poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Od Isabelle cd. Harry`ego

Zdecydowanie coś jest ze mną nie tak. Od kiedy pojawił się ten mężczyzna, którego z każdą minutą coraz bardziej nienawidziłam, zaczęłam być bardziej zmęczona niż zazwyczaj. Naturalnie, nie okazywałam tego nikomu. A już w szczególności Harry`emu. Wydaje mi się, że gdyby mógł to by mnie owinął w folie aby ochronić przed całym złem tego świata. Nie mogłam spać, pomimo świadomości, że znajduję się daleko od niego i on nie wie gdzie jestem. To mnie uspakajało i tylko dzięki tej myśli mogłam się zrelaksować. Wiedziałam, że to nie da mi spokoju dopóki nie rozwiąże tej sprawy. W dodatku mój kochany braciszek zamierzał przyjechać, pomimo moich srogich zaprzeczeń. To miłe, ale zbędne. Z nim... z moim ojcem muszę poradzić sobie sama, bo nikt go nie przekona. Najgorsze, że wiedziałam o tym od początku. Och, Isabelle... przestań o tym myśleć.
Leżałam tak jeszcze przez chwilę ze wtuloną głową w poduszkę i wsłuchiwałam się w cichy szmer dobiegający z pokoju. Gdy ucichł, poczułam delikatny niepokój. Było za cicho, nawet jak na rozmowę telefoniczną. Przekręciłam się na plecy, podnosząc głowę i jeszcze raz wsłuchałam się w odgłosy z salonu. Coś jest nie tak, chłopaka zbyt długo nie ma z powrotem. Podniosłam się, kładąc nagie stopy na zimnej podłodze i wolnym krokiem ruszyłam ku drzwiom. Uchyliłam je, zaglądając do salonu, wychwytując spojrzeniem sylwetkę Harry`ego. Od razu wyczułam, że nie jest dobrze. Sam fakt, że nie odwrócił się, wskazywał, że sytuacja nie jest najlepsza. A ja ją zbadam.
Podeszłam do niego, stając nieco z tyłu. Położyłam rękę na jego ramieniu, niejako dając znak, że jestem z tyłu. Podniósł głowę, nabierając głośno powietrze i delikatnie odwrócił głowę w moją stronę. Uniósł nieznacznie kąciki ust, pewnie tak dla zmylenia przeciwnika, ale i tak zobaczyłam w jego kącikach oczu szklane łzy. Dlaczego się ukrywał z takimi emocjami, nie mam pojęcia. Jakby to było coś złego.
- Harry, co się stało? - obeszłam go, stając centralnie przed jego twarzą.
- Gemma miała wypadek - spuścił z powrotem głowę - Mama dzwoniła.
- Bardzo poważny? - zapytałam delikatnie zaskoczona, zdając sobie w tym momencie sprawę, że tak właściwie jesteśmy za daleko aby cokolwiek zrobić.
- Jechała do pracy i mama mówiła o jakiejś ciężarówce... - westchnął, ale zanim skończył, przyciągnęłam go do siebie i przytuliłam. Jest o wiele wyższy, więc stanęłam na palcach, sięgając ramionami jego szyi i zmusiłam do oparcia głowy o moje ramię. Nie było z tym żadnych problemów.
- Musimy wracać do Anglii - powiedziałam po chwili ciszy. Wyprostował się i nie zastanawiając się, pokręcił głową.
- Nie. Przecież nie po to tu przyjechaliśmy aby teraz, po kilku dniach wracać - nie musiałam być wielkim myślicielem, że mówił to z trudem, wahając się pomiędzy wyborem zostania tu, a jak najszybszego znalezienia się w ojczyźnie.
- Twoja siostra miała wypadek, Harry. To twoja rodzina, powinieneś być z nimi - odpowiedziałam twardo, oczekując od niego ani trochę dyskusji. Odwrócił wzrok, patrząc przez okno.
- Mam lepszy pomysł... - wrócił spojrzeniem na mnie - Jeden dzień. Pojadę sprawdzić, a ty zostajesz tutaj. Jeśli będzie źle, dzwonię i wracasz. Dobrze? Nie chcę by ten wyjazd po prostu skończył się tak...
- Dobrze - zgodziłam się, nie oczekując, że dokończy swoją myśl - Ten jeden raz pójdę na twój układ - uśmiechnął się delikatnie, a ja westchnęłam - I nie martw się, nie jest źle - pogłaskałam go po ramieniu. Pokiwał głową.
~*~
Nadzwyczaj szybko uporał się ze swoim wyjazdem, większość rzeczy zostawiając, bo jak twierdził, zanim się obejrzę, a on wróci. W to akurat nie wątpiłam, dziwne byłoby, gdyby mnie tu zostawił więcej niż na jeden dzień. A w innym przypadku, tak jak wspomniał, dzwoni i mam wrócić. Potwierdzałam to już kilkakrotnie.
- Dasz sobie radę? - przewróciłam oczami, opierając się o drzwi pokoju.
- Mam dwadzieścia lat i wyjechałam z domu, a czuję się jakbym miała nadal nałożoną kontrolę niczym niepokorna nastolatka. Pewnie, że tak - spojrzałam na niego proszącym spojrzeniem.
- Jakby co to dzwoń, pisz, nawet pocztą...
- Harry... przecież wiem, że nie będziesz tam więcej niż dzień. Wspominałeś. List nawet nie zdążyłby dojść - przewróciłam oczami.
- I najważniejsze... jak zobaczę tu chociażby jeden ślad tego recepcjonisty to wynajmę jakiegoś zawodowego mordercę i pozbędę się go - zaśmiałam się, ale on to powiedział całkiem poważnie. Nawet jego mina pozostawała kamienna.
- Dobrze. Zero kręcenia z Michelem, zrozumiałam - pokiwałam głową.
- Tak, dokładnie i... - odwrócił się, by zaraz spojrzeć na mnie spod zmrużonych oczu i wachlarza czarnych rzęs - Chwila moment. Skąd znasz jego imię? To jego imię? - uniósł się. Jaki ten człowiek jest czasem irytujący.
- Jest napisane na plakietce? - uniosłam ramiona do góry, uważnie obserwując jego reakcję.
- Nie przypominam sobie - mruknął.
- Bo sama wypchnę cię przez drzwi i wsadzę do taksówki - odpowiedziałam zniecierpliwiona.
- Isabelle!
- Jeśli jeszcze raz o nim wspomnisz to nałożę ci bardzo dotkliwą karę. I to nie będzie nic przyjemnego - dodałam, widząc te szerszy uśmiech.
- Czyżby zakład?
- Tak i czuję, że wygrana jest po mojej stronie. A teraz sio.
- Dobrze, już dobrze. Po prostu... jak będziesz już potrzebowała recepcjonisty to weź tego drugiego - westchnął zrezygnowany - I już ani słowa o nim nie wspomnę. Nie wygrasz.
- Dlaczego akurat tego?
- Bo jest żonaty. Znaczy widziałem obrączkę... no wiesz - roześmiałam się ponownie. Czasem nie wiem czy mówi coś na poważnie czy żartuje.
- Nawet niektórzy żonaci czasem nie mogą się oprzeć drugiej kobiecie - odgarnęłam włosy.
- Wiesz co... - uniósł brew do góry- W hotelach powinny pracować same kobiety. Jak będziesz coś chcieć to wołaj kobietę.
- Najlepiej załatw mi ochroniarza, któremu zlecisz niezbliżanie się żadnego mężczyzny nie bliżej niż pięć metrów.
- Dobry pomysł - przyznał mi.
- Ciekawe jak ja będę chodzić po mieście?
- Ty chcesz wychodzić?
- A nie?
- No raczej, że nie. Coraz bardziej nie podoba mi się, że wyjeżdżam stąd bez ciebie.
- Bo wyjdę za chwilę z siebie, załatwię paczkę, włożę cię do niej, zakleję i wyślę do tej Anglii w trybie natychmiastowym.
- To podchodzi pod groźbę...
- Ucieknę i mnie nie znajdziesz - dodałam ciszej.
- Okey. Już jadę - a jednak go przekonało. Byłam z siebie zadowolona - Ale serio...
- Harry, zadbam o siebie lepiej niż kto inny. Po prostu nie wątp w to. A teraz idź, bo się spóźnisz, a obiecałeś mamie, że przyjedziesz - to były słowa, które chyba jako jedyne mogły obecnie zadziałać. Pokiwał głową, przyznając mi rację.
- To... do jutra - podkreślił.
- Będę czekać - posłałam mu buziaka w powietrzu i uśmiechnęłam się szeroko. Skrzywił się, a ja zmierzyłam go pytającym spojrzeniem - Co?
- Tylko taka opcja jest? - zapytał niepewnie.
- A coś ci się nie podoba? - parłam dłonie na biodrach. Pokręcił głową, ale zaraz szybko nią przytaknął. Trzymajcie mnie ludzie...
- Dobra - powiedziałam pod nosem, odwróciłam głowę, nastawiając policzek i przystawiłam opuszek palca do niego po chwili czując momentalnie ciepło na nim - Teraz już w końcu pojedziesz?
- To brzmi jakbyś się chciała mnie pozbyć - roześmiał się.
- Harry! Bo cię trzepnę za chwilę - uniósł do góry ręce.
- Jadę, zobacz. Już idę - poprawił torbę na ramieniu i odeszedł od drzwi i podszedł do winy.
- Schodami! - wychyliłam się z pokoju.
- Cicho! - krzyknął z szerokim uśmiechem i zniknął mi z pola widzenia. Zamknęłam drzwi, znajdując się przy swoim pożeraczu czasu jakim była książka i zajęłam się lekturą. Nawet nie zauważyłam ile dokładnie czasu minęło, ale z po południa zrobił się wieczór. Czas był przerywany jedynie dzwonkiem telefonu. Harry tak jak obiecał, dzwonił. Myślałam już nawet o wyłączeniu telefonu, ale nie będę mu robić kolejnych zmartwień, bo pojawiłby się przed drzwiami szybciej niż oczekiwałam. Odłożyłam książkę na stolik i wstałam, idąc w kierunku pokoju aby wziąć piżamę i się umyć, gdy nagle coś zmusiło mnie do spojrzenia na drzwi wyjściowe. Ktoś zapukał w nie. Jestem pewna, że to ktoś z obsługi albo to znowu recepcjonista. Harry zabiłby go spojrzeniem, a mnie zamknął gdzieś w szafie jakby się dowiedział, że wpuściłam go już drugi raz do siebie. Był całkiem miły i nawet przystojny, dlaczego miałabym z nim nie rozmawiać?
Podeszłam do drzwi, wcześniej wzdychając. Czy naprawdę musi się tu pojawiać tyle ludzi w czasie kiedy wyglądam jak potwór z bagien? Drzwi pod wpływem mojego nacisku otworzyły się. Już przed szeroko się uśmiechnęłam żeby wyglądać w miarę przyzwoicie, ale to co zobaczyłam za drzwiami, o mało nie zwaliło mnie z nóg. Chciałam jak najszybciej zamknąć drzwi, ale mężczyzna okazał się całkiem silnym facetem, czyli takim jakim był i bez trudu powstrzymał mnie przed tym. Wiedząc, że nie dam rady, odsunęłam się do tyłu, zaciskając mocno usta. Nie, to nie dzieje się naprawdę. To nie mógł być on, przecież został w Anglii, daleko stąd i daleko ode mnie. O mało nie potknęłam się o sofę stojącą w salonie, cudem ją wymijając i odruchowo cofając się jeszcze dalej, niemal pod ścianę. Po raz kolejny nie miałam drogi ucieczki, lecz tym razem mogłam tylko pomarzyć o pojawieniu się Harry'ego, tak jak wcześniej, który był daleko stąd.
- Co tu robisz? - zapytałam ze złością w oczach.
- Nie powiedział ci, że przyjeżdżam? - zastanowił się, zamykając za sobą drzwi. Miał na sobie całkiem nowe jeansy, starą koszulę i bluzę. Nie wyglądał jak ktoś niechciany. Wręcz przeciwnie - Myślałem, że wiesz. Dzwoniłem.
- Nie chciałam nawet słuchać czego chciałeś, więc nie pytałam - odpowiedziałam obojętnie na jego słowa i uporczywie wpatrywałam się w drzwi, przez które wszedł. W tym momencie, najbardziej chciałam aby wyszedł. Po prostu miało go tutaj nie być. Zresztą, jeśli chciał żebym była zła na Harry`ego o to, że mi nie wspomniał o jego przyjeździe do Francji to się grubo mylił.
- A czy teraz możesz ze mną porozmawiać? - podszedł bliżej. Uniosłam głowę wyżej, nie odpowiadając na jego pytanie, tak jakby ten ruch miał spowodować jego zwątpienie w to, że jestem w stanie się zgodzić. Zauważył to. Bardzo dobrze - Dlaczego jesteś  stosunku do mnie taka chłodna?
-A czego niby się spodziewałeś? Że rzucę ci się na szyję, zacznę cieszyć z powodu przyjazdu mojego kochanego tatusia? - zaśmiałam się nerwowo, ale stałam cały czas w jednym miejscu - Tak się mogło zdarzyć kiedyś, spóźniłeś się o kilka lat. Jestem dorosła i mogę decydować czy chcę z tobą rozmawiać czy nie. Pewnie domyślasz się mojej odpowiedzi.
- To nie ja odszedłem - to miało być wytłumaczenie?
- Jesteś zwykłym tchórzem. Dupek to za mało aby cię poprawnie określić. Mama straciła kilka pięknych lat przez ciebie, a mogła stracić jeszcze więcej i doskonale wiesz co chciała zrobić. Co zdarzyłoby się z nią, ze mną, moim bratem, ze wszystkimi...
- Czego oczekujesz?
- Że się wyniesiesz, przestaniesz pojawiać mi przed oczami, zostawisz moją rodzinę w spokoju. Twoje życie nie należy do mojego w żadnym stopniu, jesteś dla mnie jak obcy człowiek.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić. Wyjdę teraz i wrócę - to brzmiało jak groźba, której byłabym się w stanie nawet przestraszyć.
- Dlaczego ja? Co tak właściwie ode mnie chcesz? Ja nic nie mam i nic nie oferuję, nawet nie zamierzam. Myślę, że moja pomoc to za dużo, jeśli tego oczekujesz...
- Przepraszam, że przeszkadzam - nagle w pokoju pojawił się chłopak z recepcji i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z naszej strony, zwrócił się do mojego ojca - Pana nie ma na liście gości hotelu, więc uprzejmie proszę o wyjście - stanął przed drzwiami. Wzięłam głęboki wdech, obserwując reakcję Edwarda.
- Chwila...
- Przepraszam, ale proszę o natychmiastowe opuszczenie terenu hotelu - mężczyzna przeniósł na mnie spojrzenie, a ja odpowiedziałam mu tylko wyraźnym wyprostowaniem sylwetki żeby spełnił to co od niego grzecznie wymagają. Westchnął, przenosząc spojrzenie na recepcjonistę i wyszedł.
- Wszystko w porządku? - spytał, co spowodowało moje odwrócenie uwagi od przestrzeni korytarza.
- Tak - pokiwałam głową, odgarniając włosy z twarzy, nie chcący odsłaniając pamiątkę od drzwi sąsiadki z pokoju obok. Chłopak podniósł wzrok i miał własnie zapytać o coś, ale mu przerwałam z uśmiechem - Nie, to... przypadkowo oberwałam z drzwi. Nikt mnie nie bije, spokojnie. Potrafię się obronić - schowałam dłonie w kieszenie spodenek.
- Myślałem, że pani nie jest sama - domyślałam się, że chodzi o sytuację spod drzwi i słynne "kochanie" Harry`ego.
- Wtedy kiedy przyniosłeś wino?
- Wiem, że to Harry Styles. Jakby miał dziewczynę to media wybuchnęły by od nawału informacji, sprzecznych wiadomości, a wtedy znał bym twoje imię - uśmiechnął się.
- To było pytanie? - wzruszył ramionami. Zaśmiałam się cicho pod nosem i wyciągnęłam rękę do przodu w celu przedstawienia się - Isabelle Mortensen, obecna mieszkanka tego pokoju - spojrzałam na przypiętą plakietkę na jego garniturze i uniosłam wzrok, uśmiechając się szerzej. Chłopak zauważył to, ale mimo tego przedstawił się.
- Michel Sedaine, recepcjonista na stażu - podał mi dłoń.
- Myślałam, że stoicie tylko za ladą i załatwiacie pokoje, a nie do nich chodzicie - skrzyżowałam ręce na piersi i usiadłam na oparcie sofy. Delikatne zakłopotanie na twarzy Michela zostało przeze mnie wychwycone i złagodzone cichym śmiechem.
- Tak wyszło - wzruszył ramionami - Ten mężczyzna - zaczął - On chyba nie był proszonym gościem - spuściłam spojrzenie, w duszy przeklinając, że ten człowiek musi psuć wszystko. Gdziekolwiek się pojawi, ja muszę odpowiadać na męczące pytania kim jest i co tu robi. Sama zastanawiałam się po co i jak właściwie to robi, że jest zawsze tam, gdzie ja jestem. Ale nie ukrywajmy, nie będę się w to zagłębiać. Ja i osoby, którym grozi wmieszanie się w to.
- Nie i dziękuję za pomoc - niemal od razu zmieniłam temat, rozpraszając go szerokim uśmiechem - Właściwie to nawet nie wiem czego chciał.
- Proszę i jeśli o to chodzi to mogę załatwić żeby go nie wpuszczać - wyprostował się.
- Szczerze mówiąc to... jeśli jest taka możliwość...
- Bez problemu. Powiem tylko przy wejściu - w tym samym czasie zadzwonił telefon. Odwróciłam głowę w stronę odgłosu dzwonka i westchnęłam. Spojrzałam na godzinę, a potem na stojącego chłopaka.
- Przepraszam. Pójdę odebrać - wskazałam na pokój.
- Nie ma problemu. Jakby co to jestem na dole - uśmiechnęłam się i skierowałam się w stronę łóżka, na którym leżało urządzenie. Nie było trudno domyślić się kto dzwonił. Tak jakby miał wyczucie czasu i chwili. Westchnęłam i odebrałam, układając się wygodnie na poskładanej idealnie pościeli.
I: Wiesz, że dzwonisz w ciągu jednego dnia aż dziesięć razy?
H: Serio? Nie zauważyłem.
I: Pomijając już noc. Jak się czuje Gemma i twoja mama?
H: Lepiej, na całe szczęście nie jest źle, ale wesele trzeba przełożyć. Tak jak wspominałem kilka połączeń wcześniej ~ przewróciłam oczami ~ A co u ciebie?
I: Jak słyszysz, żyję i mam się całkiem świetnie.
H: A ja wracam. Oczekuj mnie słońce.
I: Już mam otwierać drzwi i stać z kwiatami? ~ zaśmiałam się.
H; Jeśli chcesz... mnie będzie niezmiernie miło na taki widok ~ westchnęłam, bawiąc się materiałem koszulki. Po piętnastu minutach śledztwa Harry`ego przez telefon, co w między czasie się tu działo, jakoś udało mi się zakończyć rozmowę sukcesem. Ominęłam sprytnie temat pojawienia się tutaj mojego ojca, a tym bardziej recepcjonisty. Chociaż byłam ciekawa jego reakcji i szczerze mówiąc to mogłam wspomnieć o nim. Wtedy miałabym wygraną w garści, ale mówi się trudno. Odłożyłam telefon na miejsce i przez chwilę wpatrywałam się tak w sufit, odbijający światło dochodzące z wieży Eiffla. Spojrzałam przez okno. Naszła mnie ogromna ochota na wyjście przez balkon i wpatrywanie się w cienie miasta. Otworzyłam drzwi balkonowe, wychwytując chłodny wiatr i oparłam się biodrami o barierkę.

Harry?

Dla administracji: 2579 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz