niedziela, 13 sierpnia 2017

Od Lewisa - zadanie 5

To był piękny, wiosenny poranek... Ta, jasne. Zasnąłem o piątej rano. Już wtedy zaczęło mi się robić nieznośnie gorąco. Jakiś czas później, którego nie potrafiłem dokładniej określić, usłyszałem otwieranie drzwi, przekręcany dwukrotnie klucz, później drobne kroczki, jakby ktoś biegł i nagle podskoczyłem na łóżku, ponieważ ktoś zbyt energicznie się na nie rzucił. Miałem już gotowe dwa typy. Zain albo Hailey, to proste. Kto inny byłby na tyle odważny i w pewnym sensie głupi, żeby budzić mnie podczas mojej rzadkiej chwili snu?
- Śpisz? - wymruczała mi do ucha dziewczyna. Nie odezwałem się. Po raz pierwszy od dawna, chciało mi się spać. W pewnym momencie jej dłoń powędrowała pod moją koszulkę. Właściwie to powinienem spać bez niej. Za gorąco na takie ubieranie się. Jednak wtedy taka sytuacja byłaby jeszcze bardziej niebezpieczna.
- Hailey, gorąco - wyjęczałem. Nie miałem ochoty na nic poza snem, a już szczególnie na coś, co nie oszukujmy się, wymagało ode mnie sporego wysiłku fizycznego.
- Już? - zaśmiała się. - To początek.
- Spać mi się chce.
- To słaba wymówka, w którą już chyba nikt nie uwierzy - jęknąłem tylko i odwróciłem się do niej plecami. To prawda, nie ma nikogo tak głupiego, aby uwierzył, że komuś cierpiącemu na bezsenność, chce się spać. - Ej!
- Wiesz - nagle wpadł mi do głowy doskonały pomysł, który musiała zrozumieć i dać sobie spokój. - Muszę wyprowadzić Aishę!
- Aishę?
- No Aishę - usiadłem na łóżku i spojrzałem na się na dziewczynę. Gapiła się na mnie jak na wariata. - Co?
- A widzisz, ją gdzieś tutaj? - rozejrzałem się po pokoju. Zajrzałem nawet pod łóżko i podreptałem do łazienki. Szafa też była pusta, podobnie jak jej legowisko pod biurkiem.
- To... to jest dziwne i wybitnie podejrzane.
- Taak - Hailly komicznie pokiwała głową.
- Aisha nigdy nie znika, bo mnie pilnuje lepiej, niż matka.
- Taak - powtórzyła tą czynność.
- Zresztą to bardzo spokojna suczka, która jest raczej typem domatora.
- Taak - znowu to samo.
- Możesz przestać? - zapytałem dosyć szorstko. - Przepraszam...
- Oj po prostu, za bardzo się martwisz - podeszła do mnie, ponieważ zatrzymałem się przy biurku i objęła mnie w pasie. - Znajdzie się.
- Ale... mam ją tyle lat i ani razu coś takiego się nie zdarzyło. To nie jest normalne. Martwię się, bo to moja bratnia dusza, gdyby nie ona, to równie dobrze mogłoby mnie tu nie być.
- Tak wiem - pogładziła mnie po głowie. - Wiem o tej waszej więzi, zresztą trudno byłoby tego nie zauważyć. Aisha cię na krok nie odstępowała. Była lepsza niż przyzwoitka.
- Hailey... - jęknąłem.
- Nie jęcz. Trzeba jej po prostu poszukać. Może ktoś wszedł do ciebie, bo jak zwykle  nie zamknąłeś drzwi i ona wyszła przez przypadek. Więc wyjdziemy, pójdziemy do stajni, bo jeśli nie ma jej na korytarzu to pewnie jest u Santiago. Znajdziemy ją i się uspokoisz, i się zajmiesz wreszcie mną. Tak?
- Jak ją znajdziesz, to będę dla ciebie nagrodą - zamruczałem.
- Trzymam cię za słowo.
- A mogę je jeszcze cofnąć? - zapytałem uśmiechając się przepraszająco, a ona uniosła brew. - Gorąco Hailey... Zajmę się wieczorkiem, kiedy będzie chłodno i moje ciało zacznie funkcjonować, dobrze?
- Tobie naprawdę chciało się spać? - pokiwałem energicznie głową. - Koniec świata.... Chodź, może powietrze ci pomoże.
- Niezabawne - mruknąłem.
- Troszkę tak - cmoknęła mnie w policzek. Westchnąłem i powlokłem się do szafy, skąd wygrzebałem najlżejsze ubranie jakie mogłem w niej znaleźć. Lubię ciepło. Lubię gorąc nawet, ale te utrzymujące się upały spowodowały, ku mojemu najwyższemu zdziwieniu, że zacząłem się pocić. Przecież ja się nie pocę! To oznaczało, że ciepełko utrzymuje się zdecydowanie za długo i trzeba uciekać na wybrzeże, bym mógł dowolnie chować się pod taflą lodowatej wody. Niecałe pięć minut później wyszliśmy na korytarz i skierowaliśmy się do stajni. Rozglądałem się jak wariat, nie zaważając na słowa dziewczyny, która za wszelką cenę starała się mnie uspokoić. Bałem się. Po raz pierwszy od dawna bałem się, ale to nie był normalny rodzaj strachu. Ona po prostu przez pewien długi okres mojego życia, była jedyną rodziną poza Aleksandrem. Była wszystkim, broniła mnie przed ojcem, czasem tak strasznie ujadała, że przychodzili do nas sąsiedzi, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. W stajni jej nie było. Przeszukałem cały boks, obszedłem trzy razy chyba wszystkie pomieszczenia.
- Lewis? - Hailey opierała się o belkę, pomiędzy boksami. Zatrzymałem na niej mój rozbiegany wzrok.
- Tak?
- Chodź, pójdziemy po Zaina, Brooke i resztę. Pomogą nam jej szukać - wyciągnęła do mnie dłoń. Pokiwałem głową, ale się nie ruszyłem. - Lewis...
- Idę - mruknąłem i złączyłem nasze dłonie, splątując ze sobą nasze palce. Poszliśmy prosto do Zaina, ale drzwi były zamknięte. Pomimo to stanąłem i zacząłem do nich wręcz walić.
- Lewis, nie ma go.
- Jest - odparłem twardo, a po chwili drzwi się uchyliły. Wyjrzała zza nich uśmiechnięta twarzyczka tego świra.
- Czemu zawdzięczam tą cudowną i pokojową wizytę? - zapytał.
- Pies mi zniknął - mruknąłem, spuszczając głowę.
- Co? - zaczął się śmiać. - Przecież sam wczoraj mówiłeś, że mam się nią zająć, bo dostałeś środki nasenne i zamierzasz spać cały dzień!
- Co?! - wydarłem się. - Kompletnie nie pamiętam, żebym coś takiego mówił!
- Może... ale Aisha jest tutaj - uchylił drzwi, odsłaniając część pokoju, gdzie na podłodze Aisha odpychała łapą Sharikę, tego słodkiego kociaka Zaina.
- Dwóch idiotów - mruknęła Hailey.
- Może i idiotów, ale przynajmniej się nie zgubiła - rzuciłem, po czym minąłem przyjaciela i nie zważając na nic, położyłem się obok mojej psinki, przytulając ją do siebie. - Nie zrobił ci nic złego?
- Ej! - wrzasnął Zain.
- Cicho tam ty psi porywaczu! - warknąłem i wrzuciłem do tulenia Aishy.

+60PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz