poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Od Milo cd. Milesa

Obudziłem się rano i przez chwilę nie wiedziałem gdzie jestem. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co się stało wczorajszego wieczoru. Podniosłem się na łokciach. Miles siedział na kanapie.
- Pierwsza noc i już w nieswoim łóżku.- uśmiechnął się blado.
- Czyli to nie był zły sen?- zapytałem zrzucając nogi na podłogę.
- Słuchaj, bardzo mi przykro. Wiem, że ona jest dla ciebie kimś ważnym i...
- Co? Ona jest dla mnie nikim. Znamy się kilka godzin. Nawet jej nie podrywałem, byłem po prostu miły. Skąd miałem wiedzieć, że to wariatka?
Miles patrzył na mnie szeroko otwierając oczy po każdym mrugnięciu. Przetarłem oczy.
- Wiem, że to okropne, ale taka jest prawda. Nic mnie z nią nie łączy. Chciałem tylko żeby nie czuła się samotna w nowym miejscu.- wstałem i podszedłem do drzwi.- Miles bardzo ci dziękuję, możemy się spotkać za 15 minut na śniadaniu? Muszę się umyć i wszystko sobie przemyśleć.
Kiwnął głową i podrapał się po karku. Kiedy szedłem do pokoju czułem na sobie spojrzenie każdej mijanej osoby. Wszedłem pod prysznic i puściłem gorącą wodę. Stałem pod jej strumieniem przez następny kwadrans. Co ja właściwie czułem do tej dziewczyny? Nic. Nic? Nic! Byłem na nią wściekły. Dlaczego mnie tak obciąża? Ale po chwili złość minęła. Co ona przeżywała. Byłem tu dla niej jedyną znajomą twarzą. Jedynym wsparciem. Nie mogę się w to angażować. Ona nie może się angażować. Ale muszę jej pomóc. Muszę stawić czoła. Zakręciłem wodę i obwiązałem ręcznik wokół pasa. Umyłem zęby i wyszedłem z łazienki.
- Chryste, Miles!- krzyknąłem, kiedy zobaczyłem chłopaka na moim łóżku.
- Czekałem na dole, ale nie przychodziłeś. Zacząłem się niepokoić, że utopiłeś się pod prysznicem, więc zabrałem kanapki i przyszedłem ze śniadaniem tutaj.- wyszczerzył się i wziął dużego gryza.
- Po co ci kanapki skoro spodziewałeś się znaleźć trupa?- zapytałem marszcząc brwi.
Uśmiechnął się tylko i podał mi drugą. Ubrałem się i dokończyłem śniadanie.
- Jadę do szpitala.- powiedziałem. poprawiając włosy przed lustrem.
- Przecież mówiłeś, że to nie twoja laska?- zapytał podrywając się z łóżka.- To nie jest dobry pomysł.
- Nie jest moją laską, ale nie zostawię jej. Nie teraz. Idziesz?
Na korytarzu spotkaliśmy właścicielkę akademii.
- Co z Savannah pani Stewart?- zapytałem.
- Niestety nie mogę ci udzielać takich informacji.- powiedziała i złapała mnie za nadgarstek.- Przykro mi, Hamilton.

~ 40 MINUT PÓŹNIEJ ~

Zaparkowałem przed głównym wejściem do szpitala. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Zostaniesz? Myślę, że mogłaby się zdenerwować...- powiedziałem odpinając pas.
- Jasne.- odpowiedział krótko Miles i uśmiechnął się z troską.
Wszedłem do recepcji i podszedłem do rejestracji.
- Przepraszam, wczoraj przywieziono tu dziewczynę, Accardi, chciałbym ją odwiedzić.
- Rodzina?- zapytała starsza pielęgniarka mierząc mnie wzrokiem.
- Jestem jej...chłopakiem.- wydusiłem.
- 3 piętro, z windy na lewo.- powiedziała zajmując się już czymś innym.
Podróż windą wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Kiedy drzwi się otworzyły na 3 piętrze, nie byłem pewny czy powinienem z niej wychodzić. Przemogłem się i ruszyłem we wskazanym kierunku. Zatrzymałem jakiegoś młodego lekarza.
- Gdzie znajdę Savannah Accardi, ja jestem...
- Milo? Jej chłopak? Mówiła o panu. Jest w sali numer 37, proszę do niej zajrzeć, czeka na pana.
- A...czy to coś poważnego?
- Wczoraj była pod silnym działaniem stresu, ale podaliśmy jej leki i już jest lepiej. Ponadto rozmawiał z nią psycholog. Będzie dobrze.
Stanąłem w progu. Nie zauważyła mnie, bo patrzyła przez okno.
- Sav...- wyszeptałem siadając na stołku obok łóżka.
- Milo!- powiedziała rzucając mi się na szyję.- Przyszedłeś...
Objąłem ją. Czułem, że jest pod wpływem silnych leków, zachowywała się dziwnie. Kiedy usiadł na łóżku znów spojrzała w okno.
- Jak się czujesz?- zapytałem.- Wyglądasz...dobrze.
- Dziękuję.- powiedziała nie patrząc na mnie.- Jakoś leci.
Siedziałem z nią jeszcze kilkanaście minut i gadałem o niczym.
- Posłuchaj, muszę już lecieć...
Przytuliła mnie mocno i nic nie powiedziała. Wstałem i wróciłem powoli do samochodu. Miles drzemał. Uruchomiłem silnik i wykręciłem. Obudził się.
- I jak było?- zapytał.
- Trudno powiedzieć.- wzruszyłem ramionami.- Nie ma za bardzo z nią kontaktu.
- A ty jak się czujesz?
- Szkoda mi jej. Po prostu szkoda. Normalny ludzki odruch.
Wyprzedziłem jakiś skuter i dodałem gazu, kiedy wyjechaliśmy z miasta.

Miles?


1 komentarz:

  1. Ona nie będzie go przytulała tak od razu. Nie jest ufna. Działała pod wpływem emocji. Teraz już się otrząsnęła ;___;

    OdpowiedzUsuń