
-Chyba sprowadzam dobrych ludzi na złą drogę- zabrałem z dłoni niedopałek - Jeszcze mi się udusisz na miejscu.
-Nic mi nie jest - starała się zaśmiać, trzymając się za płuca - Kiedyś trzeba spróbować.
-Teraz cię uratowałem, ale co by było gdybym nie był w pobliżu? - zrobiłem teatralnie przerażoną minę.
Georgia przewróciła oczami. Pokiwałem głową aby utwierdzić ją w moim przekonaniu. Stanąłem obok ogromnego, rozłożystego dębu, na którym widoczne były już pierwsze pąki. Oznaki wiosny, która przypominała o swoim przybyciu od dawna. Tęskniłem za tym ciepłym słońcem, choć uważałem swoje kurtki za coś świętego to ciągłe ich noszenie zaczynało stawać się rutynowe, a do tego nie zamierzałem dążyć.
-Mam pomysł... - zwróciłem się do obok stojącej Georgii - Skoro żadne z nas nie zna dokładnie miejsca to proponuję wybrać się na wycieczkę krajoznawczą po pobliskim miasteczku.
-Co proponujesz, panie przewodniku? - dziewczyna widocznie bez wahania przystała na propozycję odwiedzenia miasteczka. Sam uważałem swój pomysł za dobry. Zamierzałem już na samym początku zobaczyć co znajduje się wokół akademii by przez tydzień być w miarę świadomym gdzie mogę zaszyć się samotnie albo urządzić ewentualny wypad.
-Panie mają pierwszeństwo - poprawiłem sobie kurtkę w nonszalanckim stylu.

-Zawsze i wszędzie. Na życzenie? - skłoniłem głowę, chowając ręce w kieszenie i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyznaczonego celu- A w pakiecie jest ich tylko trzy, więc należy je odpowiednio wykorzystać - Georgia uśmiechnęła się, wypowiadając ciche "tak".
W międzyczasie wpadliśmy na szybkie śniadanie do kawiarenki, zdając sobie sprawę, że raczej do Akademii nie zdążymy dojść. A raczej znaczyło na pewno. Samo przejście piętnastu kilometrów ze szkoły na miejsce zajęło nam, mniej więcej, trzydzieści pięć minut. Zważywszy na to, że dzień był jeszcze młody, a ludzie o tej godzinie śpią, nie specjalnie się śpieszyliśmy. Im ich mniej tym lepiej. Dyskrecja ponad wszystko.
Tymczasem w niewielkiej kawiarni, do której pójścia musiałem niemal namawiać Georgie z wielu powodów, które wymieniła. Naturalnie, starałem się je wszystkie obalić i z samego początku mi się udawało. Ostatecznie wygrały babeczki z musem malinowym, które obiecałem kupić dziewczynie na miły dzień.
-Skrzypce nie są takie złe - pokręciłem głową, dokańczając swoje śniadanie. Georgia zmrużyła oczy, zauważając mój delikatny uśmiech.
-Wydaje mi się, że to nie było to końca szczerze stwierdzenie - oparła podbródek o rękę.
Uniosłem spojrzenie do góry, początkowo robiąc poważną minę, jednak zaraz potem moje kąciki ust uniosły się wysoko. Pokręciłem głową, widząc jak dziewczyna wyrazem twarzy zamierza zakończyć temat.
-Na prawdę - położyłem sobie dłoń na sercu - Grałem kiedyś... w dzieciństwie... raz, może dwa, ale grałem. I rzeczywiście szlachetny instrument - usprawiedliwiałem się z szerokim uśmiechem - Aczkolwiek nadal twierdzę, że wolę fortepian czy gitarę. Co nie oznacza, że inne są gorsze - oparłem się plecami o krzesło, czekając aż moja towarzyszka dokończy swój posiłek.
-Gitara jest przereklamowana - wzruszyła ramionami w złośliwym uśmiechu. Zmarszczyłem czoło na te słowa, zaciskając usta. Spuściła głowę, unikając mojego karcącego spojrzenia.
-Ranisz... - mruknąłem, wstając i zabierając jej talerzyk.
Przełknęła ostatni kęs w pośpiechu i zamrugała zdziwiona, wędrując wzrokiem za mną, gdy oddawałem kelnerce zastawę.
-Nie skończyłam - uniosła ramiona do góry, wycierając palce w leżącą obok, białą serwetkę.
-A ja tak. Musimy zdążyć jeszcze wrócić zanim zbiorą się tłumy ludzi wokół nas i zaczną zadawać dziwne pytania, podpuszczając człowieka wszystkimi argumentami jakie tylko przyjdą im do głowy - ponagliłem ją, otwierając drzwi od kawiarenki. Wstała z krzesła, delikatnie zdezorientowana i nadal patrząca na mnie swoimi przenikliwymi, niebieskimi oczyma. Zatrzymałem taksówkę, która akurat nadjeżdżała w naszym kierunku i obydwoje wsiedliśmy do środka.
-Do Morgan University - kierowca kiwnął głową, ruszając.
-Mogliśmy wrócić pieszo. Aż tak ci się śpieszy? - dziewczyna spojrzała przez okno na migające budynki mieszkalne w miasteczku.
-Gdybyś widziała mój pokój i stertę walizek, która prosi się o wypakowanie, sama starałabyś się wrócić czym prędzej - potwierdziłem ruchem głowy powagę sytuacji, która nieco rozbawiła Georgię. Zrobiła poważną minę, mówiąc, że nie należy z taką rzeczą czekać ani chwili więcej. W szczególności gdy w twoim pokoju mieszka kotowaty stwór, zdolny do mordu moich ubrań w każdej chwili.
Georgia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz