sobota, 26 sierpnia 2017

Od Julesa cd. Victorii

Cóż, nie ukrywam, że nie spodziewałem się takiej odpowiedzi z jej strony, aczkolwiek udało mi się uniknąć jej ciosów i ostatecznie ją obezwładnić.
- Chciałem się tylko przywitać, skarbie. - Uśmiechnąłem się, pochylając nad jej uchem.
Była niższa ode mnie i to o jakieś dobre piętnaście centymetrów, może nawet trochę więcej.
- W takim razie wybrałeś sobie zły moment i raczej nieodpowiednią osobę - mruknęła pod nosem. - Możesz mnie puścić?
- A jeżeli znowu będziesz chciała mnie uderzyć? - Uniosłem brwi, oczekując jej odpowiedzi.
- To tym razem nie zdążysz się obronić.
- Jak mam cię puścić, skoro mi grozisz? - zaśmiałem się.
- Ja tylko ostrzegam - burknęła, a ja poluźniłem uścisk.
Dziewczyna od razu się wyrwała i odwróciła twarzą w moją stronę. Uśmiechnęła się niezbyt przyjaźnie i spróbowała mnie ominąć, jednak porę złapałem ją za rękę, uniemożliwiając przejście.
- Nie przywitałaś się ze mną. - Zmarszczyłem brwi.
- Cześć, mogę już iść?
- Chciałbym się dowiedzieć, jak ma na imię tak wybuchowa i groźna dziewczyna - zaśmiałem się - Jestem Jules, a ty?
- Victoria, mogę? - spytała, wskazując głową w stronę wejścia do akademika.
- Aż tak ci się spieszy?
- Nie, ale jeżeli zaraz tam nie pójdę, najpewniej wróci tu mój brat, a wtedy.. może być bardzo nieprzyjemna sytuacja. - Wywróciła oczami, próbując wyrwać nadgarstek z mojego uścisku.
- Też zacznie mnie bić? - Uniosłem brwi.
- Jeśli zobaczy, że jakiś przerośnięty typek trzyma jego siostrę za rękę, na ciemnym parkingu i nie pozwala jej iść do akademika? Bardzo możliwe. Narzuci ci zakaz zbliżania się do mojej osoby i będzie mnie pilnował na każdym kroku - odpowiedziała - Wiec, pozwolisz, że już sobie pójdę?
Czyli ktoś tu ma nadopiekuńczego brata. Okej, gdyby ktoś taki jak ja kręcił się koło mojej siostry, najpewniej nie wyszedłby z tego cało, więc nie mam się co dziwić. Raczej nie robię dobrego pierwszego wrażenia, chociaż.. drugiego też nie, nie oszukujemy się.
- Czy to twój brat? - spytałem, wskazując na osobę, która właśnie opuściła akademik i zatrzymała się na jednym ze schodków.
- Em.. tak i chyba właśnie tu idzie, więc możesz? - Uniosła brwi, wskazując na swoją rękę.
- Jasne, skarbie. Tylko już nie bij - zaśmiałem się, uwalniając jej nadgarstek -Chyba poznałem dzisiaj twojego brata. Kazałem mu spierdalać, po tym jak przy wejściu pociągnął mi z bara.
- Niezbyt ciekawy sposób nawiązywania znajomości.
- Owszem, twój był zdecydowanie lepszy. - Uśmiechnąłem się, odgarniając z jej twarzy rudy kosmyk włosów.
Victoria od razu odepchnęła moją rękę, rzucając coś w stylu łapy przy sobie i zwinnym ruchem ominęła mnie, ruszając w stronę akademika.
- Miłej nocy, Jules! - zawołała, wchodząc na pierwszy stopień - Obyś nie spał zbyt dobrze.
- Dobranoc, skarbie! - krzyknąłem, mając nadzieję, że jej brat również to usłyszy.
Lubię robić ludziom na złość i pakować się w kłopoty, chociaż w tym przypadku raczej nic takiego mnie nie czeka.
~~*~~*~~
Zazwyczaj wszyscy narzekają na budzik, albo na swoich pupili, które budzą ich z samego rana z potrzebą wyjścia na dwór. Ja mam od takich rzeczy Milesa. Około godziny szóstej przybiegł do mojego pokoju w samych bokserkach i odsłonił rolety w oknach. Kto normalny tak robi? Skrzywiłem się, gdy promienie słoneczne wpadły do pomieszczenia, robiąc je nieprzyjemnie jasnym. Jestem okropnym śpiochem, a Miles dobrze o tym wie. Gdy się nie wyśpię robię się wredny i w tym przypadku on będzie moim pierwszym celem.
Ciekawi mnie tylko, czy ktoś go widział, bo chłopak w samych bokserkach w ananasy biegnący sprintem przez cały korytarz, nie jest raczej codziennym widokiem, chociaż... to akademik, tu wszystko jest możliwe. W internacie Akademii Lotniczej bywało zdecydowanie gorzej. Tam nawet nie nosili bokserek...
- Coś ty! Na pewno nikt mnie nie widział! Oni jeszcze śpią. - Zaczął się śmiać i usiadł na krańcu mojego łóżka.
- Właśnie, oni śpią i ja też bym chciał - burknąłem, przykrywając się kołdrą po samą szyję.
- Przestań, mamy piękny dzień, świeci słońce, jest wspaniała pogoda! Musimy to wykorzystać.
- Spierdalaj.
- Ktoś tu nie ma humoru - odpowiedział i mimo, że nie widziałem teraz jego twarzy, byłem przekonany, że właśnie wywrócił oczami.
- Zbyt długo walczyłem z bezsennością, żebyś teraz budził mnie o szóstej rano. Idź spać, Miles. Proszę - jęknąłem, mając nadzieję, że da mi jeszcze trochę spokoju.
Poczułem jak za moimi plecami ugina się materac, a zaraz po tym Miles wskoczył pod kołdrę. Nie miałem już nawet siły, by zrzucić go z łóżka, jeśli będzie cicho, może sobie leżeć. Ledwo zdążyłem zasnąć, a znów mnie obudził. Tym razem nieświadomie, bo przeszkodziło mi jego głośne chrapanie. Na litość boską!
Nie mam pojęcia, jak udało mi się przespać dwie kolejne godziny, z tą wiercącą się kluchą obok. Wstałem ostrożnie z łóżka, nie chcąc go budzić i narażać przy tym siebie na jego świetny humor. Poprawiłem delikatnie kołdrę i podszedłem do szafy, żeby wyjąć czyste ubrania. Zabrałem ciemne jeansy i czarną koszulkę na grubych ramiączkach z logiem zespołu Ramones. Od zawsze ją uwielbiałem, jednak teraz noszenie jej sprawiało mi mały problem. Odkrywała bliznę na ramieniu, a raczej jej niewielką część. Obojczyk wciąż zostawał zasłonięty przez bardzo wysoki dekolt, więc nie było tak źle. Przewrażliwienie na punkcie blizn, ostatnio szczególnie dawało mi się we znaki. Wstydziłem się ich. Symbolizowały moją głupotę, lekkomyślność i kłamstwo.
Stałem tak przez dłuższą chwilę i przyglądałem się kolejnej bliźnie na boku. Ciągnęła się ona prawie od biodra, przez zebra, aż do mostka. Czasem się zastanawiam, jakim cudem to przeżyłem i czy nie lepiej byłoby, gdyby pomoc nadeszła za późno. Nie miałbym teraz tego problemu, wyrzutów sumienia, które prawdopodobnie będą mi towarzyszyć do końca mojego życia, bez względu na to, jaką podejmę decyzję. Najzwyczalniej w świecie bym zniknął i już nigdy się tutaj nie pojawił. Kiedy tak o tym myślę, w mojej głowie od razu pojawia się Camilla, ojciec, Miles.. mama.. nie, jej już nie chcę znać. Nie po tym, co zrobiła.
Nie potrzebowałem wiele czasu, by zaczęły trząść mi się dłonie. Muszę zapalić, za bardzo się denerwowałem. Nie zrobię tego tutaj, bo jak Miles się obudzi, to zapewne wyrzuci mnie z własnego pokoju. 
W Morgan Univeristy obowiązuje zakaz palenia, jednak jakoś mi to nie przeszkadzało. Na pewno nie jestem jedyną osobą, która pali, ale nie mam kogo zapytać, gdzie można to robić bez żadnego przypału. Miles wie, ale na pewno nie podzieli się ze mną tą informacją, a nikogo więcej tu nie znam. No może poza dziewczyną, która wczoraj mnie zaatakowała. Victoria. 
Zarzuciłem na siebie bluzę, ubrałem po cichu buty i wyszedłem z pokoju, starając się nie obudzić Milesa. Upewniłem się, że mam w kieszeni paczkę papierosów oraz działającą zapalniczkę, a gdy już miałem pewność, zbiegłem po schodach. Po wyjściu na zewnątrz mnie miałem kompletnie pojęcia, w którą stronę się udać, by nie musieć za daleko iść do jakiegoś ustronnego miejsca. Szedłem wzdłuż murów akademika, mając nadzieję, że za rogiem budynku nikt nie zwróci na mnie większej uwagi. Gdy byłem już blisko, moją uwagę przykuła wąska ścieżka, którą zazwyczaj uczniowie jeżdżą w teren, Miles mi o tym mówił. Ruszyłem w jej stronę i gdy tylko znalazłem się wśród rzadkiego brzozowego lasku, wyjąłem z kieszeni paczkę i zabrałem z niej jednego papierosa. Przytrzymałem go w ustach, wyszukując zapalniczkę w głębokiej kieszeni i niedługo później dym przyjemnie wypełnił moje płuca. Niespiesznie go wypuściłem, by po chwili przyjąć kolejną porcję. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak bardzo mi to pomagało. W jednej chwili odchodził cały stres, nerwy, pozostawał jedynie błogi spokój. 
Gdy już powoli kończyłem pierwszego papierosa, zauważyłem, że ktoś idzie z przeciwnej strony. Nie sposób było nie rozpoznać tej rudej czupryny. Wokół nóg dziewczyny krzątał się niewielki piesek i co chwila poszczekiwał radośnie. Gdy tylko mnie zobaczyła, zatrzymała się i rozejrzała, prawdopodobnie w poszukiwaniu innej drogi. Halo. To nie ja rzuciłem się na nią z pięściami.
Pewnym krokiem szedłem przed siebie, oczekując reakcji dziewczyny. Najpewniej przeszła by obojętnie obok, gdybym się do niej nie odezwał.
- Cześć, skarbie. - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Cześć, Jules - westchnęła i chciała przejść dalej, jednak w tym samym momencie zwróciłem, idąc zaraz obok niej.
- Mogę ci potowarzyszyć w powrocie do akademika?
- Chyba już to zrobiłeś. - Spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Robimy postępy, dzisiaj się na mnie nie rzuciłaś.
- Po prostu.. przestraszyłeś mnie. To był odruch bezwarunkowy. - Wywróciła oczami, przyglądając się psu, który właśnie wbiegł między drzewa.
- Aż taki straszny jestem? W takim razie, chyba nie powinnaś teraz ze mną iść. Nigdy nie wiadomo, co może mi wpaść do głowy - zaśmiałem się.
Uwielbiam droczyć się z ludźmi, a wydaje mi się, że nie jest wcale tak trudno ją zdenerwować.
- Nie boję się ciebie - mruknęła pod nosem, zerkając w moją stronę.
- A myślisz, że chcę, żebyś się bała?
- Myślę, że chcesz czegoś, czego ode mnie na pewno nie dostaniesz. - Uśmiechnęła się, przyspieszając kroku.
- Masz charakter - zaśmiałem się - Podoba mi się to.
- Czy to twój tekst na podryw?
- Nie, ale zarumieniłaś się. - Wyszczerzyłem się, świętując swoje malutkie zwycięstwo.
- Ja się nie rumienię - mruknęła odwracając wzrok.
Dopiero dzisiaj mogłem się jej lepiej przyjrzeć. Miała dość jasną cerę, a jej twarz pokrywały dość liczne, urocze piegi. Tym razem miała na nosie okulary przeciwsłoneczne, które zakrywały jej, o ile dobrze widziałem, zielone oczy. Poniżej ciemnych szkieł widoczny był delikatny ślad, jakby blizna. Gdy odwróciła głowę bokiem do mnie, udało mi się dostrzec to samo, pod łukiem brwiowym. Pewnie dlatego nosi okulary, żeby to ukryć. Blizny to nic złego, ale właścicielom przeszkadzają najbardziej. Zawsze znajdzie się masa ciekawskich gapiów, którzy zaczną wytykać cię palcami.
- Możesz zdjąć okulary? Dziwnie się czuję, rozmawiając z kimś, z kim nie mogę złapać kontaktu wzrokowego. - Zmarszczyłem brwi.






Vicky?
nie wyszło najlepiej, ale starałem się :c


Dla administracji: 1607

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz