wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Julesa cd. Milesa

- Naprawdę wierzysz w to, że uda ci się go ukryć przede mną? - Spojrzałem na niego.
- Em.. tak?
- To się grubo mylisz, skoro jest podobny do Adriena, jestem pewny, że rozpoznam, który to. Może nawet będziemy w jednej grupie? - Uniosłem brwi, czekając na jego reakcję.
- W której jesteś? - Rzucił mi groźne spojrzenie.
- Chyba w trzeciej, nie zdążyłem sprawdzić, ale pani Ruby mówiła... - przerwałem, gdy zobaczyłem jak w jednej chwili jego policzki się zaróżowiły - jestem z nim w grupie, prawda?
- Nie - rzucił.
- Kłamczuch! - krzyknąłem, rzucając w niego bokserkami, które właśnie wyjąłem z torby.
- Nawet nie próbuj go szu... chwila.. czy to bokserki z ananasami? - Zmarszczył brwi, podnosząc je z ziemi - Są świetne! Już są moje.
Miles wcisnął bokserki do kieszeni i wrócił do swojego groźnego spojrzenia, skierowanego w moją osobę. Byłem przyzwyczajony do tego, że zabiera mi ubrania, w końcu ja zawsze mu się odwdzięczam tym samym. Pewnie mam w torbie kilka jego koszulek, czy skarpetek, chociaż nich zazwyczaj nie lubię pożyczać. Odkąd się zorientował, że mu je podbieram, zaczął wrzucać brudne do szuflady z bielizną i po kilku razach jakoś mi się odechciało.
- Nie za duże? - zaśmiałem się.
- Oj już nie przesadzaj, nie widziałeś, to nie gadaj. - Wywrócił oczami i zerknął w stronę mojej walizki. - Masz tam jeszcze coś ciekawego?
- Może znajdę jeszcze bokserki w dinozaury, które Camilla mi kupiła. - Wzruszyłem ramionami.
- No nie gadaj, że masz bokserki w dinozaury!
- No właśnie gadam, że mam bokserki w dinozaury!
- Bokserki w dinozaury są ekstra!
- Jeśli jeszcze raz usłyszę dzisiaj bokserki w dinozaury, to chyba wyskoczę z balkonu - mruknąłem pod nosem.
- Złapię cię - odpowiedział, rozkładając się wygodnie na łóżku.
Wypakowałem wszystkie bagaże, oczywiście pod czujnym okiem Milesa. Wszystko musiało być ładnie poskładane i poukładane, a jeżeli bym tego nie zrobił.. najpewniej on by się tym zajął. Nigdy nie mógł patrzeć na bałagan jaki po sobie zostawiałem i sam zaczynał sprzątać. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb. Dopóki nie przywali ci miotłą po głowie, ale oczywiście całkiem przypadkiem. 
- Zmień koszulkę - mruknął do mnie, gdy już chciałem spokojnie usiąść.
- Bo?
- Bo jesteś cały ubrany na czarno, a zaraz idziemy na stołówkę, żebyś mógł sobie poobczajać to i owo.
- I dlatego muszę się przebrać? - Uniosłem brwi.
- Taaak. Bo inaczej będziesz wyglądał jak emo - zaśmiał się, podnosząc do pozycji siedzącej - No już, ja popatrzę.
- Trzeba było powiedzieć, że chcesz żebym się przed tobą rozebrał, a nie wymyślać. - Wywróciłem oczami i zacząłem się śmiać.
- Szybciutko, bo nie zdążymy na obiadek!
- Mam tylko jedną białą koszulkę - jęknąłem, podchodząc do szafy.
- Akurat, zakładaj.
- Mam przy tym zatańczyć? - spytałem, zanim zdjąłem t-shirt.
- Tym razem nie musisz, wieczorem będzie bardziej.. hm.. klimatycznie.
Wywróciłem oczami i jednym ruchem zdjąłem koszulkę, rzucając ją gdzieś na biurko. Oczywiście od razu spotkało się to z groźnym spojrzeniem Milesa, które mówiło posprzątaj, albo wyrzucę za okno. 
- Już zapomniałem jak one wyglądają. - Skrzywił się. - Jak ostatnio je widziałem, były jeszcze... świeże.
- Zdążyły się zagoić. - Wzruszyłem ramionami i wyjąłem białą koszulkę. - Z czasem trochę zjaśnieją.
- Są okropne.
- Dziękuję, Miles. Sam bym na to nie wpadł. - Naciągnąłem t-shirt i odwróciłem się w jego stronę.
- Oj przestań i tak cię kocham. Nadrabiasz urokiem osobistym. - Wyszczerzył się, puszczając mi buziaka. - Nie złapiesz?
Machnąłem ręką w powietrzu, łapiąc buziaka  i przyłożyłem sobie otwartą dłoń do policzka.
- Lepiej?
- Zdecydowanie - zaśmiał się - a teraz biegniemy na obiadek!
Ledwo zdążyłem ubrać buty, bo Miles wręcz siłą wyciągnął mnie z pokoju. Ciekawiło mnie, kiedy spotkam tego chłopaka, który mu się spodobał. Minęło już naprawdę dużo czasu od śmierci Adriena i Miles musi ruszyć na przód, a ja zamierzam mu w tym pomóc. Wiem, że to było dla niego cholernie ciężkie, mi też nie było łatwo. Nie potrafiłem patrzeć jak mój przyjaciel cierpi. Kilkukrotnie prosiłem Camillę, by z nim porozmawiała. Chciałem nawet jeździć z nim po lekarzach. Nie mógłbym go stracić, dlatego byłem przygotowany na wszystko.
~~*~~*~~
- Wypatrzyłeś coś? A raczej kogoś? - spytał, wypychając sobie usta sałatką warzywną.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jesteśmy tu praktycznie sami.
- Pewnie mają treningi, zaraz przyjdą - mruknął.
- Skup się na jedzeniu, okej? Bo gubisz - zaśmiałem się, a Miles po raz kolejny tego dnia zmierzył mnie gniewnym wzrokiem.
Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno byłbym martwy. Teraz tylko mam nadzieję, że Miles nie rzuci we mnie kawałkiem sałaty, który właśnie wypadł mu z ust.
Gdy chłopak kończył jeść, do stołówki zaczęli schodzić się uczniowie. Faktycznie, muszę przyznać, że jest tu na czym oko zawiesić. Miles od razu przedstawiał mi wszystkich ze swoimi krótkimi komentarzami typu idiota, nie lubię, całkiem spoko, z tymi się nie zadawaj. Oczywiście nie miałem zamiaru szukać tu przyjaciół. Mam tu jednego i nie potrzebny mi nikt inny.
- Tamta jest niezła - odezwałem się, wskazując jedną z dziewczyn stojących w kolejce.
- Eee.. nie polecam. - Skrzywił się.
- Dlaczego?
- Długa historia, kiedyś ci opowiem. - Wzruszył ramionami i nareszcie skończył jeść.
- Myślałem, że nigdy nie skończysz jeść - westchnąłem. - Jedziemy do miasta na jakąś kawę?
-  Czy to będzie randka? - Uśmiechnął się szeroko.
- Jeżeli chcesz.
- Skoro zapraszasz mnie na randkę, to oznacza, że ty płacisz, więc jasne, że chcę!
- Głupi jesteś - zaśmiałem się.
- Nie bardziej niż ty. - Wystawił język w moją stronę. - Jedziemy moim, czy... tylko mi nie mów, że zabrałeś motocykl.
- Zabrałem i całkiem przypadkiem mam kluczyki przy sobie. - Uśmiechnąłem się.
- Uwielbiam ten twój nonszalancki uśmiech. Jedziemy!
Zerwał się od stołu i wręcz wybiegł ze stołówki, zostawiając mnie daleko w tyle. Dopiero po chwili cofnął się, by zobaczyć, czy przypadkiem nie zapomniałem za nim pójść. Stał na środku wielkiego holu z wielkim bananem na twarzy. Jak ja tęskniłem za tym idiotą, naprawdę. Nie mam zielonego pojęcia, jak wytrzymałem tak długo bez niego. Ciężko przetrwać dzień bez widoku tej uśmiechniętej mordki.
Gdy przechodziliśmy przez drzwi wyjściowe, do akademika wchodził właśnie jakiś chłopak. Już na pierwszy rzut oka wyglądał na troszkę zbyt pewnego siebie i przechodząc pociągnął mi z bara.
- Uważaj kurwa jak chodzisz! - burknąłem do niego na tyle głośno, by mieć pewność, że mnie usłyszał.
- Przepraszam - mruknął pod nosem.
Odwróciłem się w stronę Milesa, który w tym momencie próbował powstrzymać wybuch śmiechu.
- Wielbię cię mój mistrzu - zrobił do mnie maślane oczy i zaczął się śmiać - ale wiesz, że nie lubię jak przeklinasz, prawda?
- Wiem, staram się. - Wywróciłem oczami.
Zazwyczaj przy nim nie przeklinam, wiem, że tego nie lubi, ale czasem jest to silniejsze ode mnie. Tak samo jest z papierosami. Nie paliłem odkąd wyjechałem z domu, a gdybym tylko spróbował zapalić, najpewniej znikąd Miles wyjąłby pistolet na wodę i strzeliłby mi nim po twarzy. Już kiedyś tak robił, gdy próbował pozbyć się mojego nałogu.
Udaliśmy się w stronę parkingu, gdzie chłopak od razu wypatrzył mój motocykl.
- Ja prowadzę! - zawołał.
- Nie ma szans. Nie pozwolę ci prowadzić, zrobisz nam krzywdę.
- Oj, przestań. Jeździłem kiedyś na takim - jęknął i zrobił naburmuszoną minę.
- Kamień, papier, nożyce? - Uniosłem brwi, a Miles podjął wyzwanie.
Toczyła się między nami zacięta walka. Minęły cztery rundy i ciągle wybieraliśmy to samo. Całe szczęście, że za piątym wybrałem nożyce, zapewniając sobie tym wygraną.
Tak czy siak nie pozwoliłbym mu prowadzić, no chyba, że znowu zrobiłby do mnie te swoje maślane oczka. Wtedy bym nie wytrzymał.
- Oszukiwałeś! - krzyknął.
- Jak można w to oszukiwać?
- Nie wiem, ty mi powiedz. - Złożył ręce na piersi, oczekując mojej odpowiedzi.
- Widocznie znam cię na wylot i doskonale wiem, co wybierzesz.
- Trafna uwaga. - Uniósł palec do góry. - Ale kiedyś dasz mi prowadzić.
- Może kiedyś. - Uśmiechnąłem się.
Kłótnie z Milesem miały to do siebie, że w ogóle ich nie było. Jak moglibyśmy się chociażby sprzeczać, gdy widzę jego naburmuszoną minę zawsze chce mi się śmiać. Jak coś nam nie wyjdzie to najwyżej się zwyzywamy nawzajem i już jest dobrze. Wydaje mi się, że po śmierci Adriena nasze relacje się bardzo polepszyły. Byłem dla niego najlepszym wsparciem i jedynym, jakie chciał przyjąć. Bardzo ciekawił mnie ten chłopak, o którym mówił Miles. Chciałbym go zobaczyć, czy faktycznie jest tak podobny do Adriena. Young cholernie za nim tęskni i może mu się tylko wydawać, że są podobni. Dopóki go nie zobaczę, nie będę do tego tak przekonany.
Wziąłem kask i podałem go Milesowi.
- Masz tylko jeden? - Uniósł brwi.
- Mhm, ja nie potrzebuję. Tobie bardziej się przyda. - Wzruszyłem ramionami i wsiadłem na motocykl.
Miles nie dyskutował, bo wiedział, że i tak nic nie wskóra, więc po prostu go założył.
- Nie podoba mi się to, musisz kupić drugi, żebyś mógł mnie wozić - zaśmiał się, zapinając kask.
- Kiedyś o tym pomyślę, a teraz wskakuj. Tylko pamiętaj, ze musisz się dobrze trzymać - zaśmiałem się.



Jules? 

Dla administracji: 1512 słów +

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz