- Spokojnie...- pogłaskałam go czule po szyi, a ten trącił moje ramię, domagając się jakiegoś smakołyka.
Po chwili obok mnie stanął ojciec, niosący moje walizki oraz torbę ze całym sprzętem Dancera.
Drzwi wielkiego budynku, przed którym staliśmy otworzyły się. Wyszła z nich kobieta i podeszła do nas uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Jestem Ruby Stewart, a ty to Scarlett Smith?- zapytała, wyciągając dłoń.
- Miło mi.-uścisnęłam dłoń kobiety- To mój ojciec, Tom Smith.
Gdy uścisnęli sobie dłonie, pani Stewart powiedziała.
-Stajenny zaraz zaprowadzi twojego konia do jego boksu. A wtedy my załatwimy wszystkie formalności.- spojrzała na Mefista, po czym wyciągnęła rękę w jego stronę. Od razu zauważyłam co będzie chciał zrobić, więc odruchowo cmoknęłam na konia i ruchem ręki nakazałam cofnięcie się.
- Przepraszam, ale Fantastic nie toleruje zbytnio obcych. Nie chcę mieć na sumieniu tego, że nie zareagowałam na jego zachowanie.- odezwałam się nieśmiało, spuszczając lekko wzrok na ogiera.
-Nic nie szkodzi. - posłała mi pogodny uśmiech.- To nasz stajenny Jacob zaprowadzi się do boksu twego wierzchowca. A z twoim tatą wszystko uzgodnimy.
Dorośli ruszyli do budynku, zabierając przy okazji moje bagaże. Zostałam tylko ja i mój koń, oraz jego sprzęt.
- Proszę za mną do stajni, panno Smith.- zawołał mężczyzna w roboczym ubraniu, podchodząc do mnie i zabierając rzeczy Mefista. Ruszył w stronę ciągnącego się zabudowania. Czyli to musiała być stajnia, pomyślałam.
Cmoknęłam na karego wierzchowca i dołączyłam do stajennego.
***
Będąc w boksie Fantastic Dancer'a, wyłączyłam się totalnie. Moje myśli krążyły wokół mej przyszłości w akademii. To było miejsce, w którym mogłam zacząć karierę mojego życia.
Automatycznie ściągałam z nóg ogiera jego ochraniacze transportowe. Żwawym krokiem skierowałam się ku siodlarni, aby zabrać sprzęt do czyszczenia. W pośpiechu odstawiłam telefon, aby poszukać torby ze szczotkami Dancer'a. Ze znalezioną zgubą zamyślona wróciłam do boksu Mefista, i szybkimi ruchami wyczyściłam jego czarną jak smoła sierść.
- Nie zgubiłaś czegoś?- dobiegł mnie beznamiętny, męski ton. Gdy odwróciłam głowę w stronę głosu, ujrzałam przystojnego bruneta o zielono-brązowych, głębokich oczach. W uniesionej ręce trzymał mój telefon.
- Dzięki..- mój głos był tak cichy, że wydawał się być szeptem. Byłam solidnie przekonana, że jestem jedyna w stajni. A jednak się myliłam.
Chłopak oddał mi telefon, a w chwili gdy po niego sięgałam, kątem oka widziałam zbliżający się pysk i zęby Fantastic'a. W ostatnim momencie uchwyciłam kantar ogiera, sprzeciwiając się zamiarowi ugryzienia ręki chłopaka.
- Przepraszam za niego!- wydusiłam z siebie.- Nie lubi nikogo obcego, a przede wszystkim osób zbliżających się znienacka przy jego boksie.
- Nie martw się. To moja wina. Nie powinienem tak blisko podchodzić. - powiedział wyrozumiale i spojrzał mi w oczy.
Ręce mi się trzęsły, i nie mogłam powstrzymać tej jednej łzy, która spłynęła po moim policzku.
Liam??? ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz