środa, 22 marca 2017

Od Zain`a cd. Georgii

Uniosłem brwi do góry w słodkim uśmiechu, jakbym chciał upewnić. Odgarnęła sobie włosy z twarzy, kiwając przy tym ramionami i nie czekając na moją reakcję, sięgnęła po jednego papierosa z paczki z przekonującą miną. Wzruszyłem ramionami, obserwując kątem oka jej poczynania. Nie wyglądała na taką co pali... kiedykolwiek. Zaciągnęła się, po chwili kaszląc.
Odruchowo zacząłem się śmiać, chowając zapalniczkę do kieszeni. Poklepałem duszącą się dziewczynę po plecach.
-Chyba sprowadzam dobrych ludzi na złą drogę- zabrałem z dłoni niedopałek - Jeszcze mi się udusisz na miejscu.
-Nic mi nie jest - starała się zaśmiać, trzymając się za płuca - Kiedyś trzeba spróbować.
-Teraz cię uratowałem, ale co by było gdybym nie był w pobliżu? - zrobiłem teatralnie przerażoną minę.
Georgia przewróciła oczami. Pokiwałem głową aby utwierdzić ją w moim przekonaniu. Stanąłem obok ogromnego, rozłożystego dębu, na którym widoczne były już pierwsze pąki. Oznaki wiosny, która przypominała o swoim przybyciu od dawna. Tęskniłem za tym ciepłym słońcem, choć uważałem swoje kurtki za coś świętego to ciągłe ich noszenie zaczynało stawać się rutynowe, a do tego nie zamierzałem dążyć.
-Mam pomysł... - zwróciłem się do obok stojącej Georgii - Skoro żadne z nas nie zna dokładnie miejsca to proponuję wybrać się na wycieczkę krajoznawczą po pobliskim miasteczku.
-Co proponujesz, panie przewodniku? - dziewczyna widocznie bez wahania przystała na propozycję odwiedzenia miasteczka. Sam uważałem swój pomysł za dobry. Zamierzałem już na samym początku zobaczyć co znajduje się wokół akademii by przez tydzień być w miarę świadomym gdzie mogę zaszyć się samotnie albo urządzić ewentualny wypad.
-Panie mają pierwszeństwo - poprawiłem sobie kurtkę w nonszalanckim stylu.
-W dodatku dżentelmen...
-Zawsze i wszędzie. Na życzenie? - skłoniłem głowę, chowając ręce w kieszenie i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyznaczonego celu- A w pakiecie jest ich tylko trzy, więc należy je odpowiednio wykorzystać - Georgia uśmiechnęła się, wypowiadając ciche "tak".

W międzyczasie wpadliśmy na szybkie śniadanie do kawiarenki, zdając sobie sprawę, że raczej do Akademii nie zdążymy dojść. A raczej znaczyło na pewno. Samo przejście piętnastu kilometrów ze szkoły na miejsce zajęło nam, mniej więcej, trzydzieści pięć minut. Zważywszy na to, że dzień był jeszcze młody, a ludzie o tej godzinie śpią, nie specjalnie się śpieszyliśmy. Im ich mniej tym lepiej. Dyskrecja ponad wszystko.
Tymczasem w niewielkiej kawiarni, do której pójścia musiałem niemal namawiać Georgie z wielu powodów, które wymieniła. Naturalnie, starałem się je wszystkie obalić i z samego początku mi się udawało. Ostatecznie wygrały babeczki z musem malinowym, które obiecałem kupić dziewczynie na miły dzień.
-Skrzypce nie są takie złe - pokręciłem głową, dokańczając swoje śniadanie. Georgia zmrużyła oczy, zauważając mój delikatny uśmiech.
-Wydaje mi się, że to nie było to końca szczerze stwierdzenie - oparła podbródek o rękę.
Uniosłem spojrzenie do góry, początkowo robiąc poważną minę, jednak zaraz potem moje kąciki ust uniosły się wysoko. Pokręciłem głową, widząc jak dziewczyna wyrazem twarzy zamierza zakończyć temat.
-Na prawdę - położyłem sobie dłoń na sercu - Grałem kiedyś... w dzieciństwie... raz, może dwa, ale grałem. I rzeczywiście szlachetny instrument - usprawiedliwiałem się z szerokim uśmiechem - Aczkolwiek nadal twierdzę, że wolę fortepian czy gitarę. Co nie oznacza, że inne są gorsze - oparłem się plecami o krzesło, czekając aż moja towarzyszka dokończy swój posiłek.
-Gitara jest przereklamowana - wzruszyła ramionami w złośliwym uśmiechu. Zmarszczyłem czoło na te słowa, zaciskając usta. Spuściła głowę, unikając mojego karcącego spojrzenia.
-Ranisz... - mruknąłem, wstając i zabierając jej talerzyk.
Przełknęła ostatni kęs w pośpiechu i zamrugała zdziwiona, wędrując wzrokiem za mną, gdy oddawałem kelnerce zastawę.
-Nie skończyłam - uniosła ramiona do góry, wycierając palce w leżącą obok, białą serwetkę.
-A ja tak. Musimy zdążyć jeszcze wrócić zanim zbiorą się tłumy ludzi wokół nas i zaczną zadawać dziwne pytania, podpuszczając człowieka wszystkimi argumentami jakie tylko przyjdą im do głowy - ponagliłem ją, otwierając drzwi od kawiarenki. Wstała z krzesła, delikatnie zdezorientowana i nadal patrząca na mnie swoimi przenikliwymi, niebieskimi oczyma. Zatrzymałem taksówkę, która akurat nadjeżdżała w naszym kierunku i obydwoje wsiedliśmy do środka.
-Do Morgan University - kierowca kiwnął głową, ruszając.
-Mogliśmy wrócić pieszo. Aż tak ci się śpieszy? - dziewczyna spojrzała przez okno na migające budynki mieszkalne w miasteczku.
-Gdybyś widziała mój pokój i stertę walizek, która prosi się o wypakowanie, sama starałabyś się wrócić czym prędzej - potwierdziłem ruchem głowy powagę sytuacji, która nieco rozbawiła Georgię. Zrobiła poważną minę, mówiąc, że nie należy z taką rzeczą czekać ani chwili więcej. W szczególności gdy w twoim pokoju mieszka kotowaty stwór, zdolny do mordu moich ubrań w każdej chwili.

Georgia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz