wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Phoebe cd. Oliego

Przez chwilę odprowadziłam Oliego wzrokiem i poszłam na dział z pieczywem. Spojrzałam na uginające się półki i poczułam odruch wymiotny. Od kilku dni nie mogłam nic przełknąć, a kiedy już zjadłam względnie normalny posiłek, prędzej czy później moje ciało go odrzucało. Byłam zmęczona i wszystko mnie bolało. Wrzuciłam do koszyka dwie butelki wody, wino i paczkę mentolowych fajek. Kasjerka w ślimaczym tempie pakowała do siatki zdobycze kobiety stojącej przede mną. Zaczęłam nerwowo uderzać paznokciami o ladę.
- Spokojnie, bo sobie krzywdę zrobić.- usłyszałam za sobą znajomy głos.
Odwróciłam się tylko i posłałam mu blady uśmiech, na który nie oczekiwałam odpowiedzi. Zapłaciłam za zakupy i wyszłam ze sklepu. Już miałam przejść na drugą stronę ulicy, coś mnie zatrzymało. Cholera. Po kilku minutach dołączył do mnie Oli. Spojrzał na mnie pytająco.
- Już kiedyś się poznaliśmy, wiesz? Dzień po moim przyjeździe, na imprezie...
- W takim razie nic dziwnego, że cię nie zapamiętałem. Czy my? No wiesz.
- Jezu, nie!- dopiero po chwili zrozumiałam o co pyta.- Odbiło ci?
- Skoro tego nie zrobiliśmy to chyba tak...
Postanowiłam przemilczeć temat. Doszliśmy do akademii w milczeniu.
- Dzięki, że pokazałeś mi sklep.- skinął tylko głową, nie zwalniając kroku.- Oli, robisz coś wieczorem? Pewnie będę znowu siedziała u siebie, więc może...
Zatrzymał się i spojrzał na mnie, unosząc brew. Potem wzruszył ramionami i poszedł do siebie. Właściwie po co to robię? Codziennie siedziałam sama w pokoju, czasami Maxim do mnie wpadała. Od dnia, w którym pokłóciłam się z Victorem zaczęłam wycofywać się z życia towarzyskiego szkoły. Może dlatego szukałam kontaktu z kimś kto także się nie dogaduje z resztą. Oli, pomimo swojego podłego usposobienia, przyciągał mnie do siebie. Tak było od samego początku. Wykąpałam się i przebrałam w dresy i bluzę. Przeszłam się do stajni, ale nie miałam siły jeździć konno. Soundtrack był wyjątkowo łagodny. Delikatnie dotykał chrapami mojej twarzy, kiedy oparłam się o boks. Zamknęłam oczy i wyłączyłam się na chwilę. Wspaniałe uczucie. Ten piękny moment brutalnie zakończyło czyjeś wejście do stajni. To był Victor. Spojrzałam w jego stronę, ale kiedy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy spuściłam wzrok na ziemię. Nie chciałam mieć z nim kontaktu. Coś nam nie wyszło, ale bardzo to przeżyłam. Stał chwilę w korytarzu, a potem poszedł do siodlarni. Wykorzystałam sytuację i wyszłam ze stajni. W akademiku skierowałam się od razu do pokoju Oliego. Co mi szkodziło? Stanęłam po drzwiami i zapukałam do nich. Odpowiedziało mi milczenie. Zapukałam znowu. Gdzie miałby niby iść? Po chwili drzwi się otworzył i stanął w nich chłopak z bardzo niezadowoloną miną.
- Mogę wejść?- zapytałam obojętnym tonem.
- Nie?
Przewróciłam oczami i wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodni torebkę z wysuszonymi, rozdrobnionymi liśćmi o specyficznym zapachu.
- Słuchaj Oli, ani ja, ani ty nie chcemy się integrować z resztą, ale chyba możemy miło spędzić wieczór, żeby nie zwariować w samotności. To jak?

Oli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz