środa, 23 sierpnia 2017

Od Georgiany

- Na pewno wszystko spakowałaś? - takie i inne różne rzeczy od kilku godzin można było usłyszeć w pewnym domu w Konstancji. Nawet jeśli nie wyjeżdżam pierwszy raz gdzieś sama, zawsze jest tak samo. Wszyscy się o mnie martwią, pytają czy aby na pewno wszystko spakowałam. Mam już tego szczerz dość, ale przecież nie zabronię wszystkim się o mnie martwić. Od dobrych 15 minut powinnam być na lotnisku, a ja nawet do samochodu nie wsiadłam. Biegałam na dół i do góry po schodach. Mojej rodzicielce co chwile przypominało się o jakieś nowej bieliźnie, którą kupiła mi wyjazd. Alex już pewnie dawno jest w drodze. Nad jego bezpieczeństwem jak na razie czuwa mój dziadek. Mam nadzieje, że moja rozkoszna mordka dotrze do akademii cała i zdrowa. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby coś się mu stało. Kiedy mieliśmy pewność, że wszystkie pary majtek, wszystkie możliwe kosmetyki i co najważniejsze, wszystkie ciepłe sweterki (nie ważne, że aktualnie jest ponad 30 stopni) zostały spakowane, mogłam w końcu udać się do auta. Mój starszy bart czekał na mnie już od dobrych 30 minut. Sama kazałam mu być szybciej gotowym, żeby na pewno się nie spóźnić. Z prędkością strusia wsadziłam wszystkie walizki do bagażnika. Pożegnałam się z rodzicami i zajęłam miejsce pasażera. Kiedy Ovidiu wyjechał z placu od razu przekroczył 60 km/h. Widocznie zdenerwowało go to czekanie, nie miał zamiaru się pierdzielić. Na szczęście zapięłam pasy. Po 10 minutach widocznie się uspokoił. Dopiero wtedy odważyłam się ruszyć i włączyć radio. Jednak jedyne co udało mi się zrobić to dostać po łapach. Dosłownie. Zostałam brutalnie uderzona przez własnego brata.
-  A to przepraszam bardzo, za co? - udając oburzoną wydęłam policzki, a moje usta wypięłam w dzióbek. Musiało to wyglądać dość komicznie, jednak na twarzy Oviego nic nie wskazywało, żeby miał zaraz wybuchnąć śmiechem. Podniosłam palec wskazujący i z szatańskim uśmieszkiem spojrzałam na niego. Po chwili palec dotknął policzka chłopaka, a ja wydałam z siebie tylko cichutkie "pup". Moja ręka znowu została odtrącona.
- Zachowuj się. Jeśli chcesz żebyśmy dotarli tam na czas i do tego żywi, daj mi spokój. - naburmuszony mężczyzna skupił się całkowicie na drodze. Ja jednak nie dawałam za wygraną.
- Powiedział ten co prawie przejechał staruszkę - powiedziałam obrażona prawie szeptem - Na twoim miejscu nie dziwiłabym się, że rodzeństwo ucieka na drugi koniec kontynentu. Jesteś strasznym nudziarzem. Ta twoja babka jest z tobą z własnej woli czy ją przekupiłeś?
Ovidiu wydał z siebie tylko ciche westchnięcie. Oparłam się o oparcie czekając aż w końcu dojedziemy na lotnisko. Na nieszczęście najbliższe lotnisko było w stolicy, a do niej mamy jakieś 2 i pół godziny. Jeśli nie będzie korków może uda się trochę szybciej. Wiedziałam, że rozmowa z bratem nie będzie mieć sensu, więc oparłam poduszkę o szybę. Przez chwile wyglądałam przez okno, jednak po chwili zasnęłam.


~-~>*<~-~


Obudziło mnie mocne szturchnięcie w ramie. Leniwe otworzyłam oczy, szczerze pospałabym jeszcze z godzinkę. Zaczęłam się przeciągać jednak jak się potem dowiedziałam nie była to za dobra decyzja. Od razu zostałam siłą wyciągnięta z samochodu przez chłopaka. Obok jego nóg plątały się wszystkie moje torby i walizki. 
- Szybko leniu śmierdzący! Zaraz zamkną odprawę i tyle będzie z tej twojej akademii, a ty przecież nie wytrzymasz ze mną w domu! - Wsadził mi do dłoni rączkę od jednej z walizek, a do drugiej torbę i dużą kosmetyczkę, on sam wziął dwie pozostałe walizki i bagaż podręczy w postaci plecaka. Szybki marsz zamienił się w szaleńczy bieg. Kiedy wpadliśmy cali zdyszani na lotnisko, wszyscy zaczęli się na nas patrzeć. Zlewając wszystkich ludzi razem z bratem podbiegłam w stronę odprawy. Oddaliśmy wszystkie walizki i torby, jakiś pan mnie obmacał przeszukał, ostatni raz pożegnałam się z bratem. 
Wszyscy zajmowali już miejsca w samolocie. Stewardessa pokazała mi moje miejsce, na szczęście okazało się, że nie siedzę obok jakiegoś starego dziada. Do tego mam fotel przy oknie. Obok mnie siedziała, zadbana kobieta w średnim wieku. Czytała jakąś książkę, to trochę nie miłe pytać się z jakiego jest się kraju, więc trzeba to ustalić inaczej. Zanim Stewardessy zaczęły pokazywać jak zapiąć pasy wstałam z siedzenia i udając, że włączam klimatyzacje, ukradkiem spojrzałam w jakim języku napisana jest książka. Kurwa, po rosyjsku, już myślałam, że będę mieć z kim rozmawiać. A szkoda ta pani wygląda na miłą. Po jej lewej stronie siedział jakiś chłopak, w sumie nawet niezła dupa z niego. Ale znając moje szczęście też pewnie Rusek. Znudzona paplaniną Stewardess powoli przysypiałam. Kurde, nie lecę samolotem pierwszy raz, umiem się zapiąć. Do tego jakieś debilne dziecko kopie mój fotel. Niech to wszystko już się skończy. 
Po tych wszystkich instrukcjach mogłam w spokoju iść dalej spać. Bóg jednak istnieje. No ale te cholerne gówno za mną, mam już dość. Nie wiem jakiej był narodowości, nie wiem co powiedzieć, żeby jak najbardziej dokopać mu w dupsko. Z tego co zaobserwowałam, ten szatan ma może z 12 lat, ludzie w tym wieku znają podstawy angielskiego, więc...
- Fuck you, little shit! - odwróciłam się i nawrzeszczałam na dzieciaka, a on tylko spojrzał na mnie, potem na swoją matkę, która nie interesowała się nim za bardzo, a potem znowu na mnie. Potem usiadł i wziął do ręki telefon, po prostu mnie zignorował. Wróciłam na swoje miejsce. Akurat wtedy wystartował samolot. Wreszcie sen. Dziś w nocy nie umiałam spać. To nie tak jak mogłoby się wydawać, nie znaczy, że byłam tak bardzo ciekawa tego wszystkiego, o nie, po prostu mój kochany braciszek postanowił na cały głośnik włączyć Death Metal, a jako że moi rodzice są głusi, nic nie zrobili. Położyłam głowę na poduszce, która zaś była oparta na oknie. Potem poczułam jak ktoś pogładził mnie po włosach... To będzie dziwny lot. 


~-~>*<~-~


Obudził mnie wszechobecny hałas. Na serio? Lot też przespałam? No cóż, podziękujmy mojemu bratu, widocznie nie było turbulencji, chyba że mam aż tak mocny sen. Odpięłam pasy i ściągnęłam mój plecak. Przeciskając się przez dosłownie wszystkich, opuściłam samolot jako jedna z pierwszych. Szybkim marszem dotarłam do budynku, tam odebrałam walizki i wszystkie torby, jak ja mam to sama zabrać? No dobra, dam radę. Torby na ramię, walizki do ręki, w jednej dłoni pomieszczę dwie rączki. Jakoś dam radę. 
No jednak to nie było takie proste, przy jednym postawionym kroku, musiałam zostać popchnięta przez jakiegoś chłopaka, upadłam na twarz, przegryzając dolną wargę. Brawo Georgi. Mężczyzna okazał się tą samą osobą, która siedziała obok tej Rosjanki, ech... Nawet sama Rosjanka stała parę metrów dalej i rozmawiała z jakimś mężczyzną. Wystraszony chłopak spojrzał na mnie z politowaniem. Podszedł i podał mi rękę, bez chwili zwłoki złapałam ją i z jego pomocą stanęłam na nogi. Z mojej wargi ciekła szkarłatna posoka. Przyłożyłam do niej dłoń, żeby sprawdzić czy to na serio się dzieję, ale tak. Resztki krwi wytarłam do ciemnych spodni. 
- Nic ci nie jest?! Я не хотел! (Nie chciałem) - wykrzyczał, wręcz chłopak. Jego przerażenie było zabawnie przesadzone. Na mojej twarzy zawitał promienny uśmiech, a ta rozwalona warga pewnie dodawała mi uroku.
- Spokojnie, nic się nie stało - powiedziałam rozbawiona. Po chwili wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę higieniczną i przyłożyłam ją do wargi. Rosjanin spojrzał na bagaże rozwalone pod moimi nogami.
- Em... Może ci pomóc? - ja również przeniosłam wzrok na swoje walizki, w sumie sama i tak nie dam rady, a dodatkowa para rąk przystojnego Rosjanina skorego do pomoc jest bardzo przyjemnym wyjściem. Pokiwałam głową z uśmiechem, mocniej przyciskając chusteczkę do wargi. Brunet krzyknął coś do kobiety, która zbyła go machnięciem ręki, co najwidoczniej znaczyło również "Tak synu, możesz pomóc nieznajomej ci kobiecie". No cóż o kulturach się nie dyskutuje, może u nich ten gest ma wiele znaczeń. Viktor, bo tak mi się po chwili przedstawił chłopak wziął dwie walizki, a ja resztę. Akcent ciemnowłosego był strasznie zabawny, nie miałam serca mu tego powiedzieć. Jednak kiedy zanieśliśmy wszystko przed lotnisko, moja wcześniej zamówiona taksówka już czekała. Pożegnałam się i dałam mu swój numer (zobaczycie zarucham) . Spakowałam wszystko i wsiadłam na siedzenie pasażera. Nakierowałam miłego, starszego pana. Było strasznie uroczę, kiedy zaczął opowiadać mi o swoich nowo narodzonych szczeniaczkach. droga minęło dość szybko. Dałam dziadziusiowi zapłatę i zaczęłam wypakowywać rzeczy. Jakoś się udało. Na razie nie chciało mi się wszystkiego nosić. Musze się zobaczyć z Olkiem! Wszystkie walizki zostawiłam przy drzwiach, a ja sama pognałam do stajni. Na pewno już tutaj stoi, jeśli go nie będzie, znaczy, że coś musiało się stać. Ale nie! Moja słodka mordka stała w jednym z ostatnich boksów. Kiedy tylko mnie zobaczył, zaczął radośnie potrząsać łbem. Podbiegłam do niego i przytuliłam się do jego ciepłej szyi, ogier zaczął lekko szczypać moją bluzę, odsunęłam się od niego i pogładziłam po łbie. Pocałowałam Alexandra w chrapy i poczochrałam jego grzywkę. Obok, na wiązce siana leżało kilka jabłek, byłam cholernie głodna. Nie obchodzi mnie, że to dla koni. Jeśli czegoś nie zjem, zemdleje za chwile. Wzięłam jedno rumiane jabłko i zrobiłam porządnego gryza. Po chwile łapczywie obgryzałam ogryzek. Kiedy tak sobie pałaszowałam owoc, nie zauważyłam nawet jak do stajni ktoś wszedł. Chłopak, wyglądał na starszego ode mnie. Obok boksy Olka stał ciemnosiwy koń, zakładam, że wałach. Gdyby był ogierem pewnie by się pogryźli, a jeśli byłaby to klacz, zapewne Hami jakkolwiek zainteresowałby się koleżanką. Nie wiem ile czasu zleciało na moje przemyślenia, ale kiedy się zorientowałam, że gapie się na chłopaka ten cały czas, na moją twarz wpełzł głupi uśmiech. Między odsłoniętymi zębami można było zobaczyć skórki z jabłka. W ułamku sekundy wyciągnęłam rękę w stronę przybysza
- Georgiana jestem

<Oli? Nie miałam pomysłu, więc wplątałam w to romans na lotnisku z jakimś Ruskiem>
P.S administracjo, ponad 1500 słów ;)))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz