poniedziałek, 13 marca 2017

Od Harry'ego cd. Zoey

"Cza­sami zmiany dają więcej złego niż dob­re­go, ale trze­ba ich spróbo­wać by prze­konać się o skutkach."
Tym razem nie było mowy o negatywnych skutkach, tu wszystko musiało się udać!
Zaczynam spełniać kolejne marzenia, mimo, że nigdy nie spodziewałem się czegoś takiego. Pół godziny temu wyjechałem z domu, w celu rozpoczęcia nauki w znanej i popularnej akademii jeździeckiej, a dokładniej Morgan University. Czy jestem zdenerwowany? Jak cholera, jednak zdecydowanie przeważają u mnie uczucia bardziej związane z ekscytacją, niż stresem. Okej, nie znam tam nikogo, ale przecież poznam, mało kto przyjeżdża tu z grupą znajomych, więc myślę, że akurat z tym nie powinno być problemu. Przecież nie jadę sam, jest ze mną moja najlepsza przyjaciółka, Rainbow Dash! Tak to jest, gdy czteroletnia kuzynka wybiera imię dla źrebaka, aczkolwiek bardzo mi się podoba. 
Włączyłem radio i zacząłem nucić Coldplay - Hymn For The Weekend, im bliżej celu byłem, tym bardziej zaczynałem się stresować, a muzyka zawsze pomagała mi się zrelaksować. Co prawda, to już nie pierwszy raz jak tu przyjeżdżam, jakiś czas temu przywiozłem osobiście wszystkie niezbędne papiery. Mniej więcej wiedziałem już, gdzie i co się znajduje, jednak wciąż byłem pewny, że przez pierwsze dni, będę cholernie zagubiony i spóźniony na wszystko, na co tylko można się spóźnić. 
Chwilę przed moim przyjazdem, brama wjazdowa otworzyła się, a ja spokojnie mogłem wjechać na parking i zając miejsce jak najbliżej akademika. Zawsze śmiałem się z Gemmy, że nawet na krótkie wyjazdy potrafi spakować jakieś trzy walizki, a sam teraz zapakowałem praktycznie cały samochód. Większość miejsca i tak zajął ekwipunek klaczy, kilka siodeł, ogłowia i jeszcze wiele innych rzeczy, których uporządkowanie w siodlarni zajmie mi wieczność. 
- Zmiany są dobre - mruknąłem pod nosem, gasząc silnik. 
Wysiadłem z auta i pierwsze co zabrałem się za wyprowadzenie klaczy z przyczepy. Rainbow Dash nie lubiła zbytnich podróży, a ta na całe szczęście nie była zbyt długa. 
~~*~~*~~

- Dziękuję bardzo. - Uśmiechnąłem się do pani Ruby, odbierając od niej klucze do mojego nowego pokoju.
- Jeżeli miałbyś jeszcze jakieś pytania, to zawsze ktoś tutaj będzie. - Odwzajemniła uśmiech, wskazując ruchem dłoni drzwi prowadzące do sekretariatu.
Kiwnąłem głową i od razu udałem się w stronę schodów, prowadzących na piętro, targając za sobą walizki. Przemierzyłem korytarz w celu odnalezienia drzwi z numerem 72, jednak zamiast nich, zauważyłem już z daleka znajomą blond czuprynę Horana. 
- Harry? - usłyszałem zdziwiony głos Nialla.
- Niall? - Wyszczerzyłem się w stronę przyjaciela. 
- Rzucaj torby Styles! - krzyknął, jednocześnie biorąc rozbieg.
Ledwo zdążyłem odłożyć walizki, a chłopak praktycznie wskoczył mi na ręce, co skończyło się nie inaczej, niż bliskim spotkaniem z podłogą. 
- Chyba przytyłeś - jęknąłem, czując ciężar Horana na sobie.
- Aj, przestań. Stęskniłem się - zaczął się śmiać.
- Wstawaj, bo z boku może to wyglądać trochę.. pedalsko.
Niall od razu zerwał się na równe nogi, podając mi rękę. Złapałem jego dłoń, a chłopak pomógł mi wstać.
Długo rozmawialiśmy, zanim pozwolił mi spokojnie pójść do siebie. Wchodząc do pokoju, od razu zacząłem rozpakowywać swoje walizki. Cudem starczyło mi miejsca, a ja nawet nie spodziewałem się, że zabrałem że sobą aż tyle rzeczy. Z głębokim westchnięciem rzuciłem się na łóżko i wyciągnąłem telefon z kieszeni. 
Od razu zauważyłem kilka wiadomości od mamy i jedną od Nialla. Oczywiście jako pierwsze odpisałem swojej rodzicielce, która jak zwykle martwiła się, czy bezpiecznie dojechałem i niczego nie zapomniałem. 
~~*~~*~~
Zaraz po obiedzie przebrałem się w coś wygodniejszego niż koszula, do której zmusiła mnie mama w celu, jak to uznała zrobienia lepszego wrażenia. Naciągnąłem na siebie kurtkę oraz buty i już byłem gotowy, żeby odwiedzić Rainbow Dash w stajni. Mam ogromną nadzieję, że spodoba jej się w nowym miejscu, chociaż trochę się tego obawiałem, klacz zawsze była wybredna. Starając się nie myśleć o możliwych minusach pobytu tutaj, wyszedłem z pokoje i od razu udałem się w stronę schodów. Po drodze minąłem kilka osób, większość wyglądała na bardzo sympatycznych, ale.. oni już wszyscy się znali, a to ja byłem tym świeżakiem. Wziąłem głęboki wdech i opuściłem akademik, kierując się w stronę stajni. Mimo słońca, wychylającego się zza chmur, wciąż była zimno, a na wspaniałą i niezastąpioną wiosnę, trzeba będzie niestety jeszcze trochę poczekać. 
Wchodząc do stajni zauważyłem pusty boks, więc domyśliłem się, że jest na padoku, mimo to, dla pewności wolałem spytać stajennego, który upewnił mnie w tym przekonaniu. Ponownie wyszedłem na zewnątrz, powracając do tej nijakiej pogody i stałem się świadkiem pewnego zdarzenia. Kary koń usilnie próbował pokazać Rainbow Dash, kto tu rządzi, a klacz mimo to, że nie jest zbyt dominująca w stadzie i tak chciała utrzymać swoją godność będąc i tak na straconej pozycji. Muszę przyznać, że wyglądało to dość niebezpiecznie, jednak na całe szczęście ktoś szybko zainterweniował i odciągnął stamtąd ogiera.
Wszedłem na padok i podszedłem do klaczy, żeby sprawdzić, czy na pewno nic jej nie jest. Pogłaskałem ją po głownie, jednocześnie oglądając jej szyję i przednie kończyny, jednak nic mnie nie zaniepokoiło. Po chwili usłyszałem za sobą damski głos.
- Przepraszam za Mortala. Mimo wszystkiego co robimy on nadal często zachowuje się dość dziko.
Nie puszczając kantara klaczy, odwróciłem się w stronę tajemniczego głosu. Przede mną stała dziewczyna o drobnej budowie, brązowych oczach i średniej długości, ciemnych blond włosach, która najpewniej była właścicielką karego ogiera. 
- W porządku, nic się nie stało. - Uśmiechnąłem się, widząc, że Rainbow Dash jest cała i zdrowa. Wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczyny - Harry.
- Zoey. - Odwzajemniła delikatnie uśmiech, ściskając moją dłoń. 
- Długo już tu jesteś? - spytałem, gdy moja ciekawość przezwyciężyła.
- Zaledwie kilka dni, a ty.. - Zmarszczyła brwi - .. chyba dzisiaj przyjechałeś, prawda? Nie widziałam cię wcześniej. 
- Mhm, przyjechałem kilka godzin temu, a moja klacz już zaczyna robić sobie wrogów - zaśmiałem się, głaszcząc Rainbow Dash po szyi.
- Mortal również nie próżnuje - westchnęła - Naprawdę przepraszam za niego. 
- Naprawdę nie masz za co przepraszać, oboje są cali i zdrowi. - Wzruszyłem ramionami. 
Klacz usilnie chciała mi się wyrwać, a gdy tylko jej na to pozwoliłem ruszyła przed siebie zgrabnym i pełnym gracji kłusem. 
- Ym.. skoro jesteś tu dłużej ode mnie, na pewno jesteś w stanie mi pomóc - odezwałem się, pocierając dłonią kark - Pani Ruby prosiła, żebym przyszedł koło 14 do jej biura, a ja kompletnie nie mam pojęcia gdzie to jest. 



Zoey? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz