niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Weszłam do pokoju w już wysuszonych włosach. Był pusty, więc Lewis musiał być nadal na dole. Usiadłam przy małym biureczku, spoglądając w lusterko. Powoli uświadamiam siebie, jak dużo ominęło mnie przez te dwadzieścia jeden lat. Nigdzie nie wyjeżdżałam, znaczy... owszem, ale zazwyczaj nie więcej niż na jakieś spotkanie. Potrząsnęłam głową, odganiając od siebie myśli i zbliżyłam twarz do odbicia. Jednak moją uwagę przykuło niewielkie, kremowe pudełeczko, leżące na granatowej narzucie, tak wyraźnie odbijające się w lusterku. Wyprostowałam sylwetkę i odwróciłam się w kierunku łóżka. Karteczka - rzecz, która okazuje się niesamowitym kusicielem. Wstałam, podchodząc i unosząc malutki skrawek papieru.
Załóż ją dla mnie
Moje usta powoli ułożyły się w uśmiech. Przerzuciłam spojrzenie na pudełeczko. Siadając na jednej nodze, na łóżku, przyciągnęłam do siebie prezent i nie zastanawiając się, otworzyłam. Prześliczna, czarna sukienka została wyciągnięta na wierzch i rozłożona. Nie musiałam decydować, bo wiedziałam, że założę ją choćby z tego powodu iż była od Lewisa. Dobrawszy odpowiednią bieliznę, czyli podstawę do wszystkiego, założyłam delikatny materiał na siebie. Była naprawdę śliczna i pasowała. Dopiero wtedy dokończyłam się przygotować, to znaczy potrzebowałam chwili na jakiś delikatny makijaż. Gdy skończyłam do pokoju wszedł Lewis. Uśmiechnęłam się.
- Pięknie wyglądasz - po chwili podniósł oczy do góry, patrząc na moją twarz.
- Dziękuję - skłoniłam delikatnie głowę - Pora na ciebie - złapałam go za dłoń i zaciągnęłam głębiej do pokoju, zamykając za nim drzwi.
- To jak mnie ubierzesz? - zapytał, siadając na łóżku.
- Coś klasycznego, wygodnego, a zarazem eleganckiego - podeszłam do jego części szafy, otwierając ją szeroko z zadowoleniem. Nie często miałam pozwolenie na wybieranie ubrania dla niego, więc po prostu korzystałam z okazji, w nadziei, że to nie ostatni raz - Nie myśl, że będę ci kazała się ubierać sztywno jak na jakieś wielkie spotkanie - wychyliłam tylko na chwilę głowę zza skrzydła szafy i wróciłam do wertowania jego ubrań - Taki męski outfit.
- Dobrze, a więc... wybieraj moja pani - możesz tak do mnie mówić. Jak najbardziej. Nie będę przeczyć.
- Długie spodnie? - spytałam, ale zanim zdążył dać mi odpowiedź, wybrałam za niego - Długie. Te seksowne łydki należą tylko do mnie - usłyszałam jak zaczyna się śmiać.
- Ale pozwolisz mi się chociaż w jakimś stopniu rozebrać, jeśli to tak określę - odwróciłam się z poważną miną, choć w środku pragnęłam się roześmiać i spiorunowałam go spojrzeniem.
- Żartujesz sobie? - skrzyżowałam ręce na piersi - Nie ma mowy, chyba że w obecności przyjaciół i ludzi, którzy nie będą się ślinić na sam widok - wyjęłam z szafy całkiem delikatną i nie uwierzycie, jasną koszulę z lekko podwiniętymi rękawami w górę. Dobrałam w ciszy spodnie, tanecznym krokiem podchodząc bliżej niego i usiadłam obok. Położyłam na jego kolanach ubrania - A niech tylko któraś spróbuje patrzyć dłużej niż pozwalam to pozbędę się w ciągu minuty - powiedziałam beztroskim tonem głosu. Spojrzał na mnie spod opuszczonych brwi. Obydwoje się zaśmialiśmy - Ubieraj się - pocałowałam go w policzek i podeszłam do swojej garderoby, gdzie czekały na mnie jeszcze buty. Rzadko noszę wysokie obcasy, bo zwyczajnie nie są wygodne, bardzo niepraktyczne, a zresztą jakoś nie ma okazji abym je założyła. Zbyt ogromny sentyment do sportowego obuwia.
Stanęłam przed ogromnym lustrem, rzeczą, której właśnie mi brakowało w pokoju, w akademiku i ostatni raz rzuciłam oceniające spojrzenie na siebie. Zebrałam włosy w ręce, robiąc z nich niestaranny kok. Dobra, co robi ta dłoń na moim biodrze?
- Związać czy rozpuścić?
- Zostaw je w naturalnym stanie - ucałował moje ramię, do którego w końcu nie musiał się schylać. Wysokie buty robią swoje.
- Dobrze - wzruszyłam drugim ramieniem i puścił włosy, które opadły na jego twarz. Skrzywił się, zakładając je do tyłu i spojrzał w lustro. Uśmiechałam się szeroko - Chciałeś rozpuszczone... - uprzedziłam jego wypowiedź i odwróciłam się w jego kierunku, poprawiając jego koszulę. No przecież nie może być inaczej niż ja chce - Idealnie - przejechałam dłonią po jego policzku i zawróciłam w kierunku drzwi.
Zeszłam po schodach, w myślach mówiąc sobie "Nie zabij się Hailey" i podeszłam do drzwi, czując na sobie wzrok Rossy, która wyszła z kuchni.
- Nieprawdaż, że przystojny - uwiesiłam się na ramieniu Lewisa, a ona tylko uśmiechnęła się szeroko. Westchnął głęboko.
- Od dawna mu to powtarzam, a on i tak swoje - kobieta pokręciła głową - Zawsze znajduje inną odpowiedź.
- Ja mu znajdę taką, że będzie musiał się jej trzymać - puściłam jej oczko i zjechałam dłonią po jego ręce, dopraszając się aby splótł swoje palce z moimi - Idziemy - zarządziłam i pociągnęłam go za sobą.
- Jedziemy... - poprawił mnie, a ja pokiwałam głową.
- Bawcie się dobrze - kobieta pomachała nam na pożegnanie. Po drodze delikatnie stwierdziłam, że w sumie to moglibyśmy przejść się pieszo. I wcale nie zważałam na kilometry, ale przekonał mnie fakt, że mam założone wysokie buty i sukienkę, przez co nawet nie będzie mnie mógł długo nieść. Weszliśmy na teren parku. Bijąca zieleń niemal od razu rzuciła się w oczy. Choć nie tylko. Pomimo, że wiosna minęła już dawno, kwitło... może nie kwitło, ale rosło, było, istniało tu pełno kwiatów. Dałam się prowadzić, wcale nie narzekając, że obrał za cel małą ścieżkę wśród drzew i krzewów, która była tak dobrze ukryta, że tylko Lewis był w stanie ją zauważyć. Nie długo pojawił się niewielki, drewniany mostek, na którym przystanęliśmy. Całkowicie odizolowani od świata, rzeczywistości, wszystkiego.
- Pięknie tu - oparłam swoje czoło o jego, gdy delikatnie spuścił głowę. Bo mimo, że miałam wysokie buty to nadal był ode mnie wyższy.
- Ja mam przed sobą coś piękniejszego - niemal wyszeptał to, wywołując u mnie delikatny uśmiech. Objęłam jego szyję rękoma, opierając się tyłem o również drewnianą poręcz mostku.
- Myślałam o tym, co mi wczoraj powiedziałeś... - odsunął powoli głowę do tyłu, patrząc mi w oczy. Spuściłam spojrzenie na jego usta - Wiesz, to na temat wspólnej przyszłości. Ja... jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad tym tak dokładnie - poczułam jak obejmuje mnie w pasie - Mamy po dwadzieścia jeden lat... - przerwałam.
- Nie długo dwadzieścia dwa... - westchnęłam, powstrzymując się od cichego śmiechu.
- Z chęcią wepchnęłabym cię teraz do tego jeziorka, ale nie zamierzam za to obrywać i przytulać się do twoich mokrych ubrań. Za ładna ta sukienka żeby ją pomoczyć - wyszczerzył się i po chwili znowu słuchał.
- Więc...?
- Więc nie dostałeś wtedy mojej dokładnej odpowiedzi. I chcę ci powiedzieć, że bez względu na wszystko, zamierzam to zrealizować - oparłam policzek o jego ramię-  Biorąc oczywiście pod uwagę wzloty i upadki. Rzeczy, które mogą pójść nie po naszej myśli albo wcale się nie pojawić. No i powinnam odwiedzić rodziców w wolnym czasie. Tata robi się natrętny - skrzywiłam się z uśmiechem, na który Lewis odpowiedział tym samym.
- Też tak sądzę. Martwią się po prostu...
- Są nieznośni, nazywajmy rzeczy po imieniu - wtargnęłam mu w słowo. Przewrócił oczami - Jeszcze im nie powiedziałam o tym, że jesteśmy razem. Myślę, że zatrzymali się na momencie, gdy im powiedziałam, że odnalazłam cię w akademii, a ty bezczelnie uciekłeś schować się u Zaina - pociągnęłam nosem.
- Jak długo z nimi nie rozmawiałaś? - opuścił brwi.
- Ostatnio z dwa tygodnie temu, ale to nie była jakoś zaszczytnie długa rozmowa - wzruszyłam ramieniem - Chodźmy zobaczyć tę restaurację. Jestem naprawdę ciekawa jak oni zrobili to na wysokości - cmoknęłam go w usta i wydostałam się z jego rąk.

Lewis?

1 komentarz: