środa, 16 sierpnia 2017

Od Ryana CD Save

Prawie zagwizdałem na widok ubrania Save. Wątpiłem, że to dla mnie się tak ubrała, jednak człowiek zawsze może pocieszyć się chociażby w pełni nieuzasadnioną nadzieją. W momencie, kiedy wychodziliśmy razem na korytarz, byłem pewien, że dobrze zrobiłem, zaczepiając ją. Wiedziałem, że ta znajomość wyjdzie mi na dobre.
Mimo iż Save założyła szpilki i tak musiałem nieco przekrzywiać głowę, żeby patrzeć jej w oczy podczas luźnej pogawędki. Musiałem przyznać, że dowcipy, które rzucała od czasu do czasu, były wyjątkowo zabawne i całkiem ciekawie się z nią rozmawiało. Nie żałowałem ani chwili, nawet jeśli teraz siedziałbym w pokoju i wpatrywał w sufit, nie mając zbytnio co robić.
– Daleko jeszcze? – sapnęła Save, krzywiąc się.
– Jeszcze schody – wyszczerzyłem się.
– Ty to umiesz pocieszyć, chłopie... – mruknęła, o mało nie tracąc równowagi na szpilkach.
– Zawsze możesz iść boso. – Wzruszyłem ramionami, kiedy zaczęliśmy wspinać się po schodach.
Ja przeskakiwałem po dwa stopnie naraz, jednak Save musiała wchodzić po jednym stopniu. W pewnym momencie nawet mnie to rozbawiło, jednak mniej śmieszne byłoby, gdyby spadła i w najgorszym razie się zabiła.
Co by napisali na nagrobku? Zginęła śmiercią tragiczną, spadając ze schodów w towarzystwie Ryana Sharmy.
Stłumiłem uśmiech, wyobrażając to sobie. Kiedy w końcu wyszliśmy na piętro, luźnym krokiem zaprowadziłem Save do pokoju numer dwadzieścia cztery. Przepuściłem ją w drzwiach, po czym cicho je zamknąłem i nie wiedząc, co zrobić, zaproponowałem Save, żeby siadła na jedynym krześle w pomieszczeniu.
– Witam w moim szacownym pokoju! Niedługo nastąpi tutaj godny porządnego obywatela porządek, jednak póki co do rozpakowania zostały te wielkie pakunki. Milady, pomożesz mi? – zacząłem tonem brytyjskiego służącego, omal nie doprowadzając Savannah do śmiechu.
– Z przyjemnością – odpowiedziała godnie, powoli wstając.
Skłoniłem się, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Otworzyłem pierwszą, niebieską walizkę i wyrzuciłem jej zawartość na łóżko. Zdziwiłem się, widząc wśród przedmiotów spray ze sztucznym śniegiem – Laura miała najwyraźniej wyjątkowo dobry humor. Wstrząsnąłem opakowaniem i widząc, jak Savannah pochyliła się, by rozpiąć drugą walizkę, wypuściłem śnieg prosto na jej jasne włosy.
Kiedy się wyprostowała, psiknąłem jeszcze raz, sprawiając, że powietrze wokół niej wypełniły drobne drobinki. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, widząc jej skrzywioną minę – z determinacją próbowała wydrzeć mi spray, jednak wystarczyło, że wysoko wyciągnąłem rękę i nie mogła dosięgnąć. Widząc nieudolne próby zabrania mi sprayu, zaśmiałem się i wypuściłem jeszcze więcej śniegu, chcąc nie chcąc również na siebie. W pierwszej chwili poczułem się tak, jakbym bym dosłownie w Narnii, jednak po krótkim momencie nieprzerywanych śmiechów wróciłem do rzeczywistości.
Opuściłem rękę, gdyż zaczęła mi sztywnieć – to był błąd, gdyż narzędzie zbrodni przejęła Save i prysnęła mi prosto w twarz. Zdążyłem przymknąć powieki, co sprawiło, że całe rzęsy i brwi miałem oblepione śniegiem. Posłałem Save obrażone na niby spojrzenie i burknąłem:
– Wyglądam jak Dziadek Mróz.

Save?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz