czwartek, 31 sierpnia 2017

od Tessy cd Ryana

Wszystko było tak piękne, dookoła nas latały pszczoły i inne małe istotki . FLorence cicho parskała pod siodłem. Nabrałam powietrza w płuca i wypuściłam je, czułem ten ciepły typowo jesienny zapach lasu, jeszcze zielone liście drgały poruszane wiatrem. Ryan siedział na swoim koniu obok i uśmiechał się lekko z wzrokiem skierowanym na miasto. Wszytko było tak piękne, można by pomyśleć że nie istnieje nic poza tym co jest teraz, potem się nie liczyło. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z ust trawę. Wsunęłam źdźbło za ucho i odwróciłam się do chłopaka.
-Dziękuje-Wymamrotałam i zawróciłam konia, ciemne chmury powoli przesuwały się po niebie zwiastując nadchodzącą burzę. Ruszyliśmy stępem w drogę powrotną. Mruczałam pod nosem melodię która ostatnio zapadła mi w pamięci.
-Czemu tu przyjechałaś?-Głos chłopaka wydawał się aż dziwny po tak długiej chwili milczenia. Odwróciłam w jego kierunku głowę. Jechał po mojej lewej na luźnej wodzy. Jego koń miał zwieszoną głowę i wydawało się że nic go nie obchodzi. Zamyśliłam się, to pytanie zbiło mnie trochę z tropu.
-Nie dała bym rady mieszkać w tym samym domu.. Ojczym się przeprowadza i tak.. a ja musiałam iść do szkoły, a jazda konna to coś z czym dorastałam więc.. Jakoś tak wyszło? Wybrano co najlepsze dla mnie -Wzruszyłam ramionami.
-Nie dasz rady mieszkać w tym samym domu?-Zapytał i odsunął gałąź która była na wysokości jego twarzy.
-Zła energia -Wzruszyłam ramionami. Czemu nie powiedziałam mu o mamie? Bo wiedziałam jak bardzo to ludzi obchodzi.. Powiedzą że im przykro i tyle zyskam.. Odrobinę współczucia..
-Oh.. No okay.. -Pierwsza kropla deszczu wyrwała nas z sielanki.
-Galop do stajni?-Zaproponował Ryan, odpowiedział mu grzmot. Florence zarżała w strachu, obie nie lubiłyśmy burzy.  Walker z drugiej strony wyglądał jak by mu mucha usiadła na nosie.. Nic. Zebrałam klacz i ruszyłam za chłopakiem który galopował parę kroków przede mną. Błysk i kolejny grzmot spowodował że trochę zgłupiałam. Bałam się burzy i kolejne grzmoty i coraz mocniejszy wiatr powodowały że aż ślepo gnałam przed siebie. Pogoniłam konia łydkami . Klacz skakała przed siebie równie przestraszona jak ja. Nie mogło sie to dobrze skończyć. Na ostatnim zakręcie poślizgnęła się i spadłam. Wylądowałam pod nogami kobyły. Przebiegła nade mną kopiąc przy tym mnie po udach.  Obolała i napędzana strachem pomieszanym z adrenaliną podniosłam się i ruszyłam biegiem do akademii. Bramy obiecywały bezpieczeństwo. Ryan odwrócił się i zatrzymał, kobyła przegalopowała obok niego prosto do stajni. Po chwili znalazł się obok mnie i wyciągnął do mnie rękę z siodła. Nie wiedząc co planuje złapałam ją. Szybkie pociągnięcie i.. Siedziałam na przednim łęku oparta bokiem o pierś chłopaka. Nogi miałam przełożone jak w damskim siodle.
-Już okay?-Zapytał cicho i objął mnie ręką i za kłusował. Kiwnęłam głową, nie było dobrze, dookoła nas dział się jakiś armagedon . Wjechaliśmy do stajni. Dosłownie zsunęłam się z siodła i w momencie w którym moje nogi dotknęły ziemi postanowiły odmówić współpracy. Skończyłam na tyłku . Ryan łapał właśnie moją kobyłkę która przemierzała korytarze stajenne i co chwilę bardzo głośno rżała. Próba dźwignięcia się na nogi zakończyła się odkryciem jak bardzo trzęsą mi się ręce. Po chwili jeden z stajennych wprowadził Walkera do boksu a drugi wraz z brunetem złapali moją idiotkę i zaprowadzili ją do jej boksu.  Trzęsącymi się rękoma zdjęłam toczek i odetchnęłam. Nienawidzę.. Grzmot. Przez ciało przeszła fala ciarek. Ugh.. Dopiero teraz doszło do mnie że siedzę na środku korytarza z miną jak bym właśnie miała płakać.. Wspaniale. Adrenalina opadała a ja czułam jak robią mi się siniaki, nie ma opcji.. Będę fioletowa.
-Hej? Okay?-Ryan kucnął na przeciwko mnie i wydawał się raczej zaniepokojony.
-T.. Tak- Uśmiechnęłam się na potwierdzenie ale  głos mi się załamał w połowie mówienia "tak" a uśmiech zapewne wyglądał na ten który widzisz u ... nie okay osoby.
-Jest bezpiecznie.. Boli cie coś?-Wystawił rękę i pomógł mi wstać.
-Nogi.. Chyba mnie trochę kopnęła niechcący.. Będę miała siniaki -Westchnęłam. Brunet wysunął ramie oferując mi je jako oparcie. Ułożyłam rękę na jego przedramieniu i powoli ruszyliśmy do akademika. Głośne grzmoty i blaski boleśnie atakowały moje uszy i oczy.
-Jesteśmy pod twoim pokojem.. Jest okay?
-Chcesz wejść? Mam.. Mam herbatę-Zaoferowałam.
-Wole kawę -Posłał mi przepraszający uśmiech.
-Oh.. A ja herbatę.. To okay.. D .. Do jutra?-Zapytałam z nadzieją. Jednak był miły i wydawał się przyjazny.
-Do jutra.. Napisz do mnie jak by jednak coś się stało.
-Jak mam do ciebie napisać?
-Sms?
-Jak bym miała twój numer to kto wie ale tak to pozostaje nam poczta gołębiami albo sygnały dymne-Uśmiechnęłam się szeroko. Ryan wygrzebał swoją komórkę z kieszeni.
-999999999-Podałam mu szybko swój numer i zamknęłam drzwi. Głęboki oddech napełnił moje płuca powietrzem. Nie boli. Nie boli tak bardzo? Okropny z ciebie kłamca Tessa. Zdjęłam spodnie i koszulkę. Moje uda były sine . Super. Wzięłam ciepły prysznic i padłam na materac.

Od Nieznany Nr.
Sprawdzam czy numer który dostałem jest prawdziwy.

Uśmiechnęłam się do siebie i zmieniłam szybko nazwę kontaktu.

Do Ryan
Chyba podała ci zły numer.. Nie wiem co to za zabawa podawać numer Tessy jakimś ludziom ;)

Od Ryan
Pardon! Żyjesz?

Do Ryan.
Trochę boli ale jutro zobaczysz czy mam prawo żyć.. Jutro ma być ciepło.. Dobranoc !

Odłożyłam komórkę na szafkę nocną i oddałam się morfeuszowi. Rano tak jak powiedziałam, było ciepło. Znalazłam ogrodniczki w szafie i błękitną koszulkę, po co komu stanik? Niestety ogrodniczki odsłaniały całe moje uda.. Uda które były sino fioletowo żółte.
Super, lepiej nie mogłam wyglądać drugiego dnia w nowej szkole? Uczesałam się i poszłam na śniadanie. Stołówka była wielka. Głośna i wielka.  Jęknęłam pod nosem i ruszyłam do lady na której można było wybrać coś do zjedzenia.
<ryan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz