czwartek, 16 marca 2017

Od Charlotte do Nialla

Nienawidziłam takich nocy jak ta.
Sen przychodził do mnie dopiero po kilku godzinach bezczynnego wpatrywania się w sufit lub inny punkt, a gdy w końcu udało mi się zamknąć oczy, przychodziły koszmary. Nocne zjawy dręczące mnie okropnymi snami, których podstawę stanowiły moje wczesne wspomnienia. Najczęściej te związane z ojcem, czasami z matką. Niemniej, te w których główną rolę grał On, były najgorsze.
Tak było i dziś.
Obudziłam się ciężko dysząc, a dosłownie każdy milimetr mojego ciała pokryty był cienką warstwą potu. Miałam jednak wrażenie, że waży tonę. Kołdra mnie dusiła, a poduszki były tak mokre, że nie miałam zamiaru ponownie kłaść na nich głowy. Zrzuciwszy pościel na podłogę, wręcz podbiegłam do okna, otwierając je na oścież i siadając na samym brzegu. Moje nogi wisiały kilka metrów nad ziemią, a chłodne powietrze owionęło moje ciało, wpływając również do pokoju i mieszając z gorącem panującym wewnątrz. Potrzebowałam świeżego powietrza by na powrót się uspokoić.
Kolejna próba zaśnięcia zakończyła się fiaskiem. To znaczy... poniekąd mi się udało. Zamknęłam oczy zapadając w sen, który prawie od razu zmienił się w nowy koszmar, prędko mnie budząc.
Ostatecznie pogodziłam się z faktem, że następnego dnia będę wyglądać jak żywy trup albo półcielesna zjawa i wyciągnąwszy z torby stos książek, zaczęłam je przeglądać, w niektórych robiąc również dodatkowe ćwiczenia.
Wszystko byleby tam nie wrócić.
W pewnym momencie pchnięta impulsem sięgnęłam po komórkę, chciałam zadzwonić do Nialla. Potrzebowałam czyjegoś wsparcia... nie, jego wsparcia. Chciałam powiedzieć mu wtedy, gdy przyszedł do mnie wieczorem i zapewnił, że jego piosenka nie była o Marie. 
Dlatego właśnie podłączyłam do smartfona swoje słuchawki i założywszy je, puściłam cicho This Town. Może chciałam po prostu posłuchać głosu blondyna. 
Albo wyobrazić sobie jakby to było, gdyby te słowa skierowane były do mnie.
Na wspomnienie słów Horana, że cały utwór jest fikcją wymyśloną przez niego, moje serce przeszył chłód. Szybkim ruchem wyłączyłam telefon.
Rankiem wcale nie było lepiej. Udałam się na śniadanie, po którym to ponownie zamknęłam się w pokoju. Nie miałam ochoty nikogo widzieć, ignorowałam nawet dzwoniącego do mnie Haydena. Brat dobijał się przez dobre kilkanaście minut, ale uznawszy, że najwyraźniej nie chcę z nim rozmawiać, zrezygnował. 
Podczas posiłku zaczepił mnie również Luke, który po krótkiej wymianie zdań, gdzie zdecydowanie dominował jego monolog, niemalże odbiegł ode mnie, mrucząc pod nosem kilka przekleństw.
To wszystko ponownie mnie przytłoczyło. 
Nigdy nie twierdziłam, że jestem silna psychicznie, bo to po prostu nieprawda. Nigdy nie radziłam sobie z własnymi emocjami, które po długim kumulowaniu się w końcu wybuchały wraz ze mną.
Kiedy leżałam na swoim łóżku, zwinięta w kłębek oraz pogrążona w typowym dla siebie smutku, do pokoju wszedł Niall. Musiałam wyglądać żałośnie.
- Coś się stało? - podniosłam się do pozycji siedzącej, by chociaż sprawiać pozory opanowania. Przy okazji otarłam kilka łez, które zdążyły już wymieszać się z moim tuszem do rzęs.
- Chyba ja powinienem o to zapytać. - blondyn zmarszczył brwi, a ja jego twarzy wymalowana była troska.
- Mogę ci zaufać? - zadałam chyba najgłupsze z możliwych pytań, jednak kiedy jestem w rozsypce, zwyczajnie nie potrafię myśleć nad tym, co mówię.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział bez wahania, ujmując moją dłoń w tak uroczy sposób, że prawie znowu się rozkleiłam. Z trudem powstrzymałam kolejny potok łez, wiedząc, że jeśli pozwolę sobie na płacz, nigdy nie zdołam mu opowiedzieć tego, czego wstydziłam się przez całe życie.
- Ja... nie wiem od czego zacząć - zająknęłam się, ściskając jego rękę. - Boże, Niall, ja miałam zniszczone dzieciństwo. Chociaż nie, to zbyt delikatnie powiedziane. On dosłownie ukradł mi szansę na normalne życie.
- On? - jego głos zabrzmiał cicho, jakby obawiał się, że głośniejszy dźwięk wytrąci mnie z równowagi.
- Mój ojciec - dwa słowa, ale zawarta w nich niechęć wystarczyła Niallowi, by ten zrozumiał mój stosunek do tego człowieka. - Odkąd pamiętam znęcał się nad moją matką, a ja nie byłam wyjątkiem.
Jednak była między nami jedna, spora różnica. Kiedy tylko mama wyjeżdżała, przychodził do mnie. Z początku rzadko, potem stało się to rutyną. Mówił, że to normalna relacja, a ja mimo strachu nie protestowałam. Nigdy mnie nie zgwałcił... to znaczy próbował. Ale nakryła go sąsiadka i właśnie dlatego trafił za kratki. On... był pedofilem, a przynajmniej tak stwierdzono w więzieniu. Zajmowała się mną matka, ale po jakimś czasie popełniła samobójstwo. Sama nie wiem dlaczego. Właśnie dlatego trafiłam do Reynoldsów, zaadoptowali mnie. Przyjęli pod swój dach zagubionego dzieciaka, który nigdy nie doświadczył rodzicielskiej miłości i nauczyli mnie tego, co powinnam już dawno umieć zrobić. Ale nie potrafili mnie uspołecznić. Dlatego nadal jestem takim wyrzutkiem. Ostatnio nawet spotkałam się z Matthew, kilka dni przed koncertem. Ale to nie pomogło i znowu nie mogę spać - słowa z trudem przechodziły mi przez gardło, ale ani jedna kropla nie spłynęła po moim policzku.
Widząc, że Niall nie wie co ze sobą zrobić, oparłam głowę na jego torsie, bojąc się, że mnie odepchnie, jednak nie zrobił tego.
- Zostań ze mną, proszę - mój głos załamał się, gdy wypowiadałam te słowa.

Niall?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz