niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Hailey cd. Lewisa

- Widocznie nagle przestało - burknęłam - Próbuj dalej, może uda ci się mnie przekonać - oparłam dłonie na biodrach, stukając palcem o delikatny materiał swojej sukienki - A nie ukrywam, że to będzie trudne, gdy sposoby są ograniczone - wzruszyłam nieznacznie ramieniem.
- Słodkie słówka? - przechylił głowę, po chwili zamyślenia.
- Odpadają - odpowiedziałam na jego pytanie - Słodycze możesz mi prawić wieczorem w łóżku jako zastępstwo innych rzeczy, których nie możesz zrobić - w tej chwili na mojej twarzy pojawiłby się uśmiech, ale zdecydowałam jednak, że przyjrzę się starannie jego reakcji. Czyli zrobię to co zazwyczaj ignorowałam, będąc zwyczajnie przyzwyczajona do jego nieraz stałego, kamiennego wyrazu twarzy - Chociaż możesz, dlaczego nie? - wypowiedziałam myśl na głos i odwróciłam się bokiem do chłopaka.
- Nie ma mowy. Wiem co kombinujesz - mruknął - Dotknąć też nie mogę... - pokręciłam głową - W takim razie co?
- Nie wiem - uniosłam ręce do góry - Podobno jesteś kreatywny, wymyśl coś.
- Nie ma to jak pomoc drugiej strony - westchnął - Mam pomysł, ale musisz zasłużyć - odwróciłam głowę z powrotem w jego stronę i spojrzałam z całkiem poważnym wyrazem twarzy w jego oczy.
- To jest ewidentnie niesprawiedliwe - oburzyłam się - To nie ja używałam siły droczenia i nie groziłam obrażeniem się - zmierzyłam go spojrzeniem.
- Nadrabiałaś to wystarczająco dużo razy przez te dwadzieścia jeden lat.
- To przestań odgrywać moją rolę - naburmuszyłam się.
- O, widzisz. Też bym tak chciał zrobić, a nie mogę. A niby panuje równouprawnienie - prychnął.
- Nie zmieniaj tematu.
- Co powiesz na tak zwaną plażową noc? - przeszedł od razu do sedna, nieco mnie dezorientując. Wróciłam do normalnej pozycji, właściwie to zapominając, że mam stać ze skrzyżowanymi rękoma odwrócona. Przygryzłam wargę, zastanawiając się o co chodzi, dlatego też odruchowo moje brwi powędrowały w dół.
- Noc na plaży?
- Będzie ciepło - spojrzał w niebo - Zaufaj komuś o irlandzkich korzeniach.
- A czy ja kwestionowałam kiedykolwiek twoje zdanie? - uniósł brew, a ja z chęcią bym się roześmiała.
- To by było naprawdę cudowne, gdybyś zaprzestała to robić, ale że jestem racjonalistą... to zdaję sobie sprawę, że jest to niewykonalne - uśmiechnął się.
- No wiesz co? Zmuszasz mnie do udowodnienia, że potrafię. To się nazywa wchodzenie na ambicję.
- Może... ale skoro jest skuteczne...?
- Kolejny zakład? - skrzywiłam się.
- Niby, że jak będziesz kwestionowała to ja wygrywam poprzedni i obecny? Podoba mi się.
- A mi niezbyt.
- Nadal wiem, że nie potrafisz przegrywać, tylko zwyczajnie reagujesz spokojnie niż wtedy kiedy byłaś młodsza.
- Zaraz mi powiesz, że jak przegrywałam to też próbowałam cię wrzucić do rzeki? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie. Wtedy byliśmy w domu. Były okna, zamknięta przestrzeń, wiele rzeczy dookoła... - roześmiał się.
- Wynagrodzę ci to - przekręcił głowę.
- Jak? - przysunęłam się z powrotem i oparłam ręce na jego ramionach, całując go - A to się zalicza czy nie? - zmarszczyłam nos.
- Nie, przecież usta to usta, prawda? - wzruszył ramionami - Trzeba było zapisać zasady, a nie się mnie pytać - przewrócił oczami - Nigdy ci tego nie mówiłam, bo uważałam, że nie ma takiej potrzeby, ale... - przerwałam, przyglądając się jego ustom - Świetnie całujesz, nawet jak się starasz żeby nie wyszło dwuznacznie - pokazałam swoje białe ząbki. Jestem okropna, sięgając po prowokacje, ale jeśli można ich używać to dlaczego by się nie postarać osiągnąć jak najszybszą wygraną. Oczywiście to dotyczy obydwóch stron, jednak wydaje mi się, że jemu się trudniej powstrzymać niż mnie.
- Czy ty właśnie próbujesz mnie udobruchać?
- No... tak - odpowiedziałam cicho pod nosem - Nie mogę pozwolić by mi się ktoś tu obrażał, no nie? Chodź, wracamy do domu, bo z tego co pamiętam ktoś mi obiecał spanie na plaży - sięgnęłam po jego dłoń i pociągnęłam za sobą. Dosyć szybko znaleźliśmy się z powrotem w domku. Przegryzłam coś na szybko i wzięłam potrzebne rzeczy. Naturalnie, Lewis widząc, że układam sobie wszystko w wątpliwą wieżyczkę, chciał mi pomóc.
- Nie. Ja sobie dam radę - mruknęłam.
- Ale tylko pomogę.
- Nie! Idź sobie, idź, sio - odgoniłam go ręką - Poproszę o pomoc jak będę potrzebowała - nie oszukujmy się, nie poproszę tylko zaniosę to sama najdyskretniej jak tylko potrafię, starając nie zgubić się ani jednej rzeczy. Objęłam wszystko rękoma, przyciskając do piersi i ruszyłam w kierunku plaży. Kątem oka zauważyłam, że chłopak idzie za mną. To było denerwujące. Jakby tym samym mówił, że ja to upuszczę i bez sensu odmawiałam pomocy. To było celowe zagranie. Tak dla zdenerwowania przeciwnika - Przestaniesz? - stanęłam, dopiero teraz czując ciężar tych rzeczy.
- Ale co mam przestać? - ukrył uśmiech, jednak jego spojrzenie mówiło upuścisz to, zobaczysz.
- Nie chodź za mną tak i nie wprowadzaj złej aury... Zaniosę to i nic nie zgubię - powtórzyłam - Idziesz przede mną - nakazałam i ruchem głowy pokazałam żeby mnie wyprzedził i szedł pierwszy.
- Ja nic nie robię - jasne, jasne, oczywiście.
- Pan idzie przede mną i się nie odwraca - gdy stanął obok, uniosłam nogę, aby pomyślał, że chcę go kopnąć, ale reagując natychmiast, złapał mnie za łydkę i przyciągnął. Zaśmiałam się, próbując utrzymać wszystko - Ej, ej, bo uznam zakład za przegrany - spoważniałam - Dodatkowo, że zrobiłeś to specjalnie abym faktycznie to puściła, a wtedy to już się obrażę - puścił moją nogę i podniósł do góry ręce.
- Nie tykam - odpowiedział i odwrócił się.
- I nie odwracaj się - dodałam, idąc za nim.
Posłuchał. Aż dziwne. Naturalnie, jedna rzecz mi spadła, ale kombinowałam tak długo, aż ją sięgnęłam z piasku, nie wspominając o tym chłopakowi. Nie wiem czy nawet zauważył, że zostałam z tyłu. Więc albo mi się udało, albo włączyła się jego niezawodna gra aktorska. Odwrócił się dopiero gdy był u celu. Uśmiechnęłam się zadowolona, niejako okazując dumę z tego, że również doszłam i to bez żadnego problemu. Małe kłamstewko. Zobaczyłam te zmrużenie oczu przez ułamek sekundy, ale skutecznie to zignorowałam.
- Mówiłam, że dam radę - wyprostowałam się zaraz po odłożeniu wszystkiego na miejsce.
- Ani chwilę w to nie wątpiłem - pokręcił głową ze spokojnym, całkiem zrelaksowanym wyrazem twarzy. Uniosłam brew do góry i uśmiechnęłam się nieco rozbawiona.
- Czyżby?
- Wątpisz w to?
- Nie.
- Powiedziałem, że nie wątpiłem.
- Nie wierzę - pokręciłam głową, a on swoją spuścił i westchnął głośno. Jego czarne końcówki opadły na oczy.
- Wiesz co bym teraz zrobił jakbym tylko mógł? - spojrzał na mnie z dołu. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi - Normalnie bym cię przygwoździł do ziemi i zmusił do udzielenia poprawnej odpowiedzi, ale niestety zobowiązują pewne zasady - i bardzo dobrze. Wiedziałam, że tego by chciał i gdybym była tylko bardziej złośliwa niż jestem, albo bylibyśmy nadal przyjaciółmi to pewnie doprowadzałabym do tego. Ale bądźmy uczciwi. Uśmiechnęłam się niewinnie, na usprawiedliwienie przytulając się do jego klatki piersiowej.
- Ale wybaczysz dzieciątku? - uniosłam głowę, złączając usta w jeszcze szerszym uśmiechu. Spuścił wzrok z morskiej głębi oceanu i spojrzał mi w oczy. Z tej pozycji mogłam wyraźnie ujrzeć jego tęczówki spod kosmyków włosów. Przewrócił nimi, unosząc kąciki ust.
- Wybaczę, ale chcę coś w zamian - zamruczał. Tak jak ja poprzednio zagrałam jego rolę, tak teraz on odwdzięczył mi się tym samym. Po chwili obserwowania jego mimiki, albo raczej jej braku, kiwnęłam głową - Porozmawiamy za miesiąc. Chociaż nie... sądzę, że szybciej - wyszczerzył się. Odsunęłam się drobny kawałek od niego.
- W twoich snach - poruszył brwiami na moją odpowiedź.
- Myślę, że mógłbym o tym pośnić. Byłaby miła odmiana - mój uśmiech nieco znikł. Nie chciałam wracać do rozmowy o tym, ale nurtowało mnie to już wcześniej. Tylko zwyczajnie odpuściłam mu wyjaśnień, a sobie pytań.
- Nadal miewasz koszmary? - zapytałam, mając wrażenie, że popsułam tą cudowną aurę. Chłopak zmieszał się, gdybym stała na jego miejscu to pewnie żałowałabym, że zaczęłam, nawet przez przypadek. Podniósł wzrok, zastanawiając się co mi odpowiedzieć - Nie próbuj mnie nie martwić. To przez nie nie możesz spać? - bawiłam się w wielką odbudowę, złotą rączkę, a wiedziałam, że nie mogę tego wszystkiego po prostu naprawić tak od razu. Poza tym, dotarło do mnie przy poprzedniej rozmowie, że on chce to zrobić sam, zmierzyć się, a moja czy kogokolwiek pomoc owszem jest potrzebna, ale nie zdziała tak jak wzięcie sprawy w swoje ręce. Po prostu się bałam o niego i tyle. Bo to kosztowało go dużo siły i jeszcze więcej chęci.
- Nie - przedłużył końcówkę i odgarnął mi włosy z twarzy - To także kwestia przyzwyczajenia. Stałe pięć godzin.
- Tak. A ja mam wrażenie, że na okrągło to powtarzasz - odsunęłam się, unosząc delikatnie kąciki ust - I przydałaby się jeszcze jedna poduszka mistrzu matematyki.
- To nie ja uparłem się na zaniesienie wszystkich rzeczy na raz.
- Co tam mówisz pod nosem? - zignorowałam jego uwagę - Zaraz wracam, idę do domu po wcale nie zgubioną i pozostawioną rzecz - skierowałam się w stronę mieszkania. Weszłam do domu przez drzwi z tyłu, wchodząc kolejno po schodach i znalazłam się w sypialni, sięgając po poduszkę Lewisa. Po prostu ładnie pachniała, a każdy wie, że kobieta działa wszystkimi zmysłami. Miałam już wychodzić, gdy coś całkiem codziennego, ale ciekawego na tę chwilę przyciągnęło moją uwagę. Jednych jedynych spodenek mi nie schował. Od piżamy. Ale miałam z tego satysfakcję. Zobaczymy co powie, gdy postanowię przez cały czas chodzić tylko w nich. Ale na razie, póki dzień nie minął, zostanę w sukience. Niech ma chociaż to z tego całego zakładu. Wróciłam do niego, rzucając poduszkę dalej i usiadłam obok, opierając głowę o jego ramię. Normalnie usiadłabym pomiędzy jego nogami, ale mówi się trudno.
- Nie jest ci zimno? - zapytał.
- Żartujesz? Jest idealnie, tak jak powinno być - odpowiedziałam - Tylko się nie ruszaj - faktycznie siedzł nieruchomo, odwracając co jakiś czas głowę i obejmując nogi rękoma.
- Masz ciężką głowę. Całe ramię mnie boli - mruknął rozbawiony. Parsknęłam pod nosem. Szczerze mówiąc, pytałam siebie kiedy będzie miał mnie dosyć. Potrafiłam być naprawdę upierdliwa i niekiedy też drażniłam innych, może nie do stopnia wytrącenia z równowagi, ale był to fakt potwierdzony - Umilkłaś - zauważył. Cicho westchnęłam i wzruszyłam delikatnie ramieniem.
- Dziwne, prawda? - postarałam się o uśmiech.
- Podejrzany ten ton.
- Oj, nie wyszukuj się we wszystkim drugiego dna - zaśmiałam się - Po prostu powiedzmy, że się wyciszam. Powinieneś się cieszyć - oparłam zadowolona.
- Oczywiście - odpowiedział i na jakiś czas zapadła cisza, przerywana szumem fal oceanu. Czekałam tylko na moment, gdy chęć wejścia do wody przezwycięży siedzenie w ciszy przy mnie. Tak jak sądziłam... - Idę trochę popływać - mruknął. Kiwnęłam głową, zdejmując ją z jego ramienia. Wstał, wyciągając do mnie ręce i również pomagając wstać. Poszłam z nim bliżej wody i puściłam dopiero w pewnej odległości. Uśmiechnął się i ruszył przed siebie. Usiadłam na brzegu, podkulając nogi i obejmując je ramionami, obserwując fale oceanu i Lewisa. Chłopak po chwili zniknął mi z oczu, nurkując pod jedną z nich i już się nie pojawił. Spokojnie Hailey, jest doskonałym nurkiem, co udowodnił nie raz. Uniosłam głowę, rozglądając się po horyzoncie. To nie jest już fajne i ani trochę zabawne. Ja rozumiem wstrzymywanie oddechu, ale ile można... Wstałam, otrzepując sukienkę z tyłu od piachu.
- Lewis? - jakby to coś dało. Po co miałam ukrywać, że się nie zdenerwowałam. Nerwowo się rozejrzałam dookoła. Pamiętaj, oddech. Woda ci nic nie zrobi. To tylko piękny, duży, głęboki ocean, cholera jasna. Zdjęłam sukienkę, zostając w samym bikini i zbliżyłam się do brzegu. Woda musnęła moje stopy, a ja drgnęłam, zaciskając palce w pięść.
- To cię nie zabije. To nie jest straszne - mówiłam pod nosem, wchodząc coraz głębiej - Widzisz... nic ci nie jest... - zaśmiałam się nerwowo. Woda sięgała mi już do bioder, aż do bioder. Wchodziłam szybko, tak jakbym się nigdy nie odważyła, co chwila wypowiadając imię Lewisa. Gdy przyszła większa fala i sięgnęła mi do linii biustu, znieruchomiałam, cała sztywniejąc. Nie wejdę tam, nie ma mowy, nie dam rady, czułam jak do oczu napływają mi z wolna łzy. Zacisnęłam zęby, nie mając odwagi ruszyć się do tyłu, a co dopiero do przodu.
- Lewis... - powiedziałam już ciszej, łamiącym się głosem i w tym samym momencie coś złapało mnie za kolano. Wciągnęłam głośno powietrze do płuc i choć z chęcią bym krzyknęła to z mojego gardła nic się nie wydobyło. Przede mną pojawiła się znajoma sylwetka z wykrzywionymi ustami w uśmiechu. Nie odezwałam się, ze strachem w oczach wpatrując się w Lewisa.
- Weszłaś do wody - był zaskoczony? Bo ja też. Znaczy w tej chwili tego nie czułam.
- Tak! - krzyknęłam, dopiero po pewnym czasie odwracając głowę tak aby łzy same zleciały z moich oczu bez zbędnych świadków. Chciałabym go w tamtym momencie nienawidzić, ale z moich ust wypłynęły całkiem inne słowa - Wystraszyłeś mnie - zdjęłam włosy ze swojej twarzy, zagarniając je do tyłu. Boże, dlaczego ja płaczę?

Lewis?

Kochana administracjo... 2152 słowa

5 komentarzy:

  1. Aż taki zły ten mój Lewis, że od razu nienawidzić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee... to jest mój kochany bad boy. Jego się nie da nienawidzić ♥

      Usuń
    2. Oj weź bo nam się tutaj zarumieni i będzie wyglądać jak idiota XD

      Usuń
    3. Myślę, że jestem w stanie to zrobić, mrr XD

      Usuń
    4. Nie próbuj....

      Usuń