****

Nie było ani jednej żywej duszy. W głębi ducha się nawet cieszyłem, bo nikogo nie znałem, a znając życie, znowu zrobiłbym coś do czego od razu ludzie by się zniechęcili. Zrobiłem długą rozgrzewkę, gdyż nigdzie mi się nie spieszyło, a Fox był w nowym otoczeniu. Przyglądał się wszystkiemu z zainteresowaniem i szedł żwawo. Wyciągnął swobodnie szyję i się zdecydowanie rozluźnił. Dałem łydkę i ogier przeszedł do płynnego kłusa. Zrobiłem kilka ósemek i wolt. Koń chodził zaskakująco dobrze. Widać, że zmiany wyszły mu na dobre. Następnie przeszedłem do galopu. Foxtrotte wyrwał do przodu, lecz zahamowałem jego zapędy. Rozsadzała go energia. Nie miałem go zamiaru dzisiaj męczyć. Chciałem aby się rozluźnił i przygotował przed pierwszymi ewentualnymi treningami w akademii. Wiedziałem, że mieli tu wysoki poziom, ale wraz z Foxem lubiliśmy nowe wyzwania.

Trening minął szybko. Po godzinie jazdy, zsiadłem z konia. Poluzowałem popręg. Samiec szturchnął mnie w ramię domagając się pieszczot. Pogładziłem go po pysku, co bardzo mu się spodobało. Zaśmiałem się pod nosem i skierowaliśmy się w stronę stajni. Fox szedł za mną rozglądając się z postawionymi uszami. Do kolacji miałem jeszcze dużo czasu. Wszedłem do stajni przez wielkie drzwi. Wnętrze budynku bardzo mi się podobało i było utrzymane w nieskazitelnym porządku. Doszliśmy do naszego boksu. Ogier ochoczo do niego wszedł. Rozsiodłałem Rudego i okryłem cienką, niebieską derką jego spocone ciało. Fox podszedł do siatki z sianem i zaczął, znowu, jeść. Wziąłem jego sprzęt i udałem się do siodlarni. Wszedłem do pomieszczenia i ujrzałem tą samą dziewczynę, której wcześniej oddałem jej telefon.
Scarlett? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz