wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Phoebe cd. Oliego

Szliśmy korytarzem, milcząc. Co jakiś czas miałam napad pełnej świadomości i wtedy uświadamiałam sobie co robię i przede wszystkim z kim. Wtedy zaczynałam cicho chichotać. Debilne uczucie, ale z drugiej strony rozumiałam dlaczego ludzie się od tego uzależniają. Usłyszałam, że ktoś nacisnął klamkę w drzwiach za nami.
- Szybko!- pisnęłam, nie do końca wiedząc co się dzieje.
Kiedy dobiegliśmy do mojego pokoju, z pośpiechem wyjęłam klucze z kieszeni i próbowałam umieścić jeden z nich w zamku. Nie mogłam jednak trafić i z charakterystycznym brzęknięciem upadły na podłogę. Roześmiałam się i poszłam w ich ślady.
- Ja pierdo...- Oli zaczął się śmiać i podnosić mnie z ziemi.
- Stary, ale masz gały.- otworzyłam w końcu drzwi i weszłam do środka.
Usiedliśmy na łóżku i patrzeliśmy przez chwilę w milczeniu w ścianę. Musiało to wyglądać komicznie. Wtedy uświadomiłam sobie coś strasznego.
- Oli...- spojrzałam mu w oczy.- Nie mam...w pokoju...jedzenia...
Przez chwilę myślałam, że chłopak zemdleje. Zamiast tego padł twarzą na poduszkę i podciągnął nogi na łóżko, kładąc mi je na kolanach. 
- Nienawidzę cię.- powiedział naśladując głos płaczącego dzieciaka.
Zrzuciłam jego nogi i wstałam. Odgarnęłam mu włosy z czoła, klękając obok niego.
- Ciocia Phoebe zaraz coś wykombinuje.- uśmiechnęłam się.
W rzeczywistości nie miałam pojęcia co mam zrobić. Myślałam przez chwilę i w końcu wstałam.
- Czekaj tu.- Oli zamknął oczy i sprawiał wrażenie śpiącego.
Wyszłam z pokoju i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Trochę już ze mnie zeszło, ale dalej nie powinnam z nikim gadać. Zeszłam schodami na dół i ruszyłam w stronę stołówki. Światła były zgaszone, ale musiałam osobiście sprawdzić czy kuchnia jest zamknięta. Idą pomiędzy krzesłami, uderzyłam o jedno kolanem.
- Jasna cholera...- syknęłam i złapałam przewracający się mebel.
Dalszą drogę pokonałam bez przygód i w końcu dotarłam do dużych drzwi. Zacisnęłam dłoń na klamce i nacisnęłam ją. Zamek kliknął i zwolnił się. Podziękowałam w duchu mojemu szczęściu i weszłam do środka. Przyznam, że trochę się bałam tego pomieszczenia. Było w nim zupełnie ciemno, a ja byłam sama. Po kilku nieudanych próbach w końcu odnalazłam magazyn. Wzięłam bagietkę, trochę sera, winogrona  i paczkę orzechów. Może mało sycące, ale miałam ochotę na taki posiłek. Jakoś udało mi się to wszystko zapakować na własne ręce i udałam się do wyjścia. Udało mi się ominąć wszystkie krzesła i dotrzeć na korytarz. Zaraz schody, jeszcze jeden zakręt...
- Robert, nie powinniśmy tutaj...- usłyszałam głos...profesor Mayson?!
Zatrzymałam się w ostatni momencie. Poczułam jak wali mi serce. Wychyliłam się zza rogu. Profesor Cairns i Mayson stali naprzeciwko...moich drzwi. Cholera. Niech sobie stąd idą. Co mam zrobić? Nie mogę się ujawnić. Co im powiem jak zapytają o jedzenie? Rozglądając się, zatrzymałam wzrok na stoliku stojącym obok schodów. To zbyt głupie...ale jedyne wyjście. Minęłam schody i położyłam jedzenie pod jakimiś drzwiami. Upewniłam się, że na dole nikogo nie ma, podeszłam do stolika, zdjęłam z niego zdjęcie konia i podniosłam. Był dosyć ciężki. Doniosłam go na krawędź schodów i puściłam. Odbił się kilka razy o stopnie i na końcu z okropnym trzaskiem uderzył o podłogę na parterze. Schowałam się przy drzwiach, pod którymi zostawiłam zdobycze z kuchni. Po chwili plan zaczął działać i obaj nauczyciele zbiegli na dół. Nie czekając długo, chwyciłam co moje i pobiegłam do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi łokciem i weszłam tyłem. 
- Nie uwierzysz...- odwróciłam się, ale na łóżku nie było już Oliego.

Oli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz