środa, 16 sierpnia 2017

Od Ryana CD Save

To, co usłyszałem, w pierwszej chwili zszokowało mnie. Miałem ochotę rzucić to wszystko w cholerę, jednak wiedziałem, że w Save coś siedziało i postanowiłem się nie poddawać. A tamte… trudno. Chyba jeszcze nie poznały prawdziwego Ryana.
Nawet jeśli miały przerośnięte melony, TRUDNO.
Wypuściłem powietrze z nozdrzy, po czym jak najbardziej przekonującym wzrokiem spojrzałem prosto w błękitne oczy Save. Tusz do rzęs miała rozmazany po całej twarzy, jednak najwyraźniej nie zajmowała się nim. Chwilę myślałem, co powiedzieć.
– To chyba oni są prawdziwymi idiotami i amebami umysłowymi – mruknąłem na tyle cicho, by Savannah tego nie usłyszała. – Save… mimo iż dopiero cię poznałem, twierdzę, że nie jesteś idiotką – wyrzuciłem powoli, bojąc się reakcji dziewczyny. – W pełni cię rozumiem, ja… ach, po prostu…
Nie mogłem znaleźć żadnych słów. Miałem ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem z samego siebie, czując, jak Savannah w ciągu jednej chwili onieśmieliła mnie do tego stopnia, że nie mogłem się wysłowić. Próbowałem delikatnie zaczepić temat i po chwili naprawdę intensywnego myślenia, powiedziałem szybko, starając się nic nie zapomnieć:
– Posłuchaj mnie uważnie, okej? – zwróciłem uwagę Save na siebie, a ta powoli skinęła głową. – To wszystko było. Minęło. Jeszcze nie jest za późno, żeby zacząć od nowa. Skończyć pisać starą książkę i zacząć pisać prolog nowej, lepszej. I choćbyś nie wiem, jak chciała, masz się nie poddawać. Milo chciałby, żebyś się poddała? – dodałem, nie widząc kolejnych argumentów.
Miałem ogromną nadzieję, że zrozumie bez większych protestów. Ciężko westchnąłem, widząc, jak kręci głową. Gwałtownie. Tylko żeby jej nie wyskoczył jakiś krąg, bo będzie na mnie…
– To nie jest takie proste, jak myślisz, Ryan – powiedziała cicho drżącym z nerwów głosem.
– I dodatkowo chcesz to sobie utrudniać? – prychnąłem. – Słuchaj, jeśli będziesz dalej się uważać za idiotkę, to nigdy się nie przełamiesz. Opinię innych trzeba mieć albo głęboko gdzieś, albo ją naprawiać. Stopniowo, ale naprawiać – dokończyłem powoli, umiejętnie ważąc słowa.
Cierpliwie czekałem na odpowiedź. No cóż – pierwszy dzień w akademii był chociaż ciekawy. Bardzo ciekawy. Nie widząc, że Save chciała cokolwiek odpowiedzieć, westchnąłem i złapałem ją za nadgarstek, by zmusić do wstania.
– Nie będziesz całe życie siedzieć w tym kącie – mruknąłem.
Savannah próbowała się opierać, jednak ja stanowczo ciągnąłem ją ku wyjściu z akademika. Otworzyłem drzwi i przepuściłem ją w nich, jednocześnie obmyślając dalszy plan działania. Dyskretnie się rozejrzałem i poprowadziłem Save wydeptaną przez wiele osób ścieżką w miejsce, które zdążyłem zobaczyć przez okno.
Rosło tam stare, ogromne drzewo, wokół którego stały trzy ławki. Usadziłem Savannah na jednej z nich, słysząc, jak pociągała nosem. Stanąłem parę metrów przed nią, oceniłem swoje dzieło i usiadłem koło niej. W końcu wyczuła moje ciągłe, spokojne spojrzenie i odwróciła się. Drżał jej podbródek, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zacząłem luźnym tonem:
– Myśl o tym, co tu i teraz. Nie o tym, co było, bo przeszłość kompletnie cię pochłonie.
Save jakby rozważała moje słowa. Trwało to dłuższą chwilę, jednak kiedy otwierała usta, by coś powiedzieć, przerwałem jej w połowie słowa:
– I ani mi się waż stąpać do tyłu. Jeśli te myśli tak cię zadręczają, to może spróbuj pojeździć konno? – wyszczerzyłem się.
Save wzruszyła ramionami, jednak widziałem, że się uspokajała. Delikatnie westchnąłem z ulgą, nie chcąc naruszyć tej kruchej atmosfery, która powstała. Savannah w końcu zaczęła mówić.
– Skoro tak twierdzisz… – zaczęła niepewnie i przetarła oczy, jakby obudziła się z jakiegoś trwającego lata koszmaru. – Może warto spróbować – uśmiechnęła się smutno, po czym wstała i powolnym krokiem ruszyła do stajni.

Save?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz