czwartek, 16 marca 2017

Od Andy'ego cd. Juliet

Gdy wyszedłem z łazienki, Juliet już spała i o dziwo pannie nie lubię zwierząt, towarzyszył Ares i chyba żadne z nich nie miało nic przeciwko. Wziąłem telefon z biurka i spróbowałem w miarę wygodnie ułożyć się na fotelu. Nie powiem, że było to wygodne, bo nie było ani trochę, jednak nie było tragedii. Życie w zespole wystarczająco nauczyło mnie, że będąc zmęczonym, można zasnąć dosłownie wszędzie. Do dziś pamiętam jak Ashley zasnął kiedyś pod prysznicem, a potem miał pretensje, że go budzimy. Sam nie należę do najlepszych, bo kilkukrotnie udało mi się odpłynąć, podczas prób. Śpiewamy, śpiewamy i nagle bum, Andy leży i śpi.
I co zrobisz? Nic nie zrobisz.
Zdążyłem jeszcze sprawdzić Instagrama, gdzie od razu rzuciła mi się w oczy masa pytań, pod moim ostatnim zdjęciem, o tajemniczą dziewczynę z pizzerii, co oznacza, że na pewno pojawiło się już kilka artykułów na ten temat. Jakoś nie miałem dziś siły i chęci na czytanie ich durnych wypocin, zaczynało mnie już męczyć ich wtrącanie się w życie osobiste, a na dodatek tworzenie nieprawdziwych historii.
Idziesz z kimś po mieście? To na pewno twoja nowa dziewczyna.
Z żadnym osobnikiem płci żeńskiej z mojej rodziny, też już chyba nie będę mógł się pokazać, bo pomyślą, że to moja kolejna dziewczyna. No ludzie kochani! Pomyślcie trochę, zanim robicie sensację.
~~*~~*~~
Rano obudziłem się około godziny szóstej i dopiero zrozumiałem, że dzisiaj jest czwartek, a w czwartki nie mamy treningów. Mógłbym spać jeszcze jakieś dwie godziny, jednak nie byłoby to zbyt przyjemne i wygodne.
Wstałem z fotela, żeby choć trochę rozprostować kości i przeciągnąłem się kilkukrotnie. Zgarnąłem czyste ubrania z szafy i wiedząc, że i tak już nie zmrużę oka, udałem się do łazienki. Przebrałem się szybko w czarne jeansy, t-shirt z logiem zespołu Slipknot i czarną katanę z ćwiekami na ramionach. Odprawiłem poranną toaletę, a gdy wyszedłem, Juliet jeszcze spała. Chciałem ją obudzić, jednak w ostatniej chwili zauważyłem, że jest dopiero siódma, więc za godzinę śniadanie, a poza nim nigdzie się nie spieszy. Czwartki to czas odpoczynku, albo nadrabiania zaległości, jednak niewiele osób korzysta z tej drugiej opcji. Okej, dobra, mamy jeszcze lekcje w szkole, ale.. przecież można zrobić sobie wolne. Nikt nie sprawdza tego, czy wyszliśmy na zajęcia, czy nie.
Ares po chwili podniósł się i zeskoczył z łóżka, podchodząc do mnie. Kucnąłem i drapiąc go za uchem, zabrałem smycz spod biurka.
- Chcesz wyjść? - spytałem, na co zaszczekał cicho - Okej, w takim razie chodźmy.
Postanowiłem nie budzić Juliet, niech chociaż ona się wyśpi, więc wyrwałem kartkę z jednego z zeszytów walających się na biurku i zostawiłem jej krótką wiadomość, że zaraz wrócę i zapinając Aresowi smycz, wyszedłem po cichu z pokoju. Większość mieszkańców akademika wciąż spała, tylko nieliczne osoby opuściły swoje pokoje i głównie byli to ludzie, którzy jak ja musieli wyjść ze swoim pupilem.
Zanim jeszcze zdążyłem opuścić budynek akademika, po drodze zaczepiła mnie pani Ruby.
- Dzień dobry, Andy. - Uśmiechnęła się - Jak ci się tu mieszka?
Pani Stewart zawsze chciała dla wszystkich jak najlepiej i często pytała się, jak nam się podoba, co byśmy zmienili i jeszcze wiele innych. Była bardzo sympatyczną kobieta i nigdy nie było problemu, jeżeli trzeba było załatwić jakaś sprawę, a nawet porozmawiać podczas gorszego dnia.
- Bardzo dobrze. - Odwzajemniłem jej uśmiech - Wydaje mi się, że zostanę tu dłużej, niż planowałem.
- Cieszy mnie to, nawet bardzo! Dobrze, nie będę cię zatrzymywać - powiedziała zerkając na niecierpliwiącego się psa - Miłego dnia.
- Dziękuję, wzajemnie.
Pani Stewart rzucając jeszcze jeden uśmiech na pożegnanie, udała się w stronę sekretariatu. Ares zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi, a chwilę później, byliśmy już na zewnątrz. Szykuje się piękny dzień, słońce świeci, jeszcze jest dość zimno, jednak to kwestia kilku godzin, nie można zmarnować tak ładnej pogody.
Udałem się w stronę drogi, prowadzącej na przystanek autobusowy i zacząłem się zastanawiać, czy Juliet już się obudziła.

Juliet?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz