środa, 23 sierpnia 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Nie wiem w sumie na co miałam odpowiedzieć. Na to, że potrzebuję jakiejś ulgi do wygranej czy na drugą część zdania. Więc w odpowiedzi tylko prychnęłam pod nosem z wyrysowanym uśmiechem, ale ostatecznie jednak zdecydowałam się odpowiedzieć na jedno.
- Twierdzisz, że potrzebne mi są fory? - skrzyżowałam ręce na piersi. Niewidocznie skinął głową, unosząc kąciki ust.
- Tylko czasem - poprawił się, ale dobrze wiedziałam, że wcale tak nie myśli.
- A masz świadomość, że to mnie jeszcze bardziej nakręca?
- Wiem. Lubię oglądać twoją zaciętość. Jest tak dokładnie wyrysowana na twojej twarzy
- Ach tak?
- Wiem także, że jak się zapierasz to słodko mi przyrzekasz, że i tak wyjdzie na twoje. A jak nie wychodzi... to zależy już od momentu w naszym życiu.
- To znaczy?
- Wcześniej wspominałem już co robiłaś. Jeszcze nie sprawdziłem co zrobisz ze mną teraz gdy przegrasz
- Hm... - zastanowiłam się - Cóż, teraz nie masz już Zaina do obrony. Jesteśmy sami niemal na odludziu. Nikt nie usłyszy twoich krzyków
- Grozi mi jeszcze większe niebezpieczeństwo?
- Sam powiedziałeś, że robię się agresywna gdy jestem pijana - wskazałam na szampana. Odwrócił głowę w jego stronę i uśmiechnął się szerzej.
- Nie upijesz się samym szampanem - och, co za wielka mądrość olśniła mnie.
- Jakieś procenty alkoholu tam są. Zresztą, łącząc przegraną z moim odurzeniem, wychodzi podwójne niebezpieczeństwo - sięgnęłam po winogrono i wsadziłam niewielką kuleczkę do buzi, czując na języku słodki smak soku owocu. Zmrużył oczy.
- Masz za silną głowę na alkohol. Taki szampan cię nie rusza - stwierdził.
- Fakt. Po tylu latach, tylu drinkach i wspólnym piciu z wami jestem dosyć odporna, ale i tak, jak się uprę to i chociażby był to wielki filozof, będzie musiał stwierdzić, że szampan upija - sięgnęłam po kolejne winogrono, ale dostałam po dłoni, którą przyciągnęłam do siebie, mierząc chłopaka chłodnym spojrzeniem.
- Przyniosłem tego tak dużo, a ty uwzięłaś się akurat na winogrona. A wiesz jak je lubię.
- Wiem - przeciągnęłam - Ale te są wyjątkowo dobre - tym razem sięgnęłam po pomarańcze, odłamują kawałek i jego połowę ugryzłam, następnie podsuwając drugą połowę pod usta Lewisa - Tylko mnie nie gryź - zauważyłam. Przewrócił oczami i oglądając kawałek pomarańczy, sięgnął do niej zębami - Mam pomysł - ruszyłam się z miejsca i stanęłam przed namiocikiem, wyszukując sobie odpowiednie miejsce dla siebie i usiadłam na ziemi.
- Słucham?
- Zbuduję piękny zamek z piasku.
- Budzi się w tobie dziecko - odpowiedział, połykając pomarańczę.
- Raczej przyjaciółka z piaskownicy. Pamiętasz park?
- Pamiętam, gdy Gabriel zbudował ładniejszą budowlę i wszyscy to przyznali.
- Nie była piękniejsza - prychnęłam.
- Wtedy pokazałaś swój szczyt bezczelności i wredoty, gdy mu go zniszczyłaś - ciągnął dalej.
- To było przypadkiem... tak w połowie.
- W połowie? Zrobiłaś to z premedytacją - zaśmiał się - Widziałaś te łzy w jego oczach?
- Widziałam - wzruszyłam ramionami - Ale go po kilku latach przeprosiłam za to.
- Nie mogłaś znieść, że jego dzieło było ładniejsze od twojego.
- Mieliśmy wtedy po siedem lat, Lewis? A moja kuzynka niezwykle mocno mnie dręczyła, mówiąc, że ma wszystko lepsze ode mnie - usiadłam bokiem na piachu i zaczęłam przesypywać go między palcami.
- Vivian? - spytał dla upewnienia, a ja pokiwałam głową, rysując na złocistej powierzchni palcem.
- Tak. Była starsza o trzy lata i uwielbiała zabierać mi wszystko co jej się podobało. Aż dziwne, że w późniejszym czasie zaczęłyśmy się dogadywać, a teraz za nią tęsknię jak za siostrą.
- I to jej wina, że popsułaś zamek Gabrielowi? - uśmiechnął się.
- Wiesz jak to jest, gdy ktoś ci coś wmawia. Po prostu wkurzyłam się, że nikt nie przyznał mnie zaszczytu piękności budowli.
- Kochana kuzynka sprawiła, że Gabriel tak to przeżył.
- Kochana? Może teraz. Pamiętasz Aarona, tego z starszej klasy? - uniosłam spojrzenie.
- Pamiętam. Twój chłopak przez cztery miesiące?
- Vivian mi go zabrała. Byłam wściekła i nie mogłam przeżyć faktu, że ona jest od niego starsza o dwa lata, a i tak z nim chodzi. I to kilka dni po tym jak zerwaliśmy. Do dzisiaj nie omieszkam jej tego wypominać, bo pomimo, że obecnie ją kocham to jestem zbyt pamiętliwa by po prostu jej odpuścić złośliwości, które mi robiła przez dobre kilkanaście lat. Ty nawet nie wiesz jakie ona miała pomysły i co chciała jeszcze zrobić - pokręciłam głową z szeroko otwartymi oczami - Ale nie będę ci zdradzać
- Dlaczego?
- Bo nie lubię o tym mówić. A szczególnie teraz, gdy o tym pomyślę. To była najgorsza rzecz jaką mogłam usłyszeć od kogokolwiek i gdy teraz o tym wspominam to nadal się we mnie gotuje. Ale nie ważne - nie robiąc zbędnego przerywnika, urwałam temat - Tym razem moja budowla będzie najpiękniejsza i wygra. A wiesz dlaczego? - usiadłam na nogach i zaczęłam odsypywać suchy piasek. Lewis parsknął cicho pod nosem.
- Nie wiem.
- Bo nie mam konkurencji, a ty jesteś moim jury, więc tak jakby wygraną mam w garści.
- Jury musi być bezstronne - uniósł brwi, a ja wzruszyłam ramionami.
- Świat się nie obrazi i nie zawali, poza tym nikogo tu nie ma - na chwilę tylko podniosłam głowę by zaraz z powrotem ją spuścić. Zajęłam się przesypywaniem piasku, nawet w pewnym momencie zapominając o przyglądającym się z drugiej strony Lewisowi i zamierzeniu pójścia umyć się. Cóż, będziemy iść po ciemku przez plażę, ale co komu szkodzi? Mi to nie przeszkadzało, ale widocznie mój partner stwierdził co innego i konsekwentnie zarządził udanie się do domu na czas kąpieli.
- Ale ja nie skończyłam? - uniosłem głowę, gdy stanął nade mną.
- Skończysz później albo jutro.
- Jutro? To aż cała noc później - wyciągnęłam ręce w jego stronę. Złapał mnie za nadgarstki i pomógł wstać.
- I tak nie znalazłabyś muszelek, na które zapewne byś się uparła. Oraz wielu innych rzeczy, którymi byś swoje dzieło przyozdobiła - ruszyliśmy powoli w kierunku domu.
- Nie musiałabym. Byłoby i bez tego piękne.
- Jak mam oceniać to w pełni skończone - przyznałam mu i bez słowa zgodziłam się na dokończenie mojego zamku jutro, gdy słońce znowu pojawi się na niebie. Weszliśmy do środka budynku, od razu kierując się do sypialni. Rossy dzisiaj postanowiła zostać na noc, nawet nie wiem dokładnie dlaczego, ale to tak jakby jej drugi dom, a przynajmniej tak to odbieram. Stanęłam przy łóżku i rozciągnęłam się, opadając delikatnie na nie.
- Będę pierwszy - powiedział cicho pod nosem, zabierając ręcznik z oparcia krzesła. Uniosłam głowę do góry i zmierzyłam go spojrzeniem. Porwałam piżamę z łóżka i zerwałam się do łazienki. Chłopak, jako że posiadał niesamowity refleks pobiegł za mną.
- Nie! Ja będę pierwsza - krzyknęłam i chwyciłam za klamkę, otwierając je, ale w ostatnim momencie dłoń Lewisa oparła się na jasnym drewnie i zamknęła je z hukiem. Rossy będzie zła. Uniosłem gwałtownie głowę, napotykając błękitne spojrzenie i przeczący ruch głową - Dotknęłam ich pierwsza - wyprostowałam się, będąc optycznie wyższą, choć i tak dosięgałam mu ledwie do brody i oparłam tyłek oraz resztę pleców na drzwiach, zasłaniając tym samym klamkę, jako jedyny przedmiot zdolny do otworzenia tego pomieszczenia.
- Nie wydaje mi się - skrzywił się.
- Nie możemy myć się razem, więc ja idę pierwsza. Chyba, że uznasz moją wygraną - przyjrzałam się swoim paznokciom z udawaną obojętnością.
- O nie, moja droga. Kto niby tak zarządził?
- Bardzo ważna osoba, której imię zaczyna się na "H" i kończy na "Y", więc radziłabym nie zadzierać - spróbował mnie odsunąć, ale zaparłam się z szerokim uśmiechem, tym samym zginając na pół, gdy jego dłoń przypadkiem, albo uznajmy, że przypadkiem przejechała po moich żebrach.
- Oj Hailey... - stęknął, ale po chwili westchnął, zarzucając sobie ręcznik na ramię - Dobrze, ale nie siedź tam całą godzinę, proszę? - odsunął się na krok do tyłu, a ja uchyliłam delikatnie drzwi, kiwając na potwierdzenie głową.
- Nie siedzę godzinę - zaprzeczyłam, będąc jedną nogą już w łazience.
- Wcale, a już w szczególności, gdy masz do dyspozycji wannę. Mam ci policzyć dokładny czas spędzania? - skrzyżował ręce na piersi, a ja zawisłam na drzwiach i uśmiechnęłam się szeroko.
- No dobzie... - odparłam, przygryzając wargę - Pół godzinki - posłałam mu całusa w powietrzu i zniknęłam za drzwiami. W sumie to miał rację. Uwielbiam gorące kąpiele, a wanna jest taką chwilą odpoczynku i wytchnienia. Mogłabym siedzieć w niej cały czas gdybym tylko była w stanie i mogła. Ale trzymając się ustalonego czasu, wyszłam o odpowiedniej porze. Stanęłam na środku, rozglądając się za ręcznikiem, którego nigdzie nie było. Cholera.
- Lewiś! - stanęłam przy drzwiach, słysząc ciche kroki dobiegające z pokoju, co spowodowało u mnie jeszcze szerszy uśmiech. Ten ton miał oznaczać, że czegoś chcę, a chłopak doskonale o tym wiedział. Puknął w drzwi na znak, że jest już obok, a ja uchyliłam je mocniej - Bo... zapomniałam ręcznika z tego wszystkiego - usłyszałam jak cicho się śmieje pod nosem.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? - świadomość, że między moim policzkiem, a jego twarzą znajduje się tylko jakaś nieznacząca warstwa drewna, denerwowała mnie.
- Nie moja wina, że ktoś postanowił mi wbić do łazienki przede mną skoro kolejka jest taka oczywista - prychnęłam rozbawiona.
- Zaraz ci go przyniosę. Gdzie jest? - odsunął się od drzwi. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Na łóżku. Albo na komodzie. Być może został przy szafie? - usłyszałam to głośne westchnięcie i cichnięcie kroków. Podskoczyłam wystraszona, gdy drzwi gwałtownie się poruszyły i z trudem chwyciłam klamkę od nich, przyciskając do siebie - Lewis! - zauważyłam ręcznik, który wystawał przez szparę. Zabrałam go, obwijając się nim dookoła, lecz nadal czułam nacisk na klamce - Jak tu wejdziesz to ci przywalę, nie ważne jak mocno - wlepiłam spojrzenie w miejsce, gdzie było najbardziej widać czy drzwi się poruszają.
- Kolejna groźba?
- Ostrzeżenie - poprawiłam go.
- Tyle razy widziałem cię nago, a teraz nie mogę? Sądzisz, że nie jestem w stanie się powstrzymać? To boli.
- Nie. Odbierz to jako pomoc i łaska z mojej strony,
- Bo się obrażę - prychnęłam, zabierając sukienkę z szafki obok, którą przed kąpielą zdjęłam. Odepchnęłam drzwi, ale delikatnie, jedynie strasząc go uderzeniem. Wyszłam na korytarz, przyglądając mu się uważnie i poprawiłam białą tkaninę utrzymującą się na moim ciele. W tym samym czasie, na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek i ruszyłam dumnym krokiem w kierunku pokoju, czując na sobie spojrzenie Lewisa.
- Dziękuję za ręcznik kochanie - w przejściu zatrzymałam się, odwracając głowę w jego kierunku i po chwili zniknęłam w pokoju. Spodenki, spodenki, spodenki... o, spodenki i ta mniej ważna, górna część piżamy też. Odrzuciłam ręcznik na bok, którego zapewne w późniejszym czasie będę szukać albo zagram tak jak dziś. Ubrałam na siebie rzeczy, biorąc też w rękę w razie czego jakąś bluzę, choć w gruncie rzeczy pewnie i tak będzie leżała niepotrzebnie na boku. W czasie, gdy z łazienki dobiegał odgłos spływającej wody, ja zrobiłam parę mniej ważnych rzeczy, przy okazji rozczesując włosy, które spięłam w niestarannego koka podczas kąpieli. Po chwili Lewis wyszedł z łazienki i uciekając się do moich sposób czysto prowokacyjnych, wszedł do pokoju w samym ręczniku. Zmrużyłam oczy, odprowadzając go spojrzeniem i wróciłam nim na lustro przed sobą.
- To mój sposób panie Draxler - mruknęłam, udając że wcale mnie to nie rusza - Jeśli sądzisz, że to działa to jesteś w błędzie.
- Doprawdy? Nawet nie zacząłem się starać - na chwilę tylko odwrócił głowę w moją stronę.
- Wiesz, że mam tu lusterko?
- Wiem. A niby dlaczego stanąłem idealnie za tobą?
- Wracajmy już z powrotem na plażę - zarządziłam, zakładając kosmyki włosów za uszy.
- Ktoś tu ucieka? A może...
- Nie prawda - odwróciłam się i zmierzyłam go spojrzeniem, starając się nie podnieść wysoko kącików ust, które mimowolnie unosiły się wyżej.
- Czekaj - odstąpił od tematu, ubrał się i podszedł bliżej, marszcząc w niezadowoleniu brwi - Skąd te spodenki? - to był moment kiedy nie mogłam powstrzymać się przed uśmiechem. Spojrzałam w dół.
- Te? - przejechałam palcem po materiale - To moja piżama i jedyna rzecz, o której zapomniałeś mój geniuszu - poklepałam go po ramieniu - To idziemy już? - ponagliłam go.

Lewis?

Pacz jaka ładna liczba - 2020 słów ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz