****
Po obiedzie poszłam w stronę swojego pokoju i szybko się przebrałam na mój planowany teren. Ubrałam czarne bryczesy, koszulkę z długim rękawem, a
na to niebieską kamizelkę.
Kierowałam się w stronę stajni. Vabalt musiała się znajdować na pastwisku. Zdałam sobie sprawę, że złapanie tej złośnicy będzie wręcz niemożliwe. Rozsunęłam drewniane drzwi do stajni. Kilka koni, które znajdowały się w pierwszych boksach, cicho zarżało.
Kierowałam się w stronę stajni. Vabalt musiała się znajdować na pastwisku. Zdałam sobie sprawę, że złapanie tej złośnicy będzie wręcz niemożliwe. Rozsunęłam drewniane drzwi do stajni. Kilka koni, które znajdowały się w pierwszych boksach, cicho zarżało.
Minęłam boksy koni,
które na stałe mieszkały w Morgan, a potem pchnęłam lekko drzwi
prowadzące do siodlarni. Chwyciłam uwiąz klaczy i znowu znalazłam się na
stajennym korytarzu. Wychodząc zawiał wiosenny, trochę zimny wiatr.
Rozejrzałam się dookoła. Vabalt znajdowała się na pastwisku najbardziej
oddalonym od drogi i innych koni. Prychnęłam cicho pod nosem. Nic
nowego. Udałam się w tamtą stronę. Klacz pasła się spokojnie na
pastwisku. W końcu samica uniosła głowę znad ziemi i spojrzała na mnie.
Kłęby pary wyleciały z okolic jej nozdrzy. Weszłam na pastwisko i
podeszłam do konia. O dziwo, ani nie uciekła, ani specjalnie się nie
ubrudziła. Zapięłam linkę do czerwonego kantara klaczy, musnęła mnie
pyskiem w policzek, na co się uśmiechnęłam. Pogładziłam Vabalt po pysku i
wyprowadziłam z pastwiska.
****
Miałam zamiar pójść dzisiaj na tor crossowy. Klacz musi gdzieś rozładować swoją energię. Wyszłam przed budynek stajni. Vabalt oczywiście musiała zrobić mi psikusa i przy wsiadaniu, zamiast stać spokojnie, przeszła kilka kroków do przodu. Gdy udało mi się już wsiąść na samicę udałam się w stronę toru crossowego. Wybrałam tą ścieżkę, na której mieliśmy treningi. Vabalt, aż rwała się do skoków, wiedziała gdzie zmierzamy. W końcu oddałam klaczy wodze, a ta przeszła płynnie do kłusa, a potem do galopu. Skierowałam ją na leśną ścieżkę i teraz biegłyśmy na pierwszą przeszkodę. Pokonałyśmy ją bez trudu, z dużym zapasem. Następną przeszkodą był pień drzewa. Klacz wybiła się przed przeszkodą i przefrunęła nad nią, dumnie lądując po drugiej stronie. Uwielbiałam ten moment kiedy razem z koniem "zawisało" się w powietrzu na ułamek sekundy. Kierowałyśmy się na kolejną przeszkodę - mur. Klacz nigdy nie lubiła tego typu przeszkód. Zawahała się i sama przeszła do kłusa. Zastrzygła uszami i zatrzymała się przed przeszkodą bacznie ją obserwując czy aby na pewno jej nie zje. Poklepałam klacz po szyi.
- Widzisz nie zje ciebie- powiedziałam ze śmiechem i zawróciłam klacz
Kolejna próba skoku przez mur poszła dobrze. Vabalt przeskoczyła przez nią i teraz biegłyśmy po najbardziej zalesionej części toru. Samica pewnie i rytmicznie biegła przed siebie. Gdy powoli gęstwina zaczęła rzednąć przygotowałam się, bo miała nam się ukazać jedna z ostatnich przeszkód. Trzy ostatnie przeszkody nie należały do trudnych, ale nie były też łatwe lecz Vabalt to nie przeszkadzało. Biegła szybko, z każdym krokiem przyspieszając. Nie mogłam jej pozwolić tak się rozpędzać. Lecz gdy wszystkie pomoce zawiodły, uświadomiłam sobie, że obecnie to klacz ma nade mną kontrolę. Vabalt przez całe swoje życie chodziła na różnych torach crossowych, ale w każdym, zawsze, było coś nieprzewidywalnego. Na zakręcie, który pokonałyśmy bardzo szybkim tempem ukazały nam się dwie przeszkody, które były w bliskiej odległości.
Znów próbowałam zwolnić klacz, ale ta biegła rytmicznie bardzo szybkim galopem, a może już nawet cwałem. Pokonałyśmy bez trudu dwie przeszkody i kierowałyśmy się na ostatnią, która kończyła tor i "otwierała" łąkę. Klacz sama z siebie trochę zwolniła i zbliżając się do ostatniej
przeszkody bardzo ładnie ja przeskoczyła. Biegłyśmy jeszcze kawałek, a potem klacz zaczęła reagować na moje sygnały i zwolniła. Tor poszedł świetnie, ale na zawodach na 100% dostałybyśmy ujemne punkty za niebezpieczna prędkość. Klacz zarzuciła głową i przestąpiła z nogi na nogę widząc przed sobą rozległe, zielone pole.
- O nie!- powiedziałam na głos i zdusiłam zapał Vabalt
Zawróciłam w drugą stronę i ruszyłam ścieżką prowadzącą przez pola w stronę ośrodka. Jak na jeden raz wystarczy wrażeń. Wróciłyśmy stępem do stajni. Oczywiście klaczy wykorzystywała każdą okazję gdy choćby na chwilkę się rozpraszałam.
Zsiadłam z Vabalt i chwyciłam za wodze. Zaczęło się ściemniać. Na parkingu zauważyłam oddalający się samochód wraz z przyczepą do transportu koni. Czyżby ktoś nowy? Weszłam do stadniny. Nie kręciło się akurat za wiele osób. Może to i dobrze? Vabalt była nieprzewidywalna, a sądząc po tym co odwaliła na torze crossowym, co było również moją winą, wolałam nie mieć więcej stresu. Wprowadziłam klacz do jej boksu. Ta od razu rzuciła się na siatkę z sianem. Przewróciłam rozbawiona oczami. Rozsiodłałam klacz, nakryłam ciemnozieloną derką i zaniosłam jej sprzęt do siodlarni. Idąc ku wyjściu zauważyłam nieznajomą mi sylwetkę chłopaka oraz nowego konia - pięknego siwka.
- Jesteś tu nowy?- spytałam bez skrupułów jak to miałam w zwyczaju
Chłopak odwrócił się w moją stronę i wydawał się lekko zdziwiony moją obecnością. Na pewno nie spodziewał się o tej porze żywej duszy, a nawet jeśli już to nie spodziewał się, że będzie musiał z kimś rozmawiać. Podeszłam bliżej do boksu.
- Tak- odparł i pogładził swojego wierzchowca po szyi
Przypomniało mi się jak ja byłam tu pierwszy raz. Oczywiście wszytko mnie zachwyciło, ale początki w takich miejscach nie są nigdy łatwe.
Isak? Jakoś tak mnie naszło XD tylko końcówkę zwaliłam, wybacz ;--;
Miałam zamiar pójść dzisiaj na tor crossowy. Klacz musi gdzieś rozładować swoją energię. Wyszłam przed budynek stajni. Vabalt oczywiście musiała zrobić mi psikusa i przy wsiadaniu, zamiast stać spokojnie, przeszła kilka kroków do przodu. Gdy udało mi się już wsiąść na samicę udałam się w stronę toru crossowego. Wybrałam tą ścieżkę, na której mieliśmy treningi. Vabalt, aż rwała się do skoków, wiedziała gdzie zmierzamy. W końcu oddałam klaczy wodze, a ta przeszła płynnie do kłusa, a potem do galopu. Skierowałam ją na leśną ścieżkę i teraz biegłyśmy na pierwszą przeszkodę. Pokonałyśmy ją bez trudu, z dużym zapasem. Następną przeszkodą był pień drzewa. Klacz wybiła się przed przeszkodą i przefrunęła nad nią, dumnie lądując po drugiej stronie. Uwielbiałam ten moment kiedy razem z koniem "zawisało" się w powietrzu na ułamek sekundy. Kierowałyśmy się na kolejną przeszkodę - mur. Klacz nigdy nie lubiła tego typu przeszkód. Zawahała się i sama przeszła do kłusa. Zastrzygła uszami i zatrzymała się przed przeszkodą bacznie ją obserwując czy aby na pewno jej nie zje. Poklepałam klacz po szyi.
- Widzisz nie zje ciebie- powiedziałam ze śmiechem i zawróciłam klacz
Kolejna próba skoku przez mur poszła dobrze. Vabalt przeskoczyła przez nią i teraz biegłyśmy po najbardziej zalesionej części toru. Samica pewnie i rytmicznie biegła przed siebie. Gdy powoli gęstwina zaczęła rzednąć przygotowałam się, bo miała nam się ukazać jedna z ostatnich przeszkód. Trzy ostatnie przeszkody nie należały do trudnych, ale nie były też łatwe lecz Vabalt to nie przeszkadzało. Biegła szybko, z każdym krokiem przyspieszając. Nie mogłam jej pozwolić tak się rozpędzać. Lecz gdy wszystkie pomoce zawiodły, uświadomiłam sobie, że obecnie to klacz ma nade mną kontrolę. Vabalt przez całe swoje życie chodziła na różnych torach crossowych, ale w każdym, zawsze, było coś nieprzewidywalnego. Na zakręcie, który pokonałyśmy bardzo szybkim tempem ukazały nam się dwie przeszkody, które były w bliskiej odległości.
Znów próbowałam zwolnić klacz, ale ta biegła rytmicznie bardzo szybkim galopem, a może już nawet cwałem. Pokonałyśmy bez trudu dwie przeszkody i kierowałyśmy się na ostatnią, która kończyła tor i "otwierała" łąkę. Klacz sama z siebie trochę zwolniła i zbliżając się do ostatniej
przeszkody bardzo ładnie ja przeskoczyła. Biegłyśmy jeszcze kawałek, a potem klacz zaczęła reagować na moje sygnały i zwolniła. Tor poszedł świetnie, ale na zawodach na 100% dostałybyśmy ujemne punkty za niebezpieczna prędkość. Klacz zarzuciła głową i przestąpiła z nogi na nogę widząc przed sobą rozległe, zielone pole.
- O nie!- powiedziałam na głos i zdusiłam zapał Vabalt
Zawróciłam w drugą stronę i ruszyłam ścieżką prowadzącą przez pola w stronę ośrodka. Jak na jeden raz wystarczy wrażeń. Wróciłyśmy stępem do stajni. Oczywiście klaczy wykorzystywała każdą okazję gdy choćby na chwilkę się rozpraszałam.
Zsiadłam z Vabalt i chwyciłam za wodze. Zaczęło się ściemniać. Na parkingu zauważyłam oddalający się samochód wraz z przyczepą do transportu koni. Czyżby ktoś nowy? Weszłam do stadniny. Nie kręciło się akurat za wiele osób. Może to i dobrze? Vabalt była nieprzewidywalna, a sądząc po tym co odwaliła na torze crossowym, co było również moją winą, wolałam nie mieć więcej stresu. Wprowadziłam klacz do jej boksu. Ta od razu rzuciła się na siatkę z sianem. Przewróciłam rozbawiona oczami. Rozsiodłałam klacz, nakryłam ciemnozieloną derką i zaniosłam jej sprzęt do siodlarni. Idąc ku wyjściu zauważyłam nieznajomą mi sylwetkę chłopaka oraz nowego konia - pięknego siwka.
- Jesteś tu nowy?- spytałam bez skrupułów jak to miałam w zwyczaju
Chłopak odwrócił się w moją stronę i wydawał się lekko zdziwiony moją obecnością. Na pewno nie spodziewał się o tej porze żywej duszy, a nawet jeśli już to nie spodziewał się, że będzie musiał z kimś rozmawiać. Podeszłam bliżej do boksu.
- Tak- odparł i pogładził swojego wierzchowca po szyi
Przypomniało mi się jak ja byłam tu pierwszy raz. Oczywiście wszytko mnie zachwyciło, ale początki w takich miejscach nie są nigdy łatwe.
Isak? Jakoś tak mnie naszło XD tylko końcówkę zwaliłam, wybacz ;--;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz