czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Meq - C.D. Alex'a

Wyszliśmy z mojego pokoju. Alex zaczekał aż zamknę drzwi i schowam do kieszeni klucz, a następnie zgodnie ruszyliśmy w kierunku mieszkanka chłopaka. Notabene już w nim byłam - tylko jeden raz - i skończyło się to niebieskowłosym w wannie i mną, która bzyknęła się z Boonie. Z tą cholernie pociągającą brunetką. Opanuj się, ty zboczeńcu - usłyszałam w swojej głowie karcący mnie głos. Gdyby owy przewodnik mentalny był istotą materialną, szczerzyłabym się do niej i wyśmiewała jej rodzicielskie zachowania, czyli ględzenie i upominanie mnie. Dobra, wracając do tego czasu, podczas którego szłam u boku brata Boonie, po kilku minutach spokojnego spacerku po terenie akademiku, stanęliśmy przed drzwiami do pokoju Alex'a. Chłopak od razu je otworzył i przytrzymał ręką, dając mi tym samym znak drugą, abym weszła do środka. Posłałam mu lekki, wdzięczny uśmiech i pewnym krokiem weszłam do królestwa niebieskowłosego chłopca. Nie czekając na zaproszenie bądź choćby drobny gest, usiadłam na krześle odsuniętym na około metr od zawalonego gratami, ubraniami i książkami biurka. Alex zamknął swój domek na akademicki klucz, a następnie, wcześniej bardzo dokładnie wymierzając tor lotu, rzucił brzęczącym, metalowym przedmiotem w stronę biurka, którego - gdybym nie wiedziała, że to właśnie nim jest - w życiu nie nazwałabym biurkiem. Klucz nie wydał żadnego dźwięku, bowiem upadek i hałas przy tym powstały, stłumiła bluza i kilka innych pomiętych ubrań, nieco zwisających z mebla, na którym powinny być tylko książki i przedmioty pomagające w nauce. Choć, szczerze mówiąc, nawet ja nie trzymam się tego... Uznajmy, że stereotypu.
- Dobra, więc ja biorę to piwko i spadamy - oświadczył z wielce poważną miną. W jego oku jednak był ten błysk rozbawienia, a wargi uniosły się lekko tworząc przy tym lekki uśmiech. Tą czynnością, w sensie odezwaniem się, nieco ściągnął mnie na ziemię, bo zamyśliłam się trochę, przerywając tym samym trwającą stosunkowo krótko, ale jednak nieprzyjemną ciszę i wskazując głową na swoje ręce. Ręce, w których trzymał cztery piwa. Nie wiedziałam po co mu aż cztery. Mamy pić tylko my. Chyba. A jesteśmy we dwoje. Więc? Postanowiłam zapytać.
- Dokąd spadamy? I po co ci cztery puszki z piwem? Jesteśmy w dwójkę.... Co nie? - to ostatnie dodałam już nieco zdezorientowanym głosem. Taka prawda - bez wątpienia byłam zbita z jakiegokolwiek tropu.
Chłopak milczał i spoglądał na mnie tymi swoimi nadal roześmianymi oczętami, na które aż nie mogłam patrzeć. To było za słodkie... Zaraz, co ja gadam!? Gdyby w tym samym pomieszczeniu nie było kolorowłosego, spoliczkowałabym się sama siebie i zaczęła tłuc głową o ścianę. To moja zwyczajna reakcja na myślenie o czymś głupim... Nieodpowiednim... Lub brudnym, że tak się wyrażę. W końcu odtrąciłam od siebie te głupie stwierdzenia, a raczej uwagi na temat wyglądu Alex'a. Wtedy zaczęło mnie irytować, że chłopak nie reaguje na moje pytania... A chwilkę temu dałam mu się "zwierzyć". Eh, chłopcy... I właśnie dlatego jestem lesbijką. Żeby nie musieć się męczyć z charakterkami gorszymi od tego, jaki ma baba przed okresem. Przewróciłam oczami, można by powiedzieć, że byłam już lekko rozgoryczona. Nigdy nie lubiłam, nie  trawiłam wręcz, gdy ktoś mnie pomijał bądź unikał jakiegokolwiek kontaktu ze mną - wzrokowego, fizycznego i mówionego.
- Odpowiedz mi - odezwałam się w końcu rozkazującym tonem. To nie była prośba. Oczekiwałam, że Alex wykona polecenie, jakie mu przedstawiłam.
- No tak - odparł z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Jak zaraz nie zaczniesz gadać do rzeczy to ci strzelę z liścia w tą piękną buźkę - pogroziłam z lekkim uśmiechem.
- Odbiorę to jako komplement - puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczyma w geście załamania.
- A teraz zacznij coś tłumaczyć - nakazałam.
- Spokojnie spokojnie, królewno - pff.... - Już mówię.
- I radzę ci się streszczać - wtrąciłam z iście stoickim spokojem.
 Alex zaczął śmiać się z tej uwagi. Śmiał mi się w żywe oczy.W sumie jak oczy mogą być martwe lub żywe? Chyba są żywe, gdy ich właściciel żyje, a martwe, gdy ich posiadacz umrze. Dobra, muszę się ogarnąć, bo ostatnio strasznie łatwo się rozpraszam. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam słuchać.
- Spadamy do... stajni? Na halę? Gdziekolwiek, gdzie będziesz chciała? Do klubu ja wypijemy? - chłopak zaczął wymieniać możliwe miejsca. No dobra, chociaż to jest już jasne.
- A po co nam cztery piwa? Bo idziemy we dwójkę, co nie?
- Tak tak, idziemy w dwójkę. A cztery piwa nam po to, że dla mnie po dwa i dla ciebie po dwa, ewentualnie dla mnie trzy, jeśli ty nie dasz rady i wypijesz tylko jedno - puścił mi kolejne, mega irytujące oczko. Ech.
- Okej. To idziemy?
- Jasne. Gdzie?
- Na padok - zarządziłam z łagodnym uśmiechem.
- Tak jest, królewno.
Przewróciłam oczami i podeszłam bliżej Alex'a. Przyłożyłam mu jakże długi i ostro zakończony paznokieć do gardła.
- Nie będziesz mnie tak nazywał, rozumiemy się? - wywarczałam wręcz.
- Oki, królewno -  wzruszył ramionami. Dlaczego!? Dlaczego zadaję się z takim idiotą. Nic go nie złamie i nadal będzie tak do mnie mówił. Spokojnie Meq, nie palnij go w ten pusty łeb. Dasz radę. Nie dam. Dasz, dasz. Spokojnie. Genialna podświadomość. Naprawdę mi pomogłaś, wiesz!? Ja zawsze pomagam. 
- Chodźmy już i błagam, zamknij się na chwilę.
Chwilkę później schodziliśmy po schodach a Akademiku, a dłuższą chwilkę później staliśmy już przy ogrodzeniu padoku. Usiadłam na drewnianej belce, a Alex rozłożył się na trawie.
- No, to do dna - stwierdził chłopak i wypił całą puszkę duszkiem. Poszłam jego śladem i za jednym razem wypiłam jedną ze swoich dwóch dawek tak uzależniającego alkoholu. Co ja robię ze swoim życiem..? Odpowiedź prosta - gówno.
Po chwili poczułam, że ten alkohol jednak zalicza się do alkoholu. Ugh... Wcześniej, zanim raz napiłam się wódki z Boonie i jej obecnym tu przy mnie niebieskowłosym bratem, w ogóle nie piłam alko. zdarzyło mi się z pięć razy w życiu, wliczając oba dwa razy zaistniałe tutaj w Morgan University.
- Alex? Pójdziemy do konisiów? - zaproponowałam.
- Okej - chłopak wyglądał jakby to jedno piwo nie zrobiło na nim większego wrażenia. A raczej jakiegokolwiek wrażenia.
Alex dźwignął się z ziemi i wstał, a ja zeskoczyłam z -okazało się że niezwykle wygodnej - belki. Tylko że ja zeskoczyłam na wewnętrzną stronę padoku. I, rzecz jasna jak słońce lub bardziej, nie chciało mi się wracać do kompana i wchodzić do koni tradycyjnie przez bramę. No co ty. Po co? Marnować czas i energię?
- Ja tu czekam - oświadczyłam, na co Alex skinął głową i podszedł do wejścia. Gdy staliśmy już obok siebie, rozglądając się za swoimi końmi, usłyszałam, że jakiś koń podbiega do mnie. Po chwili też go zobaczyłam. I to był nikt inny jak mój ukochany wierzchowiec, Saltare. Pogłaskałam rumaka, gdy zatrzymał się tuż obok mnie. Zaczął prychać na Alex'a i niespokojnie przebierać kopytami. No tak. To przecież jego naturalne zachowanie. Nie lubi obcych ludzi, ogólnie nie lubi ludzi, a jeszcze bardziej ich nie lubi, gdy ci ludzie znajdują się w moim towarzystwie. Jak mogłam zapomnieć. Nie zapomniałam tak w zasadzie.
- Ci... Saltare. To kolega - podrapałam go i pocałowałam w kochany nos.
Koń jeszcze raz prychnął, ale wyraźnie się uspokoił i przestał przebierać nogami. Spojrzałam na Alex'a, który obecnie rozglądał się za własnym podopiecznym.
- Jak się nazywa twój koń?
- Pluma - odparł.
- Yhym... Zakładam, że klacz, prawda?
- Tak - otworzyłam buzię by zadać kolejne pytanie, ale Alex przyłożył mi palec do ust. - Uprzedzę twoje pytanie, jest koniem luzytańskim.
 Naprawdę jestem aż tak przewidywalna?
- Weź ten palec - wymamrotałam, bo palec alex'a cały czas tkwił przy moich wargach. Irytujące się to zrobiło.
- E... Tak jasne... Już - zarumienił się.
- Dalej ci nie przeszło do końca, co? - zgadłam, mając na myśli jego zauroczenie w mojej osobie.
- E... Ja... - zaczął się plątać. - Wiesz no... Tak... Nie... - palnął się otwartą ręką w czoło. - Trochę.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową. I wtem wpadłam na coś. Na genialny, naprawdę świetny pomysł, jak trochę... Utrudnić Alex'owi życie. He he, ja diabełek z nieba. 
- Jak zapewne już wiesz, bo zaobserwowałeś, ja bardzo lubię mieszać ludziom w głowie i w życiu - zaczęłam.
- No wiem... - odpowiedział zaskoczony, wyraźnie niepewny tego, co planuję.
- Pochyl się - poprosiłam przymilnym tonem.
- E.. Co? - Alex jeszcze bardziej się zaczerwienił, chyba miał jakieś wspomnienia dotyczące prośby dziewczyny o pochylenie się. No, ale ja musiałam. Jestem niższa od brata Boonie.
- No po prostu się pochyl - uśmiechnęłam się.
- Okej....
Alex lekko się pochylił, tak, że mogłam wcielić swój - już drugi względem jego - szatański plan. Serio jestem diabełkiem. Ja natomiast lekko stanęłam na palcach i położyłam jedną rękę na policzku Alex'a, po czym go pocałowałam. Nie w policzek, a w usta.
uznajmy, że pani na obrazku nie ma welonu^^
Z czymże ja robiłam to nie ze względu na jakieś emocje, tylko po prostu po to, żeby trochę pomieszać w jego psychice. He he he. Z początku wyraźnie zdezorientowany Alex patrzył na mnie tymi swoimi nierozumiejącymi w ogóle zaistniałej sytuacji oczami, ale potem dotarło do niego, co się dzieje. Jego policzki pokrył jeszcze bardziej intensywnie szkarłatny rumieniec - o ile w ogóle było to możliwe. Następnie patrzył na mnie zdziwiony. Po krótkiej chwili odsunęłam się i swierdziłam:
- Muszę iść do toalety. Czekaj tu. Potem pójdziemy do jakiegoś klubu na imprezę.
I z cichym chichotem podbiegłam do ogrodzenia, przeskoczyłam przez nie i szybciutkim sprintem skierowałam się w stronę naszego Akademika. Zostawiając przy tym Alex'a samego z moim koniem i na pewno chociaż po części zjebaną psychiką.

[Alex? Przepraszam kochana, że musiałaś tyle czekać, ale mam nadzieję, że się opko spodoba ♥]
I jeszcze info - 1500 słów jest ♥♥♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz