poniedziałek, 20 marca 2017

Od Łucji cd. Christopher'a

Christopher przewiesił lonże na haczyku przy ścianie boksu i odwrócił się w moją stronę.
- Miałaś być ze swoim koniem... - westchnął.
- Byłam. - Uniosłam ręce w geście obronnym i zmrużyłam oczy - Ale właśnie wyszłam.
Chłopak wywrócił jedynie oczami i upewnił się, że dobrze zamknął boks, po czym mając już stu procentową pewność, ponownie odwrócił się w moją stronę.
- Chyba miałeś odpocząć, po tym jak odwiedzisz swojego konia.
- Chyba miałaś mi przy tym towarzyszyć. - Poruszył zabawnie brwiami.
- Chyba nie powinieneś się ze mną kłócić.
- Chyba powinnaś dawać lepsze argumenty - zaśmiał się.
- Coś ci się nie podoba z moimi argumentami? - Zmarszczyłam brwi, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie, no coś ty. Jakże bym śmiał. - Uniósł ręce.
- Ale ja nie żartowałam - powiedziałam poważnie - Naprawdę masz odpocząć.
Chłopak już chciał zaprzeczyć, jednak w tym momencie spojrzałam na niego spod byka i uniosłam palec do ust, nakazując mu być cicho.
- Nie przyjmuję sprzeciwu - szepnęłam poważnie, jednak po chwili zaczęłam się cicho śmiać.
Odruchowo złapałam się za nadgarstek i nie wyczułam na nim bransoletki, którą nosiłam dzień w dzień. Wiele dla mnie znaczyła, to był prezent od mojego psychiatry, konkretniej od pani Elżbiety. Zawieszka  w kształcie podkowy, miała przypominać mi o pasji i o czymś, dlaczego warto jeszcze żyć. To właśnie ten sport pomógł mi pozbyć się zaburzeń odżywania, depresji, samoagresji.. a ta bransoletka zawsze przypominała mi o tym, jak bardzo to kocham. Odkąd go nosiłam, ani razu nie miałam ataku paniki, ani żadnych innych niepokojących objawów, a teraz.. poczułam się słaba. Wiem, że kiedyś będę musiała się tego oduczyć, za bardzo się przyzwyczaiłam, jednak nie widziałam w tym problemu, aż do teraz.
Odwróciłam się na pięcie, mrucząc pod nosem ciche zaraz wrócę i żwawym krokiem udałam się w stronę boksu Omegi, mając nadzieję, że wypadł mi gdzieś obok niego. Przed drzwiczkami nic nie leżało, więc weszłam do środka i korzystając z faktu, że klacz od dłuższego czasu jest na wybiegu, zaczęłam rozgarniać ściółkę, chcąc znaleźć tak ważną dla mnie biżuterię.
Cholera.  Cholera.  Cholera.
Nie ma jej, przerzuciłam chyba całą ściółkę w boksie i nigdzie jej nie znalazłam. Gdzie jeszcze byłam? Na holu, w siodlarni, muszę sprawdzić wszędzie.
Nawet nie panowałam nad tym, gdy w moich oczach zaczęły zbierać się łzy i kilka z nich spłynęło na moje policzki. Miarowy do tej pory oddech, zamienił się w płytkie i szybkie wdechy, których za nic nie mogłam opanować.
- Uspokój się - szepnęłam sama do siebie, zaciskając dłonie w pięści.
Nie mogłam doprowadzić się do gorszego stanu, czułam jak niepokój we mnie narasta i może błyskawicznie przerodzić się w kolejny atak paniki. Po tylu latach nauczyłam się je wyczuwać i w miarę nad nimi panować, co jest cholernie trudne. Wyszłam szybko z boksu, żeby na wszelki wypadek być na widoku, gdybym potrzebowała czyjejś pomocy i oparłam się dłońmi o ścianę.
- Znajdziesz - wyjąkałam pod nosem - spokojnie.
Nie pomagało. Czułam się coraz gorzej, a strach stawał się coraz większy. Silne kołatanie serca, drżenie rąk i problemy z łapaniem oddechu, wskazywały na to, czego najbardziej się obawiałam. Zwinęłam dłoń w pięść i z całej siły uderzyłam w ścianę, chcąc w jakiś sposób odwrócić uwagę mojego organizmu.
Muszę znaleźć tą jebaną bransoletkę. 
Kilkukrotnie jeszcze uderzyłam w ścianę, a po moich kostkach zaczęła sączyć się krew. Z chwili na chwilę oddech stawał się coraz bardziej miarowy i miałam nadzieję, że to już koniec, jednak.. wydawało mi się, że to niemożliwe. Oderwałam się od ściany i chwiejnym krokiem udałam w stronę siodlarni. Zaczęłam przeglądać wszystkie półki i zaglądać pod każdą szafkę, ale nigdzie nie znalazłam swojej zguby. Wyjęłam z kieszeni chusteczkę i spróbowałam wytrzeć krew z moich drżących dłoni, której widok był dla mnie już zbyt dużą traumą,
- Szukasz czegoś? - Usłyszałam za sobą głos, jak się domyśliłam Christopher'a.
- T-tak - wyjąkałam, łapiąc głęboki oddech - Zgubiłam bransoletkę.


Chris? 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz