czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Julesa cd. Milesa

- Ty się ewidentnie prosisz o telefon na policję.
- No chodź, fajnie będzie. Opędzlujemy watę cukrową siedząc na samym czubku diabelskiego młyna. Będzie romantico, przecież poszliśmy na randkę, tak tylko przypominam.
- Pamiętam, ale nie tak sobie wyobrażam perfekcyjną randkę. Wiesz, podjeżdżam do ciebie siedząc na koniu...
- ...najlepiej tyłem - wtrącił swoje trzy grosze, po czym wywrócił oczami.
- Nie wywracaj na mnie oczami, klucho. - zirytowałem się - Jesteś taką bułą losu, że cały ten wypad skończy się ściąganiem cię z kilku wyższych kolejek, bo sam nie potrafisz zleźć.
- Ty właśnie od tego jesteś! Mój wybawca, książę, bohater! Przybywa po to, by mnie ściągnąć z zagrażającej mojemu życiu kolejki górskiej. By the way, ta ostatnia kolejka, na której byliśmy, była na prawdę straszna. Gdybyś w porę nie przybył, mój książe...
- Dobra! Pójdziemy, tylko skończ biadolić - powiedziałem, masując obie skronie.
Nie mam pojęcia jak można wypluć z siebie tyle słów w mniej niż 15 sekund. To już jakiś talent, może powinienem posłać go do jakiegoś programu jak The Brain, a może lepiej do Guinessa? Moje szybkie rozważania przerwał nagły pisk, kiedy do mojego opóźnionego umysłowo przyjaciela dotarły wypowiedziane przeze mnie słowa.
- Łoo! Będzie super-duper, zobaczysz! Najpierw zgarniemy watę, potem.. - Musiałem mu przerwać, nienawidziłem jak ktoś wypowiada to słowo.
- Potem, to ci śmierdzą stopy. Mówi się później. - Wygiął usta w podkówkę i spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem.
- PÓŹNIEJ pójdziemy na jakieś porządne jedzonko, bo zgłodniałem i nie możesz zapomnieć o moim misiu, którego masz mi wygrać na strzelnicy. No i ty stawiasz wszystkie wejściówki, zapomniałem portfela - powiedział, uśmiechając się do mnie słodko.
- Eh, moja ty małżowinko, co ty byś beze mnie zrobił. Pewnie wziął i się zapłakał gdzieś w kącie.  - Wszystkie te słowa wypowiadałem, tarmosząc jego pucołowate policzki.
Wyrwał mi się po chwili, krzywiąc i równocześnie pocierając twarz.
- Weź tak do mnie nie mów, to straszna ohyda. Jest tyle ładnych określeń na świecie, a ty musisz wybierać zawsze te dziadowskie.
- No dobrze, przepraszam, ty mój.. upiorze z pawlacza - Wydusiłem z siebie z niemałym trudem.
Nie miałem nawet pojęcia, co to pawlacz. Miles odwrócił się do mnie natychmiastowo, nie wierząc w to, co właśnie wyszło z moich ust. Jego twarz wyrażała zdziwienie, a już po chwili czyste rozbawienie. Złapał się za brzuch, początkowo lekko chichocząc, a po chwili wpadając w tak obłąkańczy śmiech, że mijający nas ludzie zastanawiali się, czy dzwonić przypadkiem na 997. Sam zacząłem się śmiać pod nosem, bardziej z jego reakcji niż z tego, co powiedziałem. Śmiał się, stojąc zgięty w pół i opierając dłonie na kolanach. Spojrzałem na niego, dałem mu czas na wyśmianie się, po czym złapałem go za bety i wyprostowałem.
- Słuchaj, kluseczko, pośmiejesz się później. Jak nie ruszymy tyłków to zamkną ci przed nosem nawet samochodziki dla dzieci.
Poskutkowało, przestał się natychmiastowo śmiać, przerażony myślą, że może nie zdążyć być ściągniętym z jakieś kolejki. Odwrócił się na pięcie, galopem ruszając w stronę kas. Ruszyłem za nim, biedak chyba zapomniał, że byłem sponsorem dzisiejszego wieczoru i beze mnie nie dostanie nawet chusteczki w sklepie. Spoglądałem na niego, kiedy tak pędził przed siebie, potrącając po drodze ludzi ze słodyczami w garściach. Chciałbym być jak on, w jednej minucie poważny, a w kolejnej jak dzieciak biegnący po bilety i watę cukrową. To było coś, co najbardziej w nim lubiłem. Nie ważne jak bardzo jego życie będzie przesrane, zawsze znajdzie moment, w którym może być po prostu szczęśliwy. Odrzuca wszelkie gówno, które zebrało mu się pod podeszwą i żyje chwilą. Gdybym tylko potrafił to zrobić, nie martwić się uczuciami mojego ojca i biegać po wesołym miasteczku jak Miles. 
~~*~~*~~
- Nawet o tym nie myśl, złaź stamtąd - powiedziałem, patrząc jak ten dureń wchodzi na platformę do najgorszej kolejki w całym miasteczku.
Będzie po tym wymiotował, idę o stówę, że będzie.
- Niby czemu? Znajdź swoje cojones i właź. - Patrzył się na mnie znad ramienia, błyskając równymi ząbkami, które w tym momencie miałem ochotę mu pogubić.
- Moje cojones są na miejscu, ale twoich po tej kolejce będziemy szukać. Chcesz, żeby ta dobra dupa co na nas zerka, miała cie za cieniasa? Kotek, zeżarłeś tyle waty cukrowej i hot dogów, że zapragną wyjść chwile później jak zacznie się kręcić - westchnąłem, widząc jego upartą minę.
On to robił specjalnie, byle tylko wyszło mi na przekór.
- Nie będę trzymał ci torby ani włosów. O ile wytrzymasz aż do zejścia.
Miles rzucił mi poirytowane spojrzenie, zdmuchnął kosmyk włosów z czoła i odwrócił się całym ciałem w moją stronę.
- Miałeś być księciem, który ratuje mnie z opresji, a nie moją opiekunką. Przez cały wieczór skwierczysz mi nad uchem. Nie idź tam, nie jedz tego, po co ci kolejny jak jeszcze nie skończyłeś poprzedniego. - Marudził, wymieniając po kolei moje przewinienia z dzisiejszego wieczoru.
Według mnie nie było żadnych, po prostu nie chciałem, żeby się pochorował i źle zapamiętał ten wypad. Ale on jak zwykle ma swoje własne widzimisie. Spojrzałem na niego, ale widząc jego zaciekłą minę i jawne postanowienie, że wlezie tam za wszelką cholerę, darowałem sobie dalsze narzekania.
- Dobra, suwaj tyłeczek, znalazłem swoje cojones. Ale nie daruję ci a nie mówiłem, jeśli będzie jak przewidziałem. - Rzucił mi pewne uwielbienia spojrzenia, po czym potruchtał do wolnych foteli, sadzając swój tyłek na wysiedzianym fotelu.
Poszedłem za jego przykładem, usiadłem krzywiąc się na niewygodne miejsce. Usłyszałem śmiech koło prawego ucha, odwróciłem głowę w stronę Milesa, niezadowolony, że się ze mnie nabija.
- Co, przynieść pannie podusię? Za twardo dla królewskiego tyłka? - Śmiał się w najlepsze, a znając go to się dopiero rozpędzał.
- Jak już zapraszasz księcia do wesołego miasteczka to byś przynajmniej o wygodę zadbał - burknąłem pod nosem, nie patrząc w jego stronę tylko na operatora, który sprawdzał zabezpieczenia przed startem kolejki. Próbowałem użyć swojej mocy jedi, żeby ogłosił smutną nowinę o niedziałającej kolejce, ale najwidoczniej pomyliłem filmy. A mogłem pójść jednak do Hogwartu.
~~~*~~*~~
Nadal, cholera, nie mogłem w to uwierzyć. Miles dzielnie zniósł każdy zakręt, wzniesienie i nagłe spady. Ani na moment nie poczuł się źle, nawet po tej ilości śmieciowego jedzenia, które w siebie wciskał przez cały czas. On nie, ale ja to już inna śpiewka. Teraz definitywnie zgubiłem swoje cojones, ale na pewno nie wrócę tam, żeby je odzyskać. Za cholerę, nawet jeśli rozdawali by tam mentole za darmo. Uściślę, że nic ze mnie nie wyszło, żadną stroną. Tylko nie wytrzymałem szybkości połączonej z nagłymi spadami. Przez co piszczałem jak baba, czując jak cała zawartość mojego żołądka wywraca się do góry nogami. To było tak okropne, że po zatrzymaniu się kolejki wysiadłem, zwinąłem mandżur i tyle mnie ktokolwiek widział.
Słyszałem głośne tupanie stóp Milesa, kiedy lawirowałem wśród ludzi pchających się w przeciwnym kierunku. Wyłapywałem też jego śmiech. Ten chłopak nie musi trenować, śmieje się tyle, że bez tego pewnie wyrobiły mu się idealne mięśnie. Parłem przed siebie, oburzony na cały świat i swoje zachowanie. Przyhamowałem dopiero po przekroczeniu bramy wesołego miasteczka. Oparłem się o mały murek, który pojawił się znikąd i do niczego nie przylegał. Po prostu murek, stojący sobie na środku placu, od tak. Zacząłem zastanawiać się, czy stał tu od zawsze. I czy czasem ktoś sobie nie postawił atrapy, a pod spodem nie ma zapadni. Ale co ten ktoś robi z ofiarami? Sprzedaje na organy? Niewolnictwo? Wywozi do innych krajów, żeby ktoś robił za prostytutkę? Może to kolejny Hannibal i skończę jako wyposażenie lodówki? Moje rozważania przerwał Miles, który zatrzymał się obok mnie, nadal podśmiechując sobie pod nosem. Oparł swoją głowę o mój bark, tylko czasami jeszcze trzęsąc się ze śmiechu.
- No, Jules, teraz to dałeś popis męskości.
- Zamknij się już, ile można się śmiać? - burknąłem niezadowolony z obrotu ostatnich wydarzeń.
- Kochanie. - Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy mu mózgu nie przewiało na tej kolejce. A temu o co chodzi?
- Co?
- Zamknij się już, kochanie. Tak powinno być. - Rozplaszczyłem swoją otwartą dłoń na jego czole.
Skrzywił się, chcąc mi pokazać, że go to zabolało. Udałem, że lituję się nad tą skrzywdzoną przez los bułą i pocałowałem go w czoło.
- Ej, pedały, nie macie co robić? Spieprzajcie do domu! Tutaj są dzieci!  - spojrzałem w stronę, z której dobiegał głos.
Zobaczyłem typowego osiedlowego sebka, nie miał więcej niż z metr siedemdziesiąt, ale napakowane sterydami bicki groziły rozerwaniem rękawów koszulki przy gwałtowniejszym ruchu. Poradziłbym sobie z nim, Dres nie wyglądał na zawadiakę, w dodatku był sam. Wszyscy wiedzą, że stado dodaje kilka punktów do odwagi. Nie chciałem zaczynać zadymy, ale zdenerwował mnie tą odzywką, więc zareagowałem czymś na jego poziomie intelektualnym.
- Chuj ci do tego, chuj ci na imię i chuj się nazywasz, cwelu. - Odkrzyknąłem w jego stronę, czekając na jego reakcje.
Seba coś tam odburknął, ale oddreptał w stronę grupki ludzi przy kasie. Stałem dumny ze swojego małego zwycięstwa, które przykryło hańbę sprzed kilkunastu minut. Poczułem uderzenie w ramię, dosyć silne jak na Milesa. Odwróciłem głowę w jego stronę tylko po to, by napotkać jego niezadowolone spojrzenie. Rzuciłem mu swoje, pełne niezrozumienia.
- No co?
- Musiałeś tyle przeklinać? Ten koleś nawet nie był aż tak niemiły. - Spojrzałem na niego oniemiały. AŻ tak niemiły? Chyba faktycznie go przewiało.
- Ty sobie jaja robisz, tak? Przecież on nazwał nas pedałami! Ja nie wiem co musiałby powiedzieć w twoim rozumieniu, żeby zacząć być niemiłym. - Rzucił mi poirytowane spojrzenie, ale pełne rezygnacji.
- Dobra, nie ważne już. Zbierajmy się i wracajmy do pokoju, zachciało mi się spać.
- A co z misiem? - Uniosłem brwi, nie wierząc, że z niego zrezygnuje.
- No właśnie! Mój miś! - Krzyknął przejęty.
- Jeżeli bardzo chcesz, możemy się wrócić - westchnąłem.
Całe szczęście, ze przez kilka lat chodziłem na strzelnicę. Chociaż to mi się w życiu uda.


Miles? 

idziemy po misia? :3

Dla administracji: 1619 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz