czwartek, 3 sierpnia 2017

Od Aithne cd. Aherna + zadanie 6

Kiedy zbiegałam ze schodów, dopadła mnie refleksja – czy to przypadek, że tak często go spotykałam…? Jednak wzruszyłam ramionami; twierdziłam, że prawie całe życie to przypadek, że nie jest poukładane z góry i zawsze można coś zmienić.
Znaczy… w większości sytuacji. Czasami było po prostu za późno.
Na przykład: kupno Rhysa. Już było za późno i drugiego takiego bym nie spotkała, chociaż nie wiedziałam, jakbym chciała. I z drugiej strony – kupiłam go i zapewne nie miałabym serca, żeby odsprzedać. Oj nie.
W drodze do stajni założyłam kask, bo miałam plan wybrać się na miłą przejażdżkę. Na szczęście nie było bardzo gorąco, ale i tak czułam, jak przegrzewają mi się stopy w wysokich oficerkach – starałam się ignorować to uczucie, wsłuchując w chrzęst żwiru, po którym szłam.
Spojrzałam jeszcze na padok, sprawdzając, czy gdzieś tam wesoło nie hasał Rhys, jednak go nie zauważyłam. Pomyślałam, że pewnie jest w boksie, zapewne coś jedząc.
Miałam do przejścia jeszcze paręnaście metrów. Rozglądałam się wokół, wyłapując każdy, nawet najdrobniejszy hałas: szum liści albo cichy śpiew ptaków w oddali także nie uciekły mojej uwadze. Jednak kiedy rozległ się przede mną inny, niesłyszany dźwięk, drgnęłam w przestrachu i szybko podniosłam wzrok.
Uniosłam brwi, jednocześnie nieco się uśmiechając. Przed sobą zobaczyłam nikogo innego, jak Ahern – coś często ostatnio się spotykaliśmy. Nie zdążyłam wyłapać, co konkretnie zrobił, że wydał taki hałas, nie zastanowiłam się nawet zbytnio, bo nogi same poniosły mnie do przodu.
– Ahern, zaczekaj! – zawołałam, przyspieszając kroku.

No cóż, raz się żyje, pomyślałam.

Chłopak podniósł na mnie wzrok. Teraz zauważyłam, że miał w dłoni wiadro i najwyraźniej to ono mu spadło – miałam wielką ochotę zapytać, na jakiego grzyba mu potrzebne wiadro, skoro paszarnia jest po drugiej stroni stajni, ale postanowiłam zostawić ten temat bez pytań i odpowiedzi. Zanim stanęłam w miejscu, wypaliłam:
– Jesteś zajęty?
Spojrzał na mnie zaskoczony. Zdałam sobie sprawę, co powiedziałam – czy raczej o co zapytałam – westchnęłam, zastanawiając się nad własną głupotą. O, i nad tym, czy kiedykolwiek poprawię któreś tam wrażenie.
– Jeeju, sorry, nie w tym znaczeniu. Pierwotnie miałam zapytać o to, czy masz coś teraz do roboty… Znaczy… czy masz jakieś zajęcie? Teraz, za chwilę i na jakieś… właściwie to nie wiem na ile – mówiłam, żywo gestykulując.
Zastanowiłam się chwilę, czy w ogóle zrozumiał coś z mojej paplaniny i już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, jednak je zamknęłam słysząc kolejne słowa:
– Teraz? Raczej nic – wzruszył ramionami – a o co chodzi?
Właśnie, właściwie o co chodziło?
– Hmm… Teoretycznie chciałam wybrać się na przejażdżkę, a samemu to tak trochę smutno – odparłam. – Więc widząc cię, pomyślałam, że miło by było trochę się oderwać od tych szarych gmachów akademii i popodziwiać dzikie przestrzenie lasów… – urwałam. – Za dużo mówię, prawda?
Ahern się uśmiechnął.
– Wcale – zaśmiał się. – A praktycznie co chciałaś?
Zmarszczyłam brwi, zbita z tropu. Sarkastycznie uniosłam kąciki ust.
– Praktycznie? Pewnie to samo – odparłam. – To jak… poświęcisz chwilę czasu na spacer po lesie?
Chłopak skinął głową i powiedział, że musi jeszcze coś zrobić. W czasie czekania na niego postanowiłam osiodłać Rhysa, więc ruszyłam w stronę jego boksu; zauważyłam, że i tam go nie było, więc widząc jednego ze stajennych, zapytałam:
– Gdzie jest Rhys?
Mężczyzna podniósł na mnie wzrok, podrapał się po głowie i odparł:
– Weterynarz. Jeśli chcesz gdzieś jechać, to tylko na koniach akademickich. – Po czym wrócił do pracy, nie czekając na moją odpowiedź.
Zamknęłam oczy, głęboko wzdychając.
– Serio? – mruknęłam na tyle cicho, żeby stajenny nie miał możliwości usłyszenia. – TYLKO Rhys? Akurat dzisiaj?
No nic. Przeszłam wśród boksów koni, by wybrać tego, na którym miałam jechać – kasztan, obok którego przechodziłam, przyjaźnie prychnął, więc cofnęłam się i przeczytałam jego imię.
– Forest – wyszeptałam, wchodząc do jego boksu. Spojrzałam ogierowi w oczy i pogłaskałam po czole, jednocześnie zastanawiając się, czy będzie dobrym koniem do wyjścia w teren.
Wychyliłam się, by ściągnąć z wieszaka ogłowie z imieniem konia. Założyłam mu je, ale nie obyło się bez potrząsania łbem, więc próbowałam być cierpliwa. W porę odchyliłam głowę, kiedy ogier zarzucił łbem prosto w moją stronę. Westchnęłam.
– Ktoś tu potrzebuje egzorcysty – zauważyłam, uśmiechając się.
Po czasie, który wydał mi się wiecznością, wyprowadziłam Foresta z boksu i ruszyłam z nim do siodlarni. Upięłam go, po czym wzięłam się za szczotkowanie – paręnaście minut potem skończyłam, a ogier stał z założonym na siebie siodłem i czaprakiem. Znaczy, oczywiście w odwrotnej kolejności.
Kiedy w końcu stanęłam na trawie w oczekiwaniu na pojawienie się Aherna, zobaczyłam, że jeden ze stajennych prowadził do stajni Rhysa – wałach, jak tylko mnie zauważył, zarżał głośno, najwyraźniej myśląc, że dopuściłam się zdrady. Uśmiechnęłam się, czując gorący oddech Foresta na karku. Rhys zniknął za drzwiami, a chwilę później usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi boksu.
Teraz było za późno, by zmienić konia. Przykro mi, Rhys, pomyślałam ironicznie.
W końcu zobaczyłam wychodzącego ze stajni Aherna razem z Fireproofem. Widziałam, jak ten pierwszy spojrzał z zaskoczeniem na Foresta, więc szybko wyjaśniłam:
– Rhys miał wizytę z wetem, musiałam zatem wziąć konia ze stajni – padło na czteroletniego Foresta, jak widać – powiedziałam, głaszcząc konia.
Ahern skinął głową, o nic więcej nie pytając. Westchnęłam cicho.
Nim się obejrzałam, już stępowaliśmy po lesie, prowadząc luźną pogawędkę na wszelkie tematy, jakie się napatoczyły. Ahern rzucał całkiem zabawne żarciki, od których nieraz oboje wybuchaliśmy śmiechem – po pewnym czasie rozmowy zaschło mi w gardle i musiałam mówić jakoś dziwnie, chrapliwie, ale trudno.
Nagle zobaczyłam, że na wysokości głowy Aherna pojawiła się sporych rozmiarów gałąź. Zanim do niej dojechał, szybko powiedziałam:
– Schyl się.
Ten spojrzał przed siebie, niestety, za późno. Głową uderzył w gałąź, czy raczej na odwrót, mrużąc oczy – wciąż nie mogłam się nie uśmiechnąć, widząc jego minę przez parę następnych kroków. Po chwili spoważniałam i zapytałam:
– Nic ci się nie stało?
Jednak nie odpowiedział, zajmując się wypluwaniem liści z ust. Zaśmiałam się.
– To tylko liście.
Ahern posłał mi posępne spojrzenie. Przybrał normalny wyraz twarzy.
– To nie ciebie zaatakowały liście…
Uniosłam brwi w udawanym zdziwieniu. Zaatakowały go liście. Ciekawe.
– Liście nigdy nikogo nie atakują same z siebie, ktoś musi zacząć, inaczej nie zaatakują – odparłam filozoficznym tonem. – A poza tym, too… – urwałam.
Forest postawił uszy. Podniosłam wzrok – przed sobą ujrzałam lisa szczerzącego na nas zęby. Poczułam, jak zaczęło szybciej mi bić serce. Lis się zbliżał, próbowałam sobie przypomnieć, co robić w takich sytuacjach…
No, przede wszystkim nie przestraszyć się lisa. Ale było za późno.
Forest stanął dęba, zrzucając mnie na ziemię. Na nieszczęście but zaklinował mi się w strzemieniu – myślałam, że serce mi stanęło, czując, jak ogier ciągnie mnie parę metrów po ziemi. Poczułam ogromną ulgę, kiedy but po ostatnim szarpnięciu w końcu się uwolnił, ale Forest pogalopował dalej. Zastanawiało mnie tylko, gdzie zmył się ten przeklęty lis, sprawca całego zamieszania.
Pomyślałam, że musiałam wyglądać przekomicznie, tak ciągnięta po ziemi – ale trudno. Jeszcze chwilę leżałam w głębokim szoku, aż nagle oparłam się ręką o podłoże, drugą przecierając sobie pobieżnie twarz. Usłyszałam kroki, więc odwróciłam delikatnie głowę, czując nieprzyjemny ból w szyi.
– Nic ci nie jest? – zapytał Ahern z troską. Podbiegł do mnie i przykucnął.
– Bywało gorzej – mruknęłam, po czym szarpnęłam się i wstałam.
Oprócz bólu w szyi nie poczułam żadnych większych problemów, więc odetchnęłam z ulgą. Mogło mi się stać coś o wiele gorszego, jednak me sławne szczęście jak zwykle dopisało. Oparłam się plecami o drzewo.
– Na pewno nic ci nie jest? – upewniał się Ahern.
Posłałam mu poirytowane spojrzenie.
– Nic, naprawdę – powiedziałam z naciskiem. – Widziałeś, w którą stronę pobiegł Forest? Jak się zgubi, będzie na mnie…
– Poszukam go. Ty idź.
Machnęłam lekceważąco ręką. Miałam ochotę wypowiedzieć jakąś kąśliwą uwagę, jednak się powstrzymałam. Spojrzałam na leśną ściółkę – zobaczyłam ślady podków, byłam pewna, że świeże, więc ruszyłam za nimi.
– Jak chcesz, możesz mi pomóc. – Nawet nie odwróciłam się, uważnie śledząc odciski.
Nagle ślady się urwały – stanęłam w miejscu, kręcąc się w kółko jak jakiś przygłup i wypatrując konia. Nie mógł uciec daleko, tego mogłam być pewna. Wytężyłam słuch, próbując wykryć chociaż najcichszy szelest, jednak jedynym, co słyszałam, były kroki Aherna na Fireproofie – wiedziałam, że dźwięk wydawany przez Foresta będzie się różnił.
Ściągnęłam kask i przeczesałam włosy, w których znalazłam mnóstwo drobinek ziemi. Nie chcąc dalej myśleć o stanie warkocza, założyłam kask z powrotem i znów wysłuchiwałam. Nie słyszałam ani nie słyszałam niczego – wiedziałam, że jeśli zgubię tego konia, będę musiała zapłacić.
Zastanawiałam się tylko, czym. Może woda wystarczy…
– Tutaj jest! – usłyszałam głos Aherna i od razu poderwałam się, by pobiec w stronę głosu.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam Foresta trzymanego przez Aherna – posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie, po czym przejęłam wodze. Pogłaskałam konia po łbie, widząc, że jeszcze jest trochę przestraszony.
– Cii… Już dobrze – szepnęłam mu prosto do ucha, po czym się odwróciłam. – Dzięki, gdyby nie ty, to… nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało – powiedziałam cicho do Aherna, delikatnie się uśmiechając. – I przepraszam za zmarnowany czas. Nie wiedziałam, że będzie tutaj ten lis, równie dobrze tobie mogło się coś stać – dokończyłam, ściągając usta.
– E tam, nie ma sprawy – odpowiedział Ahern. – Wracamy?
Skinęłam głową, usadzając się w siodle Foresta. Miałam szczerą nadzieję, że do wjazdu do akademii nic się nie wydarzy – na całe szczęście tak też było. Kiedy w końcu dojechaliśmy i rozsiodłałam Foresta, po czym odprowadziłam go do boksu, rozglądnęłam się, szukając zegarka – była pora podwieczorku. Odwróciłam się do Aherna i powiedziałam:
– Nie wiem, jak ty, ale ja po tym wszystkim zgłodniałam.

Ahern?

Notka dla administracji: 1512 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz