piątek, 10 marca 2017

Od Zoey Do Harry'ego


Jak zwykle wstałam wraz ze wschodem słońca. Nie wiem czemu, ale mój organizm stwierdził, że to będą jego godziny budzenia się. Zawsze ze wschodem słońca. Westchnęłam i spojrzałam na czarny zegar, który wisiał na ścianie. Wskazywał on godzinę szóstą trzydzieści. Podniosłam się do pozycji siedzącej i odwróciłam w kierunku szafki nocnej. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z niej plan zajęć. Spojrzałam na rubryczkę z wtorku. Na początku od siódmej do siódmej czterdzieści miałam trening westernu z grupą. Miałam jedynie pół godziny. Może uda mi się wyrobić. Szybko wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i nie zastanawiając się zbytnio zabrałam stamtąd trochę za duży sweter, białe spodnie, które kończyły mi się nad kostkami oraz bieliznę. Poszłam z tym zestawem do łazienki. Szybko przebrałam się i spięłam włosy z tyłu. Postanowiłam nie malować się dzisiaj więc wyszłam z pomieszczenia. Założyłam jeszcze stopki i spojrzałam na zegar. Szósta czterdzieści siedem. Westchnęłam. Czas się zbierać. Wzięłam jedynie telefon, który schowałam do tylnej kieszeni i podeszłam do drzwi. Założyłam jeszcze białe adidasy oraz zarzuciłam na siebie kurtkę - tak na wszelki wypadek jakby było dzisiaj bardzo zimno... Najwyżej zostawię ją w boksie konia. Zabrałam szybko klucze i wyszłam z mojego pokoju. Zamknęłam drzwi na zamek, a "brzęczące przedmioty" schowałam do kieszeni kurtki. Odwróciłam się przodem do korytarza. W tym samym momencie otworzyły się drzwi od pokoju na przeciwko. Zaraz wyszedł z nich Erik. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do brata. Ten zdążył już zamknąć drzwi i odwrócić się w moją stronę.
- No witam braciszka - powiedziałam z uśmiechem na ustach.
- Cześć Zo. Też na trening? - zapytał odwzajemniając gest.
- Tak. Zgaduję, że ty też. Co dzisiaj ma twoja grupa? - odpowiedziałam i zadałam mu pytanie.
- Teraz mam ujeżdżanie, a po południu cross, a ty? - widziałam podekscytowanie w jego oczach.
- Na siódmą western, a co mam później nawet nie sprawdziłam - odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami.
- Bierzesz Mortala - powiedział natychmiastowo Erik.
- Nie! To twój koń i ty go bierzesz! - zaprzeczyłam od razu.
- Nie kłóć się. Ja nadal jestem zdania, że jest on nasz, ale mniejsza. Chcę aby miał jak najczęstsze treningi w tym czym jest najlepszy. Czyli western i wyścigi. Z racji, że ty masz western to ty go bierzesz - powiedział poważnie.
Westchnęłam i nic już nie mówiąc ruszyłam przed siebie. Nawet nie patrzyłam na to czy brat podąża za mną.
~*~*~*~*~
Oczywiście Erik jak zawsze postawił na swoim przez co właśnie stałam wraz z resztą mojej grupy na czworoboku. Czekaliśmy na trenera. Większość była ustawiona w mniejsze bądź większe grupki. Jednak ja stałam na uboczu. No cóż. Nie czuję potrzeby zapoznania się z innymi. Do tego nie chciałam aby Flame coś nawyprawiał. Co prawda na treningach był spokojniejszy, ale nadal nie lubił być w pobliżu obcych. Westchnęłam i przewróciłam oczami. Długo jeszcze będzie czekać na tego trenera. W tym samym momencie na czworobok wjechał jakiś mężczyzna na kasztanowym koniu. Zatrzymał się kawałek przed nami. Rozmowy momentalnie ucichły i każdy na niego spojrzał.
- Pewnie większość to wie, ale słyszałem, że ostatnio doszły nowe osoby, więc nazywam się Marco Voccea i jestem trenerem westernu - przedstawił się.
Czyli to z nim będą obywać się zajęcia z westernu. Mężczyzna coś jeszcze opowiadał. Jednak niezbyt go słuchałam. Po kilku minutach zauważyłam jak zaczął rozstawiać beczki. Czyli dzisiaj bierzemy się za Barrel Racing. Okej, dam radę. Spokojnie czekałam na swoją kolej. Po kilkunastu minutach w końcu ona nadeszła. Od razu weszłam na Flame'a i podjechałam na linię startu. Na znak trenera ruszyłam przed siebie. Zaczęłam lekko skręcać w prawo, nakierowując ogiera na pierwszą beczkę. Sprawnie weszłam w zakręt. Za nami posypał się piach. Nie przejmując się tym ruszyłam dalej.
~*~*~*~*~
Dokładnie o siódmej czterdzieści skończyliśmy trening. Pożegnaliśmy się z panem Voccea i ruszyliśmy w stronę stajni. Zaprowadziłam Flame'a do jego boksu. Tam ściągnęłam z niego sprzęt i zaniosłam go do siodlarni. Stamtąd zabrałam kantar. Wróciłam do Mortala i założyłam mu go. Następnie wyciągnęłam telefon. Spojrzałam na godzinę. Siódma pięćdziesiąt trzy. Dobra. Powinnam zdążyć. Chwyciłam Immortal Flame'a za kantar i wyprowadziłam z boksu. Następnie skierowałam się na pastwisko. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Otworzyłam bramkę i wpuściłam do środka ogiera. Ten od razu pobiegł przed siebie. Następnie zawrócił, zrobił łuk i podskoczył kopiąc tylnymi nogami w powietrze. Westchnęłam i pokręciłam głową niedowierzająco. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Nasz kochany dzikus...
~*~*~*~*~
Powolnym krokiem zmierzałam w stronę stołówki. Po chwili znalazłam się przed drzwiami. Pchnęłam je i weszłam do środka. Nie było tu za wiele osób. No cóż. Dla mnie to dobrze. Podeszłam do lady i zgarnęłam tackę. Przede mną w kolejce stały jeszcze trzy osoby. Zaraz znalazłam się przy kucharce. Poprosiłam o sałatkę i herbatę. Po chwili dostałam swoje "zamówienie". Odwróciłam się i szybko rozejrzałam się po sali. Od razu zauważyłam Erika. Siedział przy stoliku w kącie. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się lekko. Porozmawialiśmy chwilę, a potem postanowiłam już wyjść. Na szczęście jeszcze dzisiaj nie musiałam iść na zajęcia. Po wyjściu ze stołówki od razu skierowałam się na dwór. Następnie ruszyłam w kierunku pastwiska aby sprawdzić jak tak się ma Flame.
Byłam kilkanaście metrów od niego kiedy zauważyłam dość... ciekawy? widok. Szybko podbiegłam do płotu. Dopiero teraz mogłam dobrze się temu przyjrzeć. Imm stał na dwóch nogach i napierał na jakąś klacz, szybko przebierając przednimi kończynami. Ogier poruszał się do przodu, a jego "wróg" cofał się. Po chwili, kiedy "wyszłam" z szoku postanowiłam zainterweniować. Wbiegłam na pastwisko i ustawiłam się jak najbliżej nich.
- Immortal! Przestań! Uspokój się! - krzyknęłam.
Jednak koń w ogóle nie zareagował. Od razu postanowiłam. Zadzwoniłam do Erika i opisałam sytuację. Ten powiedział, że zaraz się zjawi i rozłączył się. Po kilku długich minutach przybiegł mój brat. W jednej ręce trzymał lonże, a drugiej jabłko. Po co mu to? Erik nie zwracając na mnie zbytnio uwagi zrobił kilka kroków do przodu. Był naprawdę blisko koni.
- Mortal... Patrz co dla ciebie mam... No chodź tu i weź sobie - powiedział spokojnie do ogiera.
Ten jednak nadal nie reagował. Erik rzucił jabłko. Wylądowało ono obok nóg Mortala. Po chwili ogier jakby "wyrwał" się z amoku. Opadł na ziemię, przestając napierać na klacz. Szybko odwrócił się i chwycił w zęby jabłko. W tym samym momencie podbiegł do niego Erik i zapiął mu lonżę. Powoli odciągnął go od drugiego konia. Ruszyłam za nimi. Po tym jak upewniliśmy się, że Imm jest już w miarę spokojny odwróciłam się. Chciałam sprawdzić co z tamtą klaczą. Zauważyłam obok niej chłopaka, który dokładnie oglądał ją ze wszystkich stron. Bardzo możliwe, że był świadkiem całej sytuacji. Po chwili podeszłam do niego. Stanęłam obok, ale ten nawet mnie nie zauważył.
- Przepraszam za Mortala. Mimo wszystkiego co robimy on nadal często zachowuje się dość dziko - powiedziałam do pleców chłopaka w kręconych włosach.

Harry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz