wtorek, 21 marca 2017

Od Zain`a

Padłem zmęczony na łóżko, wtulając głowę w miękką, przyjemną poduszkę, cicho jęcząc pod nosem. Czułem jak wszystkie moje mięśnie odmawiają mi współpracy. Wiedząc, że jutro będzie ciężki dzień aż odechciewało mi się sięgnąć ręką po walizkę i wyciągnąć sobie jakieś wygodne ciuchy na noc. Morrigan źle znosi przeprowadzkę. Zauważyłem to już przy wyprowadzaniu konia z boksu. Musiała coś przeczuwać gdyż nawet za namową nie zamierzała wyjść ze stajni. O wejściu do przyczepy nie wspominając. Była spięta, a gdy tylko usłyszała rżenie nowych koni i poczuła zapach obcego miejsca zaczęła zachowywać się jak... jak ona. Czyli zaparta koniowata, za którą musiałbym gonić pół nocy. Na szczęście, chyba była równie zmęczona podróżą co ja. Nie zważając na nic, z lekka ogłuszony snem po rozmowie z właścicielami ośrodka udałem się do swojego pokoju. Jak stałem tak padłem na łóżko. I do teraz tak leżę. Z oczami zamkniętymi, jednak nadal nie udając się w Objęcia Morfeusza. Dlaczego? Być może to przez myśli latające mi po głowie, obowiązki czekające jutro i pierwszy poranek. Na pewno odpuszczam sobie jazdę. Mori powinna zaaklimatyzować się, a to oznacza albo duży problem albo mały. Zależy od jej jak i mojego humoru. Oby było prosto, choć ten jedyny raz. Ostatni raz spojrzałem na stertę toreb. Nie, jutro rano. Dzisiaj mi się nie chce. Zain, człowieku, idź już spać.

***
Obudził mnie dzwonek telefonu. Nawet nie przypominam sobie żebym ustawił budzik. Schowałem twarz w poduszkę, nakrywając się kołdrą i w myślach, powtarzając wkoło nie, nie, nie. Ignorowałem z całych sił denerwujące urządzenie, które zaczęło pod wpływem wibracji "chodzić" po całym stoliku nocnym. Wkrótce ucichło, jednak nie na długo, ponieważ tuż po minucie znowu dało się słyszeć piosenkę Enrique Iglesias, którą od niedawna ustawiły moje siostry jako dzwonek kontaktów. Tym razem jednak nie pozostało mi nic tylko sięgnięcie po niego. Ku mojemu zaskoczeniu, na ekranie pojawił się wizerunek Doniya`y. Czemu dzwoni o godzinie 5:50!? Czy na prawdę tak trudno pojąć, że zamierzam się wyspać?
Ułożyłem się na plecach, z trudem patrząc na świecący prosto w oczy ekran. Odebrałem, przystawiając do ucha urządzenie i czekając na pierwsze słowa siostry.
D: Dzień dobry! ~jej głos wydawał się być rozanielony. W przeciwieństwie do mojego, zachrypniętego i marzącego o kolejnej drzemce ~ Nadal śpimy?
Z: A co mam robić o godzinie piątej pięćdziesiąt?
D: Cieszyć się życiem, pędzić z uśmiechem to stajni i zapoznać nowych ludzi.
Z: Będę wręcz skakał radośnie, ale jak się wyśpię. Podasz przyczynę budzenia mnie tak wcześnie? ~zmierzwiłem włosy dłonią.
D: Chciałam usłyszeć tylko mojego młodszego braciszka i przy okazji sprawdzić jak bardzo cieszy się z nadchodzącego dnia. Ah, no tak... i oprawiłam sobie twoje zdjęcie, mam nadzieję, że się nie obrazisz. Zadzwoń wieczorem. Buziaki ~rozłączyła się, nie dając mi dojść do słowa.
Jakiego zdjęcia? Wiem, że ma ich milion. Najgorsze w tym jest tylko to, że połowa z nich to zdjęcia, które nie mają prawa zobaczyć światła dziennego. Ta informacja wybudziła mnie na tyle bym usiadł na brzegu łóżka i wpatrywał się w ekran jak nienormalny. Po chwili przyszła wiadomość z umieszczonym rzekomym zdjęciem. Na dole widniał napis: Słodziak. Stwierdziliśmy wraz z Joshem, że postawimy je sobie na biurku.
Kochana siostrunia.
Rzuciłem telefon gdzieś na środek niepościelonego łóżka, o mało nie uderzając zakopaną w kołdrze Sharikę i dobyłem walizki, która już od wczoraj czekała na rozpakowanie. Plan dnia?
Umyć się.
Ubrać.
Zobaczyć czy Morrigan zachowa się jak na nią przystało.
Porobić z nią kilka kółek(o ile na to pozwoli).
I... no właśnie. I co dalej?
Nie miałem konkretnego pomysłu na dalszą część dnia. O ile wczoraj wydawało mi się, że mam pełno roboty tak dzisiaj zostało mi za dużo czasu na cokolwiek. Przecież nie będę siedział w pokoju wieczność. Zwariowałbym po piętnastu minutach.

***
Stanąłem w obliczu dylematu. Tak bardzo bolesnego, że czułem jak moja dusza kuje mnie od środka. Ten problem powalił by z nóg każdego, kto tylko by go dostąpił, a pech chciał, że akurat padło na mnie. Mori nie będzie miała litości.
-Sharika, decyduj. Która bluzka ma iść na zmarnowanie? - zwróciłem się do kota, który właśnie bawił się moimi sznurowadłami od buta. Kotka spojrzała tylko na mnie niewinnie i wróciła do zabawy. Przygryzłem wargę, chwytając w dłoń szary krótki rękaw z żelazkiem na środku i napisami I`m Iron Man. Żegnaj i spoczywaj w pokoju.
W pełni ogarnięty, dosypując tylko do miski trochę jedzenia dla kota, wyszedłem z pokoju. Była godzina 6:10, a to oznacza, że nie wszystko zajęło mi tyle czasu, który starałem się tak idealnie wyliczyć. Nie chcąc nikogo obudzić, spokojnym krokiem zszedłem po schodach, wychodząc na pusty dziedziniec i kierując się w stronę stajni. Boks Morrigan znajdował się gdzieś na końcu. Wychyliła łeb by na mój widok z powrotem schować się w środku. Na boksie wypisane były słowa My Princess. Nie wiem co mnie podkusiło, ale od zawsze czułem, że dla mnie jest ona królową.
-Nagle zrobiłaś się taka wstydliwa? - oparłem się o drewno, trzymając już w ręce derkę.
Klacz prychnęła cicho, nie zwracając na mnie większej uwagi i w spokoju przeżuwając w pysku siano. Wszedłem do środka, zakładając na głowę konia kantar. Obrawszy Mori w derkę co okazało się nie lada wyzwaniem, gdyż sprytnie zdejmowała zębami wszystko co udało mi się na nią założyć. Utrudnia mi życie w każdym stopniu. Po jakimś czasie uporałem sobie z tą oślicą i wyprowadziłem na zewnątrz.
Krajobraz, w którym położony był Uniwersytet zachwyciłby nie jednego, dlatego i mi nie pozostał obojętny. Co prawda było mało co widać z powodu mgły, która zawisła nad pastwiskami, ale poszczególne obiekty były dość dobrze widoczne.
Trzymając uwiąz w ręce i uważnie obserwując każdy ruch klaczy, prowadziłem ją na pobliski czworobok, na którym mogłaby oswoić się z otoczeniem i wyrzucić zbierającą energię. Puki co wydawała się być spokojna, ale poznałem jej naturę już na tyle, by wiedzieć, że to mogą być tylko złudzenia. Nie zdziwiłoby mnie gdyby teraz zaczęła robić piruety i tańce głową. To dla niej charakterystyczne. Jednak puki co jej głowa wydawała się wisieć w jednym miejscu, a ruchliwe uszy odwracały się w kierunku nawet najdrobniejszego szmeru. Była zainteresowana, a to dobry znak. Może nie będzie aż tak źle. Zamknąłem drzwiczki, zaraz potem spuszczając klacz z uwiązu i przeszedłem na sam środek, by mieć widok na wszystko wokół. Morrigan stanęła w miejscu, a jej chrapy rozszerzały się to zmniejszały. Usiadłem na zimnej ziemi, bawiąc się sprzączką i z delikatnym uśmiechem patrząc na zapoznającą się z otoczeniem klacz. Nie trwało to długo, bo już po chwili zaczęła galopować po całym czworoboku, ryjąc w ziemi kopytami. Coraz bardziej żwawo i pewnie. Były momenty kiedy to bałem się, że mnie staranuje, brykając coraz bliżej mnie. Jednak za każdym razem zatrzymywała się tuż obok i gwałtownie skręcała. Wariatka. Zachęcany do zabawy, wstałem i zacząłem podążać jej krokiem. Uwielbiała mnie gonić. Jak pies.
-Koniec - odparłem zdyszany, kładąc się na piasku. Poczułem ciepły oddech prze koszulkę na brzuchu. Morrigan starannie obwąchała moje kieszenie, po czym przeszła na twarz, opluwając mój policzek. Skrzywiłem się, dmuchając jej w chrapy. Odsunęła się do bramy, kłusując.
Wstałem, otrzepując się z ziemi i podszedłem do bramy.
-Idziemy, mi princesa - oczekiwałem na powoli idącą w moim kierunku klacz. Zbliżyła się, podnosząc łeb do góry. Jakaś ty dzisiaj grzeczna, aż niemożliwe. Ruszyliśmy z powrotem do stajni.
Po drodze jednak zatrzymały mnie pewne dźwięki dochodzące z ćwiczebnego parkoura. Ktoś widocznie lubił trenować wcześnie rano. Delikatnie dając znać Mori by skręciła, ruszyłem w tamtym kierunku z czystej ciekawości. Stanąłem przy płocie, patrząc na dziewczynę trenującą skoki na ogierze. Oparłem się rękoma z delikatnym uśmiechem, obserwując skupienie nieznajomej. Mori w tym samym czasie zaczęła skubać trawę, widocznie nie przejmując się niczym innym.
Na prawdę dobrze jej szło i już pod sam koniec, dała radę namówić swojego wierzchowca na ostatnie dwa skoki. Poklepała go po szyi.
Zacząłem klaskać, odrywając się od metalowej barierki. Głowa dziewczyny odwróciła się w moją stronę. Zatrzymała ogiera, patrząc delikatnie zdziwiona.
-Ładnie. Podobało mi się - uniosłem do góry brwi, wzrokiem okalając cały tor przeszkód.
-Nie zauważyłam cię. Myślałam, że jestem sama - nieznajoma podjechała bliżej.
-Nie dziwne, starałem się - parsknąłem pod nosem, uśmiechając się ponownie - Startujesz na coś? - schowałem ręce w kieszenie, nadal trzymając uwiąz w dłoni.
-Nie. Przyszłam tylko poćwiczyć - zsiadła z konia, przerzucając wodze nad jego głową.
-Że też komuś chce się o tej godzinie wychodzić z łóżka. Broń cię Boże - stanąłem bokiem, kątem oka obserwując swoją klacz - Bardzo ładnie ci szło. Ja poprawiłbym tylko nadgarstek - nie mogłem powstrzymać się od złośliwego uszczypnięcia.
Dziewczyna uchyliła usta, krzyżując ręce na piersi. Zmierzyła mnie swoim spojrzeniem, który nie spodziewał się widocznie takiej uwagi od obcego człowieka. 

                                                                                      Georgia?
                                                                                      Padło na ciebie c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz