piątek, 18 sierpnia 2017

Od Ryana CD Save

– Ale ja się nie znam na klatkach... – rzuciłem za nią, jednak już tego nie usłyszała.
Ciężko westchnąłem i zastanawiałem się, jak przewieziemy tego królika W KLATCE. Chyba przy zachowaniu najwyższej ostrożności, czyli jakieś dziesięć na godzinę i to i tak z ryzykiem, że gliniarze będą stać gdzieś na poboczu. Nie byłem pewien, czy za przewożenie zwierzaka na motorze nie grozi jakaś kara, jednak... odsunąłem od siebie myśli o tym i skupiłem się na wyborze klatki.
Uśmiechnąłem się łobuzersko widząc jedną różową. Wzruszyłem ramionami i ją wziąłem, po czym swobodnym krokiem podszedłem do lady. Na szczęście nie była zbyt droga, gdyż fundusze w tylnej kieszeni bojówek były dosyć ograniczone.
Chwilę później do kasy podchodziła Save z białym królikiem w ręce. Cicho westchnąłem, zapłaciłem za klatkę i zwierzę, po czym okazało się, że do tej klatki trzeba jakieś pomniejsze akcesoria. Wypuściłem powietrze z nozdrzy i czekałem, aż Save przy akompaniamencie pisków podekscytowania wybierze wszystkie przedmioty. Skończyło się na tym, że zapłaciłem coś koło sześćdziesięciu funtów, a potem próbowałem upchnąć wszystko do schowka pod siedzeniem.
– Klatkę będziesz trzymać w ręce – ostrzegłem, ledwo domykając skrytkę.
– Okej – powiedziała nieprzytomnie, cały czas zajmując się królikiem.
Mijał nas jakiś na oko szesnastoletni chłopak. Patrzył ze zdziwieniem na Save, która pieściła zwierzę niczym jakieś bóstwo, więc powiedziałem:
– Zapamiętaj: dziewczyna i królik to nie najlepsze rozwiązanie – westchnąłem, dając jej kask.
Chłopak się zaśmiał i poszedł dalej, cały czas chichocząc pod nosem. Założyłem na głowę czarny kas i wsiadłem na motor, czekając, aż Save zajmie miejsce. Było to niebezpieczne i próbowała umieścić tę kanciastą klatkę tak, żeby nie zabić ani królika, ani siebie. W końcu siedziała bez ruchu, najwyraźniej w końcu układając wszystko jakoś wygodnie.
No, chyba tylko dla siebie.
– Kurna, Save, on mnie gniecie i przyciska – mruknąłem.
– Przeżyjesz to – zaśmiała się, jednak jej głos przez kask był przytłumiony.
Westchnąłem i zmusiłem się do uśmiechu. Wyjechałem z miejsca parkingowego i rozpędziłem na prostej drodze, zmierzając prosto do uniwersytetu. Starałem się nie zwracać uwagę na klatkę, której pręty boleśnie wbijały mi się w kręgosłup ani na podejrzane drapanie po dolnej partii pleców. Ignorowałem to.
Ludzie, którzy akurat nas mijali swoimi samochodami, dziwnie patrzyli na naszą dwójkę... no, może trójkę – licząc królika. Taa, trójkąt z królikiem zawsze na propsie. Tylko żeby nie przymknęli mnie za zoofilię.
Dziwiłem się, jakim cudem Save nadal utrzymywała równowagę. Spojrzałem w lusterko i widok, który zobaczyłem, sprawił, że praktycznie wybuchnąłem śmiechem. Save siedziała w jakiejś nienaturalnej pozycji, jedną ręką trzymając klatkę, a drugą przytrzymując się mojego ramienia, żeby nie spaść. Trzeba przyznać, pomysłowa to ona była.
Kiedy w końcu dojechaliśmy do uniwersytetu, westchnąłem z ulgą. Zaparkowałem kawasaki w garażu i poczekałem, aż Save zejdzie, by otworzyć schowek i wyciągnąć wszystkie akcesoria. Sam niosłem je do akademika, pozwalając Savannah nacieszyć się królikiem.
– Mam już królika... czego chcieć więcej? – zapytała radośnie, kiedy stanęliśmy przed drzwiami jej mieszkania. – A, muszę ci oddać pieniądze...
– Nie trzeba. – Machnąłem lekceważąco ręką, wchodząc do jej pokoju. – To będzie taki swojego rodzaju... przedwczesny prezent na Gwiazdkę – wyszczerzyłem się, jednocześnie krzywiąc, kiedy poidełko czy cholera wie co spadło na podłogę.
Save je podniosła tuż sprzed moich nóg. Wyłożyłem pozostałe przedmioty na jej biurko, pilnując, by nie zostawić żadnej swojej rzeczy. Save dalej zajmowała się królikiem, jednak najwyraźniej przypomniała sobie o mojej obecności.

Save?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz