- Cóż... muszę się zastanowić - wydęłam wargi z właściwą dla tej chwili przesadą, przekrzywiając lekko głowę. - Dobra, może to jest jeden z powodów...
- Jest ich więcej? - chłopak przerwał mi z wyraźnym zadowoleniem. Jego jasne, duże oczy błyszczały radośnie, tak jak za każdym razem, gdy chciał mnie zirytować. - Chętnie posłucham.
Przewróciłam oczami, w ostatniej chwili powstrzymując się przed parsknięciem.
- Niedoczekanie twoje. Nie chcemy, żeby twoje ego jeszcze bardziej się rozrosło - dźgnęłam go w pierś. Chciałam jeszcze uszczypnąć Irlandczyka w ramię, w ramach zapasowej zemsty (nigdy nie wiadomo co takiemu przyjdzie do głowy), ale nim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, Niall przygarnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Zapewne myślał, że zacznę się wyrywać, jak miałam w zwyczaju, ale ku zdziwieniu mnie samej, sprawiło mi to przyjemność. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej przez chwilę pozwalając sobie na czułości. Jakby nie było mało, moje policzki pokrył wyraźny, jaskrawoczerwony rumieniec.
- Musisz mi pożyczyć ten szampon... albo mydło - jego z lekka zachrypnięty głos przerwał ciszę.
Odsunęłam się zmieszana.
- Znajdź sobie swój zapach - mruknęłam, krzyżując po raz kolejny ręce. - Wiesz, istnieje takie coś jak płyn do kąpieli dla chłopców.
Tym razem to on parsknął.
- Jestem mężczyzną, Charlie. Zapamiętaj to na przyszłość - zrobił wyniosłą minę naszej nauczycielki od biologii i udał, że poprawia niewidzialne okulary. - Ta nauka kiedyś ci się przyda.
Oparłam się plecami o ścianę.
- Proszę cię. Chłopak czy mężczyzna, co za różnica. W majtkach macie to samo.
Usłyszałam jak głośno wciąga powietrze, przy czym przez przypadek gwizdnął.
- Nie powiedziałaś tego.
Przez chwilę stałam zbita z tropu, wpatrując się tylko w twarz Irlandczyka.
- Co?
- Po prostu tego nie zrobiłaś - jego głos był matowy, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Przestraszona, przysunęłam się bliżej ściany.
Nagle Niall chwycił leżącą na fotelu poduszkę i zamachnąwszy się nią, rzucił we mnie częścią pościeli. W ostatniej chwili uchyliłam się, z trudem jej unikając.
- Ah tak? Chcesz wojny, Horan? - złapałam za miękki wałek, dzierżąc go niczym miecz. Kolor różowy z pewnością nie pomagał wywołać strachu u blondyna. W ten sposób wywiązała się się prawdziwa bitwa, a po całym pokoju latały wszelakie poduszki, koce, a w pewnym momencie nawet but. Nie chcę się nawet domyślać jakim cudem się tak stało, najważniejsze, że nie oberwałam. Za którymś razem udało mi się opracować schemat. Polegał on głównie na najbardziej banalnym; unik, rzut, unik i rzut. Nawet nie wiem kiedy, zabrakło nam poduszek. Nie pamiętam też kto zaaranżował udawaną walkę pięściarską.
ziemi, uparcie walcząc o wygraną. Dobrze, że Hayden był dobry w tego typu siłowaniach, bo po wielu sprzeczkach byłam wyćwiczona w obronie i ataku. Rodzice zastępczy nigdy nie popierali bójek, ale dwójka dorastających nastolatków o podobnych charakterach miała trudność z dogadaniem się.
W końcu udało mi się przyszpilić Irlandczyka do ziemi. Przyciskając jego ręce do podłogi i unieruchamiając nogi, pozbawiłam go szans na podniesienie się.
- I co, Horan? - spojrzałam na niego z góry. Ku mojemu zaskoczeniu nie wściekał się jak mój brat. Na jego twarzy gościł szeroki, radosny uśmiech.
- Okej, poddaję się. Wygrałaś - zacisnęłam usta w wąską kreskę, przyglądając mu się badawczo. To było zbyt proste.
~~*~~
Każdy ma prawo mieć gorszy dzień, ale moje pojawiają się zdecydowanie zbyt często. Po prostu budzę się i czuję, że nie mam ochoty do życia. Właśnie wtedy nie mam oporu przed zamknięciem się w pokoju i siedzeniem przy komputerze. Nic mnie nie obchodzi.
Jednak czasami w te ciemne dni pojawia się promyczek słońca i dziś tą świetlistą smugą okazał się Matthew. Przyjaciel brata zadzwonił do mnie tuż przed południem z informacją, że jest w Londynie i przyjeżdża dziś do pobliskiego miasteczka. Grzechem byłoby się z nim nie spotkać.
Dlatego właśnie od razu po lekcjach wsiadłam w samochód i pojechałam do umówionego baru.
- Charles - powitał mnie brunet, uśmiechając się szeroko. Miał na sobie zwykły, czarny t-shirt i znoszone dżinsy.
- Siemka Matt - przybiłam z nim piątkę, odwzajemniając uśmiech. Chłopak najwyraźniej dostrzegł, że nie mam humoru i zaprosił mnie, bym usiadła z nim przy barze. Zamówił frytki i dwa napoje gazowane i odwrócił się w moim kierunku.
- Opowiadaj jak tam życie.
Przewróciłam oczami, ale zaczęłam streszczać mu przebieg ostatnich kilku miesięcy, moją znajomość z Niallem i...
- To ten blondyn ze snapa? - przerwał mi brutalnie, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Jasna cholera, czy wy wszyscy śledzicie mnie na internecie? - zaklęłam, mrużąc oczy.
- Może.
Mruknęłam z wyraźnym niezadowoleniem, a kiedy Matthew objął mnie ramieniem, oparłam policzek na jego ręce. Potrzebowałam czyjegoś towarzystwa, kogoś kto zna całą tą sytuację z mojego dzieciństwa. Wtedy naszła mnie pewna myśl, może powinnam zwierzyć się Niallowi? Blondyn powinien mnie zrozumieć, a miło by było mieć kogoś bliskiego w akademii.
Niall? :3
- Jasna cholera, czy wy wszyscy śledzicie mnie na internecie? - zaklęłam, mrużąc oczy.
- Może.
Mruknęłam z wyraźnym niezadowoleniem, a kiedy Matthew objął mnie ramieniem, oparłam policzek na jego ręce. Potrzebowałam czyjegoś towarzystwa, kogoś kto zna całą tą sytuację z mojego dzieciństwa. Wtedy naszła mnie pewna myśl, może powinnam zwierzyć się Niallowi? Blondyn powinien mnie zrozumieć, a miło by było mieć kogoś bliskiego w akademii.
Niall? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz