wtorek, 15 sierpnia 2017

Od Save C.D. Milo

Tylko przyjacielem na ten okres lub tylko przyjacielem. Liczyłam na to drugie. Potrzebowałam kogoś zaufanego. Kogoś, na którego mogę liczyć. Spojrzałam znów w okno. Wtedy weszła pani psycholog.
- Miło, że zastałam Was obojga. - uśmiechnęła się i usiadła na stołku. - Ty Milo usiądź na przeciwko, jest tam drugi stołek. A więc... panno Savannah, czemu mnie okłamałaś. Stwierdziłaś, że Milo jest tylko znajomym.
- Proszę pani. To jest skomplikowane. - stwierdziłam.
- Mi możesz wszystko powiedzieć. Może chcesz żaby Twój chłopak wyszedł?
- Nie. I... to nie mój chłopak. Powiedział tak aby do mnie przyjść... - spuściłam głowę.
Kobieta wymieniła się spojrzeniami z chłopakiem.
- Przepraszam... - mruknął. - Chciałem z nią porozmawiać. Byłem tam jak chciała popełnić samobójstwo.
- Tak. A... mogłaby pani nas zostawić? -poprosiłam a ta westchnęła i wróciła na korytarz zamykając drzwi do mojej sali.
- Wiem, że pewnie uważasz mnie za wariatkę *Tak, wiem*, wiem, że uważasz, że jestem niezrównoważona *To też wiem*, jednak zrozum. Jestem ciupkę zbyt wrażliwa. Wszystko przeżywam parę razy gorzej. Sophie była jedyną osobą na której mogłam polegać. Ten śmieć ją zabił. Pobił ze skutkiem śmiertelnym. Nie potrafię inaczej. - szeptałam stopniowo coraz ciszej.
W końcu wtuliłam się w poduszkę i zakryłam pościelą.
- Nie chcę być taka. Chcę żeby ktoś otworzył mnie na świat. Chcę przyjaciela... bądź przyjaciółkę która zrobi ze mnie człowieka... a nie maszynę do płaczu. - jęknęłam.
Przez grubą kołdrę poczułam jego rękę na moim ramieniu.
- Coś się zrobi. - zaśmiał się.
- Taaak? - zdziwiona wyszłam z pod pierzyny.
- Tak. Może dostaniesz króliczka jeśli zdasz cały... jeśli Ci się uda. - dodał uśmiechając się wrednie.
- To zanim mi się uda ten królik w tym sklepie zdechnie. - przewróciłam oczami.
- Da radę. Będzie nowy. - zapewnił. - Chyba już będę leciał. Zapytam się jeszcze, kiedy Cię wypiszą.
Wybiegł z sali. Czekałam siedząc po turecku wpół przykryta. Żeby ten wypis był za niedługo. Po chwili przyszedł znów.
- Jeśli wszystko będzie dobrze, jeszcze dziś. - powiadomił. - Idę już, pa.
- Pa. - pomachałam mu.
*Pięć godzin później*
- Dziękuję pani. - przytuliłam psycholog. - Dziękuję.
- Nie ma za co. To moja praca. Cieszę się, że jest wszystko dobrze. Pozdrów tego Milo ode mnie.
Skinęłam i wyszłam ze szpitala. Kawałek drogi było. Nie chcę kłopotać kolegi, ale na pieszo... albo? Kobieto, idź! To miasto! Market, fryzjer, butik, ZOOLOGICZNY! Popędziłam w tamtą stronę. Otworzyłam drzwi i pognałam w stronę białych królików. Są! Spojrzałam na cenę. Siedemdziesiąt złotych. Jeszcze klatka? Nie. To nie na moją kieszeń. Kieszeń? Telefon! Wyjęłam go i wybrałam aparat. Zrobiłam zdjęcie królika i wysłałam Milowi. Szybko odpowiedział.

Hah, jesteś tam? Wiedziałem, że kiedyś odkryjesz ten sklep. Drogo, nie?

Odpisałam, że tak. Miałam dwadzieścia pięć złotych i trzydzieści dwa grosze. Niechętnie wyszłam ze sklepu i wybrałam się do... lumpeksu. Czasem znajdywałam fajne rzeczy. I to za grosze. Eh, zapach był paskudny. Podeszłam do spodni. Znalazłam czarne z dziurami na kolanach. Mój rozmiar! Wzięłam i poszłam dalej. Ogólnie do przymierzalni zabrałam biały *Biały?* sweter, czarną bluzę z kapturem oraz długą, białą sukienkę oraz oczywiście spodnie.
I kupiłam wszystko! Nie całe dziesięć złotych. Zauważyłam drogowskaz do akademii. Czyli czas wracać? Nie, jeszcze do marketu. Był na przeciwko. Przeszłam przez pustą ulicę aż do pełnego zieleni sklepu. Co wzięłam? Dwie mleczne czekolady i wino. Kosztowało trzydzieści złotych. Plus czekolada osiem... trzydzieści osiem. Z kąd wzięłam dwadzieścia osiem? A miałam w case na telefonie pięćdziesiąt złotych. Teraz na pieszo do akademii. Więc w drogę!
*Dwudziesta*
Jest! Doszłam. Co z tego, że telefon rozładował mi się na samym początku. Przeżyłam. I nie napoczęłam żadnej z czekolad! Leniwym krokiem kierowałam się do mojego pokoju. Ale jak zawsze... coś musiało mnie spotkać. Znaczy... ktoś. Kto? Milo. Z kim? Milesem.
- Już jesteś. - uśmiechnął się.
- Dotarłam. - mruknęłam zdyszana. - Byłam w sklepie z ubraniami i w markecie.
- Co kupiłaś? - odezwał się Miles.
- Sukienkę, spodnie, sweter i bluzę. W spożywczym wino i dwie czekolady. Napijemy się czy macie męską naradę?

Milo?

*666 słów... Nie specjalnie. Przysięgam.;O*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz