył się z kolejnym kęsem, tkwiącym mu w buzi już od dłuższego czasu.
- Powiedz mi, geniuszu - zacząłem i zaczekałem aż chłopak podniósł na mnie wzrok. - Jakim cudem i przede wszystkim po co zamówiłeś pizzę z oliwkami, skoro ich nie lubisz?
W odpowiedzi dostałem jedynie wzruszenie ramion.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, co?
Tym razem nie wywołałem u niego jakiejkolwiek reakcji. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, bo jego zachowanie wydawało mi się strasznie dziecinne, ale wtedy zobaczyłem jego wzrok. Był zamglony i prawie że nieprzytomny. Śmiech utknął mi w gardle, powodując, że nieomal zakrztusiłem się kawałkiem ciasta. Niechętnie zacząłem go przeżuwać, dokładniej mieląc jedzenie, aż w końcu w miarę pewnie go przełknąłem.
- Stary, wszystko w porządku? - zapytałem, gdy Oli cały czas trwał w tej samej, siedzącej pozycji.
Przymknął oczy i przytaknął. Jednak po jego zbolałej minie łatwo mogłem się domyślić, że coś mu dolegało. Cholerny ćpun. Chciałem go zostawić, żeby odebrał swoją karmę. W końcu to jego postępowanie doprowadziło go do tego stanu i powinien przyjąć teraz na klatę konsekwencje swojej niewątpliwie dużej głupoty. Przecież nie będę go po raz kolejny ratował, niczym damę z opresji, pomyślałem sobie wtedy. Zgodnie z tym, czego chciałem- a w tamtej sytuacji chciałem dwóch rzeczy- wepchnąłem sobie do buzi ostatni kawałek pizzy z moje połowy i rzuciłem w przestrzeń, bo Oli już chyba nie kontaktował:
- Wychodzę. Połóż się, bo się zabijesz - dodałem niedługo później. - Bardzo ci - nie - dziękuję za pizzę - dopowiedziałem jeszcze i szybkim krokiem wyszedłem z mieszkania blondyna. W drzwiach obejrzałem się na dwie strony, czy na korytarzach był jakiś ślad po moim ojcu. Jednak nic nie dostrzegłem, dlatego zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w kierunku schodów na pierwsze piętro. Szybko przeskakiwałem co kilka stopni. Podążałem ciemnym korytarzem aż do swojego mieszkania, gdzie tuż przed drzwiami stanąłem jak wryty. Przed moim mieszkaniem stał mój ojciec. Na szczęście stał tyłem do mnie, obrócony ku drzwiom i nerwowo przestępował z nogi na nogę. Zimny pot wystąpił mi na czoło. Otarłem go wierzchnią częścią ręki i starałem się wyrównać oddech, który w przypływie nagłej wściekłości, znacznie mi przyspieszył. Starając się być najciszej jak potrafiłem w tamte sytuacji, zrobiłem mały krok w tył. Nie miałem najmniejszej ochoty na konwersację z tym człowiekiem, który bardzo, naprawdę bardzo- bardziej niż ten blondwłosy ćpun z piętra niżej, a to już sukces- działał mi na nerwy. Zmierzyłem jego plecy nienawistnym spojrzeniem, po czym dokładniej mu się przyglądnąłem. Nawet z dość spore odległości widziałem kropelki potu, które zatrzymały się na jego karku. Blada skóra wyraźnie odznaczała się na tle ciemnego, jakiegoś szarego czy też, bodajże, granitowego- rozróżnianie kolorów jest trudne- garnituru. Popatrzyłem na ego idealnie wyprasowane spodnie z kantem i lśniące choć nieco przybrudzone błotem i czymś, co wyglądało na fragment końskiej kupy, lakierki. W ręce trzymał czarną obszerną torbę, która zapewne upchana była potrzebnymi mu na co dzień papierami. Z niedopiętej przegródki wystawała jaskrawożółta teczka. Mężczyzna, bo trudno było mi myśleć o nim jak o ojcu, wyglądał jakby właśnie wyszedł z pracy i przez błotnistą drogę wracał do domu. W tamtej chwili naprawdę byłem zdziwiony; nie wiedziałem, czego chciał ani dlaczego przyjechał do mnie, do swojego sprawiającego kłopoty syna, w tak eleganckim stroju. Z tego co o nim wiedziałem, a z pewnością nie było tego wiele, był strasznym lalusiem i jeszcze większym czyściochem. W końcu zrezygnowałem z próby oddalenia się od kłopotliwego człowieka i po krótkim namyśle, odchrząknąłem. Ojciec od razu odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zawitał grymas, zapewne na kształt uśmiechu.
- Synku... - zaczął tym swoim przepełnionym lukrem, ale szorstkim głosem.
- Nie mam czasu, chciałbym wejść do swojego domu - specjalnie podkreśliłem słowo dom, żeby dać mu do zrozumienia, że ani do jego mieszkania, ani do willi matki nie czułem się w żaden sposób przywiązany. A on tylko westchnął. Podszedłem szybkim krokiem do drzwi i stanąłem twarzą w twarz z niższym od siebie ojcem. - Przepuść mnie.
Kiedy wciąż nie reagował, wiedziałem, że nie dawał mi wyboru. Ostrym ruchem przesunąłem go i ruszyłem przed siebie. Pospiesznym ruchem otworzyłem mieszkanie kluczem, po czym szybko wszedłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi, nie oglądając się za mężczyzną, który masował sobie ramię. Gdy upewniłem się, że dokładnie zamknąłem drzwi, strąciłem z siebie buty i pozwoliłem swojemu ciału zsunąć się po drzwiach aż do podłogi. Życie jest trudne.

<Oli? Co prawda mam pomysł, ale mój leń ma większą siłę przebicia, wybacz>

środa, 15 sierpnia 2018

Odejście

Powód: Poświęcenie się innym postaciom i brak czasu na Lydię

Od Coral do Rose


Ze smakiem dokończyłam ostatnią kanapkę z tuńczykiem, jednym haustem wypiłam szklankę soku pomarańczowego i, pełna energii, odstawiłam użyte naczynia do kucharek. Rozejrzałam się jeszcze raz dokładnie po stołówce – było tutaj znacznie przytulniej i ładniej, niż w ostatniej akademii, do której uczęszczałam. Kierując się w stronę wyjścia, by udać się na zajęcia, zaczęłam przeglądać swoje rzeczy w płóciennej torbie – bałam się, że mogłam zapomnieć o przydatnych drobiazgach, bez których trudno jest uczestniczyć na zajęciach. Długopisy, ołówki, gumki, pióro…
- Ajć! – krzyknęłam zaskoczona, gdy ktoś wpadł na mnie niespodziewanie w drzwiach.  Złapałam się za klamkę, by nie upaść – niestety, drobna istotka, która mnie zaatakowała, nie miała tyle szczęścia i nadzwyczaj zgrabnie upadła na podłogę.
- Kurczę, przepraszam cię! Nie patrzyłam, gdzie idę… - zaczęłam się tłumaczyć, lekko zawstydzona i podałam jej dłoń. Blondynka spojrzała na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczyma, po czym złapała moją rękę, lecz nie wypowiedziała ani jednego słowa. Czyżby była na mnie zła…?
- Naprawdę, nie chciałam na ciebie wpaść… - ponownie rozpoczęłam swoje niezgrabne przeprosiny, lecz dziewczyna wciąż milczała. Mój pierwszy dzień w nowym miejscu i już tworzę sobie wrogów. Chrząknęłam cicho pod nosem i poprawiłam swoją torbę na ramieniu. Czułam, jak moja cała twarz stała się momentalnie czerwona jak piwonia. W tym czasie moja towarzyszka zaczęła nerwowo rozglądać się po podłodze. Gdy spojrzała na niewielki notes, który leżał tuż przy mojej stopie, szybko kucnęła po niego i zaczęła energicznie w nim pisać. Może przeszkodziłam jej w tworzeniu jakiegoś opowiadania? Albo piosenki? Już miałam się odsunąć, gdy poczułam, że łapie mnie delikatnie za ramię.
- Hmm? – odwróciłam się, zaskoczona. Dziewczyna uśmiechała się nieśmiało i podłożyła mi pod nos notes. Niepewnie przyjrzałam się, co miała mi do pokazania.
,,Wybacz, to ja na ciebie wpadłam. Zamyśliłam się. Nie mogę mówić, dlatego nie miałam jak ci odpowiedzieć”
I znów poczułam się jak ostatni kretyn. Potarłam jedną dłonią policzek, a drugą złapałam za torbę. Przez moje głupie zachowanie stojąca przede mną dziewczyna musiała się poczuć jak ktoś gorszy… Albo pomyślała, że się z niej nabijam…
- Matko, to ja znów przepraszam… - w myślach zaczęłam się zastanawiać, ile to razy zdążyłam powiedzieć słowo ,,przepraszam’’ w ciągu ostatnich pięciu minut. Blondynka zaczęła zamaszyście ruszać dłońmi, lecz znaki, które pokazywała, nic mi nie mówiły. A trzeba było pójść na zajęcia z języka migowego, kiedy miałam okazję... Patrzyłam na nią lekko osłupiała, co chyba dało jej znak, że nie mam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. Dziewczyna wydęła lekko usta, jakby się nad czymś mocno zastanawiała, po czym wzięła mnie pod rękę i zaczęła prowadzić z powrotem w stronę stołówki.
- A-ale ja już jadłam… - zająkałam, nie wiedząc, cóż to moja towarzyszka wymyśliła. Dziewczyna jednak nieustannie mnie ciągnęła za sobą, aż usiadłyśmy przy jednym stoliku. Palcem nakazała mi czekać, po czym sama podbiegła w stronę stoiska z jedzeniem. Nałożyła na swoją tackę tony jedzenia, po czym z zadowolonym uśmiechem usiadła przede mną. Podstawiła mi pod nos sałatkę z fetą, po czym szybko naskrobała coś w swoim notesie, wyrwała kartkę i położyła koło mojej miski.
,,To moja ulubiona sałatka tutaj. Nie chciałam jeść sama, więc postanowiłam nieco cię wykorzystać. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?”
Podniosłam głowę znad kartki, a niebieskie oczy dziewczyny wpatrywały się we mnie wyczekująco. Cóż za odważna osóbka! Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało i odpowiedziałam:
- Nie mam nic przeciwko. Chętnie spróbuję twojej sałatki!
Jej uśmiech był tak szczery, że aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Kiedy ja zajadałam się sałatką, dziewczyna nagle podniosła jeden palec do góry, jakby o czymś sobie przypomniała, ponownie wzięła w dłoń długopis i energicznie zapisała coś na kartce, którą po chwili mi podała.
,,Mam na imię Rose. A ty?”
- Bardzo mi miło, Rose. Jestem Coral – podałam jej rękę nad stosem jedzenia. Dziewczyna ujęła ją i mocno uścisnęła. Czyżby była to moja pierwsza znajomość w akademii?

Rose? c:

Coral Clothier i Samuel

Motto: "Umieć milczeć to prawie tyle, co zachować siebie na własność."
Imię: Coral
Nazwisko: Clothier
Płeć: Kobieta
Wiek: 14.04.1998 (20 lat)
Pochodzenie: Dania, Aarhus
Pojazd: Volkswagen Garbus
Pokój: 34
Koń: Samuel
Głos: Tessa Violet
Rodzina:
Violet Clothier – starsza siostra - niebotyczna optymistka, która każdą napotkaną osobę przekonuje o wewnętrznym i zewnętrznym pięknie, które jest częścią ludzkiej natury. Wyszła za mąż za sprzedawcę hamaków i aktualnie zamieszkuje Japonię.
Simone Clothier – mama Coral, makijażystka z zamiłowaniem do okularów. Kiedy jeszcze jej córki były w pieluszkach, kazała im przymierzać przeciwsłoneczne okulary i z ogromnym rozczuleniem robiła im miliony zdjęć.
Casper Clothier – tata Coral, jedyny człowiek na ziemi, który wciąż nie posiada telefonu – ma w zwyczaju chwalić się tym podczas każdej rodzinnej imprezy. Prócz tego prowadzi własny ogródek i sad, a zawodowo zajmuje się dekorowaniem wszelkiego rodzaju słodyczy.
Agnes Jessen – ulubiona ciocia Coral, siostra Simone. Nigdy nie wyszła za mąż, co usprawiedliwia swoim ciężkim charakterem – jest bardzo krzykliwa i często zmienia zdanie. Pewnego dnia, rankiem, zdecydowanie ogłosiła, że idzie do klasztoru, kiedy już w południe poszła umówić się z trenerem fitnessu, którego dopiero co poznała. Mimo wszystko, każdy w rodzinie chętnie spędza z nią czas.
Relacje: Nowa w Akademii, ale ze szczerymi chęciami poznania innych uczniów!
Aparycja: Najbardziej charakterystyczną cechą wyglądu Coral jest jej wzrost – przewyższa większość dziewcząt, co przysporzyło jej w przeszłości sporo problemów z rówieśnikami. Prócz tego wyróżnia się jasnymi, rudymi włosami, które codziennie musi dokładnie rozczesywać. Reszta jej wyglądu nie odchodzi zbytnio od normy. Ma duże, okrągłe, błękitne oczy. Mały nosek, upstrzony piegami. Pełne, malinowe usta. Lekko odstające uszy. Ma w zwyczaju ubierać się w ubrania, które sama uszyła – puchowe swetry, grube zakolanówki, urocze spódniczki i przykrótkie koszulki. 
Charakter: Nie odziedziczyła tak szczerze optymistycznej natury, co jej siostra, jednak Coral nie można uważać za ponuraka – uśmiecha się często, lecz nie intensywnie i głośno. Gardzi kłamstwem, lecz jest to raczej spowodowane jej urazem z dzieciństwa, kiedy to jej najlepsza przyjaciółka paskudnie ją oszukała – do dzisiaj zdarza się jej być nazbyt podejrzliwą w stosunku do nowych osób. Lubi pomagać, nie tylko ludziom – chętnie zajmuje się zwierzętami, małymi i dużymi. Jest bardzo wrażliwa, czego się raczej wstydzi – potrafi się wzruszyć na filmie akcji, podczas nielicznych ckliwych momentów. Prócz tego, dziewczyna jest także perfekcjonistką, co także częściej jest brane raczej jako jej wada niż zaleta – bo któż zdrów na umyśle siedziałby godzinę nad czyszczeniem własnych okularów, tak, by były nieskazitelnie czyste? Jednak Coral to przyjazna i serdeczna osóbka – może mieć wady, jednak jest osobą lojalną i dane obietnice traktuje bardzo poważnie.
Zainteresowania: Zajmuje się szydełkowaniem, robieniem na drutach, a także szyciem. Początkująca wrotkarka, a także fotografka – jej zdjęcia nie są najlepsze, ale samo uwiecznianie specjalnych dla niej momentów sprawia jej wiele radości. Niedawno zaczęła medytować i uprawiać jogę.
Zajęcia dodatkowe: ???
Inne:
~ Inne zdjęcia 1 | 2
~ Kiedyś próbowała przejść na wegetarianizm, jednak przegrała ze swoim smakiem do sałatki z kurczakiem.
~ Fascynują ją gwiazdy. Wiele razy próbowała pójść na zajęcia z astronomii, ale równie często coś jej w tym przeszkadzało.
~ Nosi okulary, ku uciesze jej mamy – jest krótkowidzem. 
Steruje: Noroelle
Inne pupile: 

Papużki, Lyssa i Nyks. Uparte i bezczelne bestie, jednak zdarzają im się dni dobroci, kiedy pozwalają Coral spokojnie spać w nocy. Mimo wszystko, dziewczyna kocha je bezgranicznie – dostała je na osiemnaste urodziny od swojej cioci, która uwielbia obdarowywać ją dziwnymi prezentami.


Imię: Samuel
Płeć: Ogier
Rasa: Konik polski
Data urodzenia: 19.09.2012 – 6 lat
Charakter: Sammy to najspokojniejsze stworzenie pod słońcem – uwielbia długie przejażdżki kłusem i zabawy z innymi konikami. Amator marchewek i jabłek – żaden koń nie je tyle, co on. Chętnie spędza czas z Coral, choć nie przepada za skokami, które dziewczyna często ćwiczy.
Specjalizacja: Woltyżerka
Umiejętności: Zgrabny, lecz nie za szybki – nie nadaje się do wyścigów, a bardziej na pokazy.
Skoki: 5/25
Ujeżdżenie: 10/25
Prędkość: 0/25
Wytrzymałość: 5/25
Posłuszeństwo: 5/25
Inne: Coral dostała Sammy’ego całkowicie przypadkowo, gdyż jej ciocia wpadła na wspaniały pomysł obdarowania dziewczyny, która nie zna się na jeździectwie, własnym ogierem.
Właściciel: Coral Clothier

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Od Imanuelle C.D. Zaina

Zastanawiałam się, czy ta sytuacja może zrobić się jeszcze gorszą i teraz miałam odpowiedź. Usłyszałam co tak naprawdę myśli o mnie za moimi plecami. Kiedy człowiek nie jest świadomy obecności osoby obgadywanej nie hamuje się i dopiero wtedy widzisz cały obraz, nagą prawdę, której jednak ja wolałabym uniknąć. Teraz wiedziałam, że chciałam w głębi duszy, aby nie myślał o mnie tak źle, chciałam mieć tą nadzieję, że wszystko się jakoś wyjaśni i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Jaka ja byłam głupia. Zawsze chciałam być bardziej inteligentna niż te małe głupie dziewczynki, które bawią się lalkami i wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia ze swoim rycerzem w lśniącej zbroi. Chciałam być silna i niezależna, a złapałam się na ten lep ślicznych brązowych oczu jak jakaś sikorka i co mi z tego przyszło? Siedziałam w pokoju dziewczyny, którą znałam tylko kilka miesięcy, która próbowała mnie jakoś uspokoić, za to ja rozpaczałam za związkiem z chłopakiem, którego znałam nie dłużej od niej, wcale nie lepiej, a tak właściwie to nie wiedziałam czy można było tamtą relację nazwać związkiem. Kilka miesięcy temu w tamtą cholerną zimę, pośród gór Austrii zraniłam go. Zraniłam go w tak bardzo niesprawiedliwy i okrutny sposób, więc czego ja właściwie oczekiwałam? Przecież mogłam się domyśleć, że nie będzie czekał na cud, nie było mnie tak długo, nie odpowiedziałam na żadną wiadomość, nie było o mnie żadnych informacji. Ja znalazłam sobie innego, idealnego wybawiciela Louisa, cudownego prawnika ze świetlaną przyszłością, pieniędzmi, wpływami, pochodzeniem, kulturą osobistą, wychowaniem. Był niczym rodzinny portret mojego ojca w salonie, który podziwiałam jako małe dziecko. Problem był taki, że widziałam drugą stronę taty. Tego ciepłego mężczyzny, który bawił się ze mną w berka po całym domu, który przyciągał mamę do siebie, obejmując ją w talii i całował delikatnie szczerząc się później jak nastolatek. Louis tej drugiej strony nie miał, a tego mi zawsze brakowało w moich byłych. Tylko Zain miał tą drugą stronę, pozbawioną narcyzmu, sławy, stronę śmiesznego słoneczka, które nie bało się robić głupich rzeczy, a wręcz pchało do robienie ich również wszystkie osoby, które akurat napatoczą się pod rękę. Może dlatego to bolało, bo teraz byłam pewna, że nic nie dało się zrobić, że go straciłam. Dlaczego jednak teraz płakałam nad rozlanym mlekiem? Trzeba było się zebrać w sobie, coś zrobić, iść dalej. Miałam wyjście awaryjne, miałam Louisa i ten cholerny ślub, na którego wspomnienie już robiło mi się mdło. Kilka głębokich wdechów. Spojrzałam na Isabelle, która nadal szukała jakiś uspokajających słów, które nagle kilkanaście dobrych minut wcześniej zaczęły płynąć z jej ust. Nie była perfekcyjna w tej dziedzinie, jednak mimo wszystko warto to było docenić. Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją.

niedziela, 12 sierpnia 2018

od Oliego cd Yuu

Powoli przestawałem znosić  kolejne dni w tym miejscu, niby wakacje ale ludzie upierdliwi jak zwykle, ten idiota nie właził mi zbytnio w drogę ale zdarzyło nam się spotkać wzrokiem na dziedzińcu. Nie dochodziło do konfrontacji co mi szczerze  nie przeszkadzało. Jako jedyny chyba Yuu zdecydował się nie wchodzić mi w drogę co przyjmowałem do serca i robiłem to samo. Po prostu starałem się mieć go w dupie. Co było ciężkie kiedy zachowywał się jak największy idiota na świecie, jego laska cały czas piszczała i wyraźnie dawała do zrozumienia całemu światu jaka ona jest zabawna. Jego laska.. Nawet nie byłem pewien czy ze sobą są bo on jednak miał być homo ale może znalazł sobie brodę? Nie należała do ładnych, dość typowa w swojej urodzie blondynka z masą podkładu na twarzy, kiedyś widziałem jak spadła z konia i zjechała twarzą po czapraku.. czaprak przestał być biały a ja nie mogłem wyjść z podziwu .. straciła by pewno z 2 kg gdyby  to z siebie wszystko zmyła. Dodatkowo miała moim zdaniem nosowy głos który chyba przyprawił by mnie o mdłości gdybym musiał go słuchać dłużej niż musiałem przechodząc obok jej osoby. Powoli skierowałem się na stołówkę na której czekał na mnie obiad, miałem w planach zapalić co nieco wieczorem a na pusty żołądek ciężko się to potem znosiło, szczególnie ,że często miewałem gastro fazy. Nałożyłem sobie na talerz solidną porcję zapiekanych ziemniaków i fasolki po czym ruszyłem do garnka w którym pachniał pięknie wyglądający gulasz. Wyłowiłem parę kawałków mięsa i trochę gęstego brązowego sosu po czym ruszyłem do stolika który zdążyłem już ochrzcić moim . Przyłożyłem porcję do ust i podmuchałem czując ciepło które od niej biło. Wykorzystałem ten moment i przejechałem wzrokiem po tłumie ludzi który siedział przy stołach, zatrzymało mnie spojrzenie które wyraźnie na mnie wisiało. Yuu patrzył na mnie nieprzytomnie z zamyśloną miną. A temu ćwokowi o co biega? Pokręciłem głową i wróciłem do jedzenie czyszcząc talerz w zaskakującym czasie. Jak tak dalej pójdzie to wrócę do mojej przed wakacyjnej wagi w dwa tygodnie i nie będę wyglądał już jak więzień w obozie pracy na początku swojej kariery.Wepchnąłem ostatnią porcję fasolki w policzki i szybko opuściłem pomieszczenie bo pojawiało się w nim coraz więcej ludzi, co to oznaczało? Pustki w lesie. Wróciłem do siebie i szybko zwinąłem blunta którego schowałem do paczki papierosów wraz z zapalniczką. Wsunąłem moje przybory do kieszeni i ruszyłem szybko w kierunku upragnionego odprężenia. Jeziorko obok lasu wzywało obietnicą ratunku w razie kolejnego pożaru więc usadowiłem się na podeście . Wsunąłem obletkowaną trawę pomiędzy wargi i podpaliłem wypełniając moje płuca przyjemnym dymem.Wypuściłem go o chwili i kontynuowałem palenie aż w palcach został mi tylko resztki. Moje ciało przyjemnie się wyluzowało i parę napiętych mięśni pościło. Mruknąłem jak by sam do siebie i z lekkim uśmiechem na ustach ruszyłem w drogę powrotną. Niestety nie było mi dane wrócić spokojnie, na polance leżał Yuu . Czemu on leży? Czemu jego koń się pasie obok? Spadł? Nie widzę nigdzie krwi.. Kiedy znalazłem się bliżej dostrzegłem na jego ustach uśmiech. Czyżby spowodowany oddzieleniem od tapeciary?
- No proszę, nie wiedziałem, że szanowny pan Miyamato umie się uśmiechać - Sarknąłem podchodząc bliżej i zachwycony patrzyłem jak uśmiech szybko opuszcza jego wargi.
- Jesteś żałosny. Naprawdę nie rozumiem jak-
- Nie teraz ja mówię.-Zatrzymałem go w pół słowa, Był zjebanym dupkiem i nie zasługiwał nawet na dojście do słowa.
-Jesteś z siebie dumny? Jebany pedale? Cały czas mi robisz jakieś jebane problemy , i po chuj się a mnie japisz na stołówce co? guza brakuje?
- Słuchaj, ty... Nie obchodzi mnie twoje zdanie, ale przerwałeś mi spokojną chwilę. z takimi debilami jak ty w akademiku, w Morgan trudno o nieco umysłowego relaksu, nie sądzisz?- Zamarłem, no racja..
- Nie odpowiadaj, bo przesilisz swój móżdżek. Nie jesteś przyzwyczajony do myślenia, co? Hmm? Mowę ci odjęło? A może twój mózg w końcu wybuchł, nie dał rady wytrzymać z twoim debilizmem wrodzonym?- Mój mózg postanowił w tym momencie odpłynąć i jakkolwiek bym chciał po po prostu nie byłem w stanie przyswoić słów osobnika na którego patrzyłem. Zalety trawy prawda?
- Nie masz mi nic do powiedzenia? No tak, mogłem się tego spodziewać. W takim razie, z łaski swojej, wytłumacz mi chociaż, co tu robisz... - jełopie.
Co miałem powiedzieć ? Przyszedłem się zjarać w 3 dupy żeby nie myśleć o tym co mnie otacza? Czy może powinienem mu od razu wypłakać się w rękaw. Prychnąłem cicho pod nosem .
-Słucham? -Przeniosłem wzrok na wyraźnie zirytowanego bruneta.
-Co mam ci powiedzieć pedale? Nie masz prawa ode mnie niczego wymagać, jestem lepszy od ciebie -Uśmiechnąłem się .
-Słucham? I czemu się tak bezczelnie szczerzysz co/ Dawno w... czekaj czy ty jesteś zjarany? -Podniósł się gwałtownie i podszedł bliżej, zdecydowanie za blisko dla wygody. Zmarszczyłem brwi ale moje przekrwione oczy nie wyglądały najlepiej nawet na co dzień a co dopiero teraz.
 -Może? Nie twój biznes -Prychnąłem i zawróciłem w kierunku akademii.
-Ćpun ! -Rozległo sie za mną warknięcie.
-Chuj ci w dupę.. a nie zaraz tobie by to sprawiło przyjemność.. -Odpowiedziałem nie odwracając się i ruszyłem w kierunku budynków.. Przyjemne mrowienie w głowie mnie nie opuściło więc postanowiłem zamówić sobie coś do jedzenia, najbliższa pizzernia oferowała dowózkę więc po szybkim telefonie czekałem pod akademikiem z pieniędzmi w ręku na kierowcę.
Przyjechał po obiecanym pół godziny , dostał zapłatę i zniknął , niestety ponownie pojawił się osobnik o imieniu na Y. Jak Yetti. Na mój widok najpierw się zmarszczył ale potem  odprężył? Złapał mnie pod ramię i szybko zaczął ciągnąć w głąb budynku.
-Czy mogę ci jakoś pomóc? Łapy przy sobie jeszcze coś od ciebie złapię -Warknąłem .
-Pomogłem ci tyle razy, odwdzięcz się raz, mój ojciec za mną idzie, twój pokój jest bliżej -Syknął . Ohhh cała jego biedna istota w moich rękach.. A pizza pachniała coraz bardziej kusząco. Westchnąłem i ruszyłem spokojnie w kierunku moich drzwi, zatrzymaliśmy się pod wejściem , podałem mu pizzę  ze słowami.
-nie ruszaj jej -I wyciągnąłem klucz z kieszeni, po otwarciu drzwi Yuu dosłownie wleciał do mojego pokoju i odstawił tekturowe opakowanie na posiłek bogów na biurko. Zamknąłem pokój za sobą i odłożyłem klucze na ich miejce.
-Nie ruszaj niczego, masz siedzieć tam -wskazałem na krzesło przy biurku - i nic nie robić.
-Nie rozkazuj mi co? Ja jakoś ci pozwoliłem spać u mnie -Sarknął i usiadł na pufie.
Wypuściłem powietrze z płuc mocno zirytowany ale się już nie odzywałem, głód wygrywał. Sięgnąłem po pizzę i otworzyłem pudełko z uśmiechem na ustach, yess. Zapach salami zaatakował moje dziurki od nosa. na widok czarnych pomiotów z piekła zachciało mi się płakać, połowa mojej pizzy była pokryta oliwkami. Jęknąłem i zamknąłem klapkę.
-Wszystko ok? -Yuu podniósł na mnie wzrok z nad telefonu.
-Oliwki, -Burknąłem. Ponownie otworzyłem pudełko i wyjąłem kawałek bez czarnych pomiotów szatana.
-Zamówiłeś z oliwkami jak nie lubisz? Gratuluję geniuszu- Westchnął. Burknąłem i wgryzłem się w dobry kawałek.
-Chcesz połowę? I tak nie zjem z oliwkami a jest z salami dodatkowo -Zaproponowałem z dobroci duszy.
<Yuu? zatrute?>



sobota, 11 sierpnia 2018

Od Yuu CD Oli'ego

Patrzyłem za wychudzoną sylwetką chłopaka, starając się zachować kamienną twarz. Jacqueline stanęła obok mnie, delikatnie kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nie idź za nim - powiedziała głosem przepełnionym jadem, nie wiedzieć czemu.
- Nie zamierzałem - po chwili jej odpowiedziałem.
Po krótkiej wymianie zdań ze starszą dziewczyną, opuściłem stołówkę i wróciłem do swojego mieszkanka. Pokój przeze mnie oblegany, sypialnia, lśnił czystością. Przed kolacją odniosłem pościel do pralni i od jednej ze sprzątaczek dostałem nową, świeżo wypraną, dlatego teraz mogłem spokojnie opaść na łóżko. Szybko zdjąłem buty i boso ruszyłem do łazienki. Tam zdjąłem z siebie ubrania, a po tym wszedłem pod prysznic. Zimny strumień niespecjalnie mnie rozbudzał, dlatego szybko wyszedłem z kabiny i się przebrałem w "zestaw do spania" przygotowany przeze mnie wczoraj
wieczorem i położony na zamkniętej muszli klozetowej. Przebrałem się i szybko wsunąłem pod koc, zastępujący mi w lato puchową kołdrę. Sen nie przyszedł do mnie od razu, ale w końcu udało mi się odlecieć w siną dal, znaczy do krainy snów. Po ciężkiej nocy mnie też należał się odpoczynek.
- Wstawaj - mruknęła i potrząsnęła Tadashim z ziemi. 
Chłopak odwarknął coś w odpowiedzi i poszedł spać dalej. Mabel nie miała już wyboru, więc zrzuciła go z grzbietu tyranozaura i sama dosiadła wielkiego stwora. Krążący w pobliżu pterodaktyl ochoczo rzucił się na zdezorientowanego człowieka- źródło mięsa. Do szatynki doszedł jeszcze krzyk, zanim zniknęła wśród drzew, porzuciwszy dogorywające zwłoki Tadashiego na pastwę padlinożerców. 
Zadowolony postawiłem kropkę po ostatnim zdaniu, po czym ominąłem dwie linijki i niezgrabnymi literami dopisałem "Koniec". Przejrzałem jeszcze opowiadanie, po czym oddałem je nauczycielce. Może i tematem były niestworzone postacie, ale ja napisałem o dinozaurach, bo powiedzmy sobie szczerze- nie jestem zbyt kreatywny. Kobieta krytycznym spojrzeniem obrzuciła najpierw moją pracę, a potem mnie. Westchnąłem cicho, kiedy obróciła się i energicznym krokiem ruszyła do kolejnego ucznia, który skończył już swoje męki. Reszta lekcji miała mi upłynąć na czekaniu na pozostałą część klasy, aby skończyli, dlatego zatopiłem się w rozważaniach. Od incydentu z Oli'm minęły trzy dni. W tym czasie rozmawialiśmy tylko dwa razy- najpierw na stołówce, tego samego dnia, a później przed stajnią, kiedy przez przypadek na niego wpadłem. Obrzucił mnie wtedy taką ilością wyzwisk, że aż byłem pod wrażeniem jego zasobu słów. Podsumowując, wina leżała po jego stronie, bo nawet nie dał mi czas na przeprosiny. Pomijając fakt, że w życiu bym go nie przeprosił. Nasza... Nazwijmy to relacja, rozbiła się o ścianę nienawiści. Uratowałem mu życie, najprawdopodobniej aż dwa razy. Jednak to bez znaczenia, dopóki patrzymy na siebie przez pryzmat nienawiści. To prawda, że to ja określiłem go homofobem. Ale on zdecydowanie nie był mi dłużny- pedał, debil i chuj powtarzał wtedy najczęściej. Kiedy dużo czasu później rozbrzmiał dzwonek oznajmiający początek przerwy, szybko upchnąłem książki do plecaka i pędem wypadłem z sali.
Wybudziłem się ze szkolnego snu, kiedy rażący promień słońca trafił mnie prosto w zamknięte oczy. Niechętnie przetarłem oczy i sprawdziłem godzinę na telefonie- nie wyrwałem się jeszcze do końca ze sennego wrażenia, że był rok szkolny. A to przecież wakacje, dlatego równo trzydzieści-dwie minuty po siódmej wróciłem do spania.
***

Reszta dnia upłynęła mi spokojnie, ale miałem dużo do zrobienia- chciałem już na dobre skończyć sprzątać- i dopiero pod wieczór znalazłem trochę czasu, żeby móc wpaść do stajni. Zmieniłem buty na te jeździeckie i ruszyłem do budynku. Szybkim krokiem dotarłem do boksu Tooru, w międzyczasie zahaczając o siodlarnię, skąd zabrałem szczotki, uzdę i czaprak konia. Na widok człowieka andaluz zarżał niespokojnie, ale kiedy zobaczył, że to ja, uspokoił się i odsunął od wejścia. Otworzyłem boks, wcześniej witając się z ogierkiem i zabrałem się do roboty. Powtarzające się ruchy szczotki i ciepło bijące z ciała Tooru, bardzo mnie uspokoiły. Kiedy już przed stajnią, w luźnych spodniach siadałem na czapraku, czułem się pewnie. Poprawiłem wodze w dłoniach i lekko ścisnąłem łydki. Ogier próbował wierzgnąć, ale mu nie pozwoliłem- mimo to, trudniej było mi utrzymać się na Tooru bez siodła. Westchnąłem i bardziej popędziłem ogiera. Pozwoliłem mu na zgrabny kłus, dopóki jechaliśmy po żwirowym podłożu. Jednak chwilę później Tooru wyrwał się do szybkiego galopu, po chwili prawie przechodząc w cwał, a osobą, która to spowodowała, był człowiek, którego nie spodziewałem się zastać w Morgan University. Po raz kolejny. Mój ojciec. Ledwo co opanowałem rozszalanego rumaka, po czym skierowałem się w stronę lasu. Nie zamierzałem więcej rozmawiać z tym mężczyzną, którego nawet nie obchodziłem przez około piętnaście lat mojego cudownego życia. Ba! Nie dość, że nie interesował się moją skromną osobą, śmiał jeszcze mi szkodzić. Być może nieświadomie, ale co z tego. Westchnąłem raz jeszcze i skróciłem wiszące wodze. Tooru automatycznie zwolnił, wracając tym samym do stępa. Pozwoliłem mu wyznaczać nasze tempo, skoro bezbłędnie trzymał się wytyczonej przeze mnie ścieżki. Przyspieszyłem nieco i odchyliłem się łagodnie do tyłu. Tooru zboczył z naszej dotychczasowe trasy i galopem ruszył w kierunku otwartego terenu.
Rozpływałem się pod promieniami wieczornego, prawie że zachodzącego słońca. Leżałem na trawie, schowany w cieniu drzew na skraju polany. Dziwne myśli krążyły mi po głowie, ale ja nie zwracałem na nie uwagi- powoli zasypiałem, otulony cieplym powietrzem. Gdzieś w tle docierało do mnie poparskiwanie mojego ogierka, przywiązanego do jednego z wytrzymalszych- a przynajmniej na takie wyglądających- drzew. Uśmiechnąłem się do siebie. Jednak. Zawsze jest jakieś "ale".
- No proszę, nie wiedziałem, że szanowny pan Miyamato umie się uśmiechać - usłyszałem nad sobą szorstki głos. Podniosłem głowę i na widok tego sukinsyna wyżej wymieniony uśmiech od razu spełzł mi z twarzy. Odruchowo warknąłem na blondyna, czym zasłużyłem sobie na jego zimny, wręcz emanujący drwiną śmiech.
- Jesteś żałosny. Naprawdę nie rozumiem jak-
- Nie - uniósł dłoń, tym samym przerywając mi kiedy chciałem coś powiedzieć. Zaprotestować. Odpyskować mu. - Teraz ja mówię.
I tak właśnie Oli zaczął swój monolog, którego po prawdzie nie słuchałem, bo wpadał mi do głowy jednym uchem, a wylatywał z niej drugim. W końcu miałem dość jego bezsensownej paplaniny, więc wbiłem mu się w pół słowa i oznajmiłem:
- Słuchaj, ty... - próbowałem sobie przypomnieć nazwisko Oli'ego, ale było to coś tak pokrętnego, że nie dałem rady złożyć go poprawnie, choćby w myślach. - Nie obchodzi mnie twoje zdanie, ale przerwałeś mi spokojną chwilę. z takimi debilami jak ty w akademiku, w Morgan trudno o nieco umysłowego relaksu, nie sądzisz?
Chłopak długo milczał, a ja zaśmiałem się gorzko.
- Nie odpowiadaj, bo przesilisz swój móżdżek. Nie jesteś przyzwyczajony do myślenia, co? - z satysfakcją obserwowałem jak na policzki Oli'ego wstąpiły blade, ledwo widoczne rumieńce, pogłębiające się z każdą kolejną chwilą. - Hmm? Mowę ci odjęło? A może twój mózg w końcu wybuchł, nie dał rady wytrzymać z twoim debilizmem wrodzonym?
Na usta cisnęło mi się tylko słów, jakimi chciałem go nazwać, tyle zdań, którymi mógłbym go skutecznie zgasić. Widok jego zażenowania wypisanego na zrezygnowanej twarzy sprawiał mi chorą satysfakcję.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - spytałem po jakimś czasie, kiedy blondyn cały czas milczał. - No tak, mogłem się tego spodziewać. W takim razie, z łaski swojej, wytłumacz mi chociaż, co tu robisz... - jełopie.

<Oliś? Wiesz, taki love mode, bo go jeszcze nie zabił>

Od Oliego cd Yuu

Przywykłem do budzenia się w nie znanych mi łóżkach ale zwykle nie miałem wtedy aż takiego kapcia w ustach i pustki w głowie.Nawet nie wiedziałem kiedy znalazłem się poza pokojem . Oparłem się o ścianę i przymknąłem oczy, spałem i to całkiem dobrze .. Pytanie tylko czemu w pokoju tego pedała? Chyba nic nie robiliśmy bo raczej bym... czuł? Pamięć nie bywa moją mocną stroną ale nie spałem z nim.. chyba? Nie byłem goły ani obolały więc wziąłem to jako potwierdzenie mojej myśli.Otworzyłem oczy i odetchnąłem zbierając się na marsz a raczej czołganie się w kierunku mojego pokoju. Miałem coś w stylu kaca? Zmęczenie odwodnienie i pozostałości narkotyku jednak dawały się we znaki. Westchnąłem i przełknąłem ślinę. O fuck.. chyba mocno balowałem bo smak wymiocin mocno zaległ w mojej jamie ustnej. Jakoś specjalnie mi się z mojego miejsca postoju nie śpieszyło ale nie wiedząc co ze sobą zrobić w końcu powoli ruszyłem. Po drodze zostałem zjechany z bara przez jakiegoś faceta który głośno za mną przeklął i szedł dalej. Jęknąłem łapiąc się ściany i starałem się iść dalej, podłoga nie zlewała się już aż tak bardzo ze ścianami ale nadal było grubo. Kiedy doczłapałem do siebie po 10 latach pierwsze co chciałem zrobić to spać.. pomimo tego ,że udało mi się przespać dużą cześć tej nocy to moje ciało chciało więcej.. nie dziwiłem mu się, ostatnio kiepsko szło mi spanie wiec nawet taka ilość snu była zbawienna.. Niestety moje ciało pomimo zmęczenia nadal domagało się czystości, posuwistym ruchem udałem się do łazienki i umyłem zęby pod prysznicem który powoli moczył moją osobę. Wyplułem pianę z ust i schowałem głowę szczoteczki w policzku , nabrałem na dłonie odrobinę mydła i szybko się ogarnąłem nie zwracając uwagi na kolejnego siniaka na moim ciele, ten chyba powstał w jakimś upadku? Tak czy siak, moje biodro było posiniaczone w piękny fioletowy odcień a moje nogi wyglądały tak jak bym grał zawodowo w paint ball-a. Pokręciłem sam na siebie głową i odgarnąłem włosy z oczu, odrosły mi przez wakacje i czekała mnie zdecydowanie wizyta u fryzjera albo.. jakiegoś innego magika od włosów. Wyszedłem odrobinę bardziej ,żywy z pod prysznica i poskładałem ubrania które z siebie zrzuciłem i włożyłem do kosza na pranie.. Będę musiał je niedługo zrobić nawiasem mówiąc bo powoli stosik rósł. Wygrzebałem się z łazienki i ubrałem w spodenki i koszulkę, po czym padłem na łóżko z nadzieją ,ze jeszcze uda mi się odrobinę pospać.. Matka natura była dla mnie wyjątkowo dobra bo usnąłem po 10 minutach bycia trupem na łóżku.

Śniłem po raz pierwszy ud dawna .. byłem w lesie, otaczał mnie dym. Panika w mojej głowie wzrastała kiedy coraz bardziej błądziłem pomiędzy gałęziami które stawały się coraz bardziej sine od dymu. Nabrałem powietrza ale niestety dusiło mnie ono, zaciskało powoli swoje chłodne palce na mojej szyi i oddalało od życia coraz bardziej. Nagły krzyk i uderzenie wybawiło moje ciało. Senne mary zostały przegonione przez.. Czemu ja śnie o Yuu? Ten pedał nawet w snach mnie nie zostawi? Miałem ochotę mu oddać ale moje senne ciało nie pozwalało mi się ruszyć, powoli stanął twarzą w twarz ze mną i się uśmiechnął.
-Jak zwykle ratuję ci dupę?
-Możesz mnie w nią pocałować -Sarknąłem czując jak kolejna fala złości się nasila.
-Jeśli tak nalegasz? -Zaśmiał się i wystawił w moim kierunku rękę, po chwili trzymał moją twarz w dłoni i oglądał z zaciekawieniem w oczach.
-Zostaw mnie -Nie mogłem się ruszyć. Szarpnąłem ciałem które ponownie odmawiało wykonać ruchu, czemu nawet we śnie muszę być zdany na czyjąś łaskę?. Pochylił się tak ,ze nasze nosy stykały się ze sobą.
-Nawet nie wiesz czego chcesz -Szepnął i .. Tutututtututut.. tu . tututututututut.. Zmarszczyłem brwi? Czemu.. W lesie dzwoni iPhone? Zmarszczyłem brwi i nagle .. to mój telefon


Podniosłem głowę mało przytomny i odebrałem połączenie przykładając telefon do ucha.
-Halo?- Raczej nie brzmiałem na wyspanego ale tyle przynajmniej.
-Gdzie ty jesteś? -Męski głos zagrzmiał w słuchawce.
-W pokoju? Śpię?
-Stary , kurwa zgadaliśmy się na towar na tę godzinę .. co do chuja? wystawiasz mnie teraz? - Fig warknął do słuchawki. Poderwałem się szybko z łóżka.
-Sory zmęczony jestem trochę wiesz.. imprezy -Kłamałem jak z nut.
-Z ile będziesz?
-Max 10 minut, już jadę, ile tym razem?
-150.. Robię ci zapasy bo mnie nie będzie w tym miesiącu, muszę zejść z widoku, ktoś się kręcił ostatnio.. trawa i tabletki -Burknął a ja podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Ok.. zaraz będę.- Odłożyłem telefon na materac i podniosłem się w kierunku szafy, znalazłem ubrania które pasowały mi na ten dzień.. Czarne spodnie i zwykły biały t-shirt.. Nie ma co kombinować z ubieraniem się jak jadę tylko szybko na miasto. Zgarnąłem portfel i kluczyki do samochodu i telefon z łóżka i tyle mnie widzieli. Dopiero w drodze dotarło do mnie co mi się śniło, jakieś fazy po tabsach pewno. Kiedy dojechałem Fig już czekał spokojnie paląc papierosa. Podszedł do samochodu i wskoczył na miejsce obok kierowcy.
-Miło cię widzieć.. nie zaćpaj się tym wszystkim na raz bo to porządne zapasy.. -Podał mi papierową torebkę, otworzyłem ją i spokojnie obejrzałem zawartość, ładna porcja trawy i 10 niebieskich tabletek. Idealnie..
-Dzięki doceniam troskę -Wepchnąłem mu w dłoń pieniądze i czekałem aż przeliczy. Miał odpowiednią ilość a nawet trochę za dużo.. lubiłem mu zostawiać napiwki bo wiedziałem wtedy ,że mnie nie okłamie albo nie sprzeda mi żadnego szajsu. Kiwnął głową chowając pieniądze do kieszeni.
-Odezwę się jakoś za 2 tygodnie, jadę na wakacje gdzieś daleko -Mruknął spokojnie i wysiadł z samochodu na pierwszym lepszym rogu. Odprężyłem się dopiero na parkingu akademii. Mam kurwa idealną porcję na.. nie mówię ,że chcę się zaćpać ale .. kto by nie chciał? Przecież można by było odpłynąć bez cierpienia które może zadać inna śmierć tak? Nie będę się ciął jak jakieś głupie nastolatki których nie pokocha ich idol.. Prychnąłem na siebie wrzuciłem papierową torbę do plecaka po czym ruszyłem do siebie z plecakiem na ramieniu. Po drodze minęło mnie paru uczniów którzy już wrócili z wakacji i przygotowywali się do nowego roku szkolnego albo po prostu nie wiedzieli gdzie wyjechać. Ja w tym roku zostałem bo nie chciało mi się udawać idealnego synka przed ojcem który i tak się mnie wyrzekł  odrobinkę.. Odrobinkę.. Z resztą co ja będę roztrząsał sprawy? Dostaję nadal hajs więc się nie wychylam już aż tak bardzo. Kiedy doczłapałem się do siebie rozpakowałem wszystko po pokoju i zerknąłem na godzinę, czas na kolację.. Znowu udało mi się ominąć obiad i śniadanie przez to ,ze nie miałem co ze sobą zrobić. Westchnąłem , jak tak dalej pójdzie to  schudnę za bardzo i nawet siły nie będę miał, muszę jeść jednak..  Facet musi wyglądać tak? Nie mogę być szkieletem.  Wyczłapałem z pokoju prostując się i ruszyłem na stołówkę, kolacja była tradycyjnie mało obleganym posiłkiem bo ludzie jednak zamawiali kolacje z miasteczka i siedzieli w pokojach albo imprezowali. Zgarnąłem na talerz parę kanapek i jajecznicę i ruszyłem do stolika. Otwarte okno obok kusiło obietnicą wieczornego wietrzyku. Podniosłem głowę na kobiecy pisk , do pomieszczenia wszedł.. Czy on naprawdę się pojawia tam gdzie ja? Yuu i jakaś laska która aktualnie pokazywała mu język.. Klasa sama w sobie. Zapchałem sobie usta porcją jajecznicy i popiłem zimnym sokiem.
-yuu Chcę to ! -Piskliwy głos zaatakował moje biedne uszy.
-HM... -Coś odpowiedział ale całe szczęście na tyle cicho ,ze nie musiałem się zmagać z jego głosem. Przełknąłem ostatni kęs jajecznicy i zdecydowałem się zabrać jeszcze parę kanapek na wynos, kto mnie tam wie.. zgłodnieje pewno. Ruszyłem w kierunku podświetlonego stołu który uginał się pod swoim dostatkiem... i tak zmniejszyli porcje które były podawane bo .. nie schodziły tak jak w roku szkolnym, złapałem parę kromek chleba i spokojnie oddałem się czynności zmiany ich w kanapki.
-Głodny?-Drwiący głos odezwał się obok mnie.
-Nie kurwa tak sobie lubię robić kanapki -Warknąłem nie podnosząc głowy z nad czynności.
-Zabawny jak zwykle -Sarknął Yuu i nałożył sobie pomidora na talerz który i tak uginał się już pod jedzeniem.
-Do usług.. A teraz spierdalaj.
-Należy mi się jakieś dziękuje nie sądzisz? Uratowałem ci twoją homofobiczną dupę już nie pierwszy raz..
-Spierdalaj, dziękuję - Uśmiechnąłem się wrednie w jego kierunku i odwróciłem się ruszając w kierunku wyjścia.
<Yuu? umm.. szybki ten odpis jakoś dziwnie?>
ps. kurcze dawno tyle nie napisałam.. brawo dla mnie !

piątek, 10 sierpnia 2018

Od Yuu CD Oli'ego

- Sam się wykończę, więc możesz już spierdalać - warknął chłopak. Z trudem dźwignął się na nogi, kiedy ja usilnie analizowałem jego słowa. Nie zauważyłem momentu, w którym chłopak zaczął ziewać, ale nie przegapiłem chwili, w której zaczął osuwać się z powrotem na ziemię. Westchnąłem przeciągle i przytrzymałem jego bezwiedne ciało, chwytając blondyna za ramię.
Wydawało mi się, że Oli mruczał coś do siebie jednak średnio mnie to obchodziło. Powinienem tego skurwysyna wywlec gdzieś w głąb lasu, porzucić go na jakiejś polanie i najlepiej sam ją jeszcze podpalić. Powinienem, ale jego bezsensowny bełkot mi na to nie pozwalał. Przykucnąłem przy jego ciele, pozwalając aby w momencie puszczenia chłopaka, Oli z impetem uderzył o bruk. Zamachnąłem się i mocno uderzyłem blondyna w twarz. W odpowiedzi usłyszałem niewyraźny jęk, a sam zainteresowany próbował obrócić się na drugi bok.
- Stary, opanuj się - pacnąłem chłopaka w policzek. Nie usłyszawszy odpowiedzi, westchnąłem. - Halo? Słyszysz mnie? - napotkałem zamglony wzrok Oli'ego.
Westchnąłem i rozejrzałem się wokół. Nie było nawet ptaków. Ostatniego ucznia Morgan widziałem przy wejściu do akademika, więc nie miałem nawet kogo zawołać, żeby mi pomógł. Widziałem jak oczy blondyna lekko uciekają do środka głowy, ukazując przekrwione białka. Przyłożyłem palce do szyi chłopaka.
- Kurwa.
Wyczuwałem słabnący z każdą chwilą puls, a Oli wręcz rozpływał się na ziemi. W tamtej chwili nie miałem pojęcia, co ten wariat ze sobą zrobił, ale już wiedziałem co miał na myśli, mówiąc sam się wykończę. Pokręciłem głową nad ego głupotą, po czym złapałem i podniosłem. Chłopak, na wpół przytomny, ledwo się utrzymywał na nogach, ale przynajmniej nie musiałem go całkiem nieść. Położyłem jego ręce na swoich barkach i zacząłem prowadzić- choć lepszym określeniem byłoby wlec- w stronę akademika. Dużo czasu później, po walce z zablokowanymi drzwiami i boju o każdy stopień na schodach, położyłem go na swoje zdemolowane łóżko i popędziłem do kuchni po szklankę lub kilka wody. Kiedy wróciłem, Oli wymiotował na podłogę. Westchnąłem, ale pomogłem mu się podnieść i prowizorycznie wyczyścić.
- Pij - podstawiłem mu pod nos szklankę. Niechętnie ją przyjął i  zaczął pić małymi łyczkami. - Mogłem cię zaprowadzić do pielęgniarki, czy coś - stwierdziłem po chwili.
Blondyn nie odpowiedział, cały czas pijąc wodę. Kiedy szklanka była pusta, odstawiłem ją od prawie sinych warg chłopaka i podałem kolejną. Ja w czasie, kiedy blondyn powoli dochodził do siebie, kilkakrotnie sprawdziłem mu puls i odwiedziłem toaletę, wytrzasnąłem skądś mop i pościerałem orzyganą podłogę. Tyle dobrze, że dywan nie ucierpiał.
- Już ci lepiej? - spytałem po dłuższej chwili ciszy, gdy Oli siedział poskręcany na moim łóżku i tępo gapił się gdzieś w przestrzeń przed sobą.
- Tak - mruknął cicho. Tak cicho, że praktycznie domyślałem się, co właściwie powiedział. Skinąłem głową. - Dziękuję.
Wydawało mi się, że naprawdę podziękował, ale nie. Kiedy szybko na niego zerknąłem, jego usta były zaciśnięte w wąską kreskę, a wzrok mętny i bez wyrazu. Mentalnie beształem się za wymyślanie niestworzonych historyjek, lecz w głębi duszy byłem zawiedziony. Możliwe, że uratowałem temu homofobowi życie, a nawet jeśli nie, to przynajmniej uratowałem przed publicznym pośmiewiskiem, że zemdlał. Chyba należało mi się coś w styku "dziękuję".
- Jesteś w stanie wrócić do siebie? - spytałem czując, że byłem na skraju wytrzymania i potrzebowałem minimalnej choć dawki snu. A wcześniej chciałem go po prostu stąd wywalić. I tak, nawet możliwe, że nieświadomie, nadużył mojej gościnności. Nawet jeśli ja sam na to pozwoliłem.
Przedłużającą się wciąż chwilę ciszy uznałem za odpowiedź na nie, dlatego wygodniej ułożyłem się na podłodze i mruknąłem z przymkniętymi oczami:
- Połóż się spać, potrzebujesz odpoczynku. Gdybyś miał znowu puścić pawia - urwałem i wskazałem na drzwi do łazienki. - Tam jest kibel, tylko nie orzygaj deski.
Nie miałem na nic ochoty, ale nie miałem też wyboru. Jeszcze kilka razy poprawiłem się na twardym podłożu, po czym z głową opartą pod komicznym kątem o szafkę nocną, zapadłem w mało przyjemną drzemkę.

***

Obudził mnie wszystkim znany odgłos budzika. Naprawdę nie wiem, skąd wziął się takowy koło południa, jednak po odsłonięciu zasłon zrozumiałem. Był już ranek kolejnego dnia, a mnie niemiłosiernie bolał kark. Pomasowałem wystającą kość, po czym klapnąłem na niezajętą część łóżka. Potrząsnąłem śpiącym chłopakiem kilka razy, a kiedy to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, zafundowałem Oli'emu plaskacza w twarz, tak z rana. Blondyn jęknął przeciągle i powoli podniósł się do pozycji siedzącej, wciąż z zamkniętymi oczami.
- Wstawaj, nie marudź - warknąłem na niego, gdy cały czas nie podnosił się z pościeli. W końcu Oli dźwignął się z łóżka i bez słowa ruszył w stronę przedsionka. Zdziwiony ruszyłem za nim i złapałem go praktycznie w progu, gdy poprawiał swoje buty.
- Już czuję się dobrze - oznajmił ze znudzoną miną, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. Nie pozostało mi nic innego jak uprzejmie wypierdolić go za drzwi.
- Okej, asie - mruknąłem, po czym złapałem go za przód koszulki i pociągnąłem do góry. Musiał się głodzić albo miał świetną przemianę materii, bo ważył tyle co nic. - Tylko nie zabrudź korytarza, bo tego już nie będę sprzątał.
Po czym otworzyłem drzwi i odstawiłem go przed wejściem, energicznie stawiając go na podłodze. Zatrzasnąłem drzwy i przekręciłem klucz, a następnie wróciłem do łóżka. Skopałem z niego pościel i zdjąłem prześcieradło, żeby pozbyć się odoru wymiocin blondyny. Kiedy uporałem się z brudami, postanowiłem ogarnąć resztę pokoju.
- Skoro zacząłem już sprzątać, to czemu by nie urządzić wielkich porządków? Bo czemu nie? - mruczałem do siebie, gdy odkurzałem nazbierane w kątach pokojów pajęczyny.
Z ponurych rozmyślań wyrwały mnie kilkukrotnie powtórzony dzwonek do drzwi. Odłożyłem na półkę gąbkę, którą w tamtym momencie myłem umywalkę i z ociekającymi wodą rękoma, podszedłem do drzwi. Zajrzałem na korytarz przez oko judasza, ale nic nie zobaczyłem, poza pustymi, pomalowanymi na jasnozielono ścianami. Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się, aby z powrotem pójść do łazienki, ale zatrzymał mnie dźwięk dzwonka. Kolejny raz rozbrzmiał w moich uszach, okropnie mnie irytując, dlatego z rozmachem otworzyłem drzwi, żeby uciszyć a najlepiej poddać bolesnym torturom osobę, która odważyła się zakłócić mój dotychczasowy spokój. Na widok nieproszonego gościa, bezczelnie sterczącego przed moim mieszkaniem, usta same ułożyły mi się w słowa:
- Bardzo cię proszę...

***

- Możesz mi do cholery powiedzieć, czemu kazałeś własnemu ojcu opuścić teren swojego mieszkania!? - zaraz po odebraniu połączenia, usłyszałem pełen pretensji, ostry głos matki. Dokładniej rzecz biorąc kazałem mu wypierdalać, ale najwyraźniej mojej cudownej mamusi nie przechodziły przez gardło takie słowa. Szkoda, że kiedy byłem w domu, nie miała oporów przed uczeniem mnie takiego pięknego słownictwa. Oczywiście poprzez określanie mnie różnymi cudownymi epitetami.
- Nie sądzę, aby to była twoja sprawa - odpowiedziałem po chwili wahania, Mimo wszystko to była moja rodzicielka.
- Oczywiście, że to jest moja sprawa! W końcu jesteś moim synem! - z telefonu dobiegały mnie jej zirytowane słowa jednak nie słuchałem matki.
- Nie.
- Nie? - udało mi się ą zdziwić. Pierwszy raz w życiu, brawo dla mnie.
- Nie - potwierdziłem, po czym odsunąłem komórkę od ucha i kliknąłem czerwoną słuchawkę. Doszło do mnie jeszcze pipczenie, powtórzone z trzy razy, a potem zapadła cisza.

<Oli? Opisujesz to tak pięknie, że bałam się, że z własnych doświadczeń xd>

od Oliego cd Yuu

Nabrałem głęboko powietrza w płuca, nadal nie rozumiem co się dzieje. Czemu świat dookoła mnie tak zabawnie się rozmywa? Nie wziąłem aż tak dużo .. prawda? Przymknąłem oczy i słuchałem jak moje serce szaleje w piersi, kolejny oddech pozostawiał mnie z pewną trudnością . Kolejny, kolejny i kolejny. To zabawne uciskanie pod żebrami zmalało ale nie zniknęło kompletnie, ciekawe po jakiej dawce mógł bym się nie obudzić? Westchnąłem i ponownie przymknąłem oczy, nawet nie wiedziałem jak nazywał się narkotyk który aktualnie mnie otumaniał, diler powiedział ,że mnie wyluzuje , zapomnę o wszystkim i nie będę się martwił niczym. Miał rację, jednak zaufany diler to dobry fundament życia i funkcjonowania. Komputer na biurku cicho buczał swoje melodie ale słowa piosenkarza zlewały się w jeden cichy szum, nie obchodziło mnie nic, co o dziwo nie było czymś co mogłem o sobie powiedzieć od dawna. W sumie to nigdy nie mogłem tego powiedzieć, nawet teraz w chwili złudzonego i wymuszonego na moim umyśle otępienia nie potrafiłem do końca zamknąć kanału myśli który tkwił bezustannie gdzieś z tyłu mojej głowy. Podniosłem się i pozwoliłem nogom leniwie zaprowadzić moje ciało pod prysznic, zimna woda oczyszcza umysł jeszcze bardziej, to zabawne ,że nawet zaćpany znajdę coś co mnie bardziej otępi, teraz woda i narkotyki, może czas zmienić dawki? Podwoić? Podobno i tak brałem dużo bo Dealer zwany Figiem nie chciał mi sprzedawać więcej w ciągu tygodnia. Dawkował mi narkotyki które sam sprzedawał, ale dobrze myślał musiał sobie utrzymać klientelę przy życiu.. Odkręciłem wodę i wsunąłem się do kabiny nie zwracając uwagi na ubrania które miałem na sobie, to dziwne ,tylko po dobrej dawce byłem w stanie na chwilę przestać czuć się aż tak nie uporządkowanym. Zimny strumień obmywał mnie powolnie z brudu dnia teraźniejszego, wkradał się pod ubrania i zostawiał za sobą zimny strumień odnowienia który powoli budził moje ciało z letargu który wywołały narkotyki, niestety nawet taka dawka nie utrzymywała się w moim organizmie długo. Jęknąłem cicho i zdjąłem koszulkę , potem w ruch poszły spodnie i bieliznę, zimno przenikało mnie do kości ale nadal nie odbierało mi myślenia. Zakręciłem głowę zrezygnowany , nie mogłem iść spać, musiałem ogarnąć ubrania które aktualnie leżały zwinięte w mokrą kulkę w zlewie, powiesiłem je na kawałku sznurka pod prysznicem i ruszyłem do sypialni kapiąc wodą na dywan, znalazłem ręcznik i wytarłem się dokładnie .
-Oli co ci się stało? -Cichy szept dobiegł moich uszy, odwróciłem się ale nie było za mną żadnej żywiej duszy.
-Co? -Odpowiedziała mi cisza więc wróciłem do szukania piżamy.
-Czemu to tak wyszło? Nie masz do siebie żalu ? -Znów ten głos. Odskoczyłem z koszulką od piżamy zablokowywaną na mojej głowie.
-O chuj ci chodzi? Nie znam cię.- Warknąłem w kierunku z którego wdawało mi się dobiegał głos.
-Nic nie rozumiesz -Westchnięcie i .. cisza. Uwolniłem swoją głowę i rozejrzałem się po pokoju, serce biło mi odrobinę za szybko a w gardle zaczęła formować się gula której nie mogłem przełknąć. O chuj mi znowu chodziło? Zwinąłem się pod kołdrą i starałem się spać, nie szło mi to najlepiej bo cały czas w głowie odzywał się ten głosik i szeptał o tym jak bardzo się zmieniłem. To wszystko zaczęło się od momentu tego pożaru w lesie, spędziłem trochę czasu w szpitalu owszem , dostałem leki i podobno nie doznałem urazu ale cały czas miałem po prostu wrażenie , że coś jest ze mną mocno nie tak. Jebać to wszyto i do jebać przez wielkie J. Nie pomagało nic, leki, narkotyki ba , nawet dzikie noce z nowo poznanymi osobami. Wszystko zamazywało się w jedną wielką obojętność. Przykryłem głowę poduszką i wydałem z siebie cichy jęk, kolejna bezsenna nocy nadchodzę ! Zrezygnowany wygrzebałem się z pod okrycia i naciągnąłem na siebie bluzę, spacer mi dobrze zrobi prawda? Po około 30 minutach krążenia znalazłem się w okolicy lasu, było jeszcze minimalnie widać ślady po ogniu ale natura powoli nadrabiała zaległości. Przykucnąłem na skraju nie potrafiąc wejść głębiej, ten jebany ogień wszystko zjebał. Szuranie liści obok mnie zdziwiło mnie, kto wychodzi na spacery o takiej godzinie? Jak by los sam tego chciał obok mnie powoli przeszedł Yuu, stanął i zawiesił na mojej osobie wzrok, musiałem wyglądać naprawdę żałośnie bo prychnął
-Planujesz się znowu spalić idioto? Może tym razem ci się uda?
-Spierdalaj dobra? -Warknąłem bardziej do siebie niż do niego i odwróciłem się ponownie w kierunku lasu, siedziałem na jakimś kamieniu który był o dziwo jeszcze t5rochę ciepły od słońca które musiało go nagrzać w ciągu dnia.
-Jasne, dla ciebie wszystko księżniczko homofobii
-Nie...A z resztą nie ważne -Splunąłem i zwiesiłem głowę, nie miałem siły się nawet kłócić, w głowie mi szumiało i nadal byłem trochę na haju.
-Mhm.. a tak w ..- Zaczął mówić ale jego słowa zlały się z wszech obecnym szumem który zwiastował deszcz. Podniosłem głowę na niebo i uśmiechnąłem się do siebie, tego momentu mi nikt nie zabierze co?  Odchrząknięcie mnie ponownie wyrwało z myśli. Przeniosłem leniwie wzrok na Yuu który stał teraz raczej zdziwiony, niepewny i.. zabawnie marszczył brwi.
-Co?, problem? Zostaw mnie w spokoju cioto -Sarknąłem po swojemu i podniosłem się  , nie wyliczyłem jednak ,że siedzenie i osłabienie organizmu sprawi ,że ucieknie mi trochę ziemia z pod nóg. Jęknąłem cicho opierając się rękoma. Klęczałem  opierając się o trawnik i czułem jak moja godność opuszcza każdy centymetr mojego ciała. Zajebiście.
-Już? Jebany homofob, może jednak powinienem cie zostawić w tym lesie?
- Sam się wykończę więc możesz już spierdalać -Tym razem udało mi się podnieść do pozycji pionowej. Przetarłem oczy i ziewnąłem, wreszcie senny? Czy to jakiś cud?
<Yuu? możne być troszku chaotycznie wybacz za to?>

czwartek, 9 sierpnia 2018

Informacje



Witajcie!

Jak wielu z was zauważyło, blog był tymczasowo wyłączony z użytku, gdyż były wprowadzane na nim zmiany. Poniżej zostały rozpisane poszczególne z nich.

Nieco inny wygląd

Morgan University może się poszczycić zupełnie świeżym i specjalnie przygotowanym na potrzeby bloga szablonem, autorstwa AmikaMika. Mamy nadzieję, że przypadnie on wam do gustu!

Level up! Czyli kilka słów o doświadczeniu

Jak możecie zauważyć, zakładka z punktami doświadczenia została porwana przez kosmitów usunięta. Nie znaczy to, rzecz jasna, że wasze ciężko zbierane PD zniknęło bezpowrotnie. Zamiast tego, wprowadziliśmy punkty umiejętności (zwane dalej PU) oraz walutę ( £ ). Uzyskane wcześniej punkty doświadczenia zostały w nie zmienione zgodnie ze wzorem, więc nikt nie został pokrzywdzony. Na co jednak można wydać ciężko zarobione pieniądze?
Od dzisiaj na MU działa sklep, gdzie można kupić sprzęt dla waszych czworonożnych przyjaciół. A jeśli uważasz, że jeden koń to za mało, zapraszamy do hodowli i do licytacji, gdzie za odpowiednią cenę możesz nabyć nowego kopytnego. Również od tego momentu istnieje możliwość krycia swoich klaczy jednym z oferowanych ogierów lub koniem innego gracza. Dlaczego jednak krzyżowanie odpowiednich koni jest teraz ważne?

Szybki jak wiatr, zwinny jak błyskawica

Od teraz każdy z koni posiada statystyki, takie jak skoki, prędkość, ujeżdżenie, wytrzymałość i posłuszeństwo! Poprzez treningi, dane umiejętności mogą być zwiększane aż do maksymalnej wartości, równej 25 punktów. Na początku, przy tworzeniu konia, można maksymalnie rozdzielić 20 punktów pomiędzy wszystkie statystki, więc czym prędzej zajmijcie się gospodarowaniem im między swoje konie!

Na początku było... prawo

Dokonano kilka zmian w regulaminie, więc zachęcamy do zapoznania się z nim jak najszybciej. Wiadomo, nieznajomość prawa szkodzi i nie zwalnia z jego przestrzegania, et cetera, et cetera.

Kiedy wskoczyć na koń?

Zmiany ogarnęły również plan jazd i lekcji, mamy więc nadzieję, że przypadnie on wam do gustu bardziej niż poprzedni.

Królestwo za konia... stajennego

Każdy uczeń musi wybrać jednego z koni stajennych, na których będzie prowadził poranne lekcje. Wiele nowych kopytnych pojawiło się w zakładce, więc dlaczego nie rzucisz teraz na nie okiem?

A po lekcjach coś luźnego

Pojawiły się koła zainteresowań, do których każdy z was może dołączyć w odpowiednim momencie. Co za tym idzie, będą poszukiwani ich przewodniczący oraz, rzecz jasna, członkowie. Być może w przyszłości poszczególne koła będą oferować coś więcej niż dobrą zabawę i nowych znajomych.

Znajomi nieznajomi

Kolejną nową zakładką są postacie NPC (Dla tych, co nie kojarzą: Non - Playable Character). Jak sama nazwa wskazuje, są to uczniowie szkoły, mający jednak bardziej na celu urozmaicić opowiadania członków niż tworzyć nowe wątki. Postacie NPC nie piszą wątków oraz nie można ich skrzywdzić bez zgody właściciela. Jeśli chcesz samemu stworzyć jednego z nich, formularz znajduje się ponad spisem.

Przy innym ognisku spotkamy się znów

Z żalem i ubolewaniem zawiadamiamy, że Daisy odchodzi z naszego grona z własnej decyzji. Dziękujemy za spędzony razem czas i z wielka chęcią przyjmiemy cię ponownie w nasze ramiona w przyszłości.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Od Jeremy'ego do Siergieja

Odprowadziłem wzrokiem schodzący ze sceny zespół. Miałem wystąpić po nich. Nerwowo przestąpiłem z nogi na nogę. Tłum spragniony kolejnej rozrywki stopniowo cichł, by dopuścić do głosu mężczyznę, który miał mnie zapowiedzieć. Przypominał on gadającą piłkę, ubraną w ciemne jeansy, kowbojki z jasnobrązowej skóry i turkusową koszulę, którą zrobił kolorowy bolo tie. Tylko dzięki niemu można się było dowiedzieć, gdzie prowadzący ma szyję, gdyż całe jego ciało zdawało się zlewać w jedną, wielką kulę. Moje rozmyślania przerwał jego głos, a dokładniej moment, w którym wykrzyknął moje imię i nazwisko. Publiczność zachęciła mnie brawami. Powoli wszedłem po drewnianych schodach na scenę. Stanąłem na jej środku i odwróciłem się twarzą do tłumu. Poprawiłem skrzypce na swoim barku i ułożyłem smyczek na strunach. Dopiero, kiedy zapadła cisza, zacząłem grać "Roundtable Rival" Lindsey Stirling. Z uśmiechem spojrzałem na dzieci, które ruszyły w tan.
***
Wróciłem do domu wraz z rodzicami po zakończeniu imprezy. Słońce już dawno ustąpiło miejsca księżycowi. Wysiadłszy z samochodu zaparkowanego przed domem, spojrzałem na rozgwieżdżone niebo. Piaszczysta równina przypominała w świetle księżyca powierzchnię satelity. Jedyną rzeczą, która mówiła, że tak nie jest była srebrna tarcza, unosząca się nade mną. Przez brak jakichkolwiek zabudowań w okolicy zdawało się, że czarna tkanina ozdobiona diamentami opada coraz niżej, by zakryć swoim ciężkim ciałem całą planetę.
Rodzice skierowali się w milczeniu do domu. Nie rozumiem, jak mogli nawet na chwilę nie zawiesić wzroku na tym obrazie.
Zdawało mi się, że mama uśmiechnęła się do mnie, zanim zniknęła za drzwiami. Ja natomiast poszedłem sprawdzić, co u Mustanga.
Koń leniwie skubał trawę. Gdy tylko zbliżyłem się do niego, stworzenie uniosło na mnie wzrok. Pogładziłem jego pysk.
- Tęskniłeś?
Koń trącił mnie łbem. Z uśmiechem przytuliłem go.
- Ja też.
***
Po jakimś czasie wszedłem do domu. Słysząc podniesiony głos ojca, ruszyłem w stronę kuchni, z której to on dochodził. Zatrzymałem się jednak przy drzwiach.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. Wszyscy mówią, że chcieliby, żeby ich dzieci były takie, jak Jeremy. - moja matka wyraźnie starała się uspokoić swojego partnera.
- Mój syn powinien robić coś znacznie poważniejszego niż zgrywanie klauna. - prychnął mężczyzna.
- To źle, że ludzie się cieszą?
- Śmieją się z niego. Myślisz, że tak bardzo zachwycają ich jego występy?
- Sami mi to powiedzieli.
- Bo już by powiedzieli prawdę. Nie martw się. Problem się rozwiąże już niedługo. Zapisałem go do szkoły prawniczej w Austin. - Bob zawinął ręce na piersi.
- Bez mojej i jego wiedzy? No wiesz ty co? - mama wyraźnie nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała.
- Wiem, co robię. Nie potrzebuję waszej aprobaty. - ojciec pewnie zamierzał zakończyć tymi słowami temat, który prawdopodobnie sam zaczął.
- A co z koniem? Nie zapakuje go do walizki. Wiesz jak bardzo się lubią. Ta szkoła jest zdecydowanie za daleko.
- Już postanowione. Nasz syn musi w końcu zmężnieć.
- A co ze szkołą jeździecką? Jeremy ma potencjał.
- Jazda konna? Serio? Myślisz, że z tego można się utrzymać? - prychnął brunet.
- Oczywiście. Jest wiele możliwości. Wyścigi konne, własna szkoła jazdy,...
- Chyba hodowla i sprzedaż do rzeźni na salami.
- Nie mówisz poważnie.
- Tak ci się wydaje? Po jego wyjeździe będzie przynajmniej jakiś pożytek z tego darmozjada. Bezprzewodowa kosiarka.
- Odszczekaj to. - warknąłem. Mustang to mój przyjaciel, a nie specjał jakiejś kuchni.
Ojciec spojrzał na mnie rozbawiony.
- Nie masz prawa o nim decydować. Nie jest twoją własnością.
- Póki ze mną mieszkasz, obaj nią jesteście.
- Do czasu.
Szybkim krokiem skierowałem się do swojego pokoju. Z hukiem zamknąłem drzwi za sobą. Wyciągnąłem największy plecak i zacząłem pakować siebie oraz Mustang'a. Ciemny materiał rozciągnął się nieco, mimo że bagaż zawierał jedynie niezbędne rzeczy. Postanowiłem ułożyć je inaczej, co w efekcie rozwiązało problem.
Wiedziałem, że przez sytuację w kuchni będę kontrolowany przez mamę do momentu, aż zaśnie. Uznałem więc, że najlepiej będzie, jeśli poczekam do rana.
***
Wstałem chwilę przed słońcem i dokończyłem przygotowania. Na koniec napisałem krótki list do matki, w którym przepraszałem ją za ucieczkę z domu. Dodałem, że zrobię wszystko, żeby spełnić marzenia o jeździectwie i sprawić, by była ze mnie dumna. Obiecałem też, że wrócę po nią, by mogła żyć w spokoju, z dala od mężczyzny, którego zmuszony jestem nazywać ojcem, a ona mężem. Zdecydowanie na nią nie zasługiwał.
Bezszelestnie wyszedłem z domu, zamknąłem drzwi i wrzuciłem klucz przez uchylone okno. Przedmiot wydał charakterystyczny odgłos przy kontakcie z podłogą.
Czym prędzej wyprowadziłem konia ze stajni własnej roboty, przymocowałem bagaż do jego grzbietu i dosiadłem go. Obaj ruszyliśmy w nieznane.
***

czwartek, 2 sierpnia 2018

Od Zaina cd. Imanuelle

Miałem nadzieję, że Mike zabierze mnie w mniej efektowny bar, niż sądziłem. Liczyłem raczej na miejsce bardziej skromniejsze, ale potem przypomniałem sobie, że w końcu nie jestem z nikim innym, jak z Mikiem.
Chłopak przeciska się przez tłum, jakby tu był już nie raz, a przecież w swojej okolicy ma inne kluby, znacznie bliżej. Jestem zdziwiony, że obce miejsce na nim nic nie robi. Ja z reguły omijam ich, bo mam takie polecenie z góry.
"Utopię cię w Tamizie, jak zobaczę twoje niekorzystne zdjęcia zrobione w jakimkolwiek klubie na świecie. Nie po to prowadzę twoją karierę, byś rujnował ją sobie jednym wypadem" - to słowa mojej menadżerki, ale obecnie nie obchodzi mnie nic. Nawet to, że narażam się na gniew najgorszej kobiety chodzącej na tym świecie.
Ale nagle znowu sobie przypominam, że to w końcu Mike.
Podążam zanim, widząc jak zajmuje miejsce niedaleko skraju lady i wita się z barmanem. Wnioskuję, że mówił na serio z tym darmowym alkoholem, po tym jak przebiega rozmowa między nimi. Siadam obok i oglądam się za siebie.
- Jeszcze cię takiego spiętego nie widziałem - Mike spogląda na mnie z wymalowaną ciekawością na swojej twarzy, tak jakby czekał na porywającą w odmęty zabawy opowieść. Przewracam oczami i zamierzam za szybko nie zwierzać się komukolwiek z moich problemów. Wiedziałem, że wkrótce i tak będę winien mu coś powiedzieć, ale obecnie nie jestem chętny, aby ta sprawa zawładnęła całym moim życiem. Choć robi to wyjątkowo łatwo.
- Biorąc pod uwagę, że wybrałeś chyba najbardziej zatłoczony bar, jaki może istnieć w okolicy, zaczynam mieć podejrzenia, że znowu w odurzeniu alkoholowym, ogłosisz światu, że tu jestem i zarobisz na moim nazwisku. Tak jak trzy lata temu. Przypomnieć ci? Uwielbiam opieprzać cię za tamtą akcję z autografami - unoszę brew, widząc jak krzywi się zniechęcony. Zamawia dwie szkockie i po chwili odwraca się do mnie.
- Byłem nawalony - stęka, a ja cieszę się wewnętrznie, że znów zaczyna się tłumaczyć - I to było trzy lata temu. Czaisz? Trzy lata - tak jakby to miało go usprawiedliwić.
Zapada cisza, którą on przerywa sprawnym przejściem do głównego tematu.
- Więc... jest źle? - pyta niepewnie, tym razem zwracając już całą uwagę na mnie. Dzięki Bogu, bo jeszcze chwila, a porządnie wkurzyłby mnie tym, że poświęca większość skupienia na tyłkach przechodzących dziewczyn.
Mówi takim tonem jakbym był śmiertelnie chory i umierał na jego oczach. Uśmiecham się rozbawiony, na co w odpowiedzi chłopak wzrusza tylko ramionami, nie zauważając tu nic śmiesznego.
- Nie - odpowiadam teatralnie wyższym głosem, wypijając na raz resztę zawartości szklanki i odkładam ją z impetem na blat - To dramat - posyłam mu wymowne spojrzenie, na które kiwa głową, przyznając mi rację, chociaż nic tak naprawdę nie wie.
- I tak należy ci się - wzdycham w duchu, bo właśnie tego się obawiałem. Znowu zaczynie narzekać na niesprawiedliwość losu jaka go spotkała - Jesteś cholernym złodziejem kobiet i w dodatku nie znasz umiaru. Powinna ci jeszcze dać w twarz i wtedy byłoby równo po obydwóch stronach.
- No jasne, bo wszystko to moja wina? - cieszy się, że udało mu się mnie wkurzyć.
- Chcesz abym zaprzeczył?
- Ale ci pieprznę za chwilę, jak nie przestaniesz. Powiedz mi, dlaczego akurat ty? Ja sam czasem nie rozumiem swoich działań, ale obranie ciebie jako za wzorowego słuchacza było czymś debilnym po wskroś...

środa, 1 sierpnia 2018

Od Louisa cd Lydii

- Będę czekać na ciebie w parku na ławce po lekcjach, jakbyś chciał jednak porządnie porozmawiać, przyjacielu — dziewczyna szepnęła mi do ucha, po czym pocałowała mnie w policzek i wstała. Minęła me krzesło i zniknęła z klasy. Moja ręka automatycznie powędrowała do miejsca, gdzie poczułem wcześniej muśnięcie warg. Nie rozumiałem do końca, co się przed chwilą stało. Jednak po chwili ocknąłem się z zaskoczenia i niepewnie wziąłem kartkę leżącą przede mną. Schowałem ją do kieszeni i ruszyłem na kolejne zajęcia, mając w głowie mętlik…
Na następnym wykładzie siedziałem w ławce obok Quinlan. Było to jednocześnie dobre i złe. Po części dziewczyna rozumiała to, że potrzebowałem ciszy, aby się skupić. Jednak w momencie, gdy zaczynało jej się nudzić, to zaczynała mnie zaczepiać. Czasami próbując wciągnąć do rozmowy, innym razem po prostu mi dokuczając. Na szczęście tym razem siedziała w miarę spokojnie, więc mogłem spokojnie pomyśleć o sytuacji z poprzednich zajęć. Nadal nie byłem pewny, o co w tym wszystkim chodziło. Dlaczego tak nagle dostałem miano czyjegoś przyjaciela? Szczególnie że kompletnie się nie znaliśmy. Przecież ledwo co poznałem jej imię. Ludzie są dziwni. Tylko tyle wiedziałem.
- Ooo… A to, co to? — usłyszałem nagle głos kuzynki, a zaraz potem poczułem jej rękę w mej kieszeni.
Dopiero po chwili zrozumiałem, że to tam musiała znajdować się karteczka od Lydii. Nie myliłem się. Zaraz przed nami znalazł się ów kawałek papieru, a fioletowo włosa dziewczyna uważnie się mu przyglądała. Westchnąłem tylko i położyłem głowę na ławce, czekając na serię pytań, która najprawdopodobniej zaraz miała mnie dopaść.
- Kogo to numer telefonu? A ten numer pokoju? Poznałeś kogoś? Co się wydarzyło? A może ty masz randkę? Odpowiadaj — nie minęła minuta, zanim Quinn zaczęła wiercić we mnie dziurę wzrokiem, koniecznie chcąc dowiedzieć się wszystkiego na temat karteczki.
- Nie możesz choć raz odpuścić? — na to pytanie otrzymałem tylko spojrzenie, która wyrażało jedno: „Żartujesz sobie?”
- Okej, okej. Już ci tłumaczę. Od razu ci mówię, że to nie jest żadna randka ani nic w tym stylu. Dostałem tę kartkę od Lydii. Dziewczyny, którą ledwo co poznałem. Powiedziała też, że będzie czekać na mnie w parku po lekcjach, ale to nieważne. W sumie to nawet nie wiem do końca czy kiedykolwiek użyję którejś z tych informacji. Jakoś nie jestem przekonany co do zaprzyjaźniania się z innymi. Ty, Zoey i Erik w zupełności mi wystarczacie — powiedziałem dość cicho.
- Masz świadomość, że nie możesz się zamykać na innych? — Quinlan uniosła jedną brew.
- Dlaczego? Przecież wasza trójka jest jak najbardziej wystarczająca. Nie potrzebuję nikogo więcej — jęknąłem i przewróciłem oczami.
- Oj Lou Lou, jeszcze się przekonasz. Ale zapamiętaj sobie teraz jedno. Ja zawsze mam rację. Do tego nigdy ze mną nie wygrasz — zaśmiała się cicho, a ja tylko patrzyłem na nią niepewnie, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodziło. Po chwili wpatrywania się w nią po prostu wzruszyłem ramionami i z powrotem skupiłem się na lekcji.
~*~*~*~*~
Oczywiście nie mogłem spodziewać się tego, co wydarzy się po lekcjach. Chociaż przepraszam bardzo. Mogłem się tego domyślić. To w końcu była Quinlan. Jednak w momencie, gdy przeciągnęła na swoją stronę Zoey i Erika wiedziałem jedno. Nie miałem praktycznie żadnych szans. Może jednak przejdźmy do sedna sprawy. Do tego, co się wydarzyło.
Spacerowałem w okolicach parku wraz z przyjaciółmi, swobodnie z nimi rozmawiając na najróżniejsze tematy. Nawet nie zauważyłem momentu, gdy dziewczyny pochwyciły mnie i zaczęły wprowadzać w jego głąb. Dopiero gdy zauważyłem Lydię siedzącą niedaleko na ławce, zrozumiałem, o co w tym wszystkim chodziło. Na przerwie przed ostatnią lekcją, powiedziałem Quinlan, że nie chcę. Nie pójdę do parku i już. Jak widać, ta postanowiła zmienić me plany. Momentalnie wyrwałem się dziewczynom i stanąłem w miejscu. Obróciłem się na pięcie i już miałem odchodzić, gdy poczułem na ramieniu mocny uścisk. Spojrzałem na Erika błagalnie. Miałem nadzieję, że chociaż on nie brał w tym wszystkim udziału. Ten jednak tylko pokręcił przecząco głowę i wskazał wzrokiem na Zoey stojącą wraz z Quinn. Westchnąłem i odwróciłem się w ich stronę. Stanąłem w miejscu i skrzyżowałem ręce na piersi. Nie miałem najmniejszego zamiaru uczestniczyć w ich intrygach.
- Louis. Daj spokój. Idź do niej. Przestań izolować się od ludzi — warknęła Zoey.
- Nigdzie nie idę — powiedziałem stanowczo.
- A założymy się? Pamiętasz może, co ci powiedziałam na zajęciach — Quinlan uśmiechnęła się tajemniczo, a ja dopiero w tym momencie zrozumiałem, o co jej chodziło. Ona od początku wiedziała, że nie będę chciał pójść na to spotkanie. Już wtedy sobie to wszystko zaplanowała. To właśnie tego dotyczyły słowa, „Do tego nigdy ze mną nie wygrasz”
Zamyślony nie zauważyłem, kiedy całą trójką zaciągnęli mnie bliżej Lydii, a następnie popchnęli w jej kierunku. Oczywiście sami od razu uciekli. Niepewnie na nią spojrzałem. Miałem nadzieję, że dziewczyna mnie nie zauważyła. Jednak nadzieja jest matką głupich. Momentalnie ma obecność, została wykryta. Brązowowłosa pomachała mi ręką na powitanie. Nie miałem już wyjścia. Wziąłem głęboki wdech i ciężko wypuściłem powietrze. Raz kozie śmierć. Podszedłem powoli do niej i usiadłem obok na ławce.
- Em… Hej? — powiedziałem, a może raczej zapytałem dość cicho.

Lydia?
Przepraszam, że takie krótkie i mało się dzieje, ale obiecuję poprawę...