czwartek, 9 marca 2017

Od Vicky CD. Samuela

Żwawym galopem jechałam na przeszkodę, gdy nagle... moja kochana Siwa zatrzymała się tuż przed krzyżakiem i z najwyższą uwagą rozpoczęła badania nad tą niezwykłą konstrukcją.
- I co? Już cię pożarło? Biedny konik naraża na treningach życie, nie? - zmieniłam głos, głaszcząc ją po szyi. Wycofałam i podeszłam do skoku po raz drugi, tym razem z kłusa. Klacz po raz drugi spróbowała się zatrzymać, ale tym razem nie poddałam się tak łatwo. Kilkakrotnie przyłożyłam jej łydkę, aż w końcu skoczyła. Tyle, że o jakieś 80 cm więcej, niż to było konieczne. Poleciałam jej na szyję, ale utrzymałam się w siodle. Gdy ponownie siedziałam bezpiecznie w siodle, poszukałam wzrokiem Samuela. Nasze spojrzenia się spotkały i oboje prychnęliśmy śmiechem.
- Ktoś to może nagrał? Zupełnie, jakby zobaczyła pająka! - krzyknęłam do chłopaka. Przejechałam przeszkodę jeszcze raz w ta stronę, po czym zmieniłam kierunek i skoczyłam dwa razy z lewej nogi. Zrobiłam dwa kółka kłusa w jedną i w drugą i przeszłam do stępa. Zarzuciłam na plecy konia derkę, a w tym czasie Samuel odstawił na miejsce stojaki i drążki.
- Nie mogliśmy tego tak po prostu zostawić? Myślę, że nikt by przez to nie zginął. - mruknął, podchodząc do mnie i przeciągając się.
- A jednak. Może ciężko ci będzie w to uwierzyć, ale nie zawsze jestem sympatycznym i kulturalnym aniołkiem. Zwłaszcza, gdy ktoś stara się mnie bezkarnie obrażać. No, więc jest tu taka grupka, spoza akademii co prawda, ale to nie ma nic do rzeczy, która za cholerę nie może się ode mnie odczepić. Gdy tylko mają okazję zrobić o coś aferę, choćby najmniejszą, zrobią to. Dlatego z Willem staramy się nie dawać im takiej możliwości, a to wkurwia je jeszcze bardziej. Nienawidzą mnie... - uśmiechnęłam się smutno. - Zresztą nie tylko one... Dzięki za pomoc i do... - zawahałam się. - do zobaczenia... - dodałam cicho i wyjechałam na koniu z hali. Po przejechaniu jakichś 10 metrów minęłam się z Caroline.
- Mam nadzieję, że na hali jest porządek. - rzuciła pogardliwie i pojechała dalej. Popatrzyłam za nią i wystawiłam język razem z środkowym palcem. Przez krótki moment miałam ochotę się roześmiać, ale... ta ochota jakoś szybko zniknęła. Wróciłam do stajni, gdzie zastałam brata. Znów pojawiło się to dziwne uczucie. Chciałam go zjechać od góry do dołu za to, że siedział tu, a nie był przy mnie. Ale znów mi przeszło. Bez słowa rozsiodłałam Siwą, wypuściłam z boksu psy i odniosłam sprzęt do paki.
- Nie chcesz wyjaśnień? - spytał, gdy spotkaliśmy się na schodach.
- Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć, choć nie znaczy to, że nie interesują mnie twoje sprawy. - wzruszyłam ramionami i chciałam iść dalej, ale zagrodził mi drogę.
- Pojechałem po odbiór biletów na dzisiejszy wieczór, a potem do Black'a przyjechał weterynarz. Jak Amnesia? Już przyzwyczaiła się do tej strasznej, pożerającej konie hali?
- Brakuje mi Mike'a... - westchnęłam, czując na policzku ciepłą łzę. Will przez milczał, wpatrując się we mnie tymi przeszywającymi oczami. Uśmiechnął się smutno i mnie przytulił.
- Mi też... Nawet nie wiesz, jak bardzo... Ale nie myślę o tym, a przynajmniej o jego śmierci. Myślę o nim i tym, jak niesamowitym był człowiekiem i ile się od niego nauczyłem. Ty też powinnaś zacząć tak na to patrzeć. Dobrze, że koncert jest już dzisiaj, inaczej byłabyś jeszcze większym, chodzącym kłębkiem nieszczęść.

~***~
Reszta dnia zleciała mi okropnie posępnie. William pojechał do miasta wcześniej, żeby skończyć robotę i mieć resztę wieczoru wolne. O godzinie 17:30 przebrałam się, zebrałam wszystkie rzeczy i wyszłam z pokoju.
- Nie zjedz mi kolejnej poduszki, dobrze? - zwróciłam się do siedzącego przede mną szczeniaka. - Postaram się nie wrócić późno. - mruknęłam i zamknęłam drzwi na klucz. Wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę quada. Pogoda robiła się paskudna, więc truchtem dobiegłam do pojazdu, założyłam kask i czym prędzej wyjechałam przez bramę akademii, w kierunku miasta. Byłam ciekawa, kiedy zacznie lać i czy widoczność się nie pogorszy, ale stało się coś jeszcze gorszego... Quad zaczął zwalniać, coś głośno trzasnęło, a ja o mało nie spadłam z maszyny. Odskoczyłam, łapiąc równowagę. Byłam w takim szoku, że przez kilka minut stałam i gapiłam się w nieruchomą maszynę.
- Cholera! - wrzasnęłam i kopnęłam w koło. - K*rwa mać! - klęłam na cały głos, aż w końcu wykrzyczałam się i usiadłam na ziemi, opierając się o pojazd. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o komórce. Wyjęłam telefon i wykręciłam numer brata. Abonent czasowo niedostępny... I na dodatek 3% baterii?! Do miasta zostało jeszcze co najmniej 8 km... Zdjęłam kask i rzuciłam go na ziemię. Pogoda pogarszała się coraz bardziej, w każdej chwili mogło rozpadać się na dobre. Mogłam zrobić już tylko jedno. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęłam paczkę papierosów, a z kurtki zapalniczkę. Wyciągnęłam jednego, ostatniego niestety, i zapaliłam. Krótko po tym rzeczywiście deszcz się wzmógł i zgasił go.
- Cholera! - wrzasnęłam i cisnęłam nim w niewielką kałużę. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać . Kiedy Will się zorientuje? A może któryś z chłopaków? Scott, Arthur, James, David, Tom, może być nawet Młody, ale niech ktoś przyjedzie. Tak zimno... tak okropnie zimno... Byłam sama, przemoczona, gdzieś na długim odcinku szosy z dala od jakiegokolwiek człowieka. Wątpię, aby o tej godzinie przejeżdżało jakieś auto. Zamknęłam oczy.
- To musi być tylko... sen... - szepnęłam, czując, że jestem już przemoknięta do suchej nici. I siedziałam tak, tylko po to, aby siedzieć, ewentualnie w końcu się obudzić. Po co najmniej piętnastu minutach usłyszałam zza zakrętu jakiś odgłos, jakby... silnika?! Zastanawiałam się, co zrobić. Czułam się tak beznadziejnie... Jeszcze bardziej, niż przez cały dzień. Miałam ochotę się rozpłakać. Z bezsilności, niepewności nerwów... Niewiele więcej myśląc, z zamkniętymi oczami wyskoczyłam na drogę bez jakiegoś konkretnego celu. Ktoś może mi pomóc albo... mnie rozjechać... Zobojętniałam na to. Jednak nie pojawił się żaden ból. Deszcz wciąż padał i było mi tak samo zimno. Otworzyłam oczy i szybko je zmrużyłam na widok światła reflektorów. Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc przyzwyczaić się do nagłej jasności. Dosłownie kilka metrów ode mnie stał czerwony albo pomarańczowy samochód, przez deszcz nie widziałam zbyt wiele. Usłyszałam, jak otwierają się drzwi, a z pojazdu wyłoniła się postać.
- Nie zimno ci? - usłyszałam znajomy głos Samuela.
- Ani trochę... - mruknęłam szczękając zębami.


Sammy? (Uratujesz ją czy zostawisz? xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz