Dlaczego właściwie poszedłem do tego chłopaka? Oto znalazłem w odmętach mojego umysłu dwa powody. Po pierwsze, to nudziło mi się tak bardzo, że miałem nawet ochotę napisać do Iana, a to był bardzo zły pomysł. Po drugie, to sytuacja z Joshem zaczynała wymykać się spod kontroli... To natomiast zaczynało mnie przerażać. Nowy chłopak, nowa znajomość, zero zobowiązań. Od razu lepiej się poczułem. Jednak ten głupi głos z tyłu głowy paplał mi, że nawet jeśli chciałabym nieco zobowiązania, to i tak zostanę przy Joshu, bo coś do niego czuję. Głupoty.
Stanęliśmy przy drzwiach Edwarda, mego jakże kochanego kuzyna. Zapukałem do nich, ale odpowiedziała mi cisza.
- Może oni tak popili, że oboje już śpią.
- Nie, nie sądzę - zacząłem się śmiać. - Chociaż Ed... Po nim to wszystkiego bym się spodziewał.
- A ta Maxim to jego laska? - zainteresował się.
- Taaa... ja tego związku nie pochwalam, ale innej mu szukać nie będę. Sam mam problemy.
- Z dziewczynami? - uniósł brew.
- Żeby tylko - mruknąłem waląc do drzwi.
- Nie wchodzimy? - zapytał.
- Wiesz, nie jestem pewien, - mówiłem przez śmiech - czy obaj chcemy zobaczyć to, co oni teraz robią.
- To wtedy raczej by się zamknęli - zauważył.
- Obawiam się, że jestem jedyną na tyle inteligentną osobą - zachichotałem. - Chodźmy dalej.
- Dobra. Dużo znasz tutaj ludzi? - zapytał. Pytania są niebezpieczne. Jednak moje urodziny minęły, a w kolejne, mnie tutaj nie będzie...
- Trochę. Środowisko Eda i jego księżniczki, Cole to... to Cole, jego tutaj chyba wszyscy znają, bo to syn właścicieli, choć niedawno na niego wpadłem. No i... jest jeszcze ktoś.
- Ładna? - uśmiechnął się.
- Jak już to przystojny - prychnąłem. Spojrzał na mnie dziwnie, ale po chwili zaczął się śmiać.
- Widzę masz więcej kumpli, których poznałeś na przełamanie lodów - nie przestawał się śmiać.
- Powiem ci, że nawet mnie samego, ta moja społeczność dziwi.
- Serio?
- Jestem bardzo aspołecznym typem - pokiwałem głową krzywiąc się.
- Ej Miles, właściwie to gdzie idziemy?
- A właściwie to nie wiem - zatrzymałem się, a on obok mnie. Rozejrzeliśmy się.
- Dobra, to proponuje zapukanie do pierwszych lepszych drzwi - odparł.
- To pukaj - zachichotałem.
- Dobrze - podszedł do jakiś drzwi, spojrzałem na numer... 90. O nie! O kurwa nie!
- Tylko nie do tych - nie zdążyłem. Po chwili wyłoniła się zza nich znajoma mi sylwetka.
- Miles? - zapytał tym swoim cudownym głosem.
- Cześć Josh - wyszczerzyłem się. - To Milo. Milo to Josh. My tak tylko przypadkiem, przepraszamy za zakłócenie spokoju... to... do zobaczenia?
- Tak... do zobaczenia - odparł po dłuższej chwili, gapiąc się na mnie jak na wariata. Pociągnąłem za rękaw Milo, nie zważając na Josha. Zatrzymałem się dopiero po dźwięku zamykania drzwi. Oparłem się o ścianę.
- Wróg?
- Wręcz przeciwnie i to jest przerażające - wziąłem kilka głębokich wdechów. - Ale będę musiał się tłumaczyć... Zresztą czy chciałbym się później zobaczyć z wrogiem?
- Później? Jest wieczór - zauważył.
- Taaak... To... dosyć skomplikowane? - uśmiechnąłem się krzywo i zacząłem dłonią pocierać kark.
Stanęliśmy przy drzwiach Edwarda, mego jakże kochanego kuzyna. Zapukałem do nich, ale odpowiedziała mi cisza.
- Może oni tak popili, że oboje już śpią.
- Nie, nie sądzę - zacząłem się śmiać. - Chociaż Ed... Po nim to wszystkiego bym się spodziewał.
- A ta Maxim to jego laska? - zainteresował się.
- Taaa... ja tego związku nie pochwalam, ale innej mu szukać nie będę. Sam mam problemy.
- Z dziewczynami? - uniósł brew.
- Żeby tylko - mruknąłem waląc do drzwi.
- Nie wchodzimy? - zapytał.
- Wiesz, nie jestem pewien, - mówiłem przez śmiech - czy obaj chcemy zobaczyć to, co oni teraz robią.
- To wtedy raczej by się zamknęli - zauważył.
- Obawiam się, że jestem jedyną na tyle inteligentną osobą - zachichotałem. - Chodźmy dalej.
- Dobra. Dużo znasz tutaj ludzi? - zapytał. Pytania są niebezpieczne. Jednak moje urodziny minęły, a w kolejne, mnie tutaj nie będzie...
- Trochę. Środowisko Eda i jego księżniczki, Cole to... to Cole, jego tutaj chyba wszyscy znają, bo to syn właścicieli, choć niedawno na niego wpadłem. No i... jest jeszcze ktoś.
- Ładna? - uśmiechnął się.
- Jak już to przystojny - prychnąłem. Spojrzał na mnie dziwnie, ale po chwili zaczął się śmiać.
- Widzę masz więcej kumpli, których poznałeś na przełamanie lodów - nie przestawał się śmiać.
- Powiem ci, że nawet mnie samego, ta moja społeczność dziwi.
- Serio?
- Jestem bardzo aspołecznym typem - pokiwałem głową krzywiąc się.
- Ej Miles, właściwie to gdzie idziemy?
- A właściwie to nie wiem - zatrzymałem się, a on obok mnie. Rozejrzeliśmy się.
- Dobra, to proponuje zapukanie do pierwszych lepszych drzwi - odparł.
- To pukaj - zachichotałem.
- Dobrze - podszedł do jakiś drzwi, spojrzałem na numer... 90. O nie! O kurwa nie!
- Tylko nie do tych - nie zdążyłem. Po chwili wyłoniła się zza nich znajoma mi sylwetka.
- Miles? - zapytał tym swoim cudownym głosem.
- Cześć Josh - wyszczerzyłem się. - To Milo. Milo to Josh. My tak tylko przypadkiem, przepraszamy za zakłócenie spokoju... to... do zobaczenia?
- Tak... do zobaczenia - odparł po dłuższej chwili, gapiąc się na mnie jak na wariata. Pociągnąłem za rękaw Milo, nie zważając na Josha. Zatrzymałem się dopiero po dźwięku zamykania drzwi. Oparłem się o ścianę.
- Wróg?
- Wręcz przeciwnie i to jest przerażające - wziąłem kilka głębokich wdechów. - Ale będę musiał się tłumaczyć... Zresztą czy chciałbym się później zobaczyć z wrogiem?
- Później? Jest wieczór - zauważył.
- Taaak... To... dosyć skomplikowane? - uśmiechnąłem się krzywo i zacząłem dłonią pocierać kark.
Milo?
Kolejne będzie lepsze. Na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz