czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Isabelle cd. Harry'ego

Haroldzie, grabisz sobie. Od początku wyjazdu zacząłeś, ale takich niespodzianek proszę mi nie fundować. Zbytnio jesteś zagrożony aby robić cokolwiek nie po mojej myśli. Tak miały brzmieć moje myśli, jednak one były skierowane w całkiem inną stronę.
Odwróciłam się, podczas gdy Harry odsunął się na parę kroków. Dotknęłam opuszką palca warg, w miejscu gdzie przez dosłownie chwilę zetknęły się one z ustami chłopaka. Czy powinnam opisywać to co przez ułamek sekundy poczułam? Niby to było cmoknięcie...
- Harry... - powiedziałam, odwracając się. Spojrzał na mnie, potem na balkon, a potem znów wrócił oczami na mnie. Pokazałam mu żeby podszedł, co wykonał niepewnie. Musiałam go niemal zmuszać aby przybliżył się chociaż na krok. Już miałam cokolwiek zrobić, gdy przerwało wszystko pukanie do drzwi. Ja chyba jestem przewrażliwiona, bo wzdrygnęłam się. Podobnie zapukał mój ojciec, gdy tu przyszedł, ale nie mógł tu przyjść. To nie było możliwe. Więc pewnie... no nie. To ta pokojówka.
Nie wiem czy to była forma odegrania się za recepcjonistę czy też denerwująca uprzejmość wobec niej, ale cokolwiek to było, niezbyt mi podpasywało. Z tego co wiem, pokojówki nie pracują codziennie po dwadzieścia cztery godziny i jest ich więcej niż tylko jedna. Pierwszy raz, owszem, drugi raz, mogło się tak zdarzyć, ale trzy razy to już dużo. Wyprzedziłam chłopaka i położyłam gwałtownie rękę na drzwiach, zanim zdążył oprzeć swoją dłoń na klamce. Spojrzał na mnie niezrozumiale.
- Ja otworzę - powiedziałam zdecydowanie, a na mojej twarzy wymalował się delikatny, subtelny uśmiech, który zarazem miał oznaczać "Odsuń się od tych drzwi, teraz". Harry cofnął ręce do tyłu, spotykając się z moim jeszcze szerszym uśmiechem, ale nie odszedł całkowicie. Kto tu się zaczyna robić zaborczy.
Otworzyłam drzwi, doskonale wiedząc, że ta jakże uprzejma kobieta
- Nie przeszkadzam? - zapytała. Z racji tego, że uchyliłam tylko delikatnie drzwi, tak abym tylko ja się w nich zmieściła, nie wiedziała co jest w pokoju.
- Właśnie kładliśmy się spać - powiedziałam delikatnie, ale ton nie zmieniał słów. Miał na nie wpływ, bo nigdy nie byłam złośliwa dla obcych osób, szczególnie jeśli pracują w obsłudze hotelarskiej, ale tutejszy personel wyjątkowo chętnie chciał się z nami zapoznać. Kobieta zmierzyła mnie przepraszającym spojrzeniem, czyżby delikatnie zmieszana? Mój ubiór, a raczej koszulka sięgająca mi do połowy ud wyglądała, jak co dopiero założona, pierwsza lepsza z brzegu, tak aby nie otwierać drzwi w samej bieliźnie. A przynajmniej miałam wrażenie, że właśnie tak może pomyśleć.
- Chciałam tylko poinformować, że rano może być utrudniony dostęp do naszej restauracji - przekazała nadal statycznie spokojnym i uprzejmym głosem. Kiwnęłam głową, uśmiechając się szerzej.
- Dziękujemy za informację, Lucienne - przeczytałam z jej plakietki. Nie wiem dlaczego, ale zawsze lubiłam znać imię osoby, z którą rozmawiam. W dzisiejszym świecie to chyba normalne się przedstawić - Zjemy na mieście - dodałam, ale po chwili ugryzłam się w język. To było nieco złośliwe i być może zabrzmiało zbyt złośliwie. Nie chciałam aby tak wyszło, ale jak to dobrze określić... ton Harry'ego rozmawiającego z Michelem był podobny. Tylko, że jako mężczyzna chyba nie zorientował się, że ja doskonale o tym wiem. A to z kolei pozwala mi wykorzystać sytuację.
Zamknęłam za nią drzwi, żegnając się. Życzyła dobrej nocy i ukradkiem zaglądając do środka, odeszła. Odwróciłam się, zamierzając wrócić do stolika, gdzie czekała na mnie reszta kolacji. Niestety, nie było mi dane tego zrobić, bo ktoś zagrodził mi drogę. Uniosłam spojrzenie, wpatrując się w oczy Harry'ego. Przez chwilę staliśmy tak w ciszy, mierząc się spojrzeniami. To była jak zabawa. Kto pierwszy odwróci wzrok. I zaczynało się robić męczące, choć nie upłynęła nawet minuta.
- No co? - odezwałam się pierwsza, tym samym przerywając tę ciszę panującą w pokoju. Mimo tego nie spuściłam spojrzenia. To on pierwszy skierował swoje oczy na drzwi i niemal od razu znowu wracając nimi na mnie. I tak wygrałam. Czułam wewnętrzną satysfakcję, że wygrałam tą malutką bitewkę.
- Byłaś dla niej niemiła - uniosłam brwi w przesadnym zdziwieniu. Ja? Niemiła? Prychnęłam duchowo, zaciskając mocniej usta i minęłam chłopaka, utrzymując się przy postanowieniu podejścia do stolika i opadnięciu z powrotem na fotel - Poza tym, kto normalny chodzi spać o tak wczesnej godzinie? - odwrócił się i tym razem wykrzywiając usta w uśmiechu, podszedł bliżej, zajmując swoje miejsce. Podciągnęłam nogi do góry, biorąc kęs i patrząc na chłopaka znad kanapki.
- A coś ci przeszkadza we wczesnym chodzeniu do spania? - powiedziałam to takim tonem, że natychmiast, już w połowie zdania zaczął kręcić głową, na końcu dodając szybkie nie - Wiesz jak trudno będzie ci się przestawić z godziny "angielskiej" - pokazałam gestem cudzysłów - na godzinę "australijską"? - zmierzył mnie spojrzeniem - Lepiej się wyspać - potwierdziłam ruchem głowy moje słowa - A załatwiłeś już drugi bilet? - zmieniłam temat, w gruncie rzeczy to interesując się tym. Interesując? Ja się wręcz martwiłam, że jednak nie będzie dostępny. Spuścił delikatnie głowę, oblizując usta, po chwili przetarł je opuszką palca.
- Nie zdążyłem, znaczy... to faktycznie trudna i kłopotliwa sprawa - zaczął i chyba miał dokończyć, ale ostatecznie zrezygnował. Nie wiem czy z powodu tego, że nie wiedział co powiedzieć czy po prostu nie chciał mówić.
- Jestem zła na brata - teraz zaczynają się moje zwierzenia. Musiałam po prostu mu to powiedzieć, a czułam, że mogę mu zdradzić więcej niż komukolwiek innemu. Podniósł spojrzenie i usiadł wygodnie w swoim fotelu. Dziwne, że teraz przed oczami miałam widok szczęśliwej rodziny. Harry wyglądał jak ojciec, który położył dopiero co dzieci spać i wrócił by porozmawiać na poważny temat z żoną. Czyli tak jak czasem wyglądał wieczór u mnie w domu. Richard pomimo swojego naturalnie męskiego wyglądu i dosyć twardego, niskiego głosu był mistrzem w opowiadaniu bajek na dobranoc i kładzeniu Howarda i Hugo spać. Ta dwójka czasem ma tyle energii, że nikt nie potrafi ich uspokoić. Kiedyś nawet myślałam, że mają jakieś problemy, coś w stylu ADHD, ale to były tylko głupie myśli. Oni po prostu są kochanymi łobuzami, potrafiącymi rozwalić wszystko.
- Dlaczego? - głos Harry'ego wyrwał mnie z zamyślenia. Chyba zauważył, że jestem w nich zgłębiona.
- Bo zrobił to bez mojej zgody, a nawet po części wiedzy - odpowiedziałam delikatnie na naburmuszonym głosem. To miało niby podkreślić mój stosunek, ale wiem, że gdy się spotkam z Nathanielem, to nie okażę tej obrazy majestatu - Po prostu nie lubię, gdy ludzie robią coś za mnie. To sprawia wrażenie jakbym nie potrafiła sama sobie poradzić, a przecież potrafię poprosić o pomoc - ten wyraz twarzy nie był do końca przekonany. Ale przynajmniej kiwnął głową, gdy mówiłam o wyręczaniu mnie. Chociaż coś - Tak czy inaczej, nie powinien tak robić. To wyglądało na zasadzie pytania czy chcę, ale nie czekając na moją zgodę, po prostu zamówił bilet i stwierdził, że przylecę do Australii.
- To oznaka też martwienia się. To normalne u starszego rodzeństwa, Gemma też lubi się czasem o mnie pomartwić - przyznał. Nie lubię, gdy ma rację. Wtedy czuję, że przegrywam, a to było ewidentnie przesunięcie szali zwycięstwa na jego stronę. Koniecznie trzeba to wyrównać.
- On jest starszy tylko o kilka minut - te słowa wywołały uśmiech na twarzy Harry'ego, tym samym i moje usta wykrzywiły się do góry - Los pokarał mnie po prostu i stwierdził, że będę druga. W dodatku kobieta. Nie żebym narzekała, ale czasem uciążliwa jest ta jego nadopiekuńczość. Zawsze lubił mi trochę po matkować, mimo, że to tylko cholerne kilka minut - zaśmiałam się, w tym samym momencie stwierdzając, że przyda mu się opowiedzieć nieco o mojej rodzinie, Australii... Chociaż pewnie już tam był na jakimś koncercie... nie wiem.
- A robi taką różnicę.
- Żebyś wiedział. Były minusy i plusy. W szkole zawsze był ktoś, do kogo mogłam się zwrócić, a każdy wiedząc, że to mój brat, po prostu czuł respekt i szacunek. Ale jeśli chodzi o znajomych to był okropnie denerwujący... to samo tyczyło się moich związków. Za każdym razem oceniał. A ten nie pasuje, a tamtego nie lubię, ten jeszcze inny... cholery można było dostać, gdy odganiał mi potencjalne ofiary na chłopaków - specjalnie użyłam tego określenia. Pomieszczenie wypełnił szum, gdy razem się zaśmialiśmy.
- Jest aż tak straszny? - może nie powinnam mu tego mówić.
- Nie, jest kochany, ale wkurzył mnie z tym wyjazdem. Po prostu kupił bilet, nie myśląc o konsekwencjach wszystkiego - wzruszyłam ramionami, czując się o wiele lepiej, gdy komuś to powiedziałam - A teraz pora tobie kupić, bo ostatecznie zostaniesz tutaj sam, albo wrócisz do akademii - sięgnęłam po swój telefon. Harry głośno westchnął, wpatrując się w wyświetlacz swojego urządzenia. Przez chwilę trwaliśmy tak w ciszy, kończąc swoje śniadanie, gdy nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Ale nie zdradzę go chłopakowi, bo oberwę spojrzeniem śmierci. Tylko muszę znaleźć jakąś dobrą wymówkę, która pozwoli mi na wyjście z pokoju bez zbędnych podejrzeń. Trzeba coś wymyślić - Która jest godzina? - zapytałam, blokując ekran telefonu. To było głupie pytanie, w szczególności, gdy dookoła miałam pełno zegarów.
- Za chwilę dziewiąta - odpowiedział bez zbędnego zdziwienia. Dziękuję.
- Muszę iść na chwilę na dół - podniósł spojrzenie, mierząc mnie nim. Wewnętrznie zabroniłam mu myśleć o tym... o czymkolwiek - Podobno czeka na mnie jakaś paczka, którą muszę odebrać - podniosłam się, w miarę szybko podchodząc do drzwi pokoju.
- Mogę po nią pójść - nie Harry. Nie możesz po nią pójść. Bo byś jej nie znalazł. Bo ona nie istnieje.
- Poradzę sobie. Akurat paczka to nie mój ojciec - przewróciłam oczami na samą myśl o tym człowieku i pośpiesznie, aczkolwiek dyskretnie wyszłam z pokoju. No dobrze. Zobaczymy na ile pan recepcjonista się zda. Minęłam windę, chyba z przyzwyczajenia. Zeszłam po schodach. Zapalone było delikatne światło, które oświetlało drogę na miarę swoich możliwości. Wyszłam na korytarz, mając nadzieję, że Michel jeszcze będzie. Harry mnie zabije, ale się nie dowie. Szczerze, robię to dla niego. Podeszłam do recepcji. Chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Cześć, mam sprawę - oparłam dłonie o zimny granit - Potrzebny jest mi jeden bilet na lot z Paryża do Australii. To dosyć pilna sprawa, a słyszałam, że hotel jest połączony jakoś z lotniskiem - pokiwał głową, a ja ucieszyłam się, że potwierdził.
- Na kiedy ci jest potrzebny? - spojrzał na mnie. Nawet nie zwróciłam uwagi, że właściwie wyszłam w samej koszulce. Ups. No to mamy pogrzeb.
- Jak najszybciej - odpowiedziałam szybko, łapiąc za kraniec ubrania. Cholera, Isabelle.  Potrzebny mi był tylko ten świstek papieru, który pozwoli nam odbyć daleką podróż.
- Zobaczę co da się zrobić - to była najgorsza odpowiedź z możliwych. Ale podziękowałam mu i poprosiłam, że jeśli się uda, ma rano mnie o tym poinformować. Najlepiej pisemnie bądź telefonem, bo nie wiem jak zareaguje Harry widząc go pod drzwiami. Choć z drugiej strony, ja też nie będę zadowolona, widząc tę pokojówkę po raz czwarty.
Wróciłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi najciszej jak potrafiłam. W sumie, to nie wiem dlaczego. Przecież wiedział, że wychodzę. Spojrzałam na fotel i część, gdzie można było usiąść, ale i tam nigdzie nie było widać chłopaka. Weszłam bardziej do środka, rozglądając się dookoła. Czyżby poszedł spać? Uchyliłam drzwi od jego pokoju, ostrożnie zaglądając do środka, ale tam panowała pustka. Jeśli można określić pustką niestarannie zaścielone łóżko i kilka porozwalanych rzeczy. Może wyjdę zanim zrobię mu wykład o składaniu rzeczy i pościeli. Sprawdziłam mój pokój, ostrożnie otwierając drzwi na wypadek, gdyby chciał mnie przestraszyć. Obiecuję, że zabiorę wazon od sąsiadów. Jednak i tak go nie było. Czyżby wyszedł? Nie będę go przecież szukała po całym hotelu, ale nie powinien tak robić. Westchnęłam i otworzyłam drzwi do łazienki, a gdy zobaczyłam postać, która stała tuż przede mną, krzyknęłam. On zrobił podobnie. Zasłoniłam szybko usta, gdy zdałam sobie sprawę, że to Harry i zamknęłam drzwi.
- Czy naprawdę musisz zawsze w takich nieodpowiednich momentach stać prawie nago!? - krzyknęłam, puszczając drzwi i odsuwając się od nich.
- Mam przecież ręcznik - wyszedł, a ja zgromiłam go spojrzeniem. Isabelle, masz szansę na odegranie się. Więc teraz albo nigdy.
- A gdy mnie poznałeś, powiedziałeś pewnie w myśli, że masz na sobie bokserki? - uśmiechnął się szeroko.
- Ten kubek jest zdradliwy - wskazał na porcelanę - Wylałem na siebie wszystko. Koszulka, spodnie mokre. A potem spadło mi moje jedzenie, więc byłem zmuszony wejść pod prysznic - chciałam się roześmiać. O matko, jakże bym się śmiała, gdybym to widziała. Żałuje, że nie byłam tego świadkiem.
- Melepeta... - powiedziałam cicho pod nosem. Spiorunował mnie spojrzeniem - I gamoń... - dodałam, przygryzając wargi aby się nie roześmiać. Odwrócił się, fukając coś pod nosem i stanął w miejscu. Westchnęłam głośno i mijając go, zrobiłam to samo co on na początku mnie. Pociągnęłam za ręcznik. Jednak takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Padłam ze śmiechu na podłogę, czując że po prostu już dłużej nie mogę. Widok łapiącego ręcznik Harry'ego, który nie wie ostatecznie czy się odwrócić czy ratować białe zakrycie, pozostanie mi w pamięci już na zawsze. Śmiałam się w najlepsze.
- Co to miało być? - odparł zaskoczony. Nie. To nie było zaskoczenie. To było tak jakby z wrażenia go wcisnęło w ścianę.
- Wiesz... - nadal panował nade mną śmiech - Chyba obudziłam naszych sąsiadów - ponownie się roześmiałam, opierając czoło o podłogę.

Harry?

2172 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz