niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Julesa cd. Milesa

- Chcesz jeszcze jednego? - spytałem, widząc jego przeszczęśliwy wyraz twarzy.
- Tak! Tego największego! - Zapiszczał jak mała dziewczynka i zaczął podskakiwać w miejscu.
Miles czasem zachowuje się, jak małe dziecko, ale właśnie to w nim uwielbiam. Wie, kiedy może sobie na to pozwolić, a kiedy zachować stuprocentową powagę. Mimo wszystkiego potrafi cieszyć się życiem. Bałem się, że po śmierci chłopaka, nic już nie będzie jak dawniej. Po części to prawda, nic już nie będzie takie samo jak za życia Adriena, ale... Miles chce żyć. Ja powoli zaczynać się nad tym zastanawiać. Kogo zabolałoby moje odejście? Ojca, Camillę i Milesa. Być może mamę dopadłyby wyrzuty sumienia, znajomi z bilarda cieszyliby się, że nie mają konkurencji i nikt ich nie ogra z luksusowych samochodów i całej fortuny. Znajomi ze starej szkoły raczej by się nie przejęli. Taki los bycia chujem. Nikt cię nie lubi i twoje życie lata wszystkim koło tyłka. Spróbowałem się jak najszybciej oderwać, od tych myśli i skupiłem uwagę na strzelaniu.
- Ile za tego największego? - mruknąłem do niezbyt sympatycznego faceta, wskazując na ogromnego pluszaka.
- Wszystkie. - Wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne.
Bez problemu zestrzeliłem większość kaczuszek, dopiero pod koniec zacząłem mieć z tym problemy. Rozpraszało mnie dosłownie wszystko. Zniecierpliwione westchnięcia pracownika, tupot podnieconego Milesa, jakaś mucha kręcąca się obok i komar, który przed chwilą usiadł mi na ręce. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się trafić i zestrzelić wszystkie kaczuszki. Pracownik skrzywił się, podając mi największego z pluszaków i zabrał się za zbieranie zestrzelonych celów.
- Nie mam pojęcia, jak dowieziemy go do akademika - zaśmiałem się, zauważając, że misiek jest prawie tak wielki jak Miles.
- Nie mamy dla niego kasku. - Zrobił smutną minę, jednak zaraz na jego twarz wrócił szeroki uśmiech.
- Znowu mam uklęknąć? - Uniosłem brwi.
- Nie! Jeden raz zdecydowanie wystarczy.
Podałem chłopakowi pluszaka, a ten musiał przerzucić go przez ramię, by nie ciągnąć jego nogami to piasku.
- Wiesz, co? Możemy już spokojnie wrócić do Morgan. Właśnie zostałem ojcem dwójki pluszaków, jestem szczęśliwy i śpiący.
- Czy to, że je wygrałem, jest równoznaczne z tym, że je urodziłem? - Skrzywiła się, ruszając w stronę parkingu.
- Nieee, wybacz, ale nie nadawałbyś się na matkę moich dzieci. - Spojrzał na mnie z kamiennym wyrazem twarzy, jednak zaraz wybuchnął głośnym śmiechem.
Powrót do akademika nie był taki łatwy, na jaki się wydawał. Między mną a Milesem siedział największy pluszak, a mniejsza panda, również znalazła tam miejsce. Chłopak co chwila krzyczał, żebym zwolnił, bo zaraz albo on spadnie, albo któryś z miśków. Momentami miałem ochotę go zrzucić, zwłaszcza gdy słyszałem teksty typu spokojnie, dzieci, jesteśmy już blisko, wujek Jules wcale nie przekracza dozwolonej prędkości.
Oczywiście, że nie przekraczałem! Nie w momencie, kiedy Miles siedzi za mną. Sam zazwyczaj jeżdżę o wiele szybciej, ale nie chciałbym go na nic narażać. Motocykl to tylko maszyna, nigdy nie wiadomo.
- Jesteśmy na miejscu, tatuśku - zaśmiałem się, zatrzymując motocykl przy wejściu do akademika - Idź, ja zaparkuję i zaraz przyjdę.
Miles posłusznie zeskoczył z motocykla i udał się w stronę drzwi. Odjechałem kawałek dalej i zatrzymałem się na pierwszym wolnym miejscu. Zsiadłem z maszyny z nadzieją, że jutro zastanę ją tu w takim samym stanie, w jakim ją zostawiłem. Byłem trochę przewrażliwiony na tym punkcie, ale nieznoszę, gdy ktoś dotyka mój motocykl.
Udałem się prosto do wejścia, gdzie właśnie zapaliło się światło. Już od dawna jest ciemno, więc pewnie zapomnieli zrobić to wcześniej. Wszedłem do środka i przy schodach zauważyłem Milesa. Nie był sam, rozmawiał z jakimś chłopakiem i... to chyba ten, który niby jest tak podobny do Adriena. W sumie, jak tak dłużej się mu przyjrzałem, to faktycznie mogłem dostrzec jakieś podobieństwa w ich wyglądzie.
Gdy Miles tylko mnie zauważył, od razu pospiesznie się pożegnał i podszedł do mnie, co chwila zerkając do tyłu.
- Spokojnie, poszedł, nie patrzy. - Wzruszyłem ramionami. - Czy to był on?
- Em.. nie - odpowiedział, pocierając kark dłonią.
- Nie? - spytałem, unosząc brwi.
- No dobra, ale sam widzisz, że naprawdę jest podobny.. gdybyś jeszcze go poznał..
- Ale ty nie chcesz, żebym go poznał.
- Nie chodzi o to, że nie chcę, ale.. no.. sam rozumiesz.
- Okej, w porządku. Nie przyjechałem tu żeby zawierać nowe znajomości. - Wzruszyłem ramionami. - Jak on ma na imię?
- Joshua.
- I tyle mi wystarczy. 
Odprowadziłem Milesa do jego pokoju, a gdy tylko do niego weszliśmy, chłopak rzucił pluszaki na łóżko.
- Dzisiaj śpię z nimi - mruknął pod nosem i położył się na tym większym.
- Uroczo. Zrobić ci zdjęcie? - zaśmiałem się, wyjmując z kieszeni telefon. 
~~*~~*~~
Obudziłem się wyjątkowo wcześnie, jak na mnie. Zazwyczaj spałem przynajmniej do dziewiątej, a tu sam z siebie podniosłem się z łóżka o siódmej. Spory wyczyn dla mojej osoby. Oczekiwałem jedynie, aż do pokoju wpadnie Miles, który chyba zabrał mi jeden klucz od pokoju, by codziennie mnie budzić i odsłaniać rolety w oknach. Po jakiś dziesięciu minutach usłyszałem przekręcanie klucza w zamku. Chwilę później drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich roześmiana twarz Milesa.
- To ty już nie śpisz? - spytał smutno, wpadając do pokoju.
- Tak bardzo chciałeś mnie osobiście obudzić?
- Być może. - Wzruszył ramionami i po wzięciu rozbiegu, rzucił się na łóżko.
Miles wyłożył się wygodnie na posłaniu i spojrzał na mnie.
- No chodź tu do mnie kociaku - odezwał się, podpierając głowę na ręce.
Nie był w stanie zbyt długo utrzymać poważnej miny. Złapał się za brzuch, nie mogąc powstrzymać napadów śmiechu.
- Jakie plany na dzisiaj? - spytałem, zajmując miejsce obok niego.



Miles?
tym razem trochę krótsze XD <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz