wtorek, 15 sierpnia 2017

Od Milo cd. Save

Obudziłem się z bólem głowy. Rozejrzałem się po pokoju i namierzyłem butelkę wody. Przez chwilę nie mogłem się wydostać z kołdry. Kiedy w końcu się oswobodziłem, chwiejnym krokiem doszedłem do stolika. Wypiłam całą wodę i usiadłem na krześle. Spojrzałem na zegarek. O tej porze wszyscy powinni już krzątać się po akademii. Ale najwidoczniej odsypiali. Na imprezie Eda byli chyba wszyscy uczniowie. Poszedłem się ogarnąć do łazienki, po wszystkim założyłem granatowe bryczesy i czarne oficerki. Przydałoby się je wyczyścić. Może zrobię to wieczorem. Usłyszałem dzwonek telefonu.
- Save?- odkryłem, że mam chrypkę.
- Żyjesz tam?- zapytała cicho.
- Czemu miałbym...
- Dostałam SMSa i myślałam...
- Przepraszam, musiałem go wysłać zanim wytrzeźwiałem. Wszystko w porządku?
- Tak, wszytko jest w porządku.
- Wybieram się do stajni. Dołączysz?
- Może później, idę właśnie na śniadanie.
- To do zobaczenia, wiesz gdzie mnie szukać.
Odłożyłem telefon na stolik i wyszedłem z pokoju. W nocy padało, dlatego powietrze na zewnątrz było przyjemnie chłodne. W stajni nikogo nie było, ale kilka boksów było późnych, więc spodziewałem się, że nie będę sam na hali. Założyłem torbę ze szczotkami na ramię i ruszyłem do paszarni. Nałożyłem do wiadra musli na uspokojenie i granulat. Jack zarżał na widok jedzenia. Wsypałem mu je do żłoba i zacząłem go szczotkować. Po 20 minutach wyszedłem ze stajni, prowadząc osiodłanego już ogiera. Wbrew moim oczekiwaniom na hali nikogo nie było. Tu również panował przesadny wręcz porządek. Pod ścianą stały ustawione przy pomocy linijki drążki, a na linii środkowej szereg. Po rozgrzewce postanowiłem poćwiczyć uwagę Jacka na drążkach. Nie sprawiły mu żadnych problemów. Przy pierwszym zagalopowaniu z radości prawie wyrzucił mnie z siodła, ale znam go na tyle, że przewidziałem co zrobi. Za każdym razem kiedy najeżdżałem na przeszkodę stawiał uszy i skupiał całą uwagę na skoku. Po pokonaniu szeregu i zmianie kierunku, zauważyłem, że w drzwiach stoi mężczyzna. Przeszedłem z galopu do stępa i podjechałem do niego. Zatrzymałem się w bezpiecznej odległości, bo Jackpot potrafił być nieprzewidywalny w stosunku do obcych.
- Całkiem nieźle.- powiedział Sam Stewart.
- Dziękuję panu.- byłem z siebie dumny, bo ten człowiek był moim autorytetem.
- To bardzo dobry koń, odważny, mocny i z sercem do skoków. Chciałbyś kiedyś może umówić się na indywidualny trening?
- To byłby zaszczyt.
- Właściwie to przyszedłem tu w innej sprawie. Słyszałem o tej sytuacji z tamtą dziewczyną. Przykro mi, że tak się stało. Zazwyczaj w naszej akademii uczniowie nie sprawiają problemów tego typu.
- Rozumiem.
- Nie chcę żebyś się zraził do akademii, a my nie chcemy stracić takiego ucznia...
- Tamta sprawa to już przeszłość, wszystko w porządku. A ja się nigdzie nie wybieram.
- Wspaniale.
Poklepałem Jacka po szyi, a kiedy Stewart wyszedł, dokończyłem trening. Bez żadnej zrzutki. Odprowadziłem konia do stajni, rozsiodłałem i zaprowadziłem na padok. Po drodze spotkałem Save. Była nieswoja. Pomyślałem, że chodzi o Sophie.
- Wszystko w porządku?- zapytałem z troską.
- Tak. Chyba jednak nie. Wczoraj coś się stało...

Save?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz