poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Od Tessy

Dość niepewnie wygrzebałam się z samochodu Ojczyma. Nowe miejsca zawsze powodowały u mnie ciarki. Nienawidzę nowosci.. Nowością było życie bez mamy.
-Hej.. Tess?-Dave wyciągnął lekko rękę w moim kierunku. Kiwnęła głową, on i tak wiele ostatnio znosił.
-Ja.. Jak tam Bobosie?
-Stoją bezpiecznie w bagażniku.. Przecież specjalnie owijałaś je jeszcze tą .. folią..
-Papierem ochronnym.. Ja nie chce żeby się połamały! One mają uczucia -Wymamrotałam i podeszłam do bagażniku. Podniosłam klapę i spojrzałam na natłok walizek w jednym miejscu. Powoli udało mi się dokopać do Kaktusików. Były całe i zdrowe! Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam z moimi dziećmi w kierunku akademii.
-A walizki?
-Od czegoś zabraliśmy Franco?-Posłałam lekki uśmiech w kierunku brata w samochodzie..Wywrócił oczyma i wysiadł.
-Wiesz ze cię nienawidzę.. Prowadź -Westchnął i złapał pierwsze lepsze torby. Po chwili szliśmy w kierunku budynku. Ja szłam.. Oni się wlekli za mną z moimi rzeczami. Ja niosłam najważniejsze roślinki.  Znalezienie pokoju nie zajęło mi długo ale sapanie za mną dawało mi do zrozumienia że zginę marnie jak się nie pospieszę z otwieraniem drzwi. Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi najszerzej jak sie dało. Dave i Fracno  weszli szybko do środka i po chwili obaj padli na moje nowe łóżko.
-Dziękuje.. Chcecie wody?-Postawiłam pudełko z kaktusami na biurku i odwróciłam się do moich dzielnych mężczyzn .
-Tak.. Poproszę skarbie -Wymamrotał Dave a Franco prychnął tylko głośno, przyjęłam to za "tak". Wygrzebałam kubeczki z jednego z kartonów i nalałam kraniczanki. Podeszłam do sapiących słabeuszy i podałam im napój bogów. Wypili wszytko na raz.
-Dziena.. Młoda nie wiem jak ty ale masz spoko ten pokoik.. Mój jest jedną trzecią tego co ty masz -Pokręcił ręką w nieokreślonym geście.
-No wiadomo.. Bo to nie jest medycyna.. Nie jestem tak złym człowiekiem
-Przynajmniej nie studiuje prawa..
-Ale gadasz o tym że studiujesz medycyne.. To wystarczające zło -Burknęłam i odebrałam mój kubek z hipopotamem z jego łapsk.
-Moje dzieci potrzebują wody -Burknęłam i nalałam pełen kubek. Po chwili wystawiałam  roślinki z kartonu i dokładnie oglądałam każdą z nich.
-Miles ma ułamane kolce -Jęknęłam załamana.
-O nie.. Nie będzie mógł... stać i kłuć jak wcześniej -Głos Franco ociekał sarkazmem.
-Sadaj.. Plants are..
-Friends wiem wiem.. Ale ty jesteś idiotką -Posłał mi buziaka. Złapałam wyimaginowanego całuska w rękę i przyłożyłam do tyłka.
-NO WEEEŹ
-Kiss my asss sweet brother-Posłałam mu uśmiech i skończyłam podlewać moje biedne roślinki.
-Tess.. Musimy jechać mamy lot za parę godzin ale..
-Wiem wiem.. Dzwonicie co dziennie i skype.. Spooooko -Odprowadziłam ich do samochodu i ucałowałam w policzki.
-Kocham was.. Dziękuje..
-Zajmij się Florece okay?
-Przecież to..
-Mama chciała żebyś ją miała wiec ją masz -Wzruszył ramionami Dave. Przytuliłam go mocno.
-Dziękuje -Wymamrotałam i machałam im jak jechali.. I wtedy poczułam jak wielka fala smutku zalewa całe moje ciało. Miałam tak bardzo przejebane. Nie znam tu nikogo, nie wiem nawet gdzie co jest... ZAJEBIŚCIE.
Przełknęłam ślinę i ruszyłam za zapachem siana.. Niepewnie weszłam do dużego pomieszczenia i znalazłam moją klacz. Florence stała w dużym boksie obok siwego wałacha który był mało zainteresowany tym co działo się dookoła.  Uchyliłam drzwi i wsunęłam się.
-Hej piękna -Wyszeptałam i przejechałam ręką po boku klaczy. Prychnęła cicho w odpowiedzi i kontynuowała wciąganie siana.
-Mówię ci ten idiota jeszcze zobaczy co to znaczy ze mną zadzierać!-Głośne warkniecie dobiegło mnie z korytarzu .  Oj? Wysunęłam głowę i moje oczy spotkały (oczy drugiej osoby ale będą opisane jak się ktokolwiek zgłosi.. no weźcie ludziska). Przełknęłam ślinę.
-Em.. Hej?-Pisnęłam cicho i machnęłam ręką .
<Bryy>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz