poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Od Savannah

*Szpital, Rose umiera. Save siedzi przy niej wraz z rodzeństwem.*
- Mamo, nie umieraj. Nie zostawiaj nas. - Łkałam w pościel mamy trzymając ją za rękę.
Bracia siedzieli po drugiej stronie łóżka. Mimo ich młodego wieku, wszystko rozumieli. Sophia próbowała dodzwonić się do męża umierającej kobiety. Na nic, Luisa nie interesuje los kobiety.
- Sophia, i co? - Zwrócił się do siostry Trace. - Odebrał?
- Nie. - Szepnęła ze łzami w oczach i podbiegła do mamy. Dotknęła jej zimnej twarzy.
- Mamo, on nie był Ciebie warty. To zwykły dupek, nic nie znaczący. - Mówiła. - Mamo. Mamo! Savannah, zawołaj lekarza! Szybko!
Niemal nieprzytomna od płaczu pobiegłam do pokoju lekarzy i zawołałam głośno mężczyznę, który zajmował się mamą. Szybko wróciliśmy do sali w której znajdowała się reszta. Doktor podszedł do aparatury. Jego mina mówiła wszystko.
- Niestety. - Mruknął cicho. - Wasza mama... nie żyje.
Poczułam jak do moich oczu napływają jeszcze większe łzy. Uniknęłam spojrzenia rodzeństwa.
- Zostawię Was. - Poinformował i wyszedł.
Usiadłam w kącie i jęknęłam. Mama nie żyje. Mama nie żyje. Taty tu nie ma. Tata. Pieprzony skur*ysyn.
***
*Gdy Savannah dotarła do Morgan University*
Sophia mnie tu wysłała. Może nie chciałam. Ale z nią nie wygram. Stanęłam przed bramą wjazdową wraz z Yesterday'em.
- Mały, będziesz miał ostry trening. - Zwróciłam się do konia. - Trafiliśmy do profesjonalnej akademii. - Poklepałam go po szyi.
Ruszyłam w stronę zapewne głównego budynku. Byłam zdenerwowana. Szczerze, nie czułam nutki radości. *Wow! Dostałam się!* Nie. Wręcz przeciwnie. Chcę do Sophie. Ale... Tutaj może zapomnę o mamie... Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Może znajdę tu przyjaciół? Nie jestem jednak zbyt towarzyska, więc w to wątpię. Nikt mnie nie polubi. Chcę do mamy. Albo do siostry. Tam, u mamy nie będzie zmartwień. Będę bezpieczna. Przed sporym budynkiem kręciło się sporo ludzi. Dostrzegłam ładnego chłopaka. Uh, zobaczył, że się patrzę. Odwróciłam zawstydzona wzrok, gdy spojrzał się na mnie. Poczułam pukanie w plecy. Spojrzałam się zza ramię. To on!
- Cze- Cześć. - Wyjąkałam.
- Witaj, nigdy Cię tu nie widziałem. Jak się nazywasz? - Zapytał.
- Save. Save Accardi. - Zarumieniłam się.
- Pomóc Ci? - Zaproponował.
- Byłabym... wdzięczna. - Szepnęłam.
Ogarnij się kobieto. Wiesz, poproś jeszcze aby dał Ci króliczka! Nie. Straciłaś mamę. Tak, tak. To było już... około siedem lat temu. Ale to nie ważne.
- Chodź ze mną. - Dodał.
- A... Mogę wiedzieć jak się nazywasz? - Uprzedziłam.

<Ładny chłopak co kupi króliczka x3?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz