środa, 30 sierpnia 2017

Od Phoebe cd. Oliego

Kiedy otworzyłam oczy po raz pierwszy, oślepił mnie wszechobecny biały kolor. Zacisnęłam powieki i stęknęłam, bo poczułam ból w żebrach. Za drugim podejściem byłam ostrożniejsza i powoli przyzwyczaiłam wzrok do światła. Zobaczyłam uchylone drzwi i umywalkę w ścianie. Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził irytujący regularny dźwięk. Kroplówka? Szpital? Znów zamknęłam oczy, bo ból wrócił. Zaczęłam sobie przypominać co się wydarzyło. Pobocze, samochód, plecy...plecy! W panice zaczęłam poruszać stopami. Kołdra poruszyła się, a ja poczułam ulgę. Poprawiłam się. Ból nie był najgorszy, więc postanowiłam podnieść się na łokcie. Jasna cholera! Opadłam z powrotem na plecy. Drzwi od sali otworzyły się i weszła przez nie pani Stewart w towarzystwie lekarza.
- Jak się czujesz Larsen?- zapytała chłodnym tonem.
Rzuciłam jej pytające spojrzenie. A jak mam się czuć? Potrącił mnie samochód do cholery. Chyba zrozumiała i zrezygnowała z dalszych pytań.
- Pamiętasz co się wydarzyło?- lekarz zdjął okulary i zaczął je wycierać o fartuch.
- Tak, racze...- okazało się, że mówienie sprawiało mi trudność.
- To cud, że niczego nie złamałaś, ale to nie znaczy, że jesteś nietknięta. Masz stłuczone żebra, obojczyk...- zaczął wyliczać.-...i lekki wstrząs mózgu.
- Kierowca uciekł z miejsca wypadku, szuka go policja.- pani Stewart usiadła na stołku obok łóżka, kiedy lekarz wyszedł. Nic nie odpowiedziałam.- Pójdę już, zadzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała.
Zostałam sama na sali. Poczułam się bardzo samotnie. Nienawidziłam przebywać w szpitalu. W Kopenhadze zawsze całymi dniami byłam sama, bo rodzice nie mogli urwać się z pracy. Drzwi znów się otworzyły. Przez chwilę miałam nadzieję, że to...Oli. Po chwili do pokoju wszedł jednak...Victor. Z bukietem kwiatów i rozciętą wargą. Nie wiedziałam co powiedzieć. Położył kwiaty na stoliku i usiadł na stołku.
- Nic ci nie jest?- zapytał w końcu.
- Nie.- patrzyłam na niego, zastanawiając się czy to dzieje się naprawdę.
- Słuchaj, myślałem o nas...
- Nie ma "nas", Victor.
- I to mi się nie podoba.
- Możemy o tym pogadać kiedy indziej?
- Zgoda. Przepraszam.- schował twarz w dłoniach.
- Co ci się stało?- złapałam go za nadgarstek.
- Nic...
- Jak chcesz. Chyba posiedzę tu kilka dni i mnie wypuszczą.
- To dobrze...
- Victor?
- Hm?
- Tęskniłam za tobą...

Victor?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz