środa, 30 sierpnia 2017

Od Phoebe cd. Oliego

Wkurzanie Oliego sprawiało mi wiele radości i nie mogłam sobie tego odmówić, mimo że nie znaliśmy się długo i mógł pomyśleć, że coś jest ze mną nie tak. Kiedy wyprowadzał już osiodłanego konia, postanowiłam odpuścić i zajrzeć do mojego wierzchowca. Na dworze była ładna pogoda, więc chciałam go wyprowadzić na padok. Wzięłam uwiąz i ruszyłam do boksu. Siwek posłusznie wsunął głowę w kantar. Po drodze zauważyłam jakiś ruch na dziedzińcu. Rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami, więc prawdopodobnie jacyś uczniowie właśnie wrócili z wakacji. Może też powinnam była gdzieś wyjechać? Za rok na pewno polecę do Azji, przecież marzę o tym od tak dawna. To był jedyny kontynent, do którego nigdy nie dotarłam. Z marzeń brutalnie wyrwał mnie Soundtrack, uderzając swoją głową o moje ramię. Cholerne muchy, lato miało wiele wad i one były zdecydowanie w czołówce. W końcu dotarliśmy do w miarę zacienionego padoku. Wypuściłam na niego ogiera, ale ten był zbyt zmęczony, więc postępował tylko leniwie w głąb. Odwróciłam się i wróciłam do stajni. Na szczęście nie natknęłam się tam ponownie na Victora. Posprzątałam resztę moich rzeczy i ruszyłam do akademika. Postanowiłam zahaczyć o tor wyścigowy. Po chwili zobaczyłam w dali galopującego Oliego. Oparłam się o ogrodzenie i przyglądałam mu się chwilę. Może w końcu znalazłam bratnią duszę? Oli zaczął zwalniać konia i chwilę później przejechał stępem obok mnie.
- Znowu ty?- zrobił znudzoną minę.
- Nie musiałeś się zatrzymywać.- wyszczerzyłam zęby.
- To prawda.- uniósł jeden kącik ust.
- Skoczę do sklepu, chcesz coś?
- Bagietkę, ser i winogrona.
- A tak serio?
- Możesz mi kupić wafelki czekoladowe, wiesz które, te takie...
- Tak wiem.- posłałam mu uśmiech i odwróciłam się na pięcie.
W takich momentach zaczynałam zastanawiać się dlaczego jeszcze nie dorobiłam się samochodu. Po około 20 minutach marszu w pełnym słońcu, dotarłam na miejsce. Wyjęłam portfel i sprawdziłam ile mam ze sobą pieniędzy. Powinno starczyć. Najwyżej dzieciak nie zje dzisiaj swoich wafelków. Chciałam podnieść ostatni koszyk, ale zrezygnowałam. Wzięłam do lewej ręki sok marchewkowy i tabliczkę czekolady. Będąc na końcu sklepu, pożałowałam, że nie mam koszyka. W końcu dotarłam z zakupami do kasy. Dzisiaj obsługiwała mnie młoda dziewczyna, chyba nowa, bo sprawiała wrażenie wystraszonej. Czegoś mi tu brakowało. Wafelki! Szybko cofnęłam się po nie i podałam kasjerce.
- 12 funtów poproszę.- uśmiechnęła się.
Westchnęłam i zaczęłam wygrzebywać z portfela najmniejsze nominały.
- Brakuje jeszcze 1,5 funta...- dziewczyna starała się na mnie nie patrzeć.
Spojrzałam na te nieszczęsne wafelki. Przekalkulowałam wszystko i ostatecznie odłożyłam czekoladę. Spakowałam wszystko do papierowej torby i wyszłam. Na dworze zaczynało się już ściemniać, więc ruszyłam szybkim krokiem w drogę powrotną. Nie lubiłam tędy chodzić. Do akademii prowadziła polna droga, ale kawałek trzeba było przejść wzdłuż ruchliwej asfaltówki. Pobocze było bardzo wąskie. Powinnam nosić odblaskową kamizelkę, ale wyglądam w niej jak debil. Założyłam kaptur i przyspieszyłam. W międzyczasie słońce zaszło i zrobiło się jeszcze ciemniej. Jeszcze jeden zakręt i wejdę na polną drogę. Zobaczyłam na ulicy światła samochodu jadącego od strony miasteczka. Zeszłam jeszcze bardziej na bok. Po hałasie oszacowałam, że musiał nieźle grzać. Chyba nie zamierzał przy mnie zwalniać. Może mnie nie widział? Musiał mnie widzieć. Zobaczyłam, że światła drgają. Co jest? Odwróciłam się i zobaczyłam, że rozpędzone auto co chwilę zmienia pas drogowy, a kierowca nie jest w stanie jechać w linii prostej. Był już naprawdę blisko. Odwróciłam się znowu plecami do niego i szybko zeszłam głębiej na pobocze. Gdyby były tu jakieś drzewa. Ryk silnika był coraz głośniejszy. Odwróciłam się, ale światła mnie oślepiły. Poczułam silne uderzenie w biodro. Wypuściłam z ręki siatkę i straciłam przytomność.

Oli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz