czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Milesa C.D. Joshuy

Praktycznie od razu kiedy znaleźliśmy się w domu, ściągnąłem z siebie buty, bluzę i koszulkę. Nienawidziłem, uczucia klejącego się do mojej skóry materiału, było wręcz ohydne, podobnie jak przemoczone buty. Już miałem rzucić jakiś tekst, że wygrałem zakład i zacząłem zastanawiać się nad nagrodą, gdy powstrzymał mnie widok Joshuy. Był zajęty oglądaniem swojej koszulki, która była równie mokra co reszta jego ubrań. Moich zresztą też. Oznaczało to tylko jedno... Mój wzrok sunął po jego silnych ramionach w dół umięśnionych pleców. Każdy jego drgnięcie powodowało niesamowity ruch tysięcy włókienek, co było widoczne dla moich oczu i wprowadzało mnie w stan zachwycenia. Cały ubrany był przystojny, teraz wręcz piękny... Z niecierpliwością będę czekać na ciąg dalszy. Powoli do niego podszedłem. Co ja właściwie chcę zrobić? Miles! Ja... ja po prostu... ja chcę jego. W CAŁOŚCI. Wsunąłem dłoń pod jego podbródek i zmusiłem, do odwrócenia głowy w moją stronę. Błysk jego oczu, lekko rozchylone usta, dziesiątki innych malutkich elementów oraz odczuć, złożyły się na jedno. Uczucie. Poczułem coś. Złączyłem nasze usta, łaknąć ciepła jego warg i całego ciała. Chciałem go dotykać, czuć, móc wreszcie coś czuć. To takie męczące, kiedy zamykasz się od świata codziennie na nowo. Na nowo odpychasz, krzywdzisz, zostajesz sam, z jednym jedynym człowiekiem, który znając cię od zawsze, rozumie, dlaczego to robisz. Zrobiliśmy kilka kroków, przyparłem go do ściany. Bałem się... Bałem się to zrobić, ale w końcu niemal to niego przylgnąłem. Jego ciepło mnie parzyło, sprawiało mi wewnętrzny ból, moja dusza wyła z bólu... Adrien... Adrien... Dlaczego ja to robię? Przepraszam... Ja po prostu tyle lat żebrałem o kogoś takiego, żebrałem o kogoś, kogo mógłbym dotknąć i chciałbym tego.
Mój język wdarł się między jego wargi, wydawał z siebie ciche westchnienia, który tylko mocniej mnie rozpalały. Odwzajemniał moje pocałunki, co pozwoliło mi na kolejny, mały krok. Dotychczas trzymałem jego nadgarstki, przygwożdżając je do ściany, teraz je puściłem.
Moje dłonie sunęły po jego ciele. On złapał mnie za biodra. Dotykałem jego mięśni, jakbym chciał zapamiętać cały jego kształt. Wsunąłem się między jego nogi, mocniej przypierając go do ściany, a on wydał z siebie cichy jęk.
Drżał, ja również.
Wydawał z siebie ciche westchnienia i jęki, Boże... ja również.
Już nie myślał o kontrolowanie siebie, ja również.
Chciałem więcej i miałem nadzieję, że tym razem on również.
PODOBAŁO MI SIĘ TO.
Jak on cały...
Oderwałem od niego usta, odsuwając swoją twarz na odległość kilku centymetrów. Niemalże samymi opuszkami dotykałem jego ust, dokładnie przyglądając się nim. Niczym osoba niewidoma, badałem je, kreśliłem ich kształt, próbowałem poznać i zrozumieć. Mój wzrok powoli popłynął do jego oczu. Do brązowych, głębokich jak toń oceanu, nieodgadnionych, w tym momencie trochę przerażonych i rozbieganych, oczu Joshuy. Moje usta wykrzywiły się w szeroki uśmiech, ukazując moje ząbki.
- Chyba wiesz, jaką chcę nagrodę za zakład? - zapytałem szeptem, nie spuszczając wzroku. Nadal był utkwiony w jego źrenicach.
- Nie chcę... - myślałem, że serce mi stanie, kiedy usłyszałem te słowa. To najgorsze co mógł odpowiedzieć. Właściwie byłem gotowy na wszystko, poza tym. Dlaczego tam bardzo się tym przejąłem, co on tak naprawdę dla mnie znaczył? Przecież ledwo go znałem. Jednak po ułamku sekundy kamień spadł mi z serca, kiedy dodał - za szybko... Rozumiesz, Miles? - i nagle zbił świdrujące spojrzenie we mnie. Spojrzenie, którym spokojnie mógłby przebić mnie na wylot, gdyby było to możliwe.
- Tak... Joshua - podkreśliłem jego imię. Odsunąłem palce od jego ust i zgarnąłem nimi jego grzywkę z czoła. - Spokojnie... Nic na siłę. Nie musimy... - jego pocałunek zaparł mi dech w piersiach. Nie był w żadnym razie nachalny, tylko zwyczajnie się go nie spodziewałem. Jedną dłoń wplątałem w jego włosy, drugą wędrowałem po mięśniach jego brzucha. Czułem jego dotyk na moich plecach, który wydawał mi się wtedy taki naturalny, jakby był stworzony dla nas... Jakbyśmy obaj byli stworzeni dla siebie.
Chciałem pociągnąć go do pokoju, jednak musielibyśmy pokonać schody, a to byłoby bardzo trudne do wykonania, jeśli chcielibyśmy się nie odrywać od siebie. Szarpnąłem więc go w stronę pokoju gościennego, który w tamtym momencie wydał mi się najrozsądniejszym rozwiązaniem. Oparłem Joshuę o ścianę obok wejścia i wymacałem jakoś klamkę, a po chwili wepchnąłem go do pokoju, nogą zamykając z hukiem za nami drzwi. Wylądował plecami na dosyć sporym łóżku, które tam stało. Ja zawisnąłem nad nim. Całowałem go już o wiele delikatniej, z wyczuciem, choć z odczuwalną namiętnością. Wspierałem się na łokciu, a wolna dłoń błądziła po jego ciele, na chwilę nawet wsunęła się pod jego spodnie. Nie mogłem sobie pozwolić na nic więcej. Nie mogłem być za szybki i nachalny. On się bał, ponieważ było to dla niego nowe, a ja to całkowicie rozumiałem. Mogłem co najwięcej złapać go za krocze, czego nie omieszkałem zrobić. Napiął mięśnie, zaczerpnął raptownie powietrza, nie oczekując pewnie takiego obrotu sprawy. Po jakimś czasie moja dłoń powędrowała w górę, a zaraz potem odsunąłem się od niego, kładąc się na boku, obok Joshuy tak, abym mógł na niego patrzeć. Nadal leżał na wznak, nadal "wciśnięty" w materac, patrząc się w sufit.
- Nie dotykałem tak mężczyzny od czterech lat - odparłem cicho. Dopiero teraz przekręcił głowę, by na mnie spojrzeć.
- Niemożliwe... - szepnął. To dziwne, że zachowywaliśmy się, jakby bojąc się kogoś obudzić. - To nie były pocałunki kogoś z czteroletnią przerwą.
- Ale to prawda, Joshua - odparłem. - Chodź, przebierzemy się i napijemy soku pomarańczowego.
- Możemy o tym porozmawiać? - zapytał, marszcząc brwi. Skrzywiłem się, kręcąc głową. - Dlaczego to robisz?
- Nie wiem - westchnąłem, rozumiejąc, że on nie odpuści. - Podobasz mi się, choć nie chcę, żebyś mi się podobał. Nie chcę, żeby ktokolwiek mi się podobał. Nie chcę nikogo kochać. To niemożliwe. Nie wierzę w romantyczną miłość... i żadną inną. To tylko mrzonki, Joshua.
- To znaczy... - zaczął.
- To znaczy, że każdy mężczyzna ma swoje potrzeby i porozmawiamy o tym kiedy indziej - szepnąłem. - Idziemy się przebrać, bo się pochorujemy.
- D...dobrze - powiedział bardzo niepewnie, a w jego oczach ponownie zobaczyłem strach.
- Tylko spokojnie Joshua - uśmiechnąłem się szeroko do niego. - I masz bardzo ładne mięśnie, których szkoda zakrywać koszulką, motołku.
- Odczep się - mruknął, a ja zachichotałem. Wstałem pierwszy i wyciągnąłem do niego dłoń, pomagając mu się podnieść. Wyszliśmy z powrotem na korytarz, zabrałem nasze bluzki i rozwiesiłem je na suszarce w pokoju obok kuchni. Wtedy przypomniałem sobie o Raven. Już miałem po nią iść, kiedy zatrzymał mnie w drzwiach suszarni Josh, kładąc rękę na moim ramieniu.
- Odpowiesz mi chociaż na jedno pytanie?
- Nie lubię pytań, - odparłem skrzywiony - ale mów.
- To zawsze będzie tak wyglądać? - przez chwilę zastanawiałem się, nad sensem tego pytania. Pewnie chodziło mu to, że te zbliżenia wyglądały na zwykły zbieg okoliczności i implus powodowany przez pociąg seksualny. Co było po części prawdą. Palcami przeczesałem jego włosy, układając je przy okazji.
- Zobaczymy - odparłem, delikatnie się uśmiechając i poszedłem po Raven, która zaczęła radośnie piszczeć na nasz widok. Kochane psisko musiało się wynudzić bez nas. Od razu podbiegła do Josha łasząc się przed nim i czekając ze zniecierpliwieniem, kiedy wreszcie ją pogłaszcze. Chłopak nie kazał jej dłużej czekać, siadając na podłodze, by zacząć gładzić jej sierść i pozwalać jej na "przytulanie" się do niego. Stanąłem sobie z boku, aby móc na to patrzeć. Joshua wyglądał wtedy naprawdę słodko... Tak. Owszem, jeszcze bardziej niż zwykle, a mogłoby to się wydawać nierealne wręcz. Wkrótce potem zarządziłem, przerwę w mizianiu się tej dwójki, po czym udaliśmy się na górę, aby się przebrać. Rzuciłem tylko szybko, że widzimy się na dole i wpadłem do swojego pokoju, lewdo się powtrzymując, by nie trzasnąć drzwiami. Serce waliło mi jak młotem. Pomyślałem, że byle tylko nie wyskoczyło i będzie dobrze. Teraz zdecydowanie nie mogło wyskoczyć. Rzuciłem się na łóżko, po czym wygrzebałem telefon z kieszeni spodni. Dobrze, że był wodoodporny, bo mało co by z niego zostało. Chciałem zadzwonić, albo chociaż napisać do Julesa, jednak w końcu zrezygnowałem. To zły pomysł, szczególnie, że on od razu pomyśli, że to coś o wiele poważniejszego, niż jest w rzeczywistości. Podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem gruby sweter z wysokim i nieco szerszym kołnierzem, przez co nie wyglądał jak golf oraz dżinsy do kolan. Idealne połączenie dla mnie. Właściwie to często tak chodziłem. Zszedłem na dół, gdzie w kuchni czekał już na mnie Joshua. Uniósł brew, patrząc na mój strój.
- Ekstrawagancko - stwierdził.
- Nic nie poradzę, że w nogi nigdy nie jest mi zimno - wzruszyłem ramionami i podszedłem do półki, z której wyciągnąłem jeszcze nie rozpoczęty karton soku pomarańczowego. - Soczku? - pokiwał głową.
- A co do niego? - zapytał, kiedy odwróciłem się, aby nalać napoju. Podałem mu szklankę.
- Jajecznica.
- Znowu? - jęknął, a ja przewróciłem oczami.
- Ja tam lubię jaja, w szerokim znaczeniu tego słowa - odparłem, a on zakrztusił się sokiem. Zacząłem się śmiać, a po chwili on się uspokoił i przeniósł spojrzenie ze szklanki na mnie. - No co? W tym momencie, po tym co zobaczyłeś... i nie tylko, ukrywanie mojej biseksualności jest co najmniej zbędne. Chyba, że ci przeszkadza.

Josh?
Mam nadzieję, że się podoba

1500 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz